Quick Amanda - Szepczące źródła 01 - Szepczące źródła.pdf

(1549 KB) Pobierz
Krentz Jayne Ann - 01 Szepczące źródła.pdf
Jayne Ann
Krentz
Szepcz ą ce
ź ródła
Rozdział 1
Ściany znowu krzyczały. - Niech to szlag - szepnęła Zoe
Luce. Zatrzymała się w drzwiach pustej sypialni i zapatrzyła na
białe mury. Nie teraz. Nie dzisiaj. Nie tym razem. Naprawdę
potrzebuję tej pracy.
Ściany zaszlochały. PrzeraŜenie pulsowało przez warstwy
tynku i świeŜej białej farby. Milczący krzyk odbijał się
rykoszetem od podłogi i sufitu.
Przycisnęła palce do skroni odruchowym, całkowicie
bezuŜytecznym gestem. Zacisnęła mocno powieki i napięła
mięśnie; chaotyczne przebłyski lodowatego światła przeszywały
jej ciało jak pędzące pociski i zamarzały w skurczonym Ŝołądku.
Davis Mason szedł tak blisko za nią, Ŝe kiedy nagle stanęła,
wpadł na nią.
- Ups. - Odzyskał równowagę. - Przepraszam.
Zagapiłem się.
- Nie, to moja wina. - Cofnęła się z drzwi sypialni na
korytarz. Miała nadzieję, Ŝe dostatecznie dyskretnie. Tu było o
wiele lepiej, czuła się pewniej. Uśmiechnęła się do Davisa,
wierząc, Ŝe jej uśmiech wydaje się wystarczająco pogodny i
szczery. Nie było to łatwe; z sypialni ciągle dobiegały stłumione
krzyki.
Chciała wydostać się z tego domu. I to szybko. Cokolwiek
wydarzyło się w tej sypialni, z pewnością było straszne.
- Hej. - Davis dotknął lekko jej ramienia. - Wszystko w
porządku, Zoe?
Obdarzyła go kolejnym słabym uśmiechem. Do Davisa
łatwo było się uśmiechać - przystojny, elegancki i zadbany facet
- ale bez przesady, dokładnie tyle, ile trzeba. Gdyby był
samochodem, z pewnością byłby zgrabnym, sportowym
kabrioletem. Sądząc po tym przestronnym domu, szytej na
miarę koszuli i spodniach oraz sygnecie z onyksem i brylantem,
2
był takŜe zamoŜny. Krótko mówiąc, pomyślała ze smutkiem, aŜ
do tej pory wydawał się idealnym klientem.
Oczywiście teraz wszystko się zmieniło.
- Tak, wszystko w porządku. - Przez chwilę oddychała
głęboko; technika rozluźniająca, której nauczyła się na zajęciach
z samoobrony. Przypominając sobie wskazówki nauczyciela,
spróbowała odszukać pewny, stały punkt, który podobno kaŜdy
ma w swoim wnętrzu. Niestety tej części kursu nie zdąŜyła
jeszcze przećwiczyć. Pewne było tylko to, Ŝe za chwilę będzie
się trzęsła jak osika.
- Co się dzieje? - Davis wyglądał na zaniepokojonego.
- Po prostu zaczyna się migrena - powiedziała Zoe. -
Często mi się to zdarza, kiedy zapomnę zjeść śniadania.
Kłamstwa przychodziły jej teraz z taką łatwością. No cóŜ,
miała sporą praktykę. Szkoda tylko, Ŝe nie była na tyle sprytna,
Ŝeby przekonać samą siebie. Trochę autosugestii dobrze by jej
zrobiło.
Davis patrzył na nią uwaŜnie przez chwilę, w końcu
uspokoił się.
- Zapomniałaś o porannej porcji kofeiny?
- I o jedzeniu. Mam za niski poziom cukru we krwi.
Powinnam bardziej uwaŜać. - Poczuła, Ŝe koniecznie musi
zmienić temat. Spojrzała w głąb sypialni i powiedziała to, co
przyszło jej do głowy.
- Co się stało z łóŜkiem?
- Z łóŜkiem?
Oboje spojrzeli na połać nagiej, drewnianej podłogi między
dwoma masywnymi stolikami nocnymi. Zoe przełknęła z
trudem ślinę.
- Reszta domu jest umeblowana - powiedziała. - Trudno
nie zauwaŜyć, Ŝe brakuje tu łóŜka.
- Zabrała je - powiedział ponuro Davis.
- Twoja była Ŝona?
Westchnął.
3
- Uwielbiała to cholerne łóŜko. Przez całe miesiące go
szukała. Dałbym głowę, Ŝe znaczyło dla niej więcej niŜ ja.
Odchodząc, zabrała tylko łóŜko. I oczywiście osobiste rzeczy.
- Aha.
- Wiesz, jak to jest z rozwodami. Czasami największe
awantury dotyczą najmniej szych rzeczy.
Jakiekolwiek było to łóŜko, pomyślała Zoe, z pewnością
nie naleŜało do najmniejszych.
- Rozumiem. Davis obserwował uwaŜnie wyraz jej
twarzy.
- Bardzo boli?
- Jak wypiję filiŜankę kawy i zjem lunch, od razu mi się
polepszy -zapewniła.
- Wiesz co? Widziałaś juŜ resztę domu. Jestem pewien,
Ŝe masz juŜ ogólne wyobraŜenie. MoŜe zróbmy sobie przerwę i
zjedzmy coś w klubie. Przy okazji powiesz mi, co sądzisz o
domu.
Namyśl o jedzeniu zrobiło się jej niedobrze. Wiedziała, Ŝe
nie utrzyma jedzenia w Ŝołądku, dopóki nie ustaną dreszcze. A
to mogło jeszcze chwilę potrwać. Nie spodziewała się, Ŝe będzie
znów to przeŜywać.
Sama jest sobie winna. Powinna być ostroŜniejsza. Ale
pochłonęło ją oglądanie wnętrz, skoncentrowała się na swoich
planach, a poza tym reszta ogromnej rezydencji wydawała się
taka nowa i czysta. Po prostu nie przewidywała Ŝadnych
problemów i, jak to się często zdarzało, musiała za to zapłacić.
- Chętnie zjadłabym z tobą lunch, ale obawiam się, Ŝe
musimy to przełoŜyć. - W dość teatralny sposób spojrzała na
zegarek. - Mam dziś po południu jeszcze jedno spotkanie i
muszę się do niego przygotować.
Davis nie był całkowicie przekonany.
- Jeśli naprawdę musisz iść...
- Przykro mi, ale tak. - Starała się, by zabrzmiało to tak,
jakby naprawdę Ŝałowała. - Muszę się zbierać. Miałeś rację.
Zobaczyłam juŜ wszystko, co trzeba. - A wyczułam o wiele
4
więcej niŜ trzeba, serdeczne dzięki. -Mam plany domu. Zrobię
kilka kopii i szkiców, Ŝebyś mógł się ogólnie zorientować, co
zamierzam zrobić.
- Będę wdzięczny za rysunki. - Davis rzucił okiem na
sypialnię i potrząsnął głową jakoś ze smutkiem. - Brakuje mi
wyobraźni przestrzennej. 0 wiele łatwiej się zorientuję, jeśli
zobaczę to na rysunku.
- Zawsze jest łatwiej, kiedy patrzy się na szkice.
Poczekaj, zajrzę do terminarza.
Sięgnęła do pojemnej torby, która słuŜyła jej równieŜ j a k
o aktówka. Miała jeszcze pięć podobnych, w róŜnych kolorach.
Dzisiaj wzięła tę w kolorze Ŝółtawej zieleni; podobał jej się
kontrast z ciemnofioletowym kostiumem.
Grzebiąc po omacku w przepastnym wnętrzu, odsunęła na
bok mały aparat fotograficzny, szkicownik, miarkę, plastikowe
pudełko pełne kolorowych długopisów i markerów, teczkę z
próbkami tkanin i wielką, mosięŜną gałkę od drzwi
przymocowaną do kółka z kluczami od mieszkania.
Terminarz był na samym dnie. Wyłowiła go i otworzyła.
- Przeleję swoje pomysły na papier - powiedziała z
oŜywieniem - I postaram się, Ŝeby wstępne plany były gotowe
do końca tygodnia. MoŜe spotkamy się w moim biurze w piątek
po południu?
- W piątek? - Davis był wyraźnie zawiedziony. - To
prawie tydzień. Musimy z tym czekać aŜ tak długo? Chciałbym
zacząć tak szybko, jak to moŜliwe. Ten dom jest cholernie
przygnębiający, odkąd odeszła moja Ŝona.
Wcale się nie dziwię, pomyślała.
- Rozumiem - powiedziała głośno, starając się, by
zabrzmiało to współczująco. Nie było to łatwe, zwaŜywszy, Ŝe
pod rękawami lekkiej marynarki wciąŜ czuła gęsią skórkę.
- Nie chciałbym wyjść na zgorzkniałego rozwodnika -
powiedział Davis - ale to wszystko słono mnie kosztuje. Mam
przeczucie, Ŝe jeszcze długo będę dostawał rachunki od
prawników.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin