Cowie Vera - Lato w Hiszpanii.pdf

(448 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Vera Cowie
LATO W HISZPANII
1
Jane, która zawsze mówiła, że mam to coś...
2
1
P anna Elliot? - spytała niepewnie kobieta. Patrząc na Jane z lekkim niepokojem, postąpiła krok
do przodu.
- Seriom de Capdévila? Dzień dobry. - Jane wstała. Nienagannie ubrana dońa Alicia wdzięcznie
ujęła jej wyciągniętą rękę.
- Co za wzrost... - mruknęła, zadzierając głowę, żeby spojrzeć na Jane. Sama miała tylko metr
pięćdziesiąt. Najwyraźniej nie spodziewała się tak wysokiej kandydatki.
- Metr siedemdziesiąt osiem - powiedziała obojętnie Jane.
- Pani zdjęcie... myśleliśmy... wydawała się pani... niższa - rzekła seriom delikatnie.
- Nie wspominano mi, że do tej pracy wymaga się kogoś o niskim wzroście... ani niskim
wykształceniu - sucho stwierdziła Jane.
- Och, nie, źle mnie pani zrozumiała. Chodzi tylko o to, że myśleliśmy... ale to nieistotne. Proszę,
niech pani siada.
Jane z powrotem usiadła na pięknie rzeźbionym krześle, podczas gdy dońa Alicia opadła na
ogromny fotel, obity różowym brokatem, na którego tle uwydatniały się jej ciemne włosy,
kremowa karnacja i duże, czekoladowobrązowe oczy, osłonięte gęstymi rzęsami.
- Napisała pani taki czarujący list - powiedziała z uśmiechem - więc myśleliśmy, że ma pani
urodę... - zawahała się przez chwilę - równie czarującą. Że nie wygląda pani na sawantkę, chociaż
jest pani taka wykształcona!
Rozprostowała dwie duże kartki papieru, które miała ze sobą, wyjęła z kieszeni okulary i włożyła
je. Przypominała w nich dziecko przebrane za dorosłą osobę, a przecież musiała dobiegać
czterdziestki, jej najstarszy syn miał już osiemnaście lat.
- Dyplom z wyróżnieniem z hiszpańskiego - muszę pani pogratulować akcentu, jest bezbłędny -
francuskiego, włoskiego i niemieckiego. - Dońa Alicia sprawiała wrażenie przejętej. - Ja znam
trochę angielski - powiedziała w tym języku, bo do tej pory rozmawiały po hiszpańsku. Miała
cudowny akcent. - Mój szwagier mówi po angielsku jak rodowity Anglik, ponieważ cztery lata
studiował w Oksfordzie, podobnie jak pani. - Leciutko zmarszczyła brwi. - Mam wielką nadzieję,
że Jorge popracuje tego lata nad swoją angielszczyzną. To czarujący chłopiec, panno Elliot, ale jest
w takim wieku... - Wymownie wzruszyła ramionami. - Mój młodszy syn to urodzony student,
córka też uwielbia się uczyć, ale dla niej nie jest to oczywiście takie ważne. - Na jej twarzy pojawił
się lekki rumieniec. - Nie mam nic przeciwko inteligentnym kobietom, rozumie pani, ale tutaj, w
Hiszpanii, liczy się przede wszystkim to, jak się wygląda.
- Wiem - sucho odparła Jane.
- Ach... tak, słyszałam, że dosyć dobrze zna pani Hiszpanię.
- W ciągu ostatnich sześciu lat spędzałam tu tyle czasu, ile tylko mogłam.
- Ma pani... zaraz... dwadzieścia cztery lata?
- Skończyłam w Nowy Rok.
- To także urodziny Jorgego! - Dońa Alicia była zachwycona. - To dobry omen! Jest już między
wami jakaś więź.
Jane uśmiechnęła się, ale nic nie powiedziała. Z tego, co jej mówiono o Jorgem de Capdévili, nie
był to chłopiec, który uznawałby jakiekolwiek więzi. „Dziki jak mustang”, scharakteryzował go
profesor Harris. „Taki sam, jak kiedyś jego wuj Luis, ale bez jego siły charakteru, dzięki której
mógłby z tego wyrosnąć. Nigdy nie stanie się takim mężczyzną jak Luis. Obawiam się, że będziesz
musiała być dla niego surowa... w wielu sprawach...” Popatrzył na Jane znad okularów, a ona
roześmiała się widząc znaczący błysk w jego oczach.
- ...ale pani wygląda tak, jakby potrafiła świetnie dać sobie z nim radę - mówiła dońa Alicia,
kiedy Jane znów zaczęła jej słuchać. Ta obca, bogata kobieta przyglądała się jej uważnie,
przechylając lekko głowę, na podobieństwo bystrookiego kosa. - Ma pani doświadczenie
pedagogiczne?
- Od kilku lat podczas wakacji udzielam korepetycji. Zresztą pani zapewne to wie - odparła Jane,
patrząc znacząco na swój list i życiorys w rękach seńory - ale zawsze młodszym dzieciom. Jorge
jest trochę starszy niż uczniowie, z którymi miałam dotąd do czynienia.
- A... tak. Moja droga przyjaciółka, markiza del Puente del Sol, powiedziała mi, że była pani
bardzo pomocna ucząc jej synów w zeszłym roku.
Dońa Alicia znów uważnie przyjrzała się Jane. Jej czekoladowo-brązowe oczy patrzyły miękko i
z namysłem.
3
- mruknęła dońa Alicia z czułością. Była damą o bardzo miękkim sercu. Oczami
duszy widziała już małą dziewczynkę, która stara się naśladować we wszystkim ojca i brata.
- W Cabo de los Ángeles można oczywiście pływać. Nasz dom stoi nad samym brzegiem morza,
a w Cańas, naszej wiejskiej posiadłości, mamy dwa baseny, konie, kort tenisowy i trawnik do
krykieta, ale obawiam się, że do najbliższego pola golfowego trzeba byłoby jechać dwie godziny.
- To bez znaczenia - odparła Jane. - Przeżyję bez tego. Oczywiście, pomyślała dońa Alicia ze
smutkiem i podziwem zarazem. Ona wygląda tak, jakby była w stanie przeżyć wszystko. Co za
wspaniała dziewczyna! Wysoka, tryskająca zdrowiem i witalnością. Obfitość pięknych włosów,
mocne kości, regularne rysy twarzy i szerokie, zmysłowe usta. I ta cera! Prawdziwie angielska.
Poza tym jest w niej coś, co od razu budzi sympatię. Wszystko w niej jest naturalne i
niewymuszone, a na dodatek Maria Jose uważa, że Jane ma wprost zdumiewające podejście do
dzieci.
- Chcielibyśmy, żeby zajęła się pani moimi młodszymi dziećmi, Luisitem i Inés, którzy,
nawiasem mówiąc, są bliźniętami. Mają prawie po trzynaście lat. Będą obchodzić urodziny
podczas naszego pobytu w Cańas. Są dobrzy wjeździe konnej i pływaniu, kiedy już się tym
zajmują, ale - seńora znów wykonała ten sam drobny, czarujący gest - jestem troskliwą matką i
wolałabym, żeby był z nimi ktoś...
- Fizycznie sprawny i godny zaufania - dokończyła Jane.
- Właśnie - rozpromieniła się seńora . - Pani wygląda na bardzo sprawną, panno Elliot, jakby
zawsze była pani w stanie...
- Dać sobie radę? - zapytała Jane po angielsku.
- Tak. To właściwe słowo. Dać sobie radę. Bardzo opisowe. I nie wydaje się pani... zbyt surowa.
Jestem czułą matką, panno Elliot. Nie mogłabym znieść, gdyby moje dzieci przesadnie
ograniczano albo karcono. Dzieciństwo powinno być szczęśliwym okresem w życiu. - Lekki cień
melancholii przemknął przez jej twarz, a potem uśmiechnęła się. - Już panią lubię. Poza tym ma
pani bardzo pochlebne referencje od profesora Harrisa. Mnie to wystarczy, jednak Luis... -
Spojrzała na zegarek. - Powiedział, że przyjdzie, ale się spóźnia. Jest oczywiście bardzo
zapracowany. Od śmierci mojego męża zarządza wszystkim w moim imieniu, poza tym jest
opiekunem dzieci i administratorem majątku. Nie mogę zrobić nic bez jego zgody.
- Niemożliwe! - Jane trudno było w to uwierzyć. - Przecież chodzi o pani dzieci, prawda?
- To nie ma znaczenia - wyjaśniła dońa Alicia. - Prawo przyznaje całą władzę Luisowi. Nie
chodzi o to, że jest trudny, rozumie pani. Był dla mnie opoką i jest taki miły...
- Mogę to sobie wyobrazić - sucho stwierdziła Jane.
- Och, proszę. Niech pani nie myśli, że to jakiś potwór. Po prostu tutaj rządzą mężczyźni. -
Uśmiechnęła się, patrząc zazdrośnie na Jane. - Przypuszczam, że w Anglii jest inaczej.
- To prawda, ale i tak trzeba było długo na to czekać - przyznała Jane.
- Pani sprawia wrażenie kogoś, kto sam kieruje swoim życiem. - Seriom de Capdévila spojrzała
na nią z zadumą.
- Oczywiście. Przecież to naturalne.
- Ale co pani zrobi po wyjściu za mąż?
- Nic się nie zmieni. Małżeństwo nie jest niewolą - zdumiała się Jane. - Z pewnością będzie to
partnerski układ z równymi prawami dla obu stron.
4
- Panno Elliot, proszę mi powiedzieć, czy zawsze czesze się pani w ten sposób?
Zaskoczona Jane uniosła rękę do ciężkiego zwoju włosów upiętych na karku.
- Czemu... tak, zazwyczaj.
- Ach... - Wydawało się, że seriom poczuła ulgę. - To piękny kolor... i są takie gęste!
- Sięgają mi do pasa.
- Vaya! Gdy je pani rozpuści, na pewno wygląda pani jak syrena. Są takie jasne, niemal srebrne.
- Bardzo dobrze pływam - przyznała Jane z uśmiechem.
- Tak. Sprawia pani wrażenie osoby, która dobrze sobie radzi z różnymi sportami.
- To prawda. Jeżdżę konno, pływam, gram w tenisa i w golfa. Nieźle strzelam, a w szkole
średniej grałam w hokeja.
- Vaya! - powtórzyła dońa Alicia, z podziwu otwierając szeroko oczy.
- Musiałam się tego nauczyć. - Jane z zadumą wzruszyła ramionami. - Mój ojciec był świetnym
sportowcem, a brat wciąż nim jest. Ja musiałam się do nich dostosować, bo inaczej w ogóle bym
ich nie widywała.
- Pobrecita!
Pobrecita (hiszp.) - biedactwo
- Wierzy pani w równość?
- Bezwzględnie.
- Więc niech pani uważa, żeby nie mówić o tym Luisowi. Jest typowym Hiszpanem, ze
sprecyzowanymi poglądami na temat miejsca kobiety w społeczeństwie.
- Miejsca kobiety? - powtórzyła Jane. - Dońa Alicia, miejsce kobiety jest wszędzie tam, gdzie
zechce ona być.
- To znaczy gdzie, panno Elliot? - Męski głos wibrował łagodnym sarkazmem. Jane poczuła, jak
gwałtownie unoszą się włoski na jej karku.
- Luis... - Seńora zerwała się z fotela patrząc ponad ramieniem Jane. - Nie słyszałam, kiedy
wszedłeś. Stąpasz jak kot...
Podeszła kilka kroków, a Jane wzięła głęboki wdech, wstała i odwróciła się, żeby stanąć z nim
twarzą w twarz.
Stał w otwartych drzwiach. Rzeźbiona, pozłacana framuga ujmowała jego sylwetkę w ramy.
Niezwykle wysoki jak na Hiszpana, głową prawie dotykał górnej belki framugi. Był mocno
opalony, miał gęste czarne włosy i błyszczące oczy o barwie onyksu, które niespiesznie lustrowały
ją od stóp do głów. Na jego twarzy malowała się pewność siebie, a zarazem wyzwanie. Miał
wyraźnie zarysowane kości policzkowe, zdecydowany podbródek, stanowcze, ale pięknie
wykrojone i skłonne do uśmiechu usta. Miał też szerokie ramiona i długie nogi, a ubrany był w
świetnie skrojony garnitur. W sumie wywierał niezwykłe wrażenie.
- A więc, panno Elliot? - W głębokim głosie słychać było rozbawienie i pobłażanie.
Jane westchnęła w głębi ducha. Jeszcze jeden. Gęsto wyrastali na hiszpańskiej ziemi.
- To zależy od kobiety, seńor de Capdévila - powiedziała uprzejmie. Nie szukała kłopotów.
- Ale teraz mówimy o pani.
On był równie uprzejmy, ale miała wrażenie, że się z niej śmieje. Wytrzymała atak tych
fantastycznych oczu i nie ustąpiła.
- W tej chwili, przez całe lato, moje miejsce jest w tym domu, przy rodzinie de Capdévila, w
charakterze nauczycielki trojga dzieci seńory de Capdévila - powiedziała spokojnie, nie dając się
wciągnąć do dyskusji. Posada była zbyt dobra, żeby ją stracić.
Jego oczy rozjarzyły się z uznaniem.
- Powiedziane, jak na prawdziwą Angielkę przystało - stwierdził lakonicznie. - Jeżeli Jorge
zechce zostać dyplomatą, widzę, że pani nauczanie okaże się bezcenne.
Seriom położyła dłoń na jego ramieniu. Takiego mężczyzny kobiety po prostu musiały dotykać.
Jane stwierdziła ten fakt dość obojętnie. Niestety rozumiała, że i dotykowi takiego mężczyzny
trudno jest się oprzeć.
Przeszedł przez pokój w jej kierunku, jakby odczytał jej myśli.
- Miło mi panią poznać, panno Elliot, jestem...
- Wiem, kim pan jest - przerwała mu Jane, zabarwiając pełen szacunku ton nutką sarkazmu, która
jasno stwierdzała: „ale nie ma to dla mnie żadnego znaczenia”.
Z lekką ironią spojrzała mu w oczy i ujęła jego wyciągniętą rękę. Przy dotknięciu doznała
wstrząsu, jak od wyładowania elektrycznego. Poczuła ukłucie na skórze, ale jej twarz nie zmieniła
wyrazu, chociaż serce zaczęło bić szybciej.
- Profesor Harris sporo mi o pani opowiadał - kontynuował, nie zwracając uwagi na jej
nieuprzejmość. - Mówił, że była pani jego najzdolniejszą studentką.
- Zawsze zdecydowanie skłaniałam się ku studiom akademickim - odparła Jane z żartobliwą
skromnością.
- Skłaniała się pani? - Uniósł brwi. - Jeżeli wyprostuje się pani choć trochę bardziej, wszystkich
nas pani przewyższy - jego oczy błysnęły jak czarne cekiny. - Prawdziwa amazonka - mruknął, a
Jane zdawała sobie sprawę, że się z niej śmieje, ale zbyła jego uwagę milczeniem.
- Właśnie mówiłam pannie Elliot, że sądząc po jej zdjęciu myśleliśmy, iż jest raczej niska -
powiedziała żywo dońa Alicia patrząc raz na niego, raz na nią, speszona faktem, że nie zwracają na
nią uwagi.
- W rzeczy samej, nie oddawało pani sprawiedliwości - zauważył miękko Luis.
Bezczelny facet, pomyślała z furią Jane, ale uśmiechnęła się do niego słodko i wypaliła:
- A kiedy w ogóle ktokolwiek oddawał sprawiedliwość kobietom, seńor de Capdévila?
Seriom uniosła dłoń do ust. Jane spokojnie wytrzymała wyniosłe spojrzenie czarnych oczu
mężczyzny, ale zauważyła drżenie w kącikach jego ust.
- W najbliższą niedzielę wyjeżdżamy na południe - powiedział. - Czy może być pani gotowa do
tego czasu?
- Już teraz jestem gotowa - zapewniła go Jane.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin