Smith Wilbur - Ballantyneów 3. Płacz anioła.txt

(1061 KB) Pobierz
Powie�ci Wilbura Smitha
w Wydawnictwie Amber
Saga rodu Cour�eney�w
Gdy poluje lew
Odg�os gromu
Brama Chaki
P�ongcy brzeg
Prawo miecza
P�omienie gniewu
Pora umierania
Z�oty lis
Saga rodu Ballan�yne'�w
Lot soko�a
Twardzi ludzie
P�acz anio�a
w przygotowaniu
Lampart poluje w ciemno�ci
PUCZ AM OKA
Ksi��nica Pomorska
Prze�o�yli         0� o o o � � ��>' 9 9 5" l
JAROS�AW BIELAS TOMASZ OLJASZ
SREBRNA
SERIA
Tytu� orygina�u THE ANGELS WEEP
Autor ilustracji KEYIN TWEDDELL
Projekt graficzny ok�adki ZBIGNIEW DOWGIA��O
Redakcja merytoryczna EWA PIOTRKOWICZ
Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta JAD WIGA PILLER
Copyright � Wilbur Smith 1982
Autor zastrzega swoje prawa moralne.
Wszystkie prawa zastrze�one.
Pierwsze wydanie 1982 pod tytu�em �The Angels Weep" opublikowane przez William Heinemann Ltd.
part of Reed Consumer Books Limited, Michelin House, 81 Fulham Road, London SW3 6RB
For the Polish edition Copyrigllt � 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-899-X
r�.
dKsi��k� t� dedykuj� mojej ukochanej �onie Danielle Antoinette
ddLecz cz�owiek, cz�owiek dumny, ustrojony W przemijaj�c� i niewielk� w�adz�, Zapominaj�c o tym, co jedynie Wie bez w�tpienia � o swym kruchym losie � Jak rozw�cieczona ma�pa takie harce Wyprawia stoj�c przed obliczem Niebios, �e anio�owie p�acz�.
Miarka za miark� William Szekspir
Przek�ad Macieja Slomczy�skiego
CZʌ� PIERWSZA
Na kraw�dzi lasu pojawili si� trzej je�d�cy. Jechali z zapa�em, kt�rego nie mog�y ostudzi� nawet d�ugie, mecz�ce tygodnie nieprzerwanych poszukiwa�.
�ci�gn�li cugle, zatrzymali si� w r�wnym rz�dzie i spojrzeli w d�, w kierunku nast�pnej p�ytkiej doliny. Mi�kkie k�osy traw o pi�knym blador�owym kolorze ta�czy�y poruszane s�abymi podmuchami wiatru, a stado antylop szab�orogich pas�cych si� na dnie doliny wydawa�o si� p�yn�� w k��bach wiruj�cej, r�owej mg�y.
Mi�dzy nimi znajdowa� si� wielki byk b�d�cy przewodnikiem stada. Mia� prawie czterna�cie d�oni* wysoko�ci w k��bie. Jego at�asowy grzbiet pokrywa�a sier�� czarna jak futro pantery, a brzuch i zawi�y rysunek na pysku by�y jaskrawobia�e. Ogromne pr��kowane rogi, zakrzywione niczym bu�at Saladyna, niemal dotyka�y zadu zwierz�cia, a jego szyja dumnie wygina�a si� jak u ogiera pe�nej krwi arabskiej. Ju� dawno wytrzebiona w swoim dawnym �rodowisku na po�udniowym kra�cu kontynentu, owa najszlachetniejsza z afryka�skich antylop sta�a si� dla Ralpha Ballantyne'a symbolem tej pi�knej i dzikiej krainy po�o�onej mi�dzy rzekami Limpopo i Zambezi.
Ogromny czarny byk popatrzy� aroganckim wzrokiem na je�d�c�w stoj�cych na kraw�dzi zbocza, potem parskn�� i wyzywaj�co podrzuci� g�ow�. Uderzaj�c kopytami w kamienist� ziemi�, poprowadzi� galopuj�ce stado samic pod g�r� i znikn�� na szczycie przeciwleg�ego stoku, a obserwuj�cy je m�czy�ni stali nieruchomo, zauroczeni ich majestatyczno�ci� i pi�knem. Pierwszy ockn�� si� Ralph Ballantyne, poruszy� si� na siodle i odwr�ci� do ojca.
� Przypominasz sobie to miejsce, tato? � zapyta�.
� Up�yn�o ju� ponad trzydzie�ci lat � odpowiedzia� cicho Zouga
d�o� = 4 cale (l cal = 2,54 cm)
11
Ballantyne, g��bokie zamy�lenie zmarszczy�o mu czo�o � trzydzie�ci latj a poza tym zachorowa�em wtedy na malari�. � Odwr�ci� g�ow� do trzeciego! z nich � niskiego, pomarszczonego Hotentota, kt�ry ju� w�wczas by� jego towarzyszem i s�u��cym. � Co o tym my�lisz, Janie Cheroot?
Hotentot zdj�� z g�owy zniszczon� wojskow� czapk� i pog�adzi� d�oni� drobne kuleczki mi�kkich, �nie�nobia�ych w�os�w.
� Mo�e...
� Mo�e to wszystko by�o tylko wizj� wywo�an� przez gor�czk� � Ralph przerwa� mu obcesowo.
Grymas na przystojnej twarzy ojca pog��bi� si�, a bia�a jak porcelana blizna na policzku zar�owi�a si� nagle. Jan Cheroot obserwowa� ich i u�miecha� si� � kiedy ci dwaj byli razem, potrafili dostarczy� lepszej rozrywki ni� walcz�ce koguty.
� A niech ci� � warkn�� Zouga. � Mo�e wr�cisz i dotrzymasz towarzystwa kobietom, synu. � Wyci�gn�� z kieszeni cienki �a�cuszek i potrz�sn�� nim Ralphowi przed nosem. � Widzisz � powiedzia� � oto dow�d.
Na ko�cu �a�cuszka wisia� niewielki p�k kluczy i inne drobiazgi � z�ota piecz��, ma�a figurka �w. Krzysztofa, obcinacz do cygar i nieregularna bry�ka kwarcu wielko�ci dorodnej jagody. Ta ostatnia by�a pokryta siateczk� �y�ek i przypomina�a drobnokrystaliczny, niebieski marmur, a w jej wn�trza tkwi� okruch b�yszcz�cego metalu.
� Z�oto � rzek� Zouga. � Dojrza�e i czekaj�ce na �niwa! Ralph u�miechn�� si� arogancko do ojca. By� znudzony wielotygodniow� w�dr�wk� i bezowocnym poszukiwaniem.
� Zawsze podejrzewa�em, i� znalaz�e� to na jakim� straganie podczas Wielkiej Parady w Kapsztadzie i �e to i tak tylko tombak.
Blizna na policzku ojca sta�a si� ciemnoczerwona, a Ralph roze�mia� si� rado�nie i �cisn�� Zoug� za rami�.
� Tato, czy gdybym tak uwa�a�, po�wi�ci�bym tyle swojego drogocennego czasu? A co z budow� linii kolejowej i tuzinem innych obowi�zk�w? ; Przecie� powinienem by� teraz w Johannesburgu albo w Kimberley.
Delikatnie poklepa� go po ramieniu, u�miech na jego twarzy nie wyra�a� ju� kpiny.	j
� To tutaj, obaj o tym wiemy. Mo�e nawet w tej chwili stoimy na l z�otono�nej skale, a mo�e znajdziemy j� ju� za nast�pnym pasmem wzg�rz. M�wi� dalej, a blizna na twarzy Zougi blad�a powoli.	:
� Chodzi tylko o to, �eby j� odnale��. Mo�emy potkn�� si� o ni� w ci�gu najbli�szej godziny lub b��dzi� przez nast�pne dziesi�� lat.
Obserwuj�c ojca i syna, Jan Cheroot poczu� si� nagle nieco rozczarowany. [ Kiedy� widzia�jak walczyk', ale to zdarzy�o si� dawno temu. Teraz Ralph by� doros�ym m�czyzn�, mia� prawie trzydzie�ci lat i przywyk� do kierowania setkami nieokrzesanych m�czyzn, kt�rych zatrudnia� w swojej  firmie przewozowej czy na placach bud�w. Radzi� sobie z nimi za pomoc� j�zyka,
but�w i pi�ci. By� postawny, brutalny i wynios�y jak kogut. Jan Cheroot mia� jednak wra�enie, �e stare psisko potrafi�oby jeszcze wytarza� szczeniaka w b�ocie. Nie bez powodu Matabelowie nadali, wci�� szybkiemu i szczup�emu, Zoudze Ballantyne'owi imi� Bakela � Pi��. Tak, Jan Cheroot pomy�la� z �alem, chcia�oby si� jeszcze raz zobaczy� tych dw�ch w akcji. Mo�e innym razem, bo emocje zacz�y ju� stygn�� i obu m�czyzn, pochylonych ku sobie, zn�w poch�on�a rzeczowa rozmowa. Wygl�dali teraz jak bracia � podobie�stwo istnia�o oczywiste, jednak Zouga wydawa� si� zbyt m�ody jak na ojca Ralpha. Jego sk�ra by�a zbyt jasna i widnia� na niej nawet �lad zmarszczek, oczy zbyt bystre i �ywe, a delikatne srebrne pasemka w z�ocistej brodzie mog�y by� jedynie efektem dzia�ania pal�cego, afryka�skiego s�o�ca.
� Szkoda, �e nie zdo�a�e� okre�li� pozycji s�o�ca, wszystkie inne obserwacje, kt�re zrobi�e�, by�y takie dok�adne � narzeka� Ralph. � Uda�o mi si� dotrze� do ka�dej z zostawionych wtedy przez ciebie kryj�wek z ko�ci� s�oniow�.
� W tym czasie rozpocz�a si� pora deszczowa. � Zouga potrz�sn�� g�ow�. � Na Boga, ale wtedy la�o! Przez tydzie� nie by�o wida� s�o�ca. Rzeki wyst�powa�y z brzeg�w, wi�c musieli�my zatacza� ko�a, �eby znale�� jaki� br�d... � urwa� nagle i wzi�� cugle do lewej r�ki. � Opowiada�em ci ju� o tym setki razy. Jed�my dalej � zaproponowa� cicho i wszyscy pok�usowali w d� zbocza. Zouga pochyla� si� w siodle, wypatruj�c na ziemi okruch�w z�otono�nej ska�y albo obraca� si� wolno, badaj�c lini� horyzontu i staraj�c si� rozpozna� kszta�ty g�rskich szczyt�w lub niewyra�nych kopu� odleg�ych wzg�rz zarysowanych na tle afryka�skiego nieba, po kt�rym wysoko i spokojnie p�yn�y zapowiadaj�ce �adn� pogod� srebrne cumulusy.
� Mo�emy oprze� si� tylko na jednym � na po�o�eniu ruin Wielkiego Zimbabwe � m�wi� Zouga. � Wyruszyli�my stamt�d i szli�my na zach�d przez osiem dni.
� Dziewi�� � poprawi� go Jan Cheroot. � Umkn�� ci jeden dzie�, kiedy umar� Matthew. Mia�e� gor�czk�. Musia�em ci� nia�czy� jak dziecko, a poza tym targali�my jeszcze to przekl�te kamienne ptaszysko.
� Prawdopodobnie nie robili�my wi�cej ni� kilkana�cie kilometr�w dziennie � Zouga nie zwraca� na niego uwagi. � Osiem dni marszu, to b�dzie ponad sto kilometr�w.
� A Wielkie Zimbabwe jest tam, na wsch�d od nas. � Wje�d�ali w�a�nie na zbocze po drugiej stronie doliny, Ralph �ci�gn�� cugle. � To Wartownik. � Wskaza� odleg�e, skaliste wzg�rze, kt�rego szczyt przypomina� gotuj�cego si� do skoku lwa. � Ruiny s� zaraz za nim, nigdy nie zapomnia�bym tego widoku.
Zar�wno dla ojca jak i syna zburzone miasto mia�o szczeg�lne znaczenie. To w�a�nie tam, pomi�dzy pot�nymi kamiennymi �cianami Zouga i Jan Cheroolznaje�li prastare pos�gi ptak�w, kiedy� otoczone religijn� czci�, przez mieszka�c�w miasta. Pomimo choroby i innych

trudno�ci, zwi�zanych z d�ug� wypraw� znad Zambezi, Zouga upar� si�, �e musi zabra� ze sob� jeden z pos�g�w.
Wiele lat p�niej przysz�a kolej na Ralpha. Maj�c za przewodnika dziennik ojca i jego drobiazgowe pomiary dokonywane przy pomocy sekstansu, uda�o mu si� odnale�� opuszczon� cytadel�. Zignorowa� kr�lewskie postanowienie o nietykalno�ci �wi�tych miejsc i wywi�z� pozosta�e pos�gi, mimo �e graniczne impi Lobenguli � �wczesnego kr�la Matabe-l�w � depta�y mu po pi�tach. Zatem wszyscy trzej dok�adnie poznali to nawiedzane przez duchy, niepokoj�ce miasto, a teraz stali patrz�c na odleg�e wzg�rza, w�r�d kt�rych znajdowa�y si� ruiny i milczeli pogr��eni we w�asnych my�lach.
� Ci�gle zastanawiam si�, kim byli ludzie, kt�rzy zbudowali Zimbab-we � powiedzia� w ko�cu Ralph � i co si� z nimi sta�o. � Nie oczekiwa� odpowiedzi, a w jego g�osie by�o s�ycha� nie pasuj�cy do niego, marzycielski ton. � Mo�e to g�rnicy kr�lowej Saby. A mo�e owo miejsce to biblijny Ofir. Ciekawe, czy zanosili wydobyte z�oto Salomonowi.
� Pewnie nigdy si� tego nie dowiemy. � Zouga otrz�sn�� si� z zamy�lenia. � Ale na pewno z�oto by�o dla nich r�wnie cenne jak dla nas. Na dziedzi�cu Wielkiego Zimbabwe znalaz�em z�ote blaszki, koraliki i sztaby. Miejsce, w kt�rym Jan Cheroot i ja badali�my g�rnicze szyby, nie mo�e znajdowa� si� dalej jak kilka kilometr�w st�d. Le�a�y tam r�wnie� ha�dy wydobytej i czekaj�cej na rozbicie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin