Rozdział 4
Aidan szedł po chodniku w San Francisco kiedy jego gwałtowne westchnienie rozcięło tkaninę nocy. Skrzydlate istoty latały gdzieś w niebie. Przeszedł przecznice skręcając w wąską, ciemną uliczkę. Czuł obecność trzech mężczyzn. Wampir wyczuł zapach ich potu i słyszał głośny śmiech. Oni byli potencjalnymi przeciwnikami, czekającymi na straconą dusze, Żeby wnieść ożywienie w ich ponure Zycie.
Jego głód rósł z każdym krokiem. Demon zawzięcie potrzebował pożywienia, mózg zaścielała krwawoczerwona mgła. Czuł zapach nocy. Potrzebował czas by przyzwyczaić się do dźwięków i zwyczajów tego miasta. Morską sól czuł w powietrzu: gęsta mgła, widok nocnego życia było zupełnie Nie takie jakie było u niego w domu. Ale ktoś poluje na wampirów. Gdy wampiry się dowiedziały że mogą zostawić swoje ziemie, to od razu zbiegły od ciemnej sprawiedliwości i zaczęli się rozmnażać. Aidan dobrowolnie zaproponował wyjechać z ukochanych Karpat, żeby obronić swoich ludzi. San Francisco stał się jego nowym terenem użytkowania. Kiedyś przyjeżdżał tu by rozkoszować się miastem i jego rozmaitymi ludźmi, a teraz myślał o nim jak o własnym domu. Kulturalno rozrywkowe centa były wspaniałe. Teatr i opera – liczne. Była dostarczeniem jedzenia do domu.
Cicho się przesuwał zbliżając się do uliczki. Mięśnie przetaczały się pod ubraniem. Trzej straceńcy mierzyli ulice krokami ulice i szeptali Nie podejrzewając o prześladowaniu. Myśliwy świadomie obniżył swój poziom słuchu pragnąc zapewnić bezpieczeństwo organom czuć, ale Nawet po tym ich szeptanie było zbyt głośne dla niego. Niezwykle nasycone emocje, jaskrawe kolory, których Nie doznawał przez tyle lat, przytłaczały go. Noc wydawała się taka oślepiająca aż łapało dech. To było zachwycające: obłoki, gwiazdy, księżyc, wszyscy naokoło.
Aidan przeciągnął silnymi ramionami, zrzucając napięcie w ciele. Był bardziej muskularny niż pozostali przedstawiciele jego roku. Większość jego ludzi byli bardziej cieńsi, pełni wdzięku. On i jego brat – bliźniak silnie odznaczali się od pozostałych. Blondyni ze złotymi oczami, przedstawiali sobą kontrast z ciemnymi oczami o włosami, zwykłymi dla jego wyglądu.
Zbliżył się do uliczki i wysłał do przodu wezwanie. Nie warto było mu tak postępować. Mężczyźni znaleźli go momentalnie i próbowali napaść. Ale tak było spokojniej dla niego. Chociaż drapieżnik siedzący w nim spragniony był walki, lecz teraz Nie było na to czasu by przyzwalać swojej naturze. Tak czy inaczej, bycie na granicy obłędu i prawie przeobraziwszy się w wampira, czekając na swoja życiową partnerkę, tym bardziej przeszło tak mało czasu po zabójstwu Poula, Nie mógł pozwolić sobie na wybuch przemocy. Teraz miał cel, przyczyna jego trwania, Nie pozwoli swojej naturze drapieżnika wyjść spod kontroli.
Jeden z trójki przypalił papierosa. Jego gryzący aromat przeszedł wzdłuż ulicy. Zatem mężczyzna szybko się zawrócił i poszedł precz z uliczki. Dwóch ostatnich poszli za nim, jeden przy tym czyścił swoje brudne paznokcie składanym nożykiem. Ich oczy były szkliste jakby zażywali narkotyki. Aidan zbulwersował się, rozdrażniony tym. Z drugiej strony krew – to krew i narkotyki Nie mogą wywrzeć na nim żadnego działania.
- Zimno dziś jest – miękko powiedział Aidan, obejmując palacza za ramiona.
Przyprowadził mężczyznę z powrotem do ciemnej uliczki, dalej od ciekawskich oczu, pochylił jego głowę, by wygodniej było pić. Dwóch pozostałych czekało na swoją kolej. Ich nieumyte ciała i absolutnie bezużyteczne mózgi wywołały w nim wstręt ale potrzebował pożywienia. Czasami zadawał sobie pytanie: dlaczego takim ludziom było pozwalane żyć? Byli zupełnie inni niż przedstawiciele jego rodu. Zrzekł się swojej duszy i stał się wampirem, polując na takich którzy zagrażali jego rasie. Dlaczego oni istnieli? Po co Bóg ich stworzył? Po co podarował im możliwość oddychania wiedząc, że oni Nie są w stanie przeżyć życia z zaszczytem? Mężczyźni Karpat znosili setki, a Nawet tysiące lat tylko dla tego, żeby w jedną chwile spotkać świt i umrzeć albo zostać zastępcą i stracić dusze na zawsze. A ludzcy mężczyźni Nie mogli wynieść Nawet kilku lat.
Aidan niedbale odrzucił głowę swojej ofiary na swoją rękę. Mężczyzna podszedł do niego sam, Nie opierając się hipnotycznemu stanowi. Chciał wykonać wszystkie jego życzenia. Aidan jadł łapczywie Nie zwracają uwagi na to że mężczyźni potem będą osłabieni i bezradni pewien czas. Potrzebował pożywienia, miał wstręt do ich życia. Te ”istoty” zawsze szukali słabszych od siebie do wykorzystania w swoich celach. Oni byli okrutni dla swoich kobiet i unikali swoich obowiązków dla najkosztowniejszych skarbów w ich życiu – swoich dzieciach. Dlaczego wybrali te drogę? Kto pchnął ich do niego? Aidan sadził, że każdy musi wybrać dla siebie samodzielnie drogę , a Nie szukać łatwego wyjścia. U mężczyzn – Karpatian były instynkty drapieżników – czasem byli bardziej niebezpieczni niż dzikie zwierzęta, ale żaden Nie obraziłby swojej kobiety albo dziecka. Trzymali się surowego kodeksu zaszczytu, Nawet kiedy musieli zabijać. Wszystko doskonale wiedzieli o następstwach swoich działań i odpowiedzialności swoich talentów. I gdyby tych trzech byli Karpatianinami to dawno zostali by już zabici. Karpatian Nie może przynosić krzywdy słabszemu.
Druga ofiara zatoczyła się i runęła na pierwszego mężczyznę. Aidan przyciągnął trzeciego z nożem w ręku bliżej. Ofiara popatrzyła się na niego.
- Będziemy świętować? – z ochrypłym śmiechem zapytał łajdak.
- Tak, ale tylko jeden z nas.- miękko zgodził się Aidan pochylając głowę, żeby znaleźć pulsującą żyłę.
Pierwsza fala dziwnych uczuć zalała go. Lekko uniósł głowę na chwile, krew zaczęła tryskać z żyły. Szybko i celnie zatopił się zębami.
To była Alex. Poczuł pierwszą fale bólu, uderzającą ją.
Dokładnie zamknął ranę, upewniając że Nie zostało na szyi żadnego śladu ugryzienia. W tym mieście nikt Nie mógł się dowiedzieć o jego istnieniu. Pozwolił swojej ofierze paść na ziemie. Jeśli ktoś przechodziłby obok, to pomyślał ze ta trojka jest zwyczajnie pijana. Krwawy ślad na koszuli jednego można by było uznać, iż złamał sobie nos.
Zaczęła się przemiana Alex. Aidan wiedział, że to musiało się stać. Przemiana. W końcu za to wszystko był odpowiedzialny Aidan. Ale Nie czuł swojej winy. Widział dwie ranki na szyi Alex, wampir ugryzł ją dwa razy, wymieniając się z nią krwią. Kiedy Aidan ujrzał ją po raz pierwszy pomyślał że ona już była wampirem - omal ją Nie zabił. Po tym jak myśliwy zrozumiał swój błąd, zastąpił jej straconą krew własną. Cztery wymiany krwi prowadziły człowieka przez proces zmiany w wampira albo karpatianina. Innego typu przemiany Nie było. Niektórzy ludzie po przemianie musieli zostać zabici od razu, albo robiło się ich wariatami. Tylko kilka kobiet posiadających umiejętności psychologiczne potrafiły odnaleźć się po takiej przemianie. Były właśnie tymi, które mogły zachować naród Karpatian. Ich własne kobiety okazały się niepłodne.
Czwarta wymiana krwi, przekształcając Alex przywiązywała sie do niego na zawsze. Przyjąć taką decyzje Bez jej zgody było egoistyczne, ale to w końcu było jej jedynym ratunkiem. Czekał kilka stuleci na swoją wybrane życia, Nie Poul, Bez jej zgody. Jedyne co dał jej – swoją krew, co powodowało przyspieszenie procesu przemiany.
Czuł jej bezradny krzyk, przepełniony przez rozpaczliwy ból. Alex została speszona i przestraszona: była związana z nim, Nieświadomie dzieliła z nim myśl. Nie znosiła Aidana, ale była przestraszona kiedy wyszedł, bała się że on może rozkoszować się jej bólem, jak to robił Poul. Ale najbardziej bała się o swojego brata Jasha. Był sam, bezbronny, w domu wampira, na tyle silnego że potrafił zabić innego w ciągu kilka minut.
Aidan wzniósł się w nocne niebo czując potrzebę pokonania odległości miedzy nimi jak można szybciej. W tej chwili Nie troszczył się czy ktoś zobaczy dziwną, dużą sowę przelatującą nad miastem. Był potrzebny jej. Prosiła Mary by zadzwonić do lekarza. Mary była wystraszona i pragnęła pocieszyć dziewczynę, wiedząc ze Aidan jest jedynym który mógł pomóc jej. Słyszał wszystko – jej miękki głos pełny łez błagający o pomoc służącą. Dzielił myśli Alex przeżywając to samo co ona. Zamieszanie. Ból. Strach.
Leciał do niej, by być bliżej niej kiedy ona zawoła go. Miał nadzieje, dla nich obojga że to nadejdzie szybko. Jej był potrzebny on, ale Aidan obiecał Nie zmuszać jej do niczego prócz wymiany krwi. Alex musi sama zawołać go.
Leciał słysząc krzyki Alex daleko za granicami podziemnego pokoju. Ona powinna sama zawołać go. Powinna była uwierzyć i zrozumieć, ze on nigdy Nie sprawi jej przykrości. Aidan zatrzymał się przy drzwiach opierając czoło o drzwi przezywając szok, zobaczył ciemno –czerwony ślad od dotknięcia. Pocił się krwią, w męce słysząc błagania i czując skręcający ból i gorąco w jej ciele. On mógł kierować fizycznymi cierpieniami, ale jego serce i mózg płonęły.
Wydawało się to być nieskończonym koszmarem. Aidan widział jak spełza na podłogę, próbując w jakiś sposób pozbyć się swojego ciała. Widział kiedy ona zwymiotowała od krwi zarażonego wampira. Czuł jak jej wnętrzności płonęły i stawiały protest przeciw przemianie. Wszystkie wnętrzności doradzały się stając innymi. Jej komórki, każdy mięsień, tkanka, każda cala jej ciała paliła w płomieniu zmiany.
- Gdzie jesteś? Obiecywałeś mi pomóc. Gdzie jesteś?
Aidan usłyszał wołanie, tyle czasu czekał na to że na początku pomyślał ze to jego halucynacje. Otworzył drzwi szeroko i dosłownie wtargnął tam. Mary z Łazami w oczach klęczała próbując powstrzymać konwulsje ciała.
Aidan prawie wyrwał Alex z rąk Mary i zaczął kołysać u siebie na rekach.
- Możesz iść Mary, poradzę sobie.
Oczy Mary patrzyły z sympatią i współczuciem na Alex, gniewem i oskarżeniem na niego. Mary szybko poprawiła dół swojej spódnicy i wyszła trzaskając drzwiami.
W chwili kiedy kiedy pokojówka wyszła, przestał nią przejmować się. Aidan w pełnie skoncentrował się na Alex.
- Myślałaś ze cie zostawię maleńka? To Nie tak. Po prostu Nie mogłem nic zrobić, póki ty sama Nie zawołasz mnie. Pamiętasz?
Alex odwróciła się zawstydzona tym, że Aidan znów widzi ją taką zmęczoną, bezbronną. Nie miała czasu, by zwracać na to uwagi. Następna gorąca fala zaczęła skręcać jej brzuch. Jej krzyk odezwał się echem przez cały pokój – meczący krzyk agonii. Chciała by to wszystko wreszcie się skończyło, żeby mogła już oddychać ale to działo się ciągle w nieskończoność. Łzy płynęły po jej twarzy.
Aidan wycierał jej łzy ręką, sączące się krwią. Oddychał za nich oboje.
Ręce Aidana były chłodne i uspokajali płonącą skore. Jego pradawne pieśni, powodowały że czuła się lepiej przy tej przemianie. Po jakimś czasie Alex zrozumiała ze on dzieli z nią ból. Był tam w jej myślach, broniąc od niesamowitego gorąca, od pełnego rozumienia co się dzieje wokół jej. Jakby płynęła w mgle, w kraju marzenia. Spróbowała otworzyć oczy. Zobaczyła własną agonie, odbicie w jej oczach szkarłatny pasek przecinającą jego czoło.
Kiedy okropne skurcze wypuściły ją ze swojej władzy, dając jej odetchnąć, przyłożyła swoje palce do twarzy Aidana przytulając się do niego mocniej.
- Nie myślałam, ze wrócisz. – jej głos był ochrypły przez opuchnięte gardło – To boli.
- Wiem Alex. Wziąłem główne uderzenie na siebie, ale Nie mogę zrobić nic wiecej. Skażona krew, którą przyjęłaś robi zmianę gwałtownie. – powiedział to z żalem...
asiulka1995x