Le_Guin_Ursula_K_-_Miasto_zludzen.WHITE.pdf

(612 KB) Pobierz
7729490 UNPDF
7729490.001.png
U RSULA K.L E G UIN
M IASTOZŁUDZE ´ N
TrylogiaHain:
´ SWIATROCANNONA
PLANETAWYGNANIA
MIASTOZŁUDZE ´ N
Tytułoryginału:CityofIllusions
WydawnictwoAMBERSp.zo.o.
WydanieI
7729490.002.png
SPISTRE ´ SCI
SPISTRE ´ SCI ......................... 2
RozdziałI .......................... 3
RozdziałII .......................... 18
RozdziałIII ......................... 34
RozdziałIV ......................... 47
RozdziałV .......................... 60
RozdziałVI ......................... 74
RozdziałVII ......................... 89
RozdziałVIII .........................101
RozdziałIX .........................118
RozdziałX ..........................134
RozdziałI
Wewn˛etrznaciemno´s´c.
Wciemno´sciach,gdzieniedocierałypromieniesłoneczne,ockn˛ałsi˛eniemy
duch.Bezresztypogr˛a˙zonywchaosienieznałniczegopozanim.Nieumiałmó-
wi´c,niewiedział,˙zetaciemno´s´cjestnoc˛a.
Kiedyust˛apiłaprzed ´ swiatłem,taksamoobcymjakmrok,poruszyłsi˛e—
topełzn˛acnaczworakach,toprostuj˛acsi˛e,szedłdonik˛ad.Nieznał˙zadnejdrogi
przez´swiat,wktórymsi˛eznalazł,ka˙zdadrogabowiemzakładaistnieniepocz˛at-
kuiko´nca.Wszystkowokółniegobyłopogmatwane,wszystkomuwrogie.Jego
zmaltretowanejestestwopobudzałysiły,którychnieumiałnazwa´c:przera˙zenie,
głód,pragnienieiból.Bł˛akałsi˛epoprzezmrocznylasnieznanychkształtów,do-
pókiniepowstrzymałagopot˛e˙zniejszaodtamtychsiła—noc.Leczgdyznowu
poja´sniało,zacz˛ałpoomackui´s´cnaprzód.Kiedywydostałsi˛eniespodziewanie
naszeroki,rozsłonecznionykr˛agPolany,wyprostowałsi˛eistałtakprzezchwil˛e.
Potemzakryłoczyr˛ekomaikrzykn˛ał.
Parth,tkaj˛acanaswymwarsztaciewzalanymsło´ncemogrodzie,dostrzegła
gonaskrajulasu.Zaskoczona,zawołałainnych.Nieprzestraszyłasi˛ejednakiza-
nimtamciwybieglizdomu,pospieszyłaprzezPolan˛edoniezgrabnej,kul˛acejsi˛e
w´sródwysokich,przekwitłychtrawpostaci.Zbliskazobaczyli,˙zepoło˙zyłar˛ek˛e
najegoramieniuipochylaj˛acsi˛enadnim,mówiłaco´spocichu.
Odwróciłasi˛edonichzwyrazemzdumienianatwarzy.
—Widziciejegooczy?...—zapytała.
Zpewno´sci˛abyłytodziwneoczy.Wielkie´zreniceibladobursztynowet˛eczów-
kiwypełniałycałyowaloka,tak˙zewogóleniebyłowida ´ cbiałek.
—Jakkot—stwierdziłaGarra.
—Jakjajkozsamego˙zółtka—dodałKaigłosemwyra˙zaj˛acymukryt˛aniech˛e´c
wynikaj˛ac˛azza˙zenowaniawywołanegot˛adrobn˛a,ajednakistotn˛aró˙znic˛a.
Pozatymwygl˛adałjakczłowiek,cho´cbłoto,brudizadrapaniapokryłyje-
gotwarzinagieciało,kiedyprzedzierałsi˛ebezceluprzezlas;tylkoskór˛emiał
troch˛ebledsz˛ani˙zci´sniadziludzie,którzyotaczaligoterazrozmawiaj˛aconim
spokojnie,podczasgdyonprzywarłszydoziemi,kuliłsi˛ewsło´ncu,dr˙z˛acyzwy-
czerpaniaistrachu.
3
Chocia˙zParthspogl˛adałaprostowtedziwneoczy,niezauwa˙zyławnich´sladu
my´sli.Ichsłowaniewywoływałyuniego˙zadnejreakcji,nierozumiałznaczenia
ichgestów.Niespełnarozumualboobł˛akany—powiedziałZove.—Lecztak˙ze
umieraj˛acyzgłodu,atemumo˙zemyzaradzi´c.
WówczasKaiimłodyThurronapołynios˛ac,napoływlok˛aczaprowadzili
powłócz˛acegonogamiobcegododomu.Tam,wrazzParthiBuckeye,nakarmili
goiobmyli,apotempoło˙zylinasiennikuipodalido˙zylnie´srodeknasenny,aby
imnieuciekł.
—CzyonjestShing˛a?—spytałaParthojca.
—Aczytyjeste´s?Lubja?Nieb˛ad´znaiwna,mojadroga—odparłZove.—
Gdybymznałodpowied´znatopytanie,wiedziałbymrównie˙z,jakwyzwoli´cZie-
mi˛e.Takczyowak,mamnadziej˛edowiedzie´csi˛e,czyjestszalony,niedorozwi-
ni˛etyczyzdrównaumy´sle,jaksi˛etuznalazłisk˛adwzi˛ełysi˛euniegote˙zółte
oczy.Czy˙zbywtymstrasznymwiekuupadkuludzko ´ scizabranosi˛ezakrzy˙zowa-
nieludzizkotamialbosokołami?Popro´sKretyan,niechprzyjdziedosypialnej
werandy,córko.
Parthzaprowadziłasw˛aociemniał˛acioteczn˛asiostr˛eKretyannagór˛e,naprze-
wiewny,ocienionybalkon,gdziespałobcy.ZoveijegosiostraKarell,zwanaBuc-
keye,ju˙ztamczekali.Obojesiedzieliwyprostowani,zeskrzy˙zowanyminogami.
Buckeyezabawiałasi˛eswoimwzorcem,Zovesiedziałbezruchu:bratisiostra
wjesieni˙zycia,oszerokich,br˛azowychtwarzach,czujnychipełnychspokoju.
Dziewcz˛etausiadłyopodal,nieprzerywaj˛aczalegaj˛acejciszy.Parth,czerwono-
´ sniada,ztwarz˛aton˛ac˛awpowodzidługich,błyszcz˛acych,czarnychwłosównie
miałanasobienicopróczlu´znychsrebrzystychspodni.Kretyan,troch˛estarsza,
byłaciemnoskóraiw˛atła;czerwonaopaskazakrywałajejociemniałeoczy,pod-
trzymuj˛acztyłukaskad˛eg˛estychwłosów.Takjakijejmatkanosiłatunik˛ezma-
teriałuutkanegowdrobnywzór.Byłogor˛aco.Popołudnioweletniesło´ncepłon˛eło
wogrodachpodbalkoneminafalistychpolachPolany.Zka˙zdejstronyotaczał
ichlas,ci˛agn˛ałsi˛ewokółPolanyzamglon˛a,niebieskaw˛alini˛a,abyzbli˙zy´csi˛edo
skrzydłabudynkuskrywaj˛acjewcieniuulistnionych,roztrzepotanychgał˛ezi.
Czworoludzisiedziałojeszczedługo;ka˙zdysam,ajednakwszyscyrazem,
milcz˛acywduchowejwspólnocie.
—Bursztynowypaciorekze´slizgujesi˛ewci˛a˙zwewzórBezmiaru—powie-
działaBuckeyezu´smiechem,odkładaj˛acwzorzeczbłyszcz˛acymipaciorkamina-
nizanyminaprzecinaj˛acesi˛edruty.
—Wszystkietwojepaciorkizawszeze´slizguj˛asi˛ewBezmiar—odparłjej
brat.—Toskutektwojegoskrywanegomistycyzmu.Zrozum,˙zewrezultacie
sko´nczyszjaknaszamatka,którawidziaławzorynawetwpustejramiewzorca.
—Bzdury—sprzeciwiłasi˛eBuckeye.—Nigdywswoim˙zyciuniczegonie
skrywałam.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin