Strzeż się głupiego wymachiwania różczką.rtf

(157 KB) Pobierz

- PUŚĆ MNIE! NIE RÓB TEGO! NIE, DYREKTORZE! NIEEEEEEEE!

Mistrz Eliksirów wierzgał, krzyczał i walczył ile sił w dziesięciomiesięcznym ciałku, doprowadzając Dumbledore'a do rozpaczy.

- Severusie, dziecko, uspokój się! Jak mam ci założyć pieluszkę, skoro wciąż mnie kopiesz!

Wiekowy czarodziej był kompletnie zagubiony. Malec cały czas się awanturował, marszcząc czerwoną z gniewu twarzyczkę.

Snape zamilkł na moment, poirytowany płynącymi po policzkach łzami.

- Proszę, Albusie, zostaw mi choć trochę godności. Nie chcę być goły i nie chcę, abyś zakładał mi pieluszkę. Proszę. Błagam cię!

Niestety, Dumbledore nie pojął z tego nic, poza tym, że chłopczyk trochę przycichł. Skorzystał więc z okazji i szybko go położył.

Leżąc sztywno z zamkniętymi oczkami i rączkami zaciśniętymi w piąstki, Severus przegrał ostatnią bitwę o resztki dumy. Pocieszał się myślą, że przynajmniej to był Albus. Mogło być przecież znacznie gorzej. To mogła być Minerwa. Albo Poppy. Albo - niech Merlin broni! - Potter.

W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. O wilku mowa...

- Ach, Harry. Mam do ciebie prośbę - powiedział starszy pan radośnie. - Ponieważ jesteśmy jedynymi czarodziejami, którzy zostają na czas Świąt w szkole, będziemy musieli zająć się Severusem. Proszę, tutaj masz przepustkę do Hogsmeade. Weź ze sobą Severusa, bo nie mam pojęcia, jak duże ubrania powinieneś mu kupić. Wróćcie na kolację.

Harry stał w milczeniu, z przepustką w ręce.

- Dyrektorze?

- Tak, mój chłopcze? Masz jakiś problem?

- Proszę pana... Co właściwie mam robić w Hogsmeade ze Snape'em?

- Profesorem Snape'em... chociaż teraz właściwie Severusem.

- Profesor Snape jest całkiem odpowiedni - warknął maleńki Mistrz Eliksirów z twarzą wciąż lekko czerwoną i mokrą od łez. - Nie chcę, aby Potter się ze mną spoufalał, wielkie dzięki.

- To nie brzmi, jakby był zbyt szczęśliwy, że pójdzie ze mną... - próbował wycofać się Gryfon, widząc, że gaworzeniu nie towarzyszył nawet najbledszy uśmiech.

- Nonsens! Jest niemowlakiem, wkrótce się przyzwyczai. Potrzebuje ubrań, pieluszek i wszystkiego, co potrzebne jest maleństwu w jego wieku.

- Nie zamierzam fundować sobie śmieci, które kupi Potter - ostrzegł nauczyciel, próbując tym razem zawrzeć w swoich "agugugu" odpowiednie uczucia.

- Nie byłem latem u Gringotta, nie mam za dużo pieniędzy. - Harry wpatrywał się we własne stopy.

Potter myślał, że będzie musiał sfinansować sprawunki? Niby sprawiedliwe, a jednak dziwne.

Snape siedział spokojnie na kolanach dyrektora, przyglądając się uczniowi uważnie.

- Nie ty będziesz za to płacił, Harry - uspokoił go uśmiechnięty Dumbledore. - Ja pokryję koszty. Nie byłoby słuszne, gdybyśmy odciągnęli te wydatki z konta Severusa. Szkoła niby ma fundusz na pokrycie strat powstałych na skutek wypadków, ale przekonanie członków rady, aby użyli go na zakup dziecięcych ubranek, byłoby trudne i czasochłonne. Pod tym względem bardzo przypominają Ministerstwo. - Podał Gryfonowi niemowlę owinięte w pelerynę. - Uważaj na niego, nie chcemy kolejnych incydentów.

Harry skinął głową, po czym zabrał nieporuszające się dziecko. Tuż przed szkołą czekała na niego miła niespodzianka w postaci powozu zaprzężonego w testrale.

Trzymany przez ucznia na biodrze Severus westchnął cierpiętniczo. Nienawidził być noszony. Dlaczego ludzie po prostu nie pozwolili mu CHODZIĆ?

Potter wsiadł do powozu i posadził sobie Mistrza Eliksirów na kolanach, najwyraźniej po to, aby mógł wyglądać przez okno. Głupi chłopak. Widywał te okolice dużo wcześniej, niż Potter się urodził.

- Zdaje się, że siedzimy w tym razem, hm? - powiedział Gryfon, delikatnie głaszcząc malca po włosach. - Przynajmniej dopóki znowu nie urośniesz.

Severus spojrzał na niego z zaskoczeniem. Czyżby Potter wiedział, że nauczyciel zachował umysł dorosłego? Jednak nie - chłopak mówił do niego, bo nie chciał paplać po dziecięcemu, jak to z uporem maniaka robił Albus. Niech go za to Merlin błogosławi!

- Nie martw się, nie ubiorę cię na czerwono i złoto - mówił uczeń dalej. - Nie kupię ci niczego, co ci się nie spodoba, obiecuję. Nie wiem, czy będziesz to pamiętał... mam nadzieję, że nie... ale i tak będziesz sfrustrowany, że byłeś zupełnie bezradny.

- Jakbyś zgadł - potwierdził Mistrz Eliksirów zrzędliwie, totalnie zaskoczony znalezieniem zrozumienia tam, gdzie się go najmniej spodziewał.

Harry uśmiechnął się.

- Nie rób tego w obecności dziewczyn - poradził z powagą. - Kiedy gaworzysz i jednocześnie marszczysz brwi, wyglądasz niesamowicie słodko. Będą się nad tobą rozpływać z zachwytu, a Colin zrobi ci nieprzeliczoną liczbę zdjęć. Twoje dorosłe ja tego nie przeżyje.

Oczywiście Severus musiał zmarszczyć brwi na tę myśl.

Wysiadłszy z powozu na rogatkach Hogsmeade, Gryfon na powrót usadowił nadąsanego malucha na biodrze.

- Najpierw spacerówka - mruknął. - Może i jesteś mały, ale nie mam zamiaru nosić cię po całej wsi.

Dwadzieścia minut później znacznie szczęśliwszy Mistrz Eliksirów siedział przypięty w wózku.

- Nareszcie ktoś się zorientował, że mogę siedzieć i nie muszę być wszędzie noszony!

- Ojej, jaki on uroczy! - zachwyciła się ekspedientka. - Przystojny z ciebie młodzieniec, prawda?

Irytująca baba. Może powinien spróbować ją o tym poinformować. W końcu jego język doszedł do porozumienia z umysłem, pozwalając mu na wymówienie krótkiego: "Padaj!"

Kobieta natychmiast wyprostowała się i odwróciła do Harry'ego.

- Czy on właśnie powiedział to, co myślę, że powiedział?

- Tak, o ile myśli pani, że powiedział: "Spadaj" - odparł nastolatek beznamiętnie, wypisując polecenie wypłaty należności z konta Dumbledore'a. Chwilę później pośpiesznie wychodził ze sklepu, pchając spacerówkę z chichoczącym niemowlakiem.

- W porządku... Ubranka, pieluszki, butelki i inne rzeczy dla dziecka... i jeszcze zabawki.

Z przedmiotami użytku codziennego nie było problemów. Pozostały ubranka oraz zabawki.

Severus z niepokojem przyglądał się Harry'emu grzebiącemu wśród wieszaków.

- O, jest.

Cóż, rzeczywiście nie było to czerwono-złote. Było jaskrawożółte. Hufflepuff? MUSIAŁ jasno dać do zrozumienia, że nie zamierza nosić również barw Puchonów.

- UAAAAAAA!

- Rozumiem, że to znaczy "nie" - mruknął Gryfon, po czym odwiesił ciuszek na miejsce.

Niebieskie.

- UAAAAAAA!

Bordowe.

- UAAAAAAA!

- Muszę się z tobą zgodzić - przyznał chłopak smutno. - Tylko pani Weasley lubi bordowy.

Mistrz Eliksirów wyciągnął chudą rączkę i chwycił jeden ze strojów. Harry pokręcił głową.

- Nie będziesz chodził w czerni. Proszę.

Miękkie, srebrzyste wdzianko z krótką, zieloną szatą. Doskonale. Osobiście raczej nie wybrałby śpiochów, ale pewnie i tak nie mieli zamiaru kupić mu butów, a nie lubił, gdy marzły mu stopy.

Nastolatek odetchnął z ulgą, nie słysząc płaczu dziecka, i dodał ubranko do zakupów. Wyszukał kilka innych kompletów w kolorach Slytherinu, pajacyki, skarpetki i ciepło podbitą zieloną kurteczkę. Zapłacił, po czym poszedł z zakupami i malcem do łazienki, gdzie uwolnił Mistrza Eliksirów z powijaków i zaczął go ubierać.

- Pozwalam ci na to tylko dlatego, że nie chcę cierpieć nagi, owinięty jedynie w pelerynę, dłużej niż to konieczne, Potter - ostrzegł.

Chłopak uśmiechnął się do niego przyjaźnie, biorąc gaworzenie za dowód na to, że maleństwo lubi go coraz bardziej.

- Mam w tym wprawę - zwierzył się Gryfon. - Dursleyowie wynajmowali mnie jako nianię młodemu małżeństwu, kiedy miałem jakieś dziesięć lat. Na początku ich synek miał sześć miesięcy, był trochę mniejszy niż ty teraz. Fajnie było, chociaż wuj Vernon i ciotka Petunia zabierali wszystkie pieniądze, które zarobiłem. Nauczyłem go pluć; umiesz to już?

Potter sam się o to prosił. Naprawdę. Nawet Albus nie mógłby temu zaprzeczyć. Napluł mu więc prosto w twarz, spodziewając się, że chłopak będzie wrzeszczał z obrzydzeniem.

Zamiast tego on się roześmiał. Roześmiał się! Czy życie mogło się stać jeszcze bardziej niesprawiedliwe?

- Chodź, kupimy ci trochę zabawek i wrócimy do zamku. Pewnie niedługo będziesz musiał podrzemać.

- Ja nie DRZEMIĘ - stwierdził Severus z oburzeniem. Uznał, że kiedy zorientują się, że on wcale nie potrzebował pieluszek, drzemek albo butelek, dadzą mu wreszcie spokój. Będzie musiał przecierpieć jeszcze tylko kilka godzin.

Na końcu wstąpili po łóżeczko, które po zakupie zmniejszyli, i wrócili do Hogwartu.

- No cóż - podsumował nauczyciel - mogło być znacznie gorzej. Przynajmniej jakieś resztki twojego mózgu nadal prawidłowo funkcjonują, Potter.

Gdyby młody czarodziej zrozumiał dziecięcą paplaninę, prawdopodobnie by zemdlał.

- Ach, Harry. Jak poszło, mój chłopcze?

- W porządku, proszę pana. Mamy wszystko myślę jednak, że profesor jest zmęczony. Niech pan spojrzy.

Wcale nie był zmęczony! No dobrze, może tarł piąstkami oczy i ssał kciuk, ale przecież był DOROSŁY. Nie potrzebował drzemek, tylko przyjemnego spaceru i niskiego stołu na swój kociołek...

Jakoś w czasie jego rozmyślań Albus wziął go na ręce, a potem zaczął huśtać, nucąc kołysankę.

Jak ŚMIAŁ ten staruch przytulać go, jakby był jego dziadkiem!

- A-by - zaprotestował sennie.

Dyrektor był zachwycony ponad wszelkie wyobrażenie.

- Pamięta, jak mam na imię!

Już go to nie obchodziło. Westchnął głęboko i przylgnął do piersi mentora. Potem zamknął oczy. Jego oddech stawał się coraz dłuższy i spokojniejszy...

- Czy profesor Flitwick wie już coś więcej na temat kontrzaklęcia, panie dyrektorze? - spytał Harry cicho.

- Przykro mi to mówić, ale nie. Chociaż jeśli mam być szczery, nie jestem pewien, czy to aż tak bardzo źle. Młody pan Malfoy niewątpliwie zdążył poinformować swojego ojca o ostatnich wydarzeniach, co oznacza, że Voldemort też już wie. Jak długo nie zdołamy znaleźć remedium albo nie dostarczy go Tom, Severus przynajmniej nie będzie mógł zostać wezwany. Pozwólmy mu się nacieszyć tym chwilowym wytchnieniem.

Nastolatek wzdrygnął się.

- Ale jeśli Voldemort zna przeciwzaklęcie i przekona się, że nam nie udaje się cofnąć klątwy, może zechcieć go porwać i samemu to zrobić.

- To prawda. - Dumbledore właśnie głaskał maleńki nos. - Będziemy musieli być bardzo ostrożni. Tom będzie się spodziewał, że będziemy chronić Severusa, bo nie wiemy, że Severus dla niego szpieguje. Zobacz, on teraz nie ma Mrocznego Znaku, widzisz?

Nawet pogrążony we śnie Mistrz Eliksirów próbował zabrać lewą rękę, gdy poczuł, że odsłonięto mu przedramię. Zapłakał w proteście, obudziwszy się na chwilę. Zaraz został jednak położony do nowej kołyski i okryty cudownie miękkimi kocami. Dochodząc do wniosku, że tę jedną część dzieciństwa MÓGŁBY zaakceptować, zakończył pierwszy dzień odmłodnienia spokojną drzemką.

KONIEC
rozdziału drugiego

 

Drewniane pręty.

Wspaniale.

Włożyli go do łóżeczka, z którego nie potrafił wyjść. Ściągnął z siebie koce, zastanawiając się, dlaczego czuje wilgoć i zimno. Kiedy zrozumiał, co się stało, zbladł jak ściana. Jak... JAK on mógł... zmoczyć pieluszkę? Jak mógł nie zauważyć, że musi skorzystać z łazienki? Nerwowo złapał za pręty i zdołał niezdarnie podciągnąć się na nogi. Problem w tym, że, jak się okazało, w ogóle nie umiał chodzić. Nie potrafił złapać równowagi. Z czego jasno wynikało, że wydostanie się z łóżeczka było niemożliwe.

Nagle ugięły się pod nim nogi i upadł na przemoczoną pieluszkę. Od razu spostrzegł, że określenie "mokra" było dla niej sporym niedopowiedzeniem. O, Merlinie, to się nie dzieje! To się nie może dziać. Dlaczego to okropne ciało nie chce go słuchać, dlaczego wciąż musi go upokarzać?

Kołysał się w przód i w tył, czując się dogłębnie nieszczęśliwy. Nie był świadom łez, które płynęły z jego oczu.

W takim stanie zastał go Albus... prawie godzinę później.

- Severusie? O co chodzi?

Nachylił się nad łóżeczkiem i natychmiast poczuł problem nosem. Zapłakane dziecko było przemoczone i zmarznięte.

- Och, kochanie. - Wyjął malca, po czym owinął go w jeden z najmniej wilgotnych koców. - Wszystko jest w porządku, nie płacz. Urządzimy ci przyjemną, ciepłą kąpiel i od razu będziesz czysty.

Severus był zbyt wstrząśnięty, żeby go to obeszło. Bez słowa skargi pozwolił dyrektorowi rozebrać się i zdjąć brudną pieluszkę. Starał się nie patrzeć na siwowłosego czarodzieja w obawie, że jego zdradzieckie ciało zawiedzie go kolejny raz i zacznie szlochać. Delikatne ręce uniosły go, a potem włożyły do ciepłej wody. Zimno, które przenikało go całego, powoli się z niego wysączyło.

- Tak lepiej, hm? - Dumbledore łagodnie przechylił go do tyłu, podtrzymując za plecami jedną ręką, podczas gdy drugą mył mu włosy. - Kto jest moim słoneczkiem, hm?

- Przestań gadać bzdury, Albusie - polecił ze zmęczeniem, ten jeden raz ignorując gaworzenie, w które zmieniały się jego słowa.

Skrzywił się, kiedy został wyjęty z wody; było zimno. Ale chwilę później był już suchy i owiniętym w miękki ręcznik.

- Poszukajmy ci jakichś ubrań w tych, które wczoraj kupił Harry. - Zaniósł dziecko z powrotem do sypialni i położył je na swoim wielkim łożu.

- Na Merlina, Albusie, gdy już odzyskam swoje ciało warto będzie przyznać się, że przez cały ten czas zachowałem dorosły umysł, choćby tylko po to, aby do końca życia przypominać ci, że wpuściłeś mnie do swojego łóżka - stwierdził Mistrz Eliksirów z rozbawieniem.

Niestety Dumbledore zrozumiał tylko "A-by" i mnóstwo słodko brzmiącego gaworzenia, co automatycznie uruchomiło w nim pierwiastek ojcowski i, ku jego przerażeniu, skazało Severusa na długotrwałe przytulanie.

Nieco później pojawił się Harry.

- Ach, tu jesteś - stwierdził dyrektor odkrywczo, podając malca Gryfonowi. - Wykąpałem go i ubrałem, ale trzeba go jeszcze nakarmić.

- Oczywiście - potwierdził chłopiec. Posadził sobie dziecko na biodrze, po czym zaczął grzebać wśród rzeczy, które kupił dzień wcześniej. - O, tu jest. - Wydobył butelkę i miseczkę z wymalowaną na niej kaczuszką. - Chcesz z butelki czy wolisz owsiankę?

- On ma dziesięć miesięcy, Harry! - zrugał go Dumbledore. - Skąd ma znać różnicę?

Ale nastolatek nie słuchał.

No cóż, karmienie przez Pottera było okropne samo w sobie, skoro jednak mógł wybierać... Wyciągnął rękę i złapał miseczkę.

- Czyli owsianka. - Gryfon uśmiechnął się krzywo na widok zaskoczenia malującego się na twarzy dyrektora.

Podniósł niemowlę, posadził na wysokim, dziecięcym krześle i przypiął pasami. Całe szczęście, bo kiedy tylko Mistrz Eliksirów próbował wstać czy się poruszyć, okazywało się, że ma problemy z utrzymaniem równowagi. W między czasie podekscytowany skrzat, ten mający obsesję na punkcie Pottera - Molly? nie, to był "on"... Zgredek - napełnił miseczkę niedoprawioną owsianką.

No trudno. Lepsze to niż nic.

- Sam się mogę nakarmić, Potter - próbował warknąć, kiedy bachor trzymał łyżkę przy jego ustach. Chciał ją złapać, lecz jego plany udaremniła ręka, która złapała go za ramię.

- Przykro mi, ale nie możesz jeszcze jeść sam. Nie chcemy, aby pokój dyrektora cały był w owsiance, prawda? Powiem ci coś: lancz zjemy w kuchni i poproszę skrzaty, żeby dały nam do dyspozycji takie miejsce, które potem będzie łatwo posprzątać.

Jak ŚMIAŁ ten chłopak! Sugerować, że jest jakimś... jakimś... MALUCHEM, który nie potrafi się sam nakarmić!

- Tysiąc punktów traci hmpfrf... - Potter przerwał mu, wtykając łyżkę z owsianką w usta.

Właściwie nie smakowała tak źle, jak wyglądała. Dopiero teraz zauważył, że umierał z głodu. Przełknął i niecierpliwie otworzył usta po kolejną porcję. Zignorował chichot Gryfona, skupiwszy się na śniadaniu.

Lepiej niech się Filius pośpieszy z tym pieprzonym kontrzaklęciem.

- M-m-m-mój p-panie?

- Tak, Lucjuszu?

- Mój panie, błagam o wybaczenie, ale mój syn przekazał mi... wieści.

- Dobre czy złe?

Jego podwładny był nieco zmieszany.

- N-nie jestem pewny, mój panie. Złe, jak sądzę.

- To co się stało?

- Cho... chodzi o Snape'a, panie. Draco mówi, że Potter i jego przyjaciele wdali się w bójkę, a kiedy Snape próbował im przeszkodzić, trafiło go jednocześnie kilka czarów, które zmieniły go w niemowlę.

- W niemowlę? - Voldemort siedział jak skamieniały. - Mój Mistrz Eliksirów jest śliniącym się dzieciakiem?

- Zgodnie z tym, co twierdzi Draco, tak, mój panie. W tej chwili opiekuje się nim Dumbledore. Szukają przeciwzaklęcia.

- Aha. Nigdy nie słyszałem, Lucjuszu, o zaklęciu, które miałoby podobny efekt, nawet rzucone równocześnie z innymi. Jest kilka starożytnych klątw, mogących działać w ten sposób, ale jedyne kopie ksiąg, gdzie można o nich przeczytać, znajdują się w bibliotece Blacków, mojej, twojej i Snape'a. Z kim właściwie bił się Potter?

Malfoy wzdrygnął się i skulił nieco.

- Z Draconem, panie...

Voldemort przewrócił oczami, co wyglądało szczególnie nieprzyjemnie przy tych jego czerwonych, wąskich tęczówkach.

- Powinienem był wiedzieć. No dobrze. Bello, Rabastanie, Narcyzo - znajdźcie kontrzaklęcie. Lucjuszu, zabierz Snape'a z Hogwartu.

- Panie?

Czarny Pan warknął niecierpliwie.

- Daj spokój, Lucjuszu, to tylko niemowlę. Chyba nawet TY poradzisz sobie z takim maluchem?

W głębi ducha Malfoy pomyślał, że prawdopodobnie bardziej nadawał się do radzenia sobie z dziećmi niż Voldemort, jednak zbyt cenił własne życie, aby wyrazić to na głos.

Severus siedział na podłodze w biurze i obserwował, jak Gryfon wypakowuje różne przedmioty.

- Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, co to za zabawki i do czego służą, więc będziemy musieli eksperymentować, dobrze?

- Naprawdę, Potter, myślałem, że krewni kupowali ci wszystko, o czym tylko zamarzyłeś - zakpił nauczyciel.

Harry rozpakował jedno z zawiniątek.

- Ach. Ciekawe, po co to jest?

Trzymał w rękach kwadratowe pudełko z kilkoma otworami. Do kompletu należały również niewielkie klocki o różnych kształtach i rozmiarach.

- Na litość Merlina, Potter, daj mi to.

Przyciągnął do siebie pudełko, złapał jeden z klocków i znalazł odpowiedni otwór. Włożenie klocka do pudełka nie było już tak łatwe, bo palce nie chciały z nim współpracować, ale jakoś sobie poradził.

- Aha! Wspaniale! - Nastolatek uśmiechnął się i odwrócił do pozostałych paczek.

O-ou... Co ten bachor znowu wymyślił?

Chwilę później zobaczył przed sobą mały, plastikowy kociołek i kilka sporych pojemników. Wydawało się, że zawierają proszek w różnych kolorach, lecz nie było możliwości, aby je otworzyć.

- Wiem, że nie można tego porównać z twoją dorosłą pracą, ale pomyślałem sobie, że taki mistrz, jak ty, musiał urodzić się z tą zdolnością.

Severus niepewnie podniósł pojemnik i potrząsnął nim. Nieco proszku wysypało się do kociołka.

- No, Potter, chodź, to się zabawimy. - Uśmiechnął się z wyższością. - Takie eliksiry bardziej odpowiadają twojemu poziomowi. Powinienem dać tobie taki zestaw, żebyś miał co robić na lekcjach.

Harry podniósł figurkę smoka.

- Nie miałem zabawek - powiedział cicho. - Byłoby miło...

Nie miał zabawek? Niemożliwe, Potter po prostu starał się zdobyć jego sympatię. Z drugiej strony jednak nie mógł wiedzieć, że Mistrz Eliksirów go rozumie. Nie było więc sensu kłamać. No cóż, prawdopodobnie źle go zrozumiał i tyle.

- Dudley dostał trzydzieści dziewięć prezentów na jedenaste urodziny - mówił dalej Gryfon leżący na dywanie i bawiący się zabawkami dla niemowlaków. Tak, ale ON miał trzydzieści siedem lat i też się bawił zabawkami dla niemowląt.

- Kiedy za pierwszym razem dostałem prezent gwiazdkowy, było cudownie. - Bachor był coraz bardziej rozmarzony. W jego wieku. - To były moje pierwsze święta tu, w Hogwarcie. Pani Weasley zrobiła mi mój pierwszy sweter. - Spojrzał na Snape'a i uśmiechnął się. - Gdybyś był teraz dorosły, uznałbyś, że kłamię, aby być w centrum zainteresowania. No trudno. Wolisz spać z pluszowym misiem czy z pluszowym jednorożcem?

Bawili się długo. A właściwie to Potter się bawił. Severus jedynie testował zabawki, żeby Gryfon ich nie zniszczył.

W końcu zaczął ziewać i trzeć oczy.

- Czas na lancz i drzemkę - stwierdził chłopak, podnosząc dziecko.

Razem dołączyli do Dumbledore'a, który właśnie skończył z poranną robotą papierkową.

- Ach, Harry. Jak poszło?

- Bardzo dobrze, proszę pana. Jest słodkim maluchem. Jednak teraz musi zjeść lancz i przespać się.

Papka, którą dostał tym razem, też nie była zła, lecz Severus naprawdę pragnął czegoś bardziej STAŁEGO. Płyny go nudziły, o ile nie zawierały alkoholu, a wątpił, żeby mu dali coś w tym rodzaju.

- Przewinę go tylko i położę do łóżka - powiedział nastolatek, gdy skończyli jeść.

Potter? Ma go przewinąć i położyć do łóżka? To było tak niewłaściwe, że brakowało słów, aby to opisać. No, może jedno było...

- WAAAHHHHHHHHH!

Nikogo by nie zdziwiło, gdyby wszystkie skrzaty w kuchni ogłuchły od tego wrzasku.

- Aby! - Łkał Mistrz Eliksirów. - Aby!

- Chyba chce, żeby pan to zrobił - zrozumiał Gryfon. - Proszę.

Dumbledore przejął go od chłopca i przytulił, delikatnie klepiąc po plecach.

- Już, już, malutki, nie trzeba się tak przejmować. Czas na drzemkę, mój słodki.

Wkrótce znów leżał w kołysce, otulony kocami i bezwiednie ssący kciuk. Wszyscy trzej nieświadomi byli listu, który do nich zmierzał.

Coś paskudnego tam nadchodziło...*


KONIEC
rozdziału trzeciego


* Coś paskudnego tam nadchodziło - za polskim tytułem filmu na podstawie książki Reya Bradbury'ego; klasyka horroru

 

Albus obserwował, jak Harry i Severus bawią się klockami, siedząc na podłodze w jego gabinecie. Zabawa polegała na tym, że nastolatek budował wieże, a Mistrz Eliksirów je burzył. Uśmiechnął się.

- NIE, Potter, ani chwili dłużej NIE MAM ZAMIARU patrzeć na gryfońskie barwy!

Chłopak wciąż układał złote i czerwone klocki jedne na drugich, próbując zmusić go do przyłączenia się do tej głupiej zabawy dla małych dzieci. Poirytowany nauczyciel po raz kolejny spróbował przewrócić budowlę. Chwilę później z satysfakcją przyglądał się spadającym klockom.

Przyleciała sowa. Severus nie zwrócił na nią uwagi, bo codziennie w gabinecie pojawiały się dziesiątki tych ptaków, a on właśnie starał się nie dopuścić, aby Potter znowu odbudował wieżę.

- Dziwne - mruknął Dumbledore.

"Co niby jest dziwne?" - zastanowił się Mistrz Eliksirów.

- Co jest dziwne, panie dyrektorze? - spytał Harry.

- Rada nadzorcza zamierza się spotkać i chce to zrobić w Hogwarcie. Zwykle nie ma posiedzeń w czasie przerw świątecznych. Nie mogę im odmówić.

- A powinien pan? - zdziwił się Gryfon. - Czy to źle, że się tu spotkają?

- Nie, jeśli się dobrze orientuję. Lecz mimo wszystko jest to dość osobliwy zbieg okoliczności. - Podniósł Severusa. - Za to tobie, mój chłopcze, potrzeba odrobiny świeżego powietrza. - Wpatrywał się w jego twarz z wyraźnym rozrzewnieniem.

Albus miał bzika na jego punkcie. Doprawdy, nie można było tego inaczej nazwać. Albus uwielbiał chodzić wkoło niego, brać go na ręce, cicho do niego mówić, gaworzyć, kołysać go. Drażniło go to i wprawiało w zakłopotanie, i jakaś jego część miała ogromną ochotę wziąć i wyskoczyć z objęć starego. Ale inna jego część lubowała się w tym poczuciu, że ktoś go chciał, uwielbiał, troszczył się o niego.

Bzdura. Nie mógł ulegać takim uczuciom. Dumbledore najwidoczniej po prostu lubił niemowlęta. Wszak o dorosłego Severusa nigdy nie dbał.

Ta myśl napełniła go strachem. A jeśli dyrektor wcale nie zamierza przywrócić mu lat, bo woli go jako dziecko? Nie, potrzebował przecież szpiega. Lecz taka szansa nigdy się nie powtórzy - co będzie, jeżeli uzna, że mógłby "zresocjalizować" Snape'a, zmuszając go do ponownego dorośnięcia? Być może wcale NIE CHCIAŁ powrotu dorosłego Mistrza Eliksirów?...

Co by zrobił, gdyby kiedykolwiek dowiedział się, że jego ukochane maleństwo tylko ciałem jest dzieckiem?

- No cóż, cała grupa pojawi się dziś popołudniu, podczas drzemki Severusa, więc jeśli tylko ty, Harry, zejdziesz im z oczu, wszystko powinno być w porządku - stwierdził dyrektor, podrzucając niemowlę.

Po krótkim spacerze błoniami Harry był przy chatce Hagrida. Gajowy większość czasu spędzał w Zakazanym Lesie, kiedy szkoła była nieczynna, ale jego dom zawsze był otwarty; kto wie, może nawet Kieł tam będzie.

Głos, który nagle usłyszał, kompletnie go zaskoczył.

- Imperio!

Z wytrzeszczonymi oczyma przekradł się dokoła chałupki, aż zobaczył Lucjusza Malfoya, który właśnie rzucił Niewybaczalne na jednego z członków rady.

- Przynieś mi tu Snape'a - rozkazał Śmierciożerca. - To dziesięciomiesięczny chłopiec, jest prawdopodobnie w komnatach dyrektora. Nie wracaj bez niego.

Mężczyzna o pustych oczach odszedł bez słowa.

Harry'ego swędziały ręce, żeby dobyć różdżki i przekląć Malfoya raz a dobrze, wiedział jednak, że za dużo by w ten sposób ryzykował. Ukradkiem przedostał się w poza zasięg wzroku starszego czarodzieja, po czym popędził z powrotem do zamku. Musiał się upewnić, że Severus jest bezpieczny, oraz ostrzec Dumbledore'a.

Severus z szeroko otwartymi oczami leżał w łóżeczku. Albus wcale się o niego nie troszczył - a on prawie wpadł w tę pułapkę. Albusa obchodziło wyłącznie dziecko, którym on się teraz wydawał być, podobnie zresztą jak Pottera.

Tylko że po Potterze spodziewał się czegoś podobnego. Aczkolwiek był przyjemnie zaskoczony postawą Gryfona. Żadnych gróźb, nawet kiedy byli sami. Chłopak dobrze się nim opiekował i okazywał mu szacunek, którego Mistrz Eliksirów nigdy nie doczekał się jako dorosły. Albo może nigdy go nie zauważył.

Gdyby miał pozostać niemowlęciem, byłoby okropnie. Co prawda powoli zaczynał przezwyciężać zakłopotanie, odczuwane gdy Albus przewijał go lub kąpał, ale nadal było mu wstyd i niczego więcej ni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin