[ menu ] [ wiersze ] [ aforyzmy ] [ inne ] [ sznurki ] [ galeria ] [ muzyka ] [ lista płac ] [ księga gości ]
...O MIŁOŚCI [wiersze od 'A' do 'C']
A - B - CD - E - FG - H - IJ - K - LM - N - OP - R - ST - U - WX - Y - Z
SzufladaAlfabetyczny spis autorów i wierszy
A kiedy będziesz moją żoną,umiłowaną, pośłubioną,wówczas się ogród nam otworzy,ogród świetlisty, pełen zorzy.Rozwonią nam się kwietne sady,pachnąć nam będą winogradyi róże śliczne, i powojecałować będą włosy twoje.Pójdziemy cisi, zamyśleni,wśród złotych przymgleń i promieni,pójdziemy wolno alejami,pomiędzy drzewa, cisi, sami.Gałązki ku nam zwisać będą,narcyzy piąć się srebrną grzędąi padnie biały kwiat lipowyna rozkochane nasze głowy.Ubiorę ciebie w błękit kwiatów,niezapominajek i bławatów,ustroję ciebie w paproć młodąi świat rozświetlę twą urodą.Pójdziemy cisi, zamyśleni,wśród złotych przymgleń i promieni,pójdziemy w ogród pełen zorzy,kędy drzwi miłość nam otworzy.
Twych ust przeciągła słodycz, smak nie do nazwania,Twych oczu głąb bezdenna, smutek przeraźliwy,I głos twój monotonny, głęboki a tkliwy,To wszystko mnie ku tobie, zwątpiałego skłania.I kiedy twoje usta ustami otwieram,Czuję jakbym mej duszy znów otwierał blizny,I piję z nich te słodkie, duszące trucizny,Z których moc mam do życia, od których umieram.Lecz czego chcę najwięcej, umykasz mi zdradnieI kiedy jestem z tobą o szarym wieczorze,Całuję twoje oczy i widzę w nich morze.Serce twe jak perła. Leży w morzu na dnie.
bądź przy mnie bliskobo tylko wtedynie jest mi zimnochłód wieje z przestrzenikiedy myślęjaka ona dużai jaka jato mi trzebatwoich dwóch ramion zamkniętychdwóch promieni wszechświata
bez ciebie jakbez uśmiechu niebo pochmurniejesłońcewstaje tak wolnoprzeciera oczyzaspanymi dłońmidzień - szeptem modlę się do uśpionego niebao zwykły chleb miłości
Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,Myślę o tobie, miły.Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynąłI zdroje się srebrzyły.Widzę cię tam, gdzie skraj dalekiej drogiSzarym zasnuty pyłem,A nocą gdzieś wędrowiec drży ubogiNa ścieżynie zawiłej.Słyszę twój głoś w szumie spienionej faliBijącej o wybrzeżeLub w cichy gaj przychodzę słuchać daliW zamierającym szmerze.I wtedy wiem, że jesteś przy mnie, blisko,Choć oddal cię ukryła -Przygasa dzień, wnet gwiazdy mi zabłysnąO, gdybym z tobą była!
Chciałbym być świeżym porannym tchnieniemWietrzyka,Co twoje piersi wiosny pragnieniemPrzenika.Chciałbym być słońcem, co cię ogrzewa,W szat bieli.Chciałbym być taką, co cię oblewaW kąpieli.Chciałbym tą cząstką wybraną zostaćPrzestworza,Które obleka białą twą postaćJak zorza.Chciałbym być okiem twym - i uśmiechemTwym smętnym;Falą twych włosów - piersi oddechem,Krwi tętnem.Chciałbym być dumań twych marzycielskichPrzędziwem.Uczuć twych żarem - piersi twych sielskichOgniwem.Chciałbym sie całą mą przeobłoczyćOsobąW tobie - i z tobą byt mój zjednoczyć:Być tobą!
Co to jest miłośćNie wiemAle to miłeŻe chcę go miećDla siebieNa nie wiemIleGdzie mieszka miłośćNie wiemMoże w uśmiechuCzasem ją słychać w śpiewieA czasemW echuCo to jest miłośćPowiedzAlbo nic nie mówJa chcę cię miećPrzy sobieI nie wiem Czemu
Cóż tobie imię moje powie?Umrze jak smutny poszum fali,Co pluśnie w brzeg i zmilknie w dali,jak nocą głuchą dźwięk w dąbrowie,Skreślone w twoim imonniku,Zostawi martwy ślad, podobnyDo hieroglifów płyt nagrobnychW niezrozumiałym języku.Cóż po nim? Pamięć jego zgłuszyWir wzruszeń nowych i burzliwychI już nie wskrzesi w twojej duszyUczuć niewinnych, wspomnień tkliwych.Lecz gdy ci będzie smutno - wspomnij, Wymów je szeptem jak niczyjeI powiedz: ktoś pamięta o mnie,Jest w świecie serce, w którym żyję.
Czasami mojej ślepej posłuszny ochociePragnę w tobie mieć czujną na byle skinienieSługę, co pieszczotami gasi me pragnienie,A ty jesteś tak zmyślna i zwinna w pieszczocie!Gdy twój warkocz jak w słońcu wybujałe zieletchem rozwartych ogrodów mą duszę owionie,Głowę twą niby puchar ujmuję w swe dłonie I wargami w ślad dreszczu prowadzę po ciele.I raduję się śledząc tę wargę, jak zmierza Do mej piersi kosmatej, widnej w niedomroczu,W której marzę pierś w lesie ryczącego zwierzaI staram się, gdy pieścisz nie tracić go z oczu.
Nie chcę cię dotknąćBoję sięBoję się twego bóluChcę ci zostawić twą samotnośćA swą obecność zmienić w czułośćJesteśmy inniKażde z nasMa swoje tajemnice ciemneKolczastyDzikiSuchy chwastNadzieje nadaremneSpotkali się Któryś tam razŚpiąca królewna ze ślepym królemChcę dać ci toCo mogę daćCzuleCzulejNajczulej
Mówiszsłowa nie wyrażąPatrzę na ciebieze smutkiemJa znam słowaktóre jak atropinarozszerzają źrenicei zmieniają kolor świataPo nichnie można już odejśćCzy mogę dać ci siebiejeżeli nie umiesz powiedziećco czujeszkiedy oddaje ci usta
Copyright © 1999 [beret.squad]
(...) Tak w każdym miejscu i o każdej dobie,Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie, Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.
Dalekaś mi, daleka,Jak radość szczęścia cicha...Serce me czeka,Usycha...Lecz bliskaś ty mi, bliskaJak żałość niezgłębiona...Serce się ściskaI kona...
A więc naprawdę już odeszłaś?Zniknęłaś, piękna, z moich dni?Twe każde słowo we mnie mieszka,Wciąż jeszcze w uszach moich brzmi.I jak wędrowiec wzrok o świcieNa próżno w przestwór nieba śle,Skowronka ujrzeć chcąc w błękicie,Co z dzwonną pieśnią nad nim mknie:Tak ja lękliwe oczy wznoszęNa pola, łąki, borów gąszczI każdą pieśnią moją proszę:O, wróć, kochana, czekam wciąż!
Im pilniej na twe oblicze nadobnePatrzę i na oczy twe gwiazdom podobne,Tem mię srodzej palą płomienie miłości!Dla Boga, daj ratunek: ginę w tej ciężkości!O wdzięczne stworzenie, pani urodziwa,Bacz to, że dla ciebie serce me omdlewa,Cierpiąc niewymowny żal i dolegliwości:Dla Boga, daj ratunek: ginę w tej ciężkości!Ustawne wzdychanie, słowa niezmyśloneI smętnemi łzami lice pokropioneNiechaj cię przywiodą do słusznej litości.Dla Boga, daj ratunek: ginę w tej ciężkości!Co za zysk stąd weźmiesz, że zginę dla ciebie,Który cię miłuję bardziej, niż sam siebie,I twojej się wdzięcznej dziwuje piękności?Dla Boga, daj ratunek: ginę w tej ciężkości!Żywot, szczęście i śmierć i nieszczęście mojeDzierży w swojej władzy możne serce twoje:Co ty będziesz chciała, to ze mną się stanie.Dla Boga, daj ratunek, me wdzięczne kochanie!
Z pałaców sterczących dumnieZnijdź, piękna, do mojej chatki;Tylko zabierz swe manatki,Bo hołotę znajdziesz u mnie.Święte pustki wszędzie, wszędzie,Ale nie marz nic o chlebie, Bo kochanek wierny ciebieCzułościami karmić będzie.Z rana wianek ci uplotę,Na obiad dam szmer strumyka,Na wieczerzę śpiew słowika,A na noc marzenia złote.A gdy cię dumanie czysteW niebieskie sfery uniesie,Przez otwory w mojej strzesieObaczysz niebo gwiaździste!
Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane.Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatycznaKobieta przechodziła, a jej ręka ślicznaLekko uniosła wyhaftowaną falbanę.Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami.A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień,W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami.Błyskawica... i noc! Pierzchająca piękności,Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce,Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wieczności?Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej!Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła,Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła!
I.Pawlak