Sheckley Robert - Opcje.rtf

(336 KB) Pobierz

Robert Sheckley

 

Opcje

(Options)

 

Przełożył Marek Pąkcinski


Dla Abby

z miłością i wdzięcznością


Umysł jest Buddą, podczas gdy porzucenie myślenia pojęciowego oznacza Drogę. Kiedy człowiek przestaje wyłaniać w swym umyśle pojęcia, przestaje myśleć za pomocą terminów takich, jak: istnienie i nieistnienie, krótkie i długie, inny i ja, aktywne i bierne. Dochodzi wówczas do wniosku, że to właśnie jego umysł jest w istocie Buddą, że Budda jest w istocie Umysłem oraz że umysł stanowi odbicie pustki.

 

Nauka Zen mistrza Huang Po


Część pierwsza

Ostrzeżenie

 

Tak zwane „prawa normalności” ulegają od tej chwili na jakiś czas zawieszeniu, podczas gdy my wypróbowywać będziemy nowe zasady. Mogą one okazać się zupełnie odmienne od starych, przy czym nie udziela się żadnych porad, które by ich dotyczyły.

W celu uniknięcia sytuacji konfliktowych najlepiej spędzić resztę dnia spokojnie, leżąc w łóżku.

Jeśli zaś to wydaje się nudne, mogę zabrać was na przejażdżkę.

 


1. O tym, jak wychodząc od „prostych przesłanek” można zostać wyprowadzonym w pole

 

Tom Mishkin wlókł się właśnie poprzez Mniejszy Obłok Magellana, z rzadka przekraczając prędkość światła. Nie forsował silników. Jego statek kosmiczny, „Nieustraszony III”, pełen był ogonów południowoafrykańskich homarów, sportowych butów do uprawiania tenisa, klimatyzatorów, obficie słodzonych mlecznych koncentratów i innych tego typu towarów, przeznaczonych dla kolonii na planecie Dora V. Mishkin drzemał sobie w wielkim fotelu dowódcy, ukojony przez świetlne błyski, które falowały na tablicy kontrolnej, i przez ciche trzeszczenie przerywaczy obwodów elektrycznych. Myślał o nowym mieszkaniu, które zamierzał sobie kupić w mieście Perth Amboy-bas-mer, szesnaście kilometrów na wschód od Sandy Hook. Właśnie ważył w myśli wszystkie „za” i „przeciw”: na przedmieściach panuje z pewnością cisza i spokój, jakkolwiek kwestia dojazdów do centrum łodzią podwodną…

Nagle jeden z trzasków zmienił się w zgrzyt.

Mishkin wyprostował się w fotelu. Jego profesjonalny słuch pilota był zawsze wyczulony na ewentualne oznaki dźwiękowe Awarii, Która Nie Może Się Zdarzyć, lecz od czasu do czasu ma jednak miejsce.

Zgrzyt, zgrzyt, zgrzyt, chrzęst.

Tak. Właśnie się zdarzyła.

Mishkin jęknął. Był to specjalny jęk pilotów, złożony z przeczucia przykrych wydarzeń, fatalizmu i zgagi. Niemal słyszał, jak w trzewiach statku dzieją się jakieś złe rzeczy. Wskaźnik awarii (który w zasadzie powinien włączać się jedynie w przypadku jakichś zewnętrznych zderzeń) zmienił swój kolor na fioletowy, czerwony, purpurowy, a wreszcie czarny. Komputer pokładowy obudził się ze swojej dogmatycznej drzemki w samą porę, by wyjąkać: awaria, awaria, awaria!

– Dzięki, ale sam już na to wpadłem – odparł Mishkin. – Powiedz mi lepiej, gdzie ta awaria i na czym polega?

– Awaria części L-1223A. Nazwa katalogowa: Prawa Obręcz Poprzedniego Suwaka Urządzenia Zaworu Dławiącego. Bezpośrednia przyczyna awarii: 8 (słownie: osiem) wygiętych sworzni plus spiralne pęknięcie w obudowie obręczy zaworu. Przyczyna pośrednia: boczny nacisk na wyżej wymienione części, który spowodował molekularne zmiany we wchodzącym w ich skład metalu, czego skutkiem jest taki jego stan, który określa się zwykle sformułowaniem „zmęczenie materiału”.

– Taaa… Ale dlaczego? – spytał Mishkin.

– Przypuszczenie, dotyczące przyczyny bezpośredniej: sworznie, znajdujące się w wyżej wymienionym urządzeniu, poddane zostały nadmiernemu jak na ich możliwości ciśnieniu, czego skutkiem stało się zmniejszenie żywotności całego urządzenia ze 195,441 dni roboczych, wymienionych w jego specyfikacji, do 84,3 roboczogodziny.

– Pięknie – skwitował Mishkin. – A co dzieje się teraz?

– Odciąłem jednostkę napędową, w której znajduje się ten zawór, po czym wyłączyłem główny silnik – oznajmił komputer.

– To zupełnie jak pływanie po kosmicznym jeziorze bez wioseł – skomentował Mishkin. – Czy nie mógłbym mimo wszystko użyć głównego silnika, choćby po to, żeby dostać się do najbliższego Centrum Obsługi Statków Kosmicznych?

– Nie. Dalsze używanie wspomnianej zepsutej części wywołałoby natychmiastowe i rosnące odkształcenia innych fragmentów głównego silnika, co spowodowałoby totalną awarię, a w konsekwencji implozję i śmierć, a także permanentną czarną krechę w pańskich aktach służbowych. Mógłby pan także zostać obciążony kosztami kupna nowego statku kosmicznego.

– Cóż, z pewnością nie życzę sobie, żeby w moich służbowych aktach pojawiły się jakiekolwiek czarne krechy – stwierdził Mishkin. – Co powinienem w takim razie zrobić?

– Jedynym możliwym rozwiązaniem zaistniałej sytuacji jest usunięcie zepsutej części i zastąpienie jej nową. Na licznych nie zamieszkanych planetach rozmieszczono składy z częściami zamiennymi na wypadek takiej właśnie ewentualności. Biorąc pod uwagę pańskie obecne współrzędne, najbliższą taką planetą jest Harmonia II, która znajduje się w odległości sześćdziesięciu ośmiu godzin lotu stąd, przy użyciu silnika awaryjnego.

– Wydaje się to dosyć proste – skonstatował Mishkin.

– Teoretycznie tak.

– A praktycznie?

– Praktycznie zawsze pojawiają się jakieś komplikacje.

– Jakiego rodzaju?

– Gdybyśmy to wiedzieli – oznajmił komputer – komplikacje nie byłyby bardzo skomplikowane, prawda?

– Sądzę, że nie – odparł Mishkin. – Dobra, zmień kurs i ruszajmy.

– Wystarczy wydać mi rozkaz, a już jest on wykonany – odparł służbiście komputer.


O tym, jak użycie „przesłanek złożonych” prowadzi do zamętu

 

W ekskluzywnym wywiadzie prasowym, udzielonym wczoraj, profesor David Hume z Uniwersytetu Harvard oznajmił, że następstwo czasowe nie implikuje przyczynowości. Poproszony o rozwinięcie tego stwierdzenia zwrócił uwagę na to, iż następstwo czasowe ma charakter jedynie addytywny, a nie generatywny.

O opinię w sprawie tego stwierdzenia poprosiliśmy doktora Immanuela Kanta. Doktor Kant aktualnie zasiadający w katedrze Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego, wydawał się ciężko wstrząśnięty. – Obudziło mnie to z mojej dogmatycznej drzemki – powiedział.

 


2. Szalony synestezjolog znowu uderza

 

Mishkin rozłożył się na swoim fotelu i przymknął oczy. Jednak nie zrobiło mu to dobrze: doświadczył całkowitego rozstroju wszelkich danych zmysłowych, pomieszania kompetencji wzroku i słuchu, gorących błysków pod powiekami. Otworzył oczy. Niestety, nic się nie polepszyło. Sięgnął po Hermetyczną Butelkę. Była na niej etykieta, która głosiła: JEŚLI W CZASIE PODRÓŻY COŚ SIĘ STANIE, WYPIJ TO. Wypił część jej zawartości, a potem zauważył nalepkę po drugiej stronie butelki: JEŚLI W CZASIE PODRÓŻY COŚ SIĘ STANIE, NIE PIJ TEGO.

Jeden z aparatów radiowych pojękiwał z cicha sam do siebie: „Och, Boże, zaraz umrę! Wiem, że zaraz umrę! Dlaczego, do cholery, w ogóle wybrałem się w tę wariacką podróż?! Czy nie wystarczało mi siedzieć sobie w oknie jakiegoś statku pasażerskiego i podziwiać widoki? Nie, ja musiałem wykazać się aktywnością i gdzie, do cholery, teraz jestem?!”

Mishkin nie miał czasu, by pocieszać aparat radiowy. Miał swoje własne problemy. A przynajmniej sądził, że to są jego problemy. W tej sprawie zawsze trudno uzyskać całkowitą pewność.

Doszedł do wniosku, że jedynie wyobrażał sobie, iż otwiera oczy. Dlatego teraz ponownie je otworzył. Ale czy rzeczywiście? Rozważał otworzenie ich jeszcze raz, na wypadek, gdyby znów okazało się, iż jedynie to sobie wyobrażał, ale powstrzymał się przed tym w obawie przed naprawdę obmierzłą formą regressus ad inftnitum.

Aparat radiowy znów paplał: „Boże, zupełnie nie wiem, dokąd lecę! No tak, ale gdybym to wiedział, nie przyleciałbym tutaj. Jednak nie wiedząc, dokąd lecę, nie wiedziałbym też, jak uniknąć przybycia tutaj, ponieważ nie wiedziałbym, dokąd zmierzam. Cholera, a miało być zupełnie inaczej! Powiedzieli mi, że będzie kupa zabawy…”

Mishkin szybko pociągnął z Hermetycznej Butelki. Zdecydował, że nie może być już o wiele gorzej, co świadczyło w gruncie rzeczy, jak mało wiedział.

Należało rozpaczliwie poszukać czegoś stałego. Mishkin ponownie wyprostował się w fotelu.

– Słuchajcie wszyscy! – oznajmił gromkim głosem. – Będziemy teraz postępować zgodnie z przesłanką, że jesteśmy wszyscy tym, czym wydajemy się być, i że pozostaniemy tym na czas nieokreślony. To rozkaz. Zrozumiano?!

– Wszystko biorą diabli, a jemu zachciało się teraz właśnie wydawać rozkazy – odparł obrotowy stolik. – Co z tobą, Jasiu, czy myślisz, że jesteś na jakimś cholernym okręcie podwodnym, albo innym tego typu żelastwie?!

– Musimy wszyscy wziąć się w garść – oznajmił Mishkin. – W przeciwnym wypadku zostaniemy rozdarci na strzępy.

– Jak na razie same frazesy – stwierdził fotel. – Możemy wszyscy zginąć, a on deklamuje jakieś pieprzone frazesy.

Mishkin zadrżał i ponownie wypił część zawartości Hermetycznej Butelki, a potem szybko ją odstawił, zanim butelka zdołała wypić jego. Butelki znane są z tego, że czasem im się to zdarza; nigdy nie wiadomo, kiedy nadchodzi moment zamiany ról.

– Teraz zamierzam wylądować – stwierdził Mishkin uroczystym tonem.

– To obietnica bez pokrycia – skomentowała tablica kontrolna. – Ale proszę, nie krępuj się, rozgrywaj te swoje mizerne gierki, jeśli masz na to ochotę.

– Zamknij się – odparł Mishkin. – Jesteś moją tablicą kontrolną.

– A...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin