Kapuściński R - Lapidaria.pdf

(1164 KB) Pobierz
Mały, zadrzewiony skwer w centrum Queretaro
Ryszard Kapuściński
Lapidaria
Mały, zadrzewiony skwer w centrum Queretaro. Codziennie o szóstej po
południu robi się tu rojno. Najpierw przychodzą kobiety, same kobiety. Są to
mamy z córkami na wydaniu. Mamy rozsiadają się na ławkach otaczających
kępę starych drzew rosnących na środku skweru. Ławek jest kilkanaście,
matek kilkadziesiąt, córek ponad sto. Dziewczyny witają się i zaczynają chodzić
parami wokół skweru. Chodzą zgodnie z ruchem zegara, zawsze w tym samym
kierunku, niezmiennie, bo to widocznie rytuał praktykowany od zamierzchłych
czasów. Po chwili na skwerze pojawiają się chłopcy, miejscowa kawalerka.
Też witają się (ale tylko chłopcy z chłopcami) i zaczynają chodzić parami
tworząc pierścień krążący na zewnątrz pierścienia dziewcząt. . Na zewnątrz i w
przeciwnym kierunku.
To krążenie pierścieni trwa godzinę.
Mamy patrzą, są czujne.
Panuje cisza.
Słychać tylko rytmiczne kroki poruszających się par.
Regularne, wyraźne, dokładnie odmierzane staccato.
Chłopcy i dziewczęta nie rozmawiają ze sobą, nie wymieniają uwag, dowcipów
ani okrzyków. Tylko mijając się, przyglądają się sobie w skupieniu. Te
spojrzenia są raz dyskretne, raz natarczywe, ale zawsze obecne i uważne. Obie
strony obserwując się oceniają, rozważają, dokonują wyboru. Między tymi
dwoma krążącymi pierścienia. mi wibruje pełne napięcia pole, jest to
przestrzeń magnetyczna, naładowana z trudem tłumioną emocją, ledwie
powstrzymywanym przyciąganiem.
Po godzinie matki, wszystkie jednocześnie, wstają z ławek i zaczynają się
żegnać (trwa to kilka minut). Następ, nie wołają dziewczęta i razem, powoli,
odchodzą do domów. Pierścień chłopców też pęka i rozsypuje się, chłopcy
znikają w sąsiednich uliczkach.
Plac pustoszeje.
Słychać tylko ogłuszający świergot ptactwa buszującego w zbitej, zwełnionej
kępie drzew rosnących na skwerze.
Tu, w Ameryce Łacińskiej, widać najlepiej, jak świat żyje na różnych piętrach,
właściwie - w różnych komórkach, podzielony, zatomizowany. Czy nierówność
zawsze rodzi nienawiść? Tu - raczej frustrację, a u wielu nawet - pokorę. Pokora
ta jest formą samoobrony, chytrym wybiegiem, który ma zmylić zło, osłabić
jego działanie.
Ich siłą jest obrona, a nie atak, umieją przetrwać, ale nie potrafią zmieniać. Są
jak krzew, który rośnie na pustyni - dość silny, aby żyć, zbyt słaby, aby rodzić.
Istnieją dwa rodzaje korupcji: korupcja bogactwa i korupcja nędzy. Zwykle
mówi się o tej pierwszej, tylko o niej, ponieważ bogactwo rzeczywiście
demoralizuje. A korupcja nędzy? Z nią mają do czynienia partyzanci w Ameryce
Łacińskiej. Chłop, który za pięć dolarów wydaje na rzeź cały oddział, oddział
walczący o jego ziemię, o jego życie.
Nędza jest demoralizująca. Jeżeli trzecia część społeczeństwa żyje w nędzy,
całe społeczeństwo jest zdemoralizowane. Produktem nędzy jest strach i nakaz
kategoryczny, marzenie gorączkowe, żeby wyrwać się z niej za wszelką cenę.
Odgrodzić się szybą limuzyny, murem otaczającym willę, wysokim kontem
bankowym. Nędza przygniata i odstrasza. Rozluźnia świadomość i skraca
perspektywę. Człowiek myśli tylko o tym, co będzie jadł dziś, za godzinę, za
chwilę. Nędza jest aspołeczna, jest niesolidarna. Tłum nędzarzy nigdy nie
będzie solidarny.
Wystarczy rzucić w ten tłum kawałek chleba - zacznie się bójka. Obrazy nędzy
nie ciekawią ludzi, nie budzą ich zainteresowania. Ludzie odruchowo odsuwają
się od skupisk nędzy. Widocznie w nędzy jest coś wstydliwego, coś
poniżającego, jakaś sytuacja porażki, znamię klęski.
Szereg konfliktów ideologicznych pochodzi stąd, że ideologia zmieniając swoje
położenie geograficzne zabarwia się inną kulturą, niekiedy zmienia nawet swój
sens pierwotny. Każde środowisko kulturowe opatruje tę samą ideologię innym
odcieniem, coś jej dodaje i czegoś ujmuje, wędrówka idei jest procesem
czynnym, u kresu tej wędrówki idea może wystąpić w najbardziej zaskakująco
odmiennym wcieleniu. W każdym ruchu ideologii w przestrzeni - z kraju do
kraju, z kontynentu na kontynent, z ' jednego obszaru kulturowego na inny -
istnieje potencjalna groźba schizmy. Potencjalna, a może nawet nieuchronna.
Przykład chrześcijaństwa, które przesuwając się na Wschód rozłamuje się na
schizmy, zwalczane przez Centrum. Przykład islamu, który rozpada się na
schizmy, w miarę jak rozprzestrzenia się na świecie. Centrum zwalcza schizmy
argumentem, że schizma osłabia ideologię, że jest jej wroga. Ale dzieje
chrześcijaństwa i islamu dowodzą czegoś innego. Schizma przez
uterenowienie, przez znacjonalizowanie ideologii - wzmacnia ją, choć
jednocześnie (i to jest prawdą) - osłabia Centrum. Słowem wzmacnia
merytorycznie, a osłabia organizacyjnie.
Rodzaje demagogii uprawiane przez tutejszych polityków: konserwatyści,
prawica - ci głoszą, że jest ciężko, ale ciężko wszystkim, stąd wyjście ku
lepszemu leży w jedności, a jedność ta winna wyrażać się w skupieniu wokół
władzy, we wspomaganiu jej, w rozumieniu itd., niby-postępowi - ci atakują
bogaczy, obcy kapitał, mówią o nędzy jednych i bogactwie drugich, a potem
nic nie robią, wypalają się w gadaniu, odurzają się gadaniem, jest wreszcie
rodzaj demagogii - nazwijmy to - sprawozdawczej, np. expos‚ prezydenta
republiki: dwieście stron zadrukowanych tysiącem cyfr, nazw, dat, po to, aby
ukryć rzecz główną - że nie zostało zrobione nic ważnego.
M. zwraca uwagę na ważny element kultury życia w Meksyku (zresztą
ogólnolatynoski). Nazywa to asystencją. To potrzeba uczestniczenia w ważnej
uroczystości, w której biorą udział ważne osoby. Dla asystencji rzuca się
wszystko - jest ona niezbędna dla życia, dla poczucia godności własnej.
Powaga, pompa tych uroczystości mowy, bankiety, nastrój, formalizm. Nikogo
to nie razi.
Federico Bracamontes, urzędnik bankowy i mój sąsiad, zaprasza mnie na
przyjęcie. Okazja jest następująca: Federico maluje. Maluje kicze okropne,
powiem nawet przerażające, czy - jeszcze lepiej: przygnębiające. Robi przyjęcie
z okazji ukończenia takiego właśnie kolejnego kiczu. W czasie przyjęcia
odsłania obraz. Obyczaj wymaga, aby w tym momencie rozległ się jęk
zachwytu. Tak też i jest. Fotograf dokonuje zdjęć, a goście - którzy przybyli
tłumnie - wznoszą toasty za kicze następne i gratulują autorowi kiczu właśnie
odsłoniętego.
Polityka w Ameryce Łacińskiej jest rozumiana jako zajęcie dla bogatych.
Działacz - to bogacz. Partia to rodzaj businessu, a po to, żeby uprawiać
business, trzeba mieć kapitał. Biedny, zapytany o poglądy polityczne,
odpowiada: „Nie mam poglądów. Jestem na to za biedny”.
Ta postawa jest wynikiem długich doświadczeń w krajach, gdzie polityka
dawała zysk, bogactwo, była źródłem kolosalnych dochodów. Dlatego elity
polityczne były i są tu tak zamknięte, tak niedostępne, ekskluzywne: żeby było
więcej do podziału, do kiesy. Lud to tylko widz, słabo zorientowany świadek,
przygodny kibic.
Umieć ustalić cel konkretny, o który walczy wieś, miasteczko. Ludzie z Santo
Victorio walczą o swoje winnice.
„Bez wina jesteśmy niczym”. Ich talent, ich siła, ich solidarność - wszystko
oddane jest walce o winnice. Chłop , nigdy nie walczy o ziemię w ogóle. Walczy
o konkretny kawałek ziemi: od tego dużego kamienia - prosto - do drzew~,
które stoi o - tam - na - lewo. Walczy o to, co jest w zasięgu ręki, co może objąć
spojrzeniem. Poza granicą horyzontu zaczyna się już inny świat, który do niego
nie należy, który jest mu obcy i często - wrogi.
Tegucigalpa: w Tegucigalpie nie ma czym myśleć.
W La Paz (Boliwia). Plaza Murillo jest centralnym punktem miasta. W niedzielę
rano panowie politycy przychodzą tu czyścić buty. Każda partia zajmuje inną
stronę placu. Każda partia ma swoich czyścibutów. Każda partia ma swoje ulice
tradycyjnie zajmowane przez nią na spotkania i spacery. Dzielnice też mają
różne. Ważne jest zorientować się w tym systemie, który pozwala wszystkim
jakoś żyć, omijać się, siedzieć w swoich matecznikach.
Wielkie place, wielkie ulice mają na całym świecie wspólną cechę: miejsce
człowieka zastępuje tłum. Trzeba dojść do małych uliczek. iść na peryferie,
wejść w bramy, żeby znowu odnaleźć człowieka.
Teoria czasów lokalnych. Czas posuwa się z różną szybkością zależnie od
miejsca na kuli ziemskiej, zależnie od tego punktu, w którym jesteśmy,
zależnie od kultury.
Ten fakt, że kiedyś istniały różne miary czasu, dowodzi, że ludzie umieli
różnicować je, umieli dostosowywać je do lokalnych warunków życia i geografii.
Każdy, kto żył z koczownikami na pustyni czy wśród Indian Amazonii, wie, jak
nasz zegarek traci tam sens i rację bytu. Jest zbędnym mechanizmem,
abstrakcją oderwaną od życia.
Bujna roślinność tropiku myli, stwarza wrażenie łatwej i niezwykłej
urodzajności. Tymczasem wszystko osiąga się tu za cenę wielkiego trudu i
kosztów. Potrzeba ogromnych nakładów, aby wytrzebić roślinność tropikalną i
oczyścić pole pod zasiewy i uprawy. Inne problemy plagi insektów, choroby
tropikalne. Ale przede wszystkim - deszcze, które niszczą ziemię, zmywają
próchnicę, przerywają komunikację. Ktoś przewiduje, że gdyby wyciąć dżungle
Amazonii, rejon ten, w ciągu pół wieku, zamieni się w pustynię.
Wiadomość o gazecie elektronicznej, która błyskawicznie przeniesie informację
do każdego domu. Tak, ale problem polega na tym, że procesowi
przyspieszenia informacji towarzyszy zjawisko jej spłycenia. Coraz więcej
informacji, ale coraz płytszych.
Flash - jest to jednozdaniowa informacja, która poprzedza szczegółowy opis
zdarzenia. Ale jeżeli całą informację sprowadzi się do flash'ów - co zostanie?
Potok wiadomości, który będzie tylko ogłuszał, stępiał wrażliwość, usypiał
uwagę.
Jednozdaniowa informacja to często po prostu dezinformacja. Oto pojawiła się
wiadomość: „Anguilla ogłosi niepodległość”. Anguilla to mała. piękna wysepka
na Morzu Karaibskim. Stara, brytyjska posiadłość. Znalazł się tam sprytny
człowiek, niejaki .lohn Webster. Zawarł cichą umowę z jedną z firm hotelowych
z Miami, że sprzeda im Anguillę, która jest jedną wielką, gorącą plażą. Aby
doprowadzić transakcję do skutku, Webster założył partię
narodowowyzwoleńczą, a następnie ogłosił wyspę niepodległym państwem
(mieszka tam dziesięć tysięcy ludzi). Skończyło się wysłaniem na miejsce
oddziału policji londyńskiej i ucieczką Webstera do Miami.
Krajobrazy andyjskie - głębokie, plastyczne, rzeźbione z rozmachem,
wypełniające całą przestrzeń. Nasze ludzkie zagubienie w tych krajobrazach.
„Druga religia” - temat i tytuł eseju o piłce nożnej w Ameryce Łacińskiej.
Zaczyna się od szmacianki w dzielnicy slumsów - ciasne uliczki, podwórka,
ścisk uganiającej , się, rozszalałej, rozkrzyczanej dzieciarni. W Brazylii tradycja
lansowania króla futbolu, jak gdzie indziej lansuje się gwiazdę filmową lub -
wodza ludu. Król kopnął piłkę, król strzelił gola - to napełnia ich dumą. Może
dlatego, że ktoś, że jeden z nich potrafił coś zrobić. Mecz piłkarski - jako
przyczyna wojny, jako przyczyna masakry, jako mechanizm patriotycznego
wyładowania (miasto po meczu wygranym, miasto w ekstazie, Meksyk, Lima,
Montevideo jak w czasie festynu, rozświetlone, kolorowe). Mecz ważniejszy niż
zmiana rządu (w Ekwadorze zrobili zamach wojskowy w czasie, kiedy wszyscy
siedzieli przed telewizorami oglądając swoją drużynę grającą z Kolumbią i
nikomu nie przyszło do głowy wystąpić w obronie usuniętego gabinetu). Mecz
jako przyczyna samobójstw (pewna dziewczyna w Salwadorze po utracie
bramki na rzecz Chile), zabójstw popełnionych w euforii, w szczęściu (częsty
przypadek w Brazylii). Nogi Pele (bardzo brzydkie, kosmate i krzywe) są
dokładnie i nieustannie fotografowane - w Guadalajarze Pele siada na fotelu, a
tłum fotoreporterów czołga się po murawie boiska, fotoreporterzy walczą ze
sobą, rozpychają się, walą po głowach kamerami - każdy zabiega o lepsze
zdjęcie nóg Pelego, którym później gazety poświęcą swoje kolorowe dodatki.
Diego Rivera. Jego freski w kaplicy Escuela Nacional de Agricultura, w Meksyku
(rok 1926). Prowokacja! Bo stoi ołtarz, krzyż, są ławki dla wiernych. Ale na
ścianach wymalowane sierpy i młoty, czerwone gwiazdy, nagie baby wiejskie.
Zapata złożony w grobie. Chłopi z karabinami: Kaplica Sykstyńska Rewolucji
Meksykańskiej, „Tym, którzy padli i którzy jeszcze padną w walce o ziemię”.
Rivera - witalny, śmiały, niby-prymitywny, mocny, zdecydowany. Bryły - bryły
postaci, głów, pięści, kolb kukurydzy, skał. Bryła świadomie zamierzona,
ciężka, masywna, dobrze osadzona na podstawie - na ziemi.. Rewolucja i
religia - Rivera nie umie tego rozdzielić, a może nawet inaczej: mówi nam
wprost, świadomy swojego przesłania, że rewolucja może być religią, nadzieją i
uniesieniem, nim stanie się kapliczną liturgią, obrządkiem sakralnym,
malowidłem naściennym.
Tepotzotlan, Monte Alban, Macchu-Picchu - religia Indian a religia katolicka. Ich
religia wymagała otwartej przestrzeni, monumentalnej scenerii. Nasza religia -
to zgęszczenie, ścieśnienie, to tłum zbity, spocony, napięty, ich religia - to
człowiek w wielkim krajobrazie, to niebo rozpięte, to ziemia i gwiazdy. W takiej
przestrzeni tłum znikał, wtapiał się w pejzaż uniwersalny, w tym gigantycznym
krajobrazie tłum nie mógł unicestwić jednostki, człowiek mógł być sam na sam
z Bogiem, czuć się wolny, złączony z nadziemską wielkością. Ich architektura
sakralna sprowadza się do najprostszej geometrii. Żadne detale nie rozpraszają
uwagi. Wzrok błądzi w przestrzeni. U nas - tłok i ciasnota, tam - swoboda i
nieskończoność, u nas - mur ograniczający, tam - pejzaż nie ograniczony.
Z Kolumbii: zasada wydawania wyroku bez jego egzekucji. Zawiesić nad głową
miecz i kazać żyć w cieniu tego miecza. Taki człowiek, z mieczem nad głową,
żyjący w warunkach wolności zagrożonej, jest roznosicielem strachu, zatruwa
strachem otoczenie. Zachowuje się tak, jakby wszyscy widzieli ten wiszący nad
nim miecz. Stopniowo taki człowiek staje ' się coraz bardziej i n n y.
Oddala się, nie możemy się porozumieć, tracimy go. I choć miecz nie drgnie do
końca, de facto wyrok jest wykonany.
Słowo: różnica między wagą słowa u nich i u nas. „I słowo stało się ciałem”.
Otóż tutaj słowo nigdy nie osiąga tego stadium, tego stopnia krystalizacji. Tu
słowo jest korkiem na wodzie, pierzem na wichrze. Pływa, fruwa, rozpada się,
jest zmienne jak kalejdoskop; jest nieuchwytne, pojawia się i znika bez śladu, a
często - bez wrażenia. Nie ma ciężaru, nie ma tej bezwzględnej, topornej
natrętności, nie jest zagrożeniem. Czto napisano pierom, nie wyrubat' toporom.
Stąd nabożeństwo odprawiane nad każdym słowem, gdyż jest ono traktowane
magicznie, to znaczy wierzy się, że ono rządzi rzeczywistością, że może ją
stworzyć, zmienić albo unicestwić.
Opisać proces przemiany białego w BIAŁEGO. Biały w Europie nie ma
świadomości, że jest biały. Nie zastanawia się nad tym, nie żyje tą myślą.
Natomiast biały w Trzecim Świecie staje się, w miarę upływu czasu, coraz
bardziej biały. Jest ograniczony i izolowany przez to, że jest biały, a jednak sam
będzie swoją białość umacniać, ponieważ dla niego białość - to wyższość (lub
złudzenie wyższości).
Dyskryminacja rasowa jest znacznie bardziej odczuwalna i upokarzająca niż
dyskryminacja ekonomiczna. Stąd w Stanach Zjednoczonych istnieje ruch
Black Power czy Poder Chicano, natomiast nie ma np. ruchu Italian Power,
ponieważ Włosi, choć często źle ekonomicznie sytuowani, nie są
dyskryminowani rasowo, są biali. Dyskryminacja rasowa rodzi ruchy protestu i
odwetu bardziej gwałtowne i niszczycielskie niż dyskryminacja ekonomiczna.
Charakterystyczne dla ewolucji politycznej inteligenta latynoskiego jest to, że z
reguły zaczyna działać na lewicy, a kończy - na prawicy. Zaczyna od udziału w
antyrządowej demonstracji studenckiej, a kończy za biurkiem ministerialnym.
Od młodego buntownika do starego biurokraty - taka jest jego droga. Nigdzie
na świecie przepaść między młodością a starością, między początkiem a
końcem życiorysu nie jest tak drastyczna. Campo Salas, komunizujący jako
student, kończy jako minister przemysłu i handlu w rządzie Diaza Ordaza
(Meksyk). Ekonomista Aldo Ferrer, demaskator systemu argentyńskiego,
kończy jako minister gospodarki w rządzie gen. Levingstona. Angel Asturias,
pisarz-demaskator, buntownik studencki, kończy jako ambasador skrajnie
despotycznego reżimu Montenegro (Gwatemala). Jakaż zdolność asymilacyjna
tych reżimów! Przyswoją, wchłoną wszelką opozycję.
Niebezpieczeństwo stagnacji polega m.in. na tym, że stagnacja rodzi
akomodację, że wewnątrz systemu niewygodnego wytwarza się podsystem
wygodny, z którego część ludzi chętnie korzysta. Pojawia się cała warstwa
heroicznych pasożytów podających się za ofiary systemu, ale w rzeczywistości
zainteresowanych w jego utrzymaniu, ponieważ zapewnia im względnie
wygodne życie.
Gomez Padilla z Dominikany opowiadał mi, że u nich istnieje system list - różne
listy sporządzane przez policję, na tych listach różni ludzie zaliczani do
opozycji. Na przykład on, Gomez, był na tzw. lista para encarcelar. Jeżeli
cokolwiek zdarzyło się w kraju, zaraz był zamykany.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin