All I Ever Knew1_22.pdf

(1349 KB) Pobierz
305311029 UNPDF
Autorka: manyafandom
Link do oryginału: www.fanfiction.net/s/4676940/1/All_I_Ever_Knew
Tłumaczenie: Dzwoneczek
AH/OOC , Zdecydowanie [+18]
Kategoria: Romance/Friendship, slash
Jasper POV
1. Nieoczekiwane
beta: Cornelie
Zawsze sądziłem, że znam siebie dość dobrze.
Wiedziałem, jaki jestem. Kim jestem, jako osoba. Kim nie jestem. Co popieram, a czego nie. Jak
zareagowałbym na jakiekolwiek zdarzenie. Co lubię, a czego nie lubię. Jak daleko mógłbym się
posunąć. Jaką presję wywrzeć na siebie, zanim bym się nie złamał.
Okazało się, że byłem w błędzie.
Dowód na to przyszedł z najbardziej nieprawdopodobnego źródła.
To była najlepsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła.
Idąc energicznym krokiem przez korytarze uniwersytetu, skierowałem się ku sali, gdzie odbywały się
moje pierwsze zajęcia w tym roku. Byłem spóźniony. Niezbyt dobre rozpoczęcie semestru trzeciego
roku studiów.
Byłem dość przykładnym studentem. Musiałem być, jeśli chciałem utrzymać stypendium. Tylko dzięki
temu mogłem uczęszczać na uniwersytet. Nie mogłem sobie pozwolić, żeby je stracić. Więc
przykładałem się do nauki, chociaż z drugiej strony wcale nie musiałem tego robić.
Ale tak samo przykładałem się do imprezowania. Lubiłem się zabawić.
Picie i seks były głównymi formami zabawy. Miałem reputację "psa na baby”, ale nie uważałem się za
takiego. Po prostu lubiłem się umawiać. OK. Niezupełnie tak. Uwielbiałem seks. Jak najczęściej i z całą
rzeszą różnych kobiet. Znajdowałem przyjemność w poruszaniu się wśród trzech rzeczy: książki, cipki i
1
305311029.001.png
jakiekolwiek piwo w promocji w danym tygodniu.
I to właśnie było powodem mojego spóźnienia na pierwszy wykład w tym roku.
Poprzedniego wieczoru balowałem do późna w jednym z barów studenckich. Nadrabiając zaległości z
przyjaciółmi i szukając jakiejś gorącej dupy na noc. No wiecie, nic szczególnego.
Nie mogłem się doczekać, żeby znowu poderwać jakąś fajną laskę. Upłynęło trochę dni od mojego
ostatniego podrywu i zaczynałem się trząść, jakbym był na głodzie. Odstawienie cipek może nieźle
dopiec, wiem, co mówię.
Można było wyczuć ogólne podniecenie z powodu rozpoczęcia roku akademickiego i sezonu
futbolowego. Powietrze aż pulsowało oczekiwaniem nadchodzących miesięcy. Każdy był pobudzony i
pełen energii. "Bułka z masłem" dla mnie, jeżeli chodzi o zabranie kogoś na chatę. Do diabła, nawet
dwóch, gdybym tylko chciał.
Otaczały mnie seksowne, pijane studentki, świeżo dojrzałe do wyrwania. Szczęśliwie dla mnie byłem
atrakcyjnym, charyzmatycznym facetem, który wiedział jak oczarować każdą dziewczynę, tak żeby
majtki "same spadały", niezależnie czy była wstawiona, czy też nie.
Nie byłem próżny ani żaden ze mnie snob. To fakt – po prostu jestem w tym dobry. Moja chłopięca
uroda i charyzmatyczny urok doprowadziły mnie do majtek wielu dziewczyn.
W miarę upływu wieczoru wybrałem dwie możliwe kandydatki do upiększenia mojego łóżka tej nocy.
Wysłałem fale wdzięku bez specjalnego trudu, jako pułapkę na zamierzoną zdobycz. Mój połów lasek
zaowocował zadowalającymi okazami do zaszczycenia "Jasperowego gniazdka miłości". To wszystko
było zbyt łatwe.
Sprawienie, żeby kobiety zgodziły się pójść ze mną do domu było tylko połową zabawy. Dreszczyk
polowania, swego rodzaju taniec godowy – to było to!
Ale ostatnio właśnie tego dreszczyku mocno mi brakowało. Mój wygląd i urok osobisty były zbyt
dobre i polowanie zawsze trwało raczej krótko.
Wiele rzeczy przychodziło mi łatwo. Kobiety, przyjaciele, szkoła, oceny, prawie wszystko. Nie
musiałem za bardzo się starać.
Chciałem czegoś, na co warto byłoby zapracować. Zasłużyć. Wyzwania. Czegoś, o co warto walczyć.
Oczywiście, moja edukacja w college'u. Ale w pewien sposób to też zdawało się zbyt łatwe. Byłem
bystry. Zarówno w sensie książkowym, jak i życiowym. Wszechstronnie inteligentny.
Ale pochodziłem z biednej rodziny. Toteż użyłem mózgu, żeby zdobyć stypendium w wymarzonej
szkole. Naprawdę, nie było to takie trudne, wymagało tylko trochę wysiłku z mojej strony.
I oto byłem tutaj, przeżywając swoje marzenie. Studiowałem. Spędzałem czas z przyjaciółmi.
Zdobywałem każdą dziewczynę, jaką chciałem. Ale jakoś to marzenie zbyt łatwo się spełniło.
Osiągnąłem to zbyt szybko.
Byłem znudzony tym, czego zawsze chciałem, a przynajmniej sądziłem, że chciałem. Problem w tym,
że nigdy nie miałem innego marzenia. Innej wizji do zrealizowania.
Zeszłej nocy zabrałem obie studentki do mojego łóżka. Spodziewałem się nieziemskich przeżyć, ale
perwersyjny seks we troje nie był tak ekscytujący, jak się spodziewałem.
2
Nie zrozumcie mnie źle. Czerpałem z tego zadowolenie. Lubiłem seks. Po prostu zabrakło mi tego
dreszczyku co kiedyś. Nic nie wydawało się już dostarczać mi silnych emocji.
Obudziłem się późno, zapomniawszy uprzednio nastawić budzik. Obie dziewczyny – Jessica i Lauren,
sądzę, że takie były ich imiona, naprawdę nie zapamiętałem – nie były wystarczająco ważne, żeby
zawracać sobie głowę pamiętaniem… W świetle poranka nie wydawały się już nawet takie seksowne.
Cholerna percepcja przez "piwne okulary". Zawsze się daję ogłupić po alkoholu.
W każdym razie obie laski ciągle były pogrążone we śnie. Musiałem je obudzić i wyrzucić, żeby pójść
na zajęcia. I musiałem to zrobić szybko.
W końcu poszły sobie, otrzymując ode mnie pustą obietnicę, że zadzwonię. Nie miałem zamiaru
kiedykolwiek tego zrobić.
Przebiegłem przez kampus do gmachu Sztuk Wyzwolonych, gdzie odbywały się moje pierwsze
zajęcia. Wpadłem do budynku dokładnie o godzinie, o której miał się rozpocząć wykład.
I teraz szedłem żwawo przez korytarz, szukając właściwej sali. To były zajęcia z historii. Moje
ulubione. I nienawidziłem tego, że byłem spóźniony.
"Wczesne średniowiecze: lata 300-1100" – to był obecny kurs, wymagany na moim kierunku studiów,
którym była historia z koncentracją na średniowiecze.
To była jedna z tych klas o liczbie studentów sto plus. Będzie nam dane ujrzeć profesora
prawdopodobnie tylko pierwszego dnia, a następnie mieć do czynienia z absolwentem-asystentem
przez resztę semestru.
Nie przeszkadzało mi to. Tak długo, jak mnie czegoś uczono, nie miało dla mnie znaczenia, kto to robi.
Niemal wpadłem na kilka zagubionych pierwszoroczniaczek (muszę pamiętać, żeby je później
odnaleźć) i w końcu znalazłem moją klasę, a raczej salę wykładową. Była tylko w połowie wypełniona
studentami i – dzięki Bogu – profesora jeszcze nie było. Tak że nic nie straciłem.
Stojąc w drzwiach, starałem się wyczaić wolne miejsce. Nie chciałem siedzieć porządnie z przodu z
lizusami, ale nie chciałem też utknąć z tyłu z głupimi mięśniakami.
Podczas gdy tak stałem, ktoś odchrząknął za mną. Domyśliłem się, że zagradzam przejście, więc
przesunąłem się na bok i mruknąłem "przepraszam". Osoba ta poruszyła się, by przejść koło mnie. Jej
klatka piersiowa i ramiona musnęły moje plecy i ramię. Nawet przez warstwy ubrań mogłem poczuć
ciepło ciała .
Kiedy ten ktoś mnie mijał, coś uderzyło o moje udo. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że była to torba
na ramię. Wziąłem wdech, żeby coś powiedzieć i zostałem zbombardowany najcudowniejszym
zapachem, jaki kiedykolwiek poczułem.
To była mieszanka miodu i cedru, i kawy, i mięty i czegoś delikatnie piżmowego. Ten zapach poruszył
coś we mnie i poczułem, że nieco stwardniałem.
Osoba ta nieznacznie odwróciła głowę w moją stronę i wymamrotała swoje własne "przepraszam",
zanim poszła, żeby usiąść. Dostrzegłem mignięcie żywej zieleni oczu. Jak skórka jabłek Granny Smith.
Głos tej osoby był aksamitny, wyrównany i nie zdradzał nic tym jednym słowem. Ta zieleń i ten głos
uderzyły bezpośrednio w moje podniecenie i nagle byłem kompletnie sztywny.
Wizje przepływały przez mój umysł. Nas całujących się, naszych języków ocierających się o siebie,
3
pięści zaciśniętych nawzajem w swoich włosach i przyciągających nas bliżej do siebie, lekkie
ugryzienia wzdłuż szyi i obojczyka, nagie ciało pode mną, jęki i przekleństwa wydobywające się z ust
podczas jednoczesnego szczytowania.
Zaniepokoiły mnie te wizje. Nie chodziło o samą ich zawartość, ale o to, kogo dotyczyły. Przedmiotem
tych wizji była osoba, która dopiero co mnie minęła.
Osoba o zapachu sprawiającym, że ślinka napływała do ust. Osoba o zielonych oczach i głosie gładkim
jak drzewo dryfujące po wodzie.
Ta osoba była facetem.
Mój umysł był w stanie uformować tylko trzy słowa.
O. Jasna. Cholera.
4
2. Obserwacje wewnętrzne i zewnętrzne
beta: Rathole
O. Jasna. Cholera.
Miałem kilka opcji, które musiałem naprawdę szybko rozważyć. Zauważyłem, że stoję z opadniętą
szczęką i gapię się na tego... chłopaka. Zamknąłem usta ze słyszalnym kłapnięciem, odwracając wzrok
w kierunku przeciwległej ściany. Ku mojemu rozgoryczeniu, wbrew mojej woli, oczy wciąż wracały
spojrzeniem do niego średnio co dziesięć sekund.
Opcje. Muszę się skupić na moich opcjach. A nie na tym przepięknym...
Zaraz, zaraz. Czy ja właśnie nazwałem tego kolesia przepięknym?
Owszem, zrobiłeś to.
Cóż, pieprzyć to.
Porzucając moje poprzednie myśli, potrząsnąłem głową, żeby oczyścić umysł i przejrzałem te opcje,
które uważałem za najlepsze.
Po pierwsze, mógłbym odwrócić się i uciec. Ale było to odpychające z wielu powodów, więc nawet
nie chciałem brać tego pod uwagę.
Po drugie, mógłbym usiąść gdzieś indziej i spróbować zignorować to, co działo się z moim ciałem.
Byłem tutaj, aby się uczyć i jeszcze minutę temu ekscytowałem się na samą myśl o tym wykładzie.
Po trzecie, mógłbym znaleźć jakieś miejsce, z którego gapiłbym się na niego i próbowałbym
dowiedzieć się, dlaczego moje ciało zachowuje się w stosunku do mnie jak Benedict Arnold. 1
I po czwarte, mógłbym podejść do niego, chwycić za koszulę i przekonać się, czy smakuje tak
przepysznie, jak pachnie. Mój fiut zadrżał na tę opcję. Kurwa!
Zdecydowałem, że najlepsze będzie drugie wyjście, a jeśli polegnę, zawsze zostawała opcja czwarta...
to znaczy trzecia.
Ze wzrokiem utkwionym w tym… facecie(zauważyłem, że za każdym razem, gdy pomyślałem o nim ,
przełykałem głośno ślinę) znalazłem miejsce trzy rzędy za nim i cztery siedzenia w bok. Miałem w ten
1 B enedict Arnold - jego imię jest synonimem zdrady - http://pl.wikipedia.org/wiki/Benedict_Arnold
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin