RICHARD A. KNAAK UKRYTY �WIAT Prze�o�y�a Maria G�bicka-Fr�c Tytu� orygina�u The Shrouded Realm Wersja angielska 1991 Wersja polska 2002 PROLOG Regent Toos, kr�l Penacles, wbija� wzrok w zw�j wr�czony mu przed chwil� przez kuriera. Chocia� dokument wygl�da� zwyczajnie, w�adca o szkar�atnych puklach wiedzia�, �e jego tre�� mo�e by� ogromnie wa�na. By� to ostatni list w korespondencji z Cabe�em Bedlamem, czarodziejem z Lasu Dagora. Od pi�tnastu lat utrzymywali przyjazne stosunki i obaj byli u�ytkownikami magii. Gdy ostro�nie prze�ama� piecz�cie, te widzialne i niewidzialne, wyobrazi� sobie m�ode oblicze czarodzieja. Regularne rysy Cabe�a kontrastowa�y silnie z jego w�asn�, jakby lisi� twarz�. Trudno by�o uwierzy�, �e cz�owiek, kt�ry prze�y� mniej ni� jedn� trzeci� z ponad setki lat regenta, mia� tak rozleg�� wiedz� i wielk� moc. Oczywi�cie, Cabe prawdopodobnie b�dzie wygl�da� tak samo nawet wtedy, gdy osi�gnie drug� setk�. Takie w�a�nie korzy�ci p�yn�y z posiadania magicznych umiej�tno�ci. Siedz�c samotnie w swoim gabinecie, Toos rozwin�� pergamin i zacz�� czyta�. Pozdrowienia dla regenta. Za�mia� si� cicho. Cabe z uporem u�ywa� jego samozwa�czego tytu�u. Co rok lud Talaku ofiarowywa� by�emu najemnikowi koron� i za ka�dym razem Toos odmawia� jej przyj�cia. Wierzy�, �e pewnego dnia powr�ci Gryf, jego pan i w�adca, a w�wczas z rado�ci� odda mu w�adz� nad miastem - pa�stwem, po czym szybko i po cichu zajmie dawne stanowisko u boku legendarnego monarchy. Nikomu jak dot�d nie uda�o si� podwa�y� jego przekonania, zalicza� si� bowiem do niezwykle upartych ludzi. Toos odsun�� od siebie te my�li i zabra� si� do lektury, podejrzewaj�c, �e ju� wie, co znajdzie w li�cie. �mier� Drayfitta z Talaku nadal k�adzie si� cieniem na stosunkowo spokojny okres ubieg�ych dw�ch lat. W czasie, gdy pisz� te s�owa, jego dokumenty, kt�re zdaj� si� nap�ywa� bez ko�ca, wype�niaj� ju� wszystkie k�ty mojego gabinetu. �ona i dzieci twierdz� �e ich zaniedbuj�, i jestem sk�onny zgodzi� si� z tym zarzutem. Jak jednak wiesz, uczestnicz� w tym przedsi�wzi�ciu nie z w�asnego wyboru i podczas gdy Gryf, urodzony uczony, z rozkosz� pogr��y�by si� w tym bagnie informacji, ja niestety przedzieram si� przez nie z wielkim trudem. Na nieszcz�cie dla nas obu Gryf przebywa za morzem i nic nie wskazuje, kiedy powr�ci wraz ze swoim ludem. Tym samym obowi�zek spada na mnie, jakkolwiek nie potrafi� poj��, dlaczego. Skoro jednak�e los wskaza� mnie, a ty czytasz owoce owych docieka�, nie b�d� przeprasza� za zawi�y styl i przejd� do rzeczy. Jestem pe�en podziwu dla Drayfitta. Przyznaj�, �e trudno zrozumie� bodaj drobn� cz�� z tego, co zdo�a� zgromadzi�, cho� nie dysponowa� nawet tak� wiedz�, jak� ja odziedziczy�em po dziadku Nathanie. Odkry�em jedno, mianowicie to, �e moje plany sko�cz� si� fiaskiem. Informacje dotycz�ce tajemniczych Vraadow mo�na w najlepszym wypadku uzna� za powierzchowne - cienka pow�oka na wp� wymy�lonych legend i przesadzonych plotek maskuje bezmiar niewiedzy tak ogromny, jak sama Pustka. Wi�ksza cz�� prac Drayfitta trafi�a w race Mala Quorina, doradcy kr�la Melicarda I z Talaku i agenta nieboszczyka smoczego kr�la Srebrnego, po kt�rym chyba nikt nie p�aka�. Kr�l Melicard - kt�ry, jak mniemam, dzi�ki zabiegom przemy�lnej kr�lowej Erini kroczy drog� prawo�ci - zapewni� mnie, �e otrzyma�em wszystkie pozosta�e dokumenty. Te pisma, kt�re uda�o mi si� uporz�dkowa�, wy�l� ci przez kurier�w (w parach smoczo - ludzkich, gdy� zale�y mi na jak naj�ci�lejszej wsp�pracy obu ras). A oto moje wnioski dotycz�ce Vraadow, kt�rych ostatnim - waham si� przed u�yciem s�owa ��yj�cym� - przedstawicielem by� biedny, szalony Cie�. Toos stwierdzi�, �e si� poci, cho� wiecz�r by� ch�odny. Drayfitt u�ywa� wielu okre�le�, ale wydaje si�, �e najlepiej pasuj� nast�puj�ce: aroganccy i straszni. Je�li w�a�ciwie odczyta�em jego zapiski, u szczytu pot�gi zdolni byli rozedrze� niebiosa i ziemi�... wszak sam pami�tasz, co Cie� w swoich ostatnich chwilach zrobi� z armi� Srebrnego Smoka. Przepad�a bez �ladu. Ale to drobiazg. Kiedy przeczytasz cz�� podes�anych ci materia��w, zrozumiesz, jakie mieli�my szcz�cie, �e tylko Cieniowi uda�o si� okpi� �mier�. Istn� ironi� losu jest fakt, �e Vraadowie byli r�wnie� naszymi przodkami. Mo�emy podzi�kowa� im za to, �e jeste�my tutaj, a nie w miejscu, o kt�rym wspomina�em w kilku wcze�niejszych listach - w tym okropnym �wiecie zwanym przez nich Nimth. O tej mrocznej, przera�aj�cej krainie znalaz�em jeszcze mniej informacji ni� na temat tych, kt�rzy niegdy� j� zamieszkiwali. Vraadowie zostawili to miejsce w okropnym stanie, porzucili jak ogryzek srevo. Mi��sz owocu zosta� zjedzony, a z tego, co pozosta�o, nie mieli �adnego po�ytku. Co� musia�o p�j�� nie po ich my�li, gdy� po przybyciu do naszego �wiata niemal�e z dnia na dzie� przestali istnie� jako odr�bna rasa... pozostawiaj�c nam w spadku pomniejszych u�ytkownik�w magii. Szkoda, �e w dokumentach nie ma nic wi�cej. Szkoda te�, �e biblioteki ukryte pod twoim kr�lestwem s� wyj�tkowo pow�ci�gliwe w kwestii Vraadow, cho� musz� przyzna�, i� wcale mnie to nie dziwi. Czarny Ko�, nasz wielki wieczysty przyjaciel, zagl�da do mnie od czasu do czasu (niecz�sto, gdy� nadal nie mo�e pogodzi� si� ze �mierci� Cienia), lecz odmawia odpowiedzi na moje pytania i m�wi tylko, �e lepiej zostawi� Vraadow w spokoju, niech pozostan� tym, czyni s� - blakn�cym wspomnieniem. Raz jednak, kiedy tak powiedzia�, pochwyci�em t�skny ton w jego gromkim g�osie. To mnie zastanowi�o. Gwen do��cza wyrazy mi�o�ci, stary lisie. Dzieci chowaj� si� zdrowo, i ludzkie, i smocze. Tw�j Cabe Bedlam Regent pu�ci� pergamin, kt�ry zwin�� si� w rulon. Pogr��y� si� w zadumie nad tym, co czarodziej napisa� i czego nie napisa�. �wiat Cieni! Przera�aj�ca my�l. Podszed� do kominka, kt�ry ogrzewa� gabinet, i cisn�� pergamin w �akome p�omienie. Trudno powiedzie�, dlaczego uzna� to za wskazane. W tym li�cie nie by�o nic, co wstrz�sn�oby nim bardziej ni� poprzednie. Po prostu stwierdzi�, �e podobnie jak Cabe on tak�e chcia�by zapomnie� o wszystkim, co dotyczy�o pysznych, niszczycielskich Vraadow... i okaleczonego, zniszczonego �wiata zwanego Nimth. I W ca�ym Nimth istnia�o tylko jedno prawdziwe miasto. By�o tworem tak zr�nicowanym pod wzgl�dem architektonicznym, �e najlepszym sposobem na jego opisanie by�oby stwierdzenie, i� stanowi�o ono odzwierciedlenie charakteru i wygl�du swoich tw�rc�w. By�y tutaj wie�e, zigguraty, iglice chyl�ce si� pod nieprawdopodobnymi k�tami... �aden styl nie przewa�a�, chyba �e stylem mo�na by nazwa� szale�stwo. Istoty, kt�re wznios�y miasto dzi�ki swoim czarnoksi�skim umiej�tno�ciom, co par� lat gromadzi�y si� w jego murach. Nadszed� w�a�nie czas zgromadzenia Vraadow... by� mo�e ostatniego tutaj, w Nimth. Ze wzgl�du na neutralny charakter miasto nie mia�o nazwy. Dla wszystkich razem i ka�dego z osobna by�o po prostu miastem. Tezerenee wprawdzie wykorzystywali je dla w�asnych cel�w, ale nikt nie chcia� zadziera� z klanem tak licznym i niebezpiecznym. Panosz�c si� tutaj, wymierzali policzek pozosta�ym mieszka�com Nimth, jednak�e Vraadowie cierpliwie znosili zniewagi - udawali, �e bunt uchybia�by ich godno�ci. Pomimo pozornej neutralno�ci miasta nagminnie uprawiano w nim czary. Jaskrawe aury zderza�y si� ze sob�, a nowi i starzy przybysze paradowali ze �witami sk�adaj�cymi si� g��wnie z istot przez nich stworzonych - bestii poruszaj�cych si� jak ludzie, o�ywionych postaci z patyk�w, nieprzebranych roj�w czuj�cych �wiate�ek. Vraadowie nie stanowili wyj�tku. W wi�kszo�ci byli wysocy i pi�kni, jak gdyby bogowie i boginie zst�pili na ziemi�. Nieliczni zachowali twarze i cia�a takie, z jakimi przyszli na �wiat. Du�� popularno�ci� cieszy�y si� d�ugie, faliste w�osy oraz jasne kameleonie tuniki, zmieniaj�ce kr�j i barw� w zale�no�ci od humoru w�a�cicieli. Inni, �eby nie da� si� prze�cign��, a tak�e pragn�c prowokowa� i osza�amia�, nosili stroje utkane ze �wiat�a i mg�y. Powietrze a� trzaska�o od ogromnej ilo�ci uwi�zionej magii. Z powodu nagromadzonej mocy niebo, na kt�rym ostatnio odcienie krwawego szkar�atu nieustannie walczy�y ze zgni�ymi zieleniami, tego dnia burzy�o si� z du�o wi�ksz� furi� ni� zwykle. Ziemia zatrz�s�a si� na zachodzie, jakby daj�c wyraz niezadowoleniu z tego ostatniego zgromadzenia pan�w Nimth. Niegdy� ten �wiat by� pi�kny: rozleg�e faluj�ce przestrzenie szmaragdowej trawy rozci�ga�y si� pod niebem tak b��kitnym, �e nawet sk�din�d oboj�tni czarnoksi�nicy zatrzymywali si� cz�sto, by spojrze� na nie z podziwem. Ale uroda Nimth przemin�a bezpowrotnie. - Wreszcie stworzyli�my �wiat pasuj�cy do naszego charakteru. Tak uwa�a� Dru Zeree, stoj�cy na balkonie wysoko nad g�owami zebranych i spogl�daj�cy na okropne niebo. - My�lisz, �e �adnie wygl�dasz, Sil? - zapyta� szyderczo kto� z t�umu. Wo�a� g�o�no, �eby ten, do kogo skierowane by�y s�owa, us�ysza� je dok�adnie. - Tw�j talent, podobnie zreszt� jak gust, osi�gn�� nowe niziny! Odpowied� zag�uszy� �oskot, kt�ry w �adnej mierze nie m�g� by� nast�pstwem zjawiska naturalnego. Dru czeka�, ale reakcja, kt�rej si� spodziewa�, jeszcze nie nast�pi�a. - Jeszcze nie - szepn�� pod nosem. Mierz�cy prawie siedem st�p wzrostu i nieco szczuplejszy od swoich wsp�braci, Dru stanowi� niebywa�y wyj�tek w�r�d licznych czarodziej�w, kt�rzy postawili sobie za punkt honoru jak najbardziej wyr�nia� si� wygl�dem. Prawda, mia� poci�g�� przystojn� twarz, ale w przeciwie�stwie do innych zgo�a nie przesadnie urodziw�. Jego jastrz�bie oblicze zdobi�a kr�tka, starannie przystrzy�ona broda w tym samym ciemnokasztanowym kolorze, co w�osy. Zarost by� prawdziw� nowo�ci� w�r�d Vraadow. Mimo odr�niania si� od Vra...
kucrych