NEJ 16 - Heretyk Mocy 02 - Uchodźca.pdf

(1897 KB) Pobierz
Heretyk Mocy - T2 - Uchodźca - Williams Sean , Shane Dix
STARWARS
Walter Jon Williams – Szlak przeznaczenia 25...30
Sean Williams, Shane Dix – Heretycy mocy I: Ruiny imperium 25...30
Sean Williams, Shane Dix – Heretycy mocy II: Ruiny imperium
25...30
W ostatniej próbie ratowania galaktyki Luke Skywalker, jego Ŝona Mara oraz Jacen Solo wy-
palają nowe granice w nieznanych dotąd obszarach. Wielka epopeja Gwiezdnych Wojen trwa
dalej...
PROLOG
Człowiek, który nie był juŜ człowiekiem, stał przed Obcym który nie był tym, czym się wyda-
wał.
- Wszystko jest przygotowane - rzekł człowiek.
Obcy posmakował językiem powietrze, jakby szukał w nim kłamstw.
- Jesteś pewien?
- Tak, generale - odparł tamten stanowczo. Bardzo starannie kontrolował swoją postawę.
Obcy, z którymi sądził, Ŝe ma do czynienia, doskonale umieli odczytywać język ciała. Naj-
drobniejszy gest czy drgnienie mięśnia twarzy mogło zostać uznane za niepewność. - Czuj
ność ludności została uśpiona fałszywym poczuciem bezpieczeństwa, a jeśli nawet nie bez-
pieczeństwa, to przynajmniej nadziei na to, Ŝe pewnego dnia będą bezpieczni. Jeśli nie zaj-
dzie nic nieprzewidziane go, wszystko powinno pójść zgodnie z planem.
- Jestem zadowolony - rzekł Obcy. KrąŜył niespokojnie przed człowiekiem, stukając szpona-
mi o podłogę.
Człowiek odetchnął z ulgą. Spełnienie warunków układu z jego strony było istotnie sprawą Ŝy-
cia lub śmierci.
- Czy to znaczy...
- Kiedy powrócisz, a ja będę całkowicie pewien, Ŝe wywiązałeś się ze swojej części umowy -
rzekł Obcy ostro - wtedy, ale tylko wtedy dostaniesz to, czego poŜądasz.
Ogon obcego uderzył w ziemię. Koniec dyskusji. Nawet słowami nie wyraziłby tego jaśniej.
Człowiek wzruszył ramionami i skinieniem głowy przyjął warunek. Nie było powodu, aby są-
dzić, Ŝe coś pójdzie
11
inaczej, niŜ oczekiwano. Dostanie to, czego pragnął. PrzecieŜ dopilnował wszystkiego.
- Zostawię pana zatem, generale - rzekł. - Jeśli pan pozwoli.
Obcy zerknął na niego przelotnie.
- MoŜesz odejść - zgodził się, wydając serię odgłosów zbyt intensywnych, aby ludzkie ucho
mogło ich słuchać bez przykrości, lecz jednocześnie tak subtelnych, Ŝe tylko niewiele istot mogło
je zrozumieć. śadna ludzka istota nigdy nie wydała bodaj jednego dźwięku w tym języku.
Lecz od tego człowieka oczekiwano, aby posługiwał się nim płynnie.
- Spotkamy się tutaj za kilka dni.
- MoŜesz być pewien, Ŝe będę czekał - rzekł obcy, wciąŜ krąŜąc po podłodze. - I pamiętaj:
mamy to, czego chcesz.
Człowiek skłonił się, wiedząc, Ŝe nigdy tego nie zapomni. Opuścił statek patrolowy przez
wąski korytarz startowy, z wystudiowaną łatwością przystosowując się do stanu niewaŜkości.
Niecierpliwie czekał, by zgłosić się po to, co mu się słusznie naleŜało - triumfalny początek
nowego Ŝycia. NiewaŜne, ile istnień to będzie kosztować. Stanie radośnie przed płonącym stosem
ciał, jeśli tego będzie trzeba, aby ogrzać się w ogniu nieśmiertelności.
Z uśmiechem wziął kurs na swoje przeznaczenie.
I
W Y P R A W A
Luke Skywalker wspinał się po kamienistym zboczu. Płuca płonęły mu z kaŜdym cięŜkim odde-
chem. Z ulgą stwierdził, Ŝe jego siostrzeniec równieŜ z trudem chwyta powietrze; znaczyło to, Ŝe
jego własne problemy ze wspinaczką nie miały nic wspólnego z wiekiem czy brakiem kondycji.
Atmosfera na Munlali Mafir była po prostu zbyt rzadka, to wszystko.
Za plecami słyszeli przeraŜające wycie Krizlawów. Dźwięk był wysoki i przenikliwy, nawet
w tej rzadkiej atmosferze, i przeszywał ich dreszczem. Luke wiedział, Ŝe obce istoty o gład-
kiej róŜowej skórze i wielkich, podobnych do rancora łbach, pochylonych nisko nad ziemią w
poszukiwaniu zapachu, nie mogą być daleko. ZbliŜały się od strony ruin pałacu, polując na
grupę desantową.
Obejrzał się przez ramię, prawie się spodziewając, Ŝe juŜ obgryzają mu pięty. Na szczęście
nie były aŜ tak blisko. Na jego oczach cała siódemka wyłoniła się spod ozdobnej arkady u stóp
najbliŜszego muru, potykając się o siebie i zsuwając po stercie gruzu, by jak najszybciej dotrzeć
do świętego kopca. Z okna wyskoczyły jeszcze trzy i przetoczyły się poza zasięg wzroku, lądu-
jąc za jednym z posągów.
Małe czerwone oczka, dwa cienkie ramiona zakończone trzema jadowitymi szponami, dwie
potęŜne nogi, stworzone do skoku, pyski o elastycznych szczękach, dość rozciągliwych, by
jednym kłapnięciem pochłonąć ludzką głowę...
Ta myśl przypomniała Luke'owi, Ŝe powinien się ruszyć z miejsca.
- Jest ich tylko dziesięć - zauwaŜyła doktor Soron Hegerty ze zdziwieniem słyszalnym nawet
mimo cięŜkiego oddechu. Wydawało się,
15
Zgłoś jeśli naruszono regulamin