K. Wibler - Krótka historia wszystkiego.doc

(1552 KB) Pobierz
Wstęp

K. Wibler – Krótka historia wszystkiego

Wstęp

SZEŚĆ LAT TEMU, w 1989 r., ruszyłem przez kraj w poszukiwaniu mądrości. W trakcie tej wędrówki pracowałem z ponad dwustu psychologami, filozofami, lekarzami, naukowcami i mistykami, którzy utrzymywali, że znają odpowiedzi na moje pytania. Gdy pisałem What Really Matters: Searching for Wisdom in America, nie miałem wątpliwości, że Ken Wilber jest klasą sam dla siebie. Uważam, że rodzący się ostatnio specyficznie amerykański rodzaj mądrości ma w nim swego zdecydowanie najbardziej przekonującego i wnikliwego przedstawiciela.

Minęło już niemal dwadzieścia lat od dnia, gdy Ken Wilber opublikował The Spectrum of Consciousness. Miał wówczas dwadzieścia trzy lata. Spectrum niemal z dnia na dzień uczyniło go być może najbardziej wszechstronnym myślicielem naszych czasów. Wilber napisał je w ciągu trzech miesięcy po tym, jak rzucił studium podyplomowe z biochemii. Wykazał w nim, że rozwój człowieka przebiega określonymi etapami, które sięgają dalej, niż to zwykle uznaje zachodnia psychologia. Jedynie pomyślne przebycie każdego z tych etapów - dowodził - umożliwia najpierw rozwinięcie zdrowego poczucia indywidualności a następnie doświadczenie szerszego utożsamienia, które przekracza - i zawiera - indywidualne self. W rzeczy samej Wilber ożenił Freuda z Buddą - dotąd rozdzielonych różnicami zdało się nie do pogodzenia. Było to jednak zaledwie pierwsze z jego wielu oryginalnych dokonań.

Ta książka nosi zwodniczo prosty tytuł. Krótka Historia Wszystkiego daje czytelnikowi dokładnie to, co zapowiada. Obejmuje rozległy historyczny materiał, od Wielkiego Wybuchu aż po wypreparowaną postmodernistyczną teraźniejszość. Przebywając tę drogę usiłuje ukazać sens rozwiniętych przez człowieka i nierzadko sprzecznych postaw wobec rzeczywistości - fizycznych, emocjonalnych, intelektualnych, moralnych, duchowych. Mimo tak rozległej tematyki jest niezwykle krótka i zwarta.

Krótka Historia Wszystkiego różni się od Spectrum i kolejnych jedenastu książek Wilbera. Nie tylko rozwija idee przedstawione we wcześniejszych pracach, ale prezentuje je teraz w prostej, przystępnej formie dialogu. Większość książek Wilbera wymaga przynajmniej pewnej znajomości głównych kontemplacyjnych tradycji Wschodu i zachodniej psychologii rozwoju. Krótka Historia adresowana jest do znacznie szerszego odbiorcy - do tych z nas, którzy usiłują odnaleźć mądrość w swoim codziennym życiu, lecz gubią się wśród mnogości potencjalnych ścieżek wiodących do prawdy, które tak często wydają się zaprzeczać sobie nawzajem - i zawodzić w podstawowych kwestiach. Czytelnikom, którzy zakończą lekturę tej książki z uczuciem niedosytu, polecam niedawne dzieło Wilbera Sex, Ecology, Spirituality, w którym wiele spośród zawartych tutaj idei poddanych zostało bardziej szczegółowej analizie.

Nie spotkałem nikogo, kto by ścieżkę ludzkiego rozwoju - ewolucji świadomości - opisał w bardziej systematyczny lub zrozumiały sposób, niż Wilber. W trakcie swej podróży zetknąłem się z niezliczoną ilością ludzi, którzy pod niebiosa wychwalali lansowaną przez siebie wersję prawdy. Stwierdziłem jednak, że niemal zawsze do swych konkluzji dochodzili poprzez stronniczość, sławiąc wybrane zdolności i wartości, a odrzucając inne.

Niebawem odkryjesz, że podejście Wilbera jest bardziej otwarte i wszechstronne. Na stronach tej książki rozwija on spójną wizję, która uznaje i łączy w sobie prawdy z różnorodnych i zasadniczo odmiennych dziedzin - fizyki i biologii; nauk społecznych i teorii systemów; sztuki i estetyki; psychologii rozwoju i mistycyzmu kontemplacyjnego - jak również z przeciwstawnych ruchów filozoficznych, od neoplatonizmu do modernizmu, od idealizmu do postmodernizmu.

Wilber uznaje, że określone twierdzenie może być słuszne, mimo iż nie jest kompletne, może być prawdziwe, lecz tylko tak dalece, jak daleko samo sięga, i trzeba widzieć je jako część innych i równie ważnych prawd. Być może najpotężniejszym nowym narzędziem, jakim Wilber posługuje się w Krótkiej Historii, jest idea czterech "ćwiartek" rozwoju. Przyglądając się setkom map rozwoju, wykreślanym w ciągu lat przez różnych myślicieli - mapom biologicznego, psychologicznego, poznawczego i duchowego rozwoju, by wymienić tylko kilka - Wilber zdał sobie sprawę, że często opisują one bardzo odmienne wersje "prawdy". Na przykład zewnętrzne formy rozwoju cechuje to, że można je zmierzyć obiektywnie i empirycznie. Ale Wilber jasno ukazuje, że ta forma prawdy nie doprowadzi cię nigdzie dalej. Każdy wszechstronny rozwój obejmuje również subiektywny i wymagający interpretacji wymiar wewnętrzny, który zależy od świadomości i introspekcji. Co więcej, ani wewnętrzny ani zewnętrzny rozwój nie dokonuje się jedynie w wymiarze indywidualnym, lecz w kontekście społecznym lub kulturowym. Stąd owe cztery ćwiartki.

Za pomocą jasnych przykładów Wilber dowodzi, że żadnej z tych form prawdy nie można zredukować do innej formy prawdy. Oto ledwie jeden przykład: behawiorysta nie może zrozumieć wewnętrznych przeżyć jakiejś osoby, jeśli będzie obserwował wyłącznie jej zewnętrzne zachowanie - lub jedynie fizjologiczne symptomy tych przeżyć. Prawda rzeczywiście uwolni cię, ale tylko wówczas, gdy rozumiesz, że istnieje więcej niż jeden rodzaj prawdy.

Krótką Historię Wszystkiego można odczytywać na kilku poziomach. Nie spotkałem dotąd równie precyzyjnego opisu świata, w którym żyjemy, oraz miejsca, jakie zajmują w nim mężczyźni i kobiety. Wilber sugeruje, że w dialektyce postępu każdy etap ewolucji przekracza ograniczenia fazy poprzedniej, jednocześnie wprowadzając nowe bariery. Taki pogląd dodaje godności i uświęca codzienne wysiłki każdego autentycznego dążenia do bardziej świadomego i pełnego życia. "Żadna epoka nie jest ostatecznie uprzywilejowana", pisze Wilber. "Wszyscy jesteśmy strawą dla jutra. Ten proces trwa. Duch zawarty jest w samym procesie, a nie w jakiejś określonej epoce, czasie czy miejscu”.

Na innym poziomie Wilber pełni rolę demaskatora - wnikliwego krytyka nauczycieli, technik, idei i systemów, obiecujących dostęp do wszechogarniającej prawdy, lecz najczęściej niekompletnych, zwodniczych, błędnych lub zniekształconych. Bardzo często sami przykładamy do tego ręki. Obawiając się jakiejkolwiek zmiany i zawsze gotowi okłamywać samych siebie, zbyt pochopnie czepiamy się prostych odpowiedzi i szybkich rozwiązań, które ostatecznie jedynie zawężają naszą perspektywę i hamują rozwój.

Praca Wilbera jest czymś niezwykłym. Wkłada w nią zarówno serce, jak i wierność prawdzie. Wilber poszerza soczewki, by uzyskać możliwie najpełniejszy obraz, jednak nie zgadza się na równe traktowanie wszystkich jego elementów. Dokonuje jakościowych rozróżnień. Ceni głębię. Mimo iż szanuje różne opinie, nie lęka się wygłaszać twierdzeń, które przysporzą mu wrogów. Dzięki temu Krótka Historia Wszystkiego rzuca bardzo oryginalne światło nie tylko na kwestie kosmiczne w naszym życiu, ale na tuziny budzących zamęt i niepokój problemów współczesności - zmieniające się role mężczyzn i kobiet; nieustanną destrukcję środowiska; zróżnicowanie i wielokulturowość; wyparte wspomnienia i seksualne wykorzysytwanie dzieci; rolę Internetu w tym wieku informacji - oraz wiele innych.

Nie wyobrażam sobie, by mogła istnieć lepsza możliwość zaznajomienia się z dziełem Kena Wilbera niż poprzez tę książkę. Wynosi ona dyskusję na temat ewolucji, świadomości i naszej zdolności do zmiany na zupełnie nowy poziom. Z bardziej praktycznego punku widzenia, oszczędzi ci ona wielu fałszywych kroków i błędnych decyzji, niezależnie od tego, jaką ścieżkę mądrości wybierzesz.

 

TONY SCHWARTZ

Słowo do Czytelnika

W Książce Douglasa Adamsa Hitchhiker's Guide To The Galaxy olbrzymi superkomputer miał udzielić ostatecznej, absolutnej odpowiedzi, odpowiedzi, która całkowicie objaśni "Boga, życie, wszechświat i wszystko”. Ale komputer potrzebował na to siedmiu i pół miliona lat i kiedy wreszcie udzielił odpowiedzi, wszyscy zapomnieli już, jakie było pytanie. Nikt nie pamiętał ostatecznego pytania, ale ostateczna odpowiedź, do jakiej doszedł komputer, brzmiała: 42.

Zdumiewające! W końcu pojawiła się ostateczna odpowiedź. Ponieważ jednak brzmi tak zadziwiająco, rozpoczynają się zawody: trzeba odgadnąć pytanie. Pada wiele głębokich pytań, ale to, które w końcu zwycięża (owo ostateczne pytanie, na które ostateczną odpowiedzią jest "42") brzmi: Jak wiele dróg musi człowiek przejść?

"Bóg, życie, wszechświat i wszystko" to mniej więcej temat tej książki, choć oczywiście odpowiedź nie jest wcale tak prosta jak "42". Mówi ona o materii, życiu, umyśle i duchu, i o ewolucyjnych nurtach, które wydają się łączyć to wszystko w jeden wzorzec.

Napisałem tę książkę w formie dialogu - pytań i odpowiedzi. Wiele z tych dialogów rzeczywiście miało miejsce, ale większość napisałem specjalnie na potrzeby tej książki. Są to pytania bardzo konkretne - gdyż właśnie takie zadawano mi najczęściej odnośnie moich książek w ogóle, a ostatniej w szczególności (Sex, Ecology, Spirituality). Lecz znajomość moich książek nie jest konieczna: sądzę, że tematy omawiane w tym tomie same budzą zainteresowanie. Poniższe dialogi nie wymagają żadnej uprzedniej ani specjalistycznej znajomości poruszanych zagadnień. (Uczeni zainteresowani adnotacjami, bibliografią, przypisami i szczegółowymi objaśnieniami znajdą je w Sex, Ecology, Spirituality.)

Pierwsze rozdziały mówią o materialnym kosmosie i powstaniu życia. Co uporządkowało chaos? W jaki sposób materia zrodziła życie? Jakie siły ożywiają tę niezwykłą grę ewolucji? Czy istnieje "duch" ekologii? Czy to wszystko ma jakieś znaczenie?

Środkowe rozdziały badają rozwój umysłu lub świadomości. Prześledzimy ewolucję świadomości poprzez pięć lub sześć głównych etapów ludzkiego rozwoju, od kultury zbierackiej poprzez ogrodniczą, agrarną, przemysłową do informacyjnej. Jaki był status mężczyzn i kobiet na każdym z tych etapów? Dlaczego niektóre z nich wynosiły męskość, a inne kobiecość? Czy to rzuca jakieś światło na dzisiejszą wojnę płci? Czy w ewolucji człowieka występują te same tendencje, co w grze kosmicznej? Jaki związek ma przeszłość ludzkości z dzisiejszymi problemami ludzi? Czy, nie pamiętając przeszłości, skazani jesteśmy na powtarzanie tych samych błędów?

Następnie przyjrzymy się Sferze Ducha. Jaki był jego rzeczywisty związek z twórczymi siłami materii, życia i umysłu? Jak i dlaczego religia historycznie ustąpiła miejsca psychologii? Dawniej, jeśli czułeś wewnętrzny zamęt i pobudzenie, jeśli dręczyły cię wątpliwości, radziłeś się kapłana. Teraz radzisz się psychiatry - lecz kapłani i psychiatrzy rzadko się ze sobą zgadzają. Dlaczego? Co się wydarzyło? Czy oni mają nam coś ważnego do powiedzenia? Czy zamiast być walczącymi kuzynami, nie powinni trwać w przyjaźni?

A do kogo my zwracamy się ze swoimi wątpliwościami? Czy ostatecznej odpowiedzi oczekujemy od superkomputera Adamsa? Czy zwracamy się do religii? polityki? nauki? psychologów? guru? swojego duchowego przyjaciela? W czym w końcu pokładamy swoje najgłębsze zaufanie w prawdziwie istotnych kwestiach? Czy to coś nam mówi? Czy te różne źródła można jakoś połączyć razem? Czy możliwe jest, by każde z nich wypowiadało swoje własne prawdy w sposób wiodący do równowagi i harmonii? Czy jest to nadal możliwe w dzisiejszym podzielonym świecie?

Ostatnie rozdziały mówią o płaskiej ziemi - o skarłowaceniu okazałej struktury Kosmosu w płaski i wyblakły jednowymiarowy świat, ponury i monochromatyczny świat modernizmu i postmodernizmu.* Ale naszym zamiarem nie jest potępianie współczesnego świata, lecz raczej próba odkrycia promiennego Ducha w działaniu, nawet w naszych pozornie przez Boga zapomnianych czasach. Gdzie w tych płytkich wodach jest Bóg, gdzie Bogini?

Jak wiele dróg musi każdy z nas przejść? I na to pytanie może w końcu pojawić się odpowiedź, gdyż nadal musuje w nas zdumienie, a radość nagle wypływa na powierzchnię, niosąc uwolnienie w rozpoznaniu i wyzwolenie w przebudzeniu. Wszyscy wiemy jak poddać się zdumieniu, które przemawia językami tego Boga, który jest w nas, i w niewytłumaczalny sposób wskazuje drogę do domu.

 

K. W.

Boulder, Colorado

wiosna 1995

* Modernizm i postmodernizm są bardzo różnie definiowane. Sam Ken Wilber określa je następująco: „...”modernizm” zwykle oznacza zdarzenia, które miały swój początek w okresie Oświecenia, w czasach Descartesa, Locke’a i Kanta, oraz towarzyszący im rozwój techniczny, który przeszedł od agrarnego feudalizmu z jego światopoglądem mitycznym do industrializacji i światopoglądu racjonalnego. A „postmodernizm” w najszerszym sensie oznacza zwykle cały zakres postoświeceniowych dokonań, co obejmuje również postindustrialny rozwój”. (Ken Wilber Krótka historia wszystkiego, str. 37 - rozdz. ‘Przemysł’; przyp. tłum.)

 

 

Wprowadzenie

Pytanie: Czy w tej książce poruszasz temat seksu?

Ken Wilber: Istotnie, na wykresach.

Żartujesz.
Żartuję. Ale tak, seksualność jest jednym z głównych tematów. Szczególnie jej związek z płcią.

Seks i płeć są czymś różnym?
Powszechnie słowa "seks" lub seksualność używa się w odniesieniu do biologicznych aspektów rozmnażania się człowieka, a "płeć" w odniesieniu do kulturowych różnic między mężczyznami i kobietami, które narosły wokół odmienności seksualnych czyli biologicznych. Różnice seksualne zwykle wyraża się słowami mężczyzna i kobieta, a różnice kulturowe ujmuje się jako męskość i kobiecość. I jeśli bycie mężczyzną lub kobietą może rzeczywiście wynikać z biologii, męskość i kobiecość jest w dużej mierze wytworem kultury.

A więc sztuka polega na określeniu, które cechy są seksem, a które płcią.
W pewnym sensie, tak. Ponieważ seksualne różnice między mężczyzną i kobietą są zasadniczo biologiczne, dlatego mają charakter uniwersalny i ponadkulturowy - mężczyźni wszędzie wytwarzają spermę, kobiety jajo, kobiety rodzą, karmią piersią itd. Ale różnice między męskością i kobiecością tworzone są i kształtowane zasadniczo przez różne kultury, w których mężczyźni i kobiety się wychowują.

Obecne zamieszanie w tej kwestii wynika częściowo z faktu, że chociaż różnice mężczyzna/kobieta są biologiczne i uniwersalne - i dlatego zasadniczo niezmienne - męskość i kobiecość jest pod wieloma względami produktem kultury, a więc role te mogą zostać zmienione w sposób znaczący. Obecnie próbujemy w naszej kulturze przeprowadzić trudny i zawiły proces zmiany niektórych ról związanych z płcią.

Na przykład?
Choć prawdą jest, że przeciętne męskie ciało jest bardziej umięśnione i fizycznie silniejsze od kobiecego, nie oznacza to jednak, iż męskość musi oznaczać siłę i apodyktyczność, a kobiecość słabość i uległość. Obecnie znajdujemy się w okresie przejściowym, w którym męskie i kobiece role są na nowo określane i tworzone, co wywołało różnego rodzaju wojny płci, w trakcie których obydwie strony zawzięcie ostrzeliwują się z ukrycia.

Część problemu tkwi w tym, że chociaż męskie i kobiece role mogą rzeczywiście zostać na nowo określone i ukształtowane - znacznie spóźniona i bardzo potrzebna odnowa - ale i tak cech mężczyzn i kobiet nie można zmienić w większym stopniu. My jednak, usiłując zniwelować różnice między męskością i kobiecością, jesteśmy niebezpiecznie bliscy próby wykorzenienia różnic między mężczyzną i kobietą. I choć to pierwsze jest wspaniałą ideą, to drugie jest niemożliwe. A chyba cała sztuka w tym, żeby zrozumieć tę różnicę.

Więc niektóre różnice między mężczyzną i kobietą muszą zostać utrzymane, a niektóre trzeba zmienić?
Coś w tym sensie. Badając różnice między mężczyznami i kobietami, związane zarówno z seksem jak i z płcią, spotykamy pewne różnice, które nawet w sferze kultury pojawiają się raz za razem w odmiennych tradycjach. Mówiąc inaczej, nie tylko różnice seksualne, lecz także pewne różnice płci występują we wszystkich kulturach.

Wydaje się, że biologiczne różnice seksualne między mężczyznami i kobietami tworzą tak silną podstawową platformę, iż wdzierają się w sferę kultury i tym samym przejawiają się także w różnicach płci. Dlatego, niezależnie od faktu, że płeć jest ukształtowana kulturowo, a nie dana biologicznie, również pewne stałe cechy męskości i kobiecości pojawiają się we wszystkich kulturach.

Jeszcze dziesięć lat temu był to raczej kontrowersyjny pogląd. Obecnie wydaje się być powszechniej akceptowany.
Tak, nawet radykalne feministki obecnie bronią poglądu, że, ogólnie mówiąc, istnieją ogromne różnice między męskimi i kobiecymi systemami wartości - i to zarówno jeśli chodzi o seks jak i o płeć. Mężczyźni dążą do hiperindywidualności, podkreślając niezależność, prawa, sprawiedliwość i autonomię, a kobiety skłaniają się ku postawie bardziej nakierowanej na wzajemną relację, kładąc nacisk na wspólnotę, troskę, odpowiedzialność i związek. Mężczyźni podkreślają niezależność i lękają się związku, kobiety podkreślają związek i lękają się niezależności.

Podstawowe znaczenie ma tutaj, oczywiście, praca Carol Gilligan i Deborah Tannen. Zdumiewa jednak fakt, że zaledwie po jakichś dziesięciu latach, jak powiedziałeś, większość badaczy, zarówno ortodoksyjnych jak i feministycznych, jest całkowicie zgodna co do pewnych fundamentalnych różnic w męskich i kobiecych systemach wartości. Jest to również centralnym zagadnieniem dla nowej dziedziny studiów, zwanej "psychologią ewolucyjną" - wpływ rozwoju biologicznego na cechy psychologiczne.

Problem w tym, jak uznać te różnice i nie wykorzystać ich ponownie do zepchnięcia kobiet na gorszą pozycję. Przecież, gdy tylko obwieści się jakieś różnice między ludźmi, natychmiast ci, którzy są w uprzywilejowanej pozycji, posłużą się nimi do zwiększenia swej przewagi. Widzisz problem?

Oczywiście. Wygląda jednak na to, że obecnie mamy do czynienia z sytuacją odwrotną. Te różnice wydają się służyć za dowód, że mężczyźni są z natury niewrażliwymi durniami i mutantami testosteronu, "którzy po prostu nie kapują". Twierdzi się, że mężczyźni powinni być bardziej wrażliwi, bardziej troskliwi i kochający, powinni pełniej uczestniczyć w związku. To, co nazywasz męskim systemem wartości, jest atakowane z wszystkich stron. Stawia się pytanie, dlaczego mężczyźni nie mogą bardziej upodobnić się do kobiet?
Tak, trochę na zasadzie „odpłacić pięknym za nadobne”. Przyzwyczajono się określać kobietę jako "wybrakowanego mężczyznę" - "zazdrosną o penisa”, by podać klasyczny przykład. Teraz mężczyznę określa się jako "wybrakowaną kobietę" - ocenia się go na podstawie kobiecych cech, których mu brak, a nie pozytywnych właściwości, które ma. Obydwie postawy są całkowicie absurdalne, nie wspominając już o tym, że poniżają i upadlają obydwie strony.

Jak przed chwilą sugerowałem, problem w tym, jak zrobić dwie bardzo trudne rzeczy: jedną - rozsądnie określić jakie są główne różnice między męskimi i kobiecymi systemami wartości (a la Gilligan), i drugą - nauczyć się cenić je mniej więcej na równi. Nie uczynić tym samym, lecz cenić na równi.

Natura nie podzieliła ludzkiej rasy na dwie płcie bez powodu; próba uczynienia ich tym samym jest głupotą. Ale nawet najbardziej konserwatywni teoretycy zgodzą się, że już od dawna nasza kultura skłaniała się przede wszystkim ku męskiemu systemowi wartości. Dlatego teraz próbujemy nieco lepiej zrównoważyć szale, choć jest to proces delikatny, ryzykowny i nierzadko przepełniony goryczą. Nie chodzi o to, by różnice usunąć, ale by je zrównoważyć.

A one wyrastają z biologicznych różnic między mężczyzną i kobietą?
Wydaje się, że częściowo tak. W szczególności z różnic hormonalnych. Badania nad testosteronem - przeprowadzane w laboratoriach, w różnych obszarach kulturowych, na embrionach, a nawet na kobietach, którym wstrzykuje się go w celach medycznych - zawsze prowadzą do prostej konkluzji. Nie chcę być brutalny, ale okazuje się, że testosteron zasadniczo rodzi dwa, i tylko dwa, główne popędy: pieprz lub zabij.

Mężczyźni, niemal od dnia narodzin, obarczeni są tym biologicznym koszmarem, koszmarem, który kobiety mogą sobie ledwie wyobrazić (z wyjątkiem przypadków, gdy w medycznych celach wstrzykuje im się testosteron i dostają świra. Jak to wyraziła pewna kobieta, "Nie mogę przestać myśleć o seksie. Proszę, zatrzymajcie to jakoś”.) Co gorsza, mężczyźni czasami łączą i mylą te dwa popędy, a wtedy pieprz i zabij w niebezpieczny sposób stapiają się w jedno. Rzadko kończy się to pomyślnie, co kobiety ochoczo podkreślają.

A kobiecy odpowiednik?
Możemy wskazać na oksytocynę, hormon, który zalewa kobietę, jeśli się ją choćby tylko pogłaszcze po skórze. Oksytocynę opisywano jako "lek związku"; wzbudza on niewyobrażalnie silne uczucia przywiązania, związku, karmienia, obejmowania, dotykania.

Nietrudno zauważyć, że obydwa hormony, testosteron i oksytocyna, są produktem ewolucji biologicznej - pierwszy służy reprodukcji i przetrwaniu, drugi macierzyństwu. Większość stosunków seksualnych w świecie zwierząt trwa zaledwie kilka sekund. Podczas stosunku obydwie strony zdają sobie sprawę, że mogą zostać upolowane lub pożarte. Nadaje to nowego znaczenia powiedzeniu "obiad i seks", bo ty jesteś obiadem. A więc trzask - prask i po wszystkim. Żadnych wspólnych uczuć, czułości i przytulania - tacy z grubsza są mężczyźni. Pan Wrażliwy to mężczyzna-mit, ciepłe kluski; to wynalazek świeżej daty i przyzwyczajenie się do niego zabierze mężczyznom trochę czasu.

Seksualne wymagania macierzyństwa są całkiem inne. Matka przez dwadzieścia cztery godziny na dobę musi być ciągle zestrojona z dzieckiem, szczególnie czujna na oznaki głodu i bólu. Oksytocyna utrzymuje ją dokładnie w tym stanie, skupioną na związku i bardzo silnie przywiązaną. Jej emocje to nie pieprz lub zabij, lecz ciągle nawiązuj związek, ostrożnie, troskliwie, intymnie.

A więc Pan Wrażliwy to rola płci sprzeczna z rolą seksualną.
W pewnym sensie, tak. Nie znaczy to, że mężczyzna nie może lub nie powinien stać się wrażliwszy; dzisiaj to imperatyw. Oznacza to jedynie, że mężczyznę trzeba tego nauczyć. Tej roli musi się nauczyć - z wielu powodów - ale trzeba dać mu trochę luzu, kiedy po omacku pełznie ku tej nowej krainie.

Zresztą podobnie jest z kobietą. Jednym z nowych wymagań, jakie współczesny świat stawia przed kobietą, jest konieczność walki o swą niezależność. Ona nie może już określać siebie wyłącznie w kategoriach swoich związków. To właśnie jest wielkie wezwanie feminizmu, by kobieta zaczęła określać siebie w kategoriach własnej niezależności i immanentnej wartości, a nie jedynie w kategoriach związku z Innym. Nie chodzi o to, by deprecjonować związki, ale by kobieta znalazła sposób na uszanowanie własnego dojrzałego self, zamiast jedynie wypierać się siebie w zetknięciu z Innym.

A więc mężczyźni i kobiety zwalczają swe biologiczne predyspozycje?
W pewien sposób. Ale na tym właśnie polega ewolucja: zawsze wykracza poza to, co było wcześniej. Zawsze zmaga się, by ustalić nowe granice, a potem równie ciężko walczy o przerwanie ich, przekroczenie, wyjście poza nie w bardziej uniwersalne, integrujące i holistyczne podejścia. I jeśli tradycyjne seksualne role mężczyzn i kobiet niegdyś były absolutnie potrzebne i właściwe, obecnie stają się coraz bardziej nie na czasie, ciasne i krępujące. Dlatego też mężczyźni i kobiety poszukują sposobów przekroczenia swoich starych ról bez ich odrzucania - i na tym polega cała trudność. Ewolucja zawsze przekracza i zawiera, włącza i wychodzi poza.

A więc mężczyźni zawsze będą napędzani testosteronem - pieprz lub zabij - ale te popędy można opanować i przemienić w odpowiedniejsze sposoby postępowania. Mężczyźni zawsze będą, w pewnym stopniu, popychani do przełamywania granic, zrywania zasłon, pójścia na całego, dziko, szaleńczo i w ten sposób będą dokonywali nowych odkryć, nowych wynalazków, będą znajdowali nowe możliwości.

Natomiast dla kobiet, jak podkreślają radykalne feministki, podstawą zawsze będzie istnienie w związku przeniknięte na wskroś oksytocyną, a przecież w oparciu o związek można zbudować silniejsze poczucie niezależności i szacunku dla siebie samej, ceniąc dojrzałe self, nawet jeśli ono nadal ceni związki.

A więc mężczyźni i kobiety muszą stale przekraczać i włączać, przekraczać i włączać. Na obecnym etapie ewolucji w pewnym stopniu przekraczamy podstawowe seksualne role - mężczyźni hiperautonomię a kobiety hiperzależność. Mężczyźni uczą się życia w związku, a kobiety niezależności. W tym trudnym procesie w oczach każdej ze stron płeć przeciwna jawi się jako potwór. Sądzę, że z tego względu ogromnie ważna jest pewna doza dobroci po obydwu stronach.

Powiedziałeś, że przez pewien czas mężczyźni zajmowali uprzywilejowaną pozycję w naszym społeczeństwie i że obecnie potrzebna jest większa równowaga.
Takie właśnie jest generalne znaczenie "patriarchatu”. To słowo zawsze wymawiane jest z pogardą i odrazą. Prostym i naiwnym wyjaśnieniem tego problemu jest twierdzenie, że mężczyźni narzucili kobietom patriarchat - paskudny i brutalny system, który bez trudu mógł być inny - i dlatego teraz wystarczy, żeby mężczyźni powiedzieli jedynie "No, przepraszam, wcale nie chciałem ciemiężyć i gnębić cię przez pięć tysięcy lat. Co ja sobie właściwie wyobrażałem? Czy możemy zacząć od nowa?"

Ale to, niestety, wcale nie jest takie proste. To pewne nieuniknione okoliczności sprawiły, że przez znaczną część ludzkiej historii nie można było uniknąć "patriarchalnego" porządku. Właśnie teraz dochodzimy do punktu, w którym ten porządek nie jes już nieodzowny. Dzięki temu możemy zacząć gruntownie "likwidować" patriarchat, lub z większą życzliwością równoważyć szale męskich i kobiecych systemów wartości. Ale nie chodzi o zagładę brutalnego porządku, który bez trudu mógł być inny; raczej chodzi o przerośnięcie porządku, który nie jest już konieczny.

To całkiem inne spojrzenie na te sprawy.
Jeśli przyjmiemy typowe twierdzenie - że patriarchat został narzucony kobietom przez bandę sadystycznych i żądnych władzy mężczyzn - wówczas zamykamy siebie w dwóch nieuniknionych definicjach mężczyzn i kobiet. Mianowicie, że mężczyźni to świnie, a kobiety to owieczki. Twierdzenie, że mężczyźni z rozmysłem chcieli ciemiężyć połowę ludzkości, przedstawia ich w bardzo ponurym świetle. Jeśli jednak uwzględnimy całość ich istnienia, stwierdzimy, że mężczyźni wcale nie są tak złośliwi, bez względu na to, czy powoduje nimi testosteron, czy nie.

To zupełnie niewiarygodne, lecz taka interpretacja patriarchatu prezentuje niesłychanie pochlebny obraz mężczyzn. W jej świetle mężczyźni - którzy według feministek są tak hiperniezależni, że w żadnym wypadku nie powinni być zdolni do jakiejkolwiek zgody - mimo wszystko zdołali zebrać się razem i postanowili ciemiężyć połowę rasy ludzkiej. Co jeszcze bardziej zdumiewające, udało im się to całkowicie w każdej znanej nam kulturze. Jako mężczyźnie, bardzo mi schlebia, gdy część kobiet sądzi, że jesteśmy do tego zdolni; feministki już od długiego czasu nie powiedziały czegoś tak miłego o mężczyznach. Zauważ, że mężczyznom nigdy nie udało się utrzymać żadnego autokratycznego rządu dłużej niż kilkaset lat; ale, według feministek, zdołali utrzymać taką przytłaczającą dominację przez pięć - niektórzy twierdzą, że przez sto - tysięcy lat. Ci stuknięci faceci, jak ich nie kochać.

"Teoria narzucenia" - zgodnie z którą mężczyźni zawsze gnębili kobiety - rodzi doprawdy straszny problem, mianowicie przedstawia kobiety w przeraźliwie ponurym świetle. Po prostu nie możesz dysponować wielką siłą i inteligencją, jeśli dajesz się gnębić. Ta teoria w sposób nieunikniony przedstawia kobiety jako owieczki, słabsze i/lub głupsze od mężczyzn. „Teoria narzucenia” nie uwzględnia faktu, że na każdym etapie ludzkiej ewolucji mężczyźni i kobiety wspólnie tworzyli społeczne formy wzajemnego oddziaływania. Przeciwnie, określa kobiety jako zasadniczo ukształtowane przez Innego. A zatem feministki przyjmują i wzmacniają dokładnie taki obraz kobiet, który ponoć chcą unicestwić. Jednak mężczyźni nie są takimi świniami, a kobiety nie są takimi owieczkami.

Dlatego, opierając się na nowszych badaniach feministek, próbowałem wykazać, w jaki sposób kobiety posługiwały się ukrytą władzą, która przez całą naszą historię wywierała wpływ i współtworzyła różne kulturowe struktury, łącznie z tak zwanym patriarchatem. Dzięki temu nie można już dłużej przedstawiać mężczyzn jako kompletnych ciemniaków, a kobiety jako stado ofiar oszustwa i prania mózgu.

Wyznaczyłeś pięć lub sześć głównych epok ludzkiej ewolucji i badasz pozycję mężczyzn i kobiet na każdym z tych etapów.
Gdy przyglądamy się różnym etapom ewolucji ludzkiej świadomości, jednym z naszych celów jest badanie pozycji mężczyzn i kobiet na każdym z tych etapów. Sądzę, że pozwala to na wyciągnięcie pewnych oczywistych wniosków.

Czy mógłbyś określić z grubsza, czego właściwie dotyczą te badania?
Po pierwsze, chcemy wyodrębnić stałe biologiczne, które nie zmieniają się z kultury na kulturę. Te biologiczne stałe wydają się bardzo proste czy wręcz trywialne, np.: przeciętny mężczyzna jest silniejszy fizycznie i bardziej ruchliwy, a kobiety rodzą i karmią piersią. Ale okazuje się, że te biologiczne różnice mają olbrzymi wpływ na rodzaje różnic kulturowych czy związanych z rolami płci, które wokół nich narastają.

Na przykład?
Na przykład, co się dzieje, kiedy środkami utrzymania w twojej szczególnej kulturze są koń i wypas bydła? Jak dowodzi Janet Chafetz, kobiety uczestniczące w tej aktywności bardzo często ronią. Nieuczestniczenie w sferze produkcji jest więc ich darwinowskim przywilejem. Dlatego tą sferą zajmują się prawie wyłącznie mężczyźni. I rzeczywiście, ponad dziewięćdziesiąt procent społeczności zajmujących sie wypasem bydła to społeczności "patriarchalne”. Ale orientacji patriarchalnej nie trzeba wyjaśniać poprzez ucisk. Przeciwnie, zebrane materiały sugerują, że kobiety z własnej woli uczestniczyły w takim systemie.

Jeśli, z drugiej strony, postąpimy naiwnie i odruchowo i przyjmiemy, że jeżeli kobiety w tych społeczeństwach nie robiły tego, co według współczesnych feministek powinny były robić, to musiały był gnębione, wówczas znowu wpadamy w schemat: mężczyźni są świniami, kobiety owieczkami, a to jest straszliwie poniżające dla obydwu stron.

Nikt nie zaprzecza, że taki porządek rzeczy był pod wieloma względami trudny, wręcz straszny. Ale okazuje się, że polaryzacja lub ścisła separacja mężczyzn i kobiet prowadzi do potwornego ciepienia obydwu stron. Świadectwa sugerują, że w "patriarchalnym" społeczeństwie, w istocie, o wiele trudniej żyło się przeciętnemu mężczyźnie, niż przeciętnej kobiecie. Jeśli chcesz, możemy omówić przyczyny takiego stanu rzeczy. Ale w tym szczególnym względzie ideologia i taktyka ofiary na niewiele się zdadzą. Kiedy kobiety oddają własną moc, by zyskać status ofiary, dokonują transakcji, która obraca się przeciwko nim samym. Implikują i wzmacniają to, co pragną pokonać.

Powiedziałeś, że chcemy zrobić dwie rzeczy. Pierwszą z nich było przyjrzenie się uniwersalnym biologicznym różnicom między płciami.
Drugą natomiast jest zbadanie, jak te stałe biologiczne różnice traciły na znaczeniu podczas pięciu czy sześciu etapów kulturowej ewolucji. Ogólnie chodzi o to, że dzięki takiemu podejściu możemy wyodrębnić te czynniki, które historycznie doprowadziły do bardziej "równoprawnych" społeczeństw - tzn. społeczeństw, które mniej więcej na równi traktowały męskie i kobiece systemy wartości. Te społeczeństwa nigdy nie zrównywały mężczyzn i kobiet; jedynie traktowały ich na równi. Dzięki temu, gdy próbujemy dzisiaj doprowadzić do bardziej harmonijnej sytuacji, mamy lepsze pojęcie o tym, co trzeba zmienić, a czego nie.

Chyba możemy nauczyć się cenić różnice między męskim i kobiecym systemem wartości. Nawet radykalne feministki przyznają, że te różnice wydają się być czymś stałym - jednak możemy nauczyć się cenić je w bardziej bezstronny sposób. Jak tego dokonać, to jedna z rzeczy, o których chcemy rozmawiać.

Zasięg naszych rozważań

Badanie etapów rozwoju człowieka stanowi część większego projektu - badania ewolucji powszechnej. Dokonałeś tego np. w ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin