Kotliński Roman - Byłem księdzem I.pdf

(755 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Jonasz Roman - By\263em ksi\352dzem.rtf)
ROMAN JONASZ
BYŁEM KSIĘDZEM
Wszystkie wydarzenia opisane w tej książce są prawdziwe, choć niektórym mogą
wydawać się szokujące i niewiarygodne. Moje własne przeżycia i opinie uzupełniam
relacjami naocznych świadków oraz ich komentarzami. Wiem jednak, jak długie ręce mają
hierarchowie Kościoła. Stąd też niektóre z ich nazwisk (w tym moje własne) zostały
zmienione.
Autor
OD AUTORA
W Polsce żyje i pracuje ponad 30 tysięcy księży. Ta armia dorosłych, wykształconych
mężczyzn, ćwiczona przez sześć lat w seminariach duchownych, tworzy hierarchiczną
organizacyjną strukturę Kościoła Katolickiego w Polsce. Od kapłanów będących w służbie
Kościoła wymaga się bezwzględnego i ślepego posłuszeństwa wobec przełożonych
proboszczów, biskupów, kardynałów, a przede wszystkim wobec papieża, który posiada
władzę absolutną. Władzy tej nie można porównać z żadnym innym ludzkim panowaniem
wykracza ona bowiem poza świat stworzony. 1 Papież w doktrynie Kościoła Katolickiego jest
nieomylny, gdy wypowiada się w sprawach dotyczących wiary i moralności. Przez niego i
biskupów działa ponadto Duch Święty, a każdy z biskupów jest „alter Christus”, tzn.
zastępuje wiernym samego Chrystusa. Powyższe tezy określane przez Kościół jako dogmaty
wiary (pewnie, nie podlegające dyskusji), nawet wśród ludzi niewierzących rodzą postawy
zażenowania, a nawet strachu przed czymś tajemniczym, niewidzialnym. Któż oprze się
władzy danej z Wysoka! Nawet wysocy rangą mężowie stanu chylą głowy przed piuską i
pastorałem. Nasuwa się tu porównanie do szczepu indian, którym przewodzi wódz, ale
faktyczną władzę dzierży czarownik.
Biskupi, którzy mówią o sobie, iż są „sługami” na czele z papieżem, będącym „sługą
sług” w rzeczywistości podzielili pomiędzy siebie cały świat i ciągle naginają go do wizji
Kościoła, powołując się przy tym na autorytet samego Boga. Czy jednak nie nadużywają tego
autorytetu zbyt często? Na ile ich rząd dusz jest błogosławiony, a na ile potępiany przez Tego,
na którego się powołują? Jak daleko dzisiejsi hierarchowie Kościoła odeszli od ideałów
kapłaństwa służebnego? Czy mają prawo nakładać na ludzi „ciężary nie do uniesienia”, sami
nie ruszywszy ich palcem? 2
Podobnie jak generałowie posługują się żołnierzami, tak biskupi kierują księżmi
proboszczami i wikariuszami tworząc przez sieć parafii własne państwo w państwie. Jeden
z wiejskich proboszczów powiedział kiedyś do mnie „Jak myślisz: kto rządzi w tej dziurze?
Ten, kto ma największą chatę” tu wskazał na Kościół parafialny i przylegającą doń
plebanię.
Książka, którą wziąłeś do rąk, to historia młodego człowieka, który był jednym z
tysięcy polskich kapłanów. Wszedł do innego świata i po trzech latach postanowił go opuścić.
1 MT 16,1719
2
MT 23, 35
Co go do tego skłoniło? Dlaczego zdecydował się głośno o tym mówić?
JA JESTEM TYM CZŁOWIEKIEM!
Obecnie mężem i ojcem, głową rodziny. Minął już rok od opuszczenia przeze mnie
kapłańskich szeregów, a ja coraz bardziej utwierdzam się w swojej decyzji. Co więcej,
zdecydowałem się dać świadectwo prawdziwe, bo tylko ona może wyzwolić człowieka tak, jak
wyzwoliła mnie. Niewielu z kapłanów, którzy rezygnują, decyduje się publicznie mówić o
motywach swojej decyzji. Obawiają się potępienia ze strony hierarchii i większości wiernych.
Ta książka, to pierwsze tego typu świadectwo w skali naszego kraju. Jako autor tak
nowatorskiej pozycji, nie jestem wolny od obaw co do jej przyjęcia. Uważam jednak, że
prawda, choćby najgorsza, lepsza jest od najbardziej zakamuflowanego kłamstwa. Miliony
katolików w Polsce są nieświadome tego, co dzieje się za ich pieniądze za murami plebani,
seminariów i pałaców biskupich. Ci ludzie mają prawo wiedzieć, ponieważ to oni są
prawdziwym Kościołem „ludem wybranym, narodem świętym”, a nie ciemną masą u progu
trzeciego tysiąclecia.
Moim celem nie jest wkładanie kija w mrowisko. Jestem daleki od jakiejkolwiek formy
odwetu czy nienawiści. Nie pragnę jątrzyć, wzywać do rewolucji, potępiać. Słabości ludzi
Kościoła, które opisuję, są udziałem każdego człowieka. Nikt też nie jest wolny od błędów,
pomyłek i upadków. Ale jeśli choroba zaatakuje cały, zdrowy organizm, który został powołany
do czynienia dobra i służenia wszystkim ludziom, to trzeba z nią walczyć, a żeby walczyć
trzeba wpierw ją poznać. Misja Kościoła jest zbyt ważna, aby jego dzieci były obojętne na to,
co się w nim dzieje i jak spełnia on swoją posługę.
Moja książka spełni swoje zadanie jeśli skłoni do refleksji ludzi dobrej woli, którym na
sercu leży dobro Kościoła Katolickiego w Polsce i na świecie. Wokół mnie skupiło się wielu
takich ludzi. Są w śród nich byli i aktualnie pracujący księża oraz światli katolicy świeccy.
Chcemy mówić głośno nie o wadach ludzkich ale o wadach systemu; po to, aby Owczarnia
Jezusa Chrystusa mogła wejść oczyszczona w trzecie tysiąclecie Chrześcijaństwa. Trzeba nam
wszystkim całemu Kościołowi powrócić do źródeł, korzeni naszej wiary. Chcemy, aby ona
naprawdę przemieniała nasze życie; nadawała mu sens i czyniła je piękniejszym. Chcemy
trwać w nauce Jezusa, być Jego wiernymi uczniami i poznać prawdę, a prawda nas wyzwoli. 3
3
J 8, 3132
ROZDZIAŁ I
MOJA DROGA DO KAPŁAŃSTWA
Urodziłem się w rodzinie na wskroś katolickiej, wręcz purytańskiej. Od kiedy sięgnę
pamięcią, życie mojej rodziny było przeniknięte wiarą i przeplatane praktykami religijnymi.
Wyczuwając panującą w domu atmosferę, już jako dziecko starałem się zaskarbić sobie
uczucia i łaski rodziców czynnie uczestnicząc w życiu naszej parafii. Zaczęło się od czytania
z lekcjonarza na Mszy Pierwszokomunijnej. Po tygodniu od tego debiutu, byłem już
ministrantem i stałym lektorem. Służenie do Mszy Świętej stało się pasją mojego młodego
życia. Pamiętam, jak w wieku 89 lat biegałem przez śnieżne zaspy czy kałuże błota do
Kościoła na poranną Mszę, często gdy było jeszcze ciemno. Gdybym tego samego dnia
opuścił nabożeństwo wieczorne, na pewno nie zmrużyłbym oka do rana. Konkursy biblijne,
wycieczki ministranckie z księdzem opiekunem były wtedy moją największą radością.
W czasie jednaj z takich wycieczek do katedry i Seminarium Duchownego we Włocławku,
doznałem przedziwnego uczucia. Kiedy wraz z grupą naszych chłopców wszedłem do
seminarium, a chwilę później do zatłoczonej klerykami jadłodajni stanąłem jak wryty.
Opanowało mnie przeświadczenie, że kiedyś będę siedział przy którymś z tych stołów: jadł,
rozmawiał, śmiał się, a za chwilę wstanę i pójdę na modlitwy i do swojego pokoju. To
przeświadczenie, iż będę kiedyś jednym z tych, na których wtedy patrzyłem, zawładnęło moją
młodzieńczą wyobraźnią. Teraz, po latach, odczytuje to zdarzenie jako moment mojego
powołania.
Ja i cała moja rodzina otaczaliśmy nabożnym szacunkiem wszystkich księży. Dla mnie
osobiście byli to nadludzie nieomylni i wspaniali pod każdym względem. To byli ludzie nie
z tego świata. Coroczna kolęda w naszym domu była długo oczekiwanym świętem. Jestem
pewien, że gdybym wtedy znał ich ludzkie wady i słabości, tak jak znam je dziś na pewno
nie zmąciłoby to mojego obrazu księdza półBoga. Bycie księdzem było dla mnie czymś
nieosiągalnym wręcz nierealnym, a jednocześnie był to szczyt moich dziecięcych i
młodzieńczych marzeń. Pozbawieni ziemskich trosk i przywiązań, żyjący w bliskości Boga,
przeznaczeni do wyższych celów kapłani byli dla mnie aniołami, którzy zstąpili na ziemię,
aby uczynić ją piękną. Tylko oni mogli sprawować tajemnicze obrzędy, rozgrzeszać, karmić
Ciałem Chrystusa. Do nich należało ganić lub chwalić; rozstrzygać o tym co jest dobre, a co
złe. Dla młodego chłopca, który wyrósł w atmosferze uwielbienia dla księży, perspektywa
zostania jednym z nich mogła być albo utopijną mrzonką, albo życiowym celem. Kiedy sam
Zgłoś jeśli naruszono regulamin