Christie N czy M.txt

(341 KB) Pobierz
AGATHA CHRISTIE

N CZY M?

PI�TA KOLUMNA DZIA�A
TYTU� ORYGINA�U "N OR M?"
PRZE�O�Y�A KRYSTYNA TARNOWSKA
I
Tomasz Beresford zdj�� p�aszcz w przedpokoju i starannie, nie �piesz�c si�, 
powiesi� go na wieszaku. Kapelusz pow�drowa� na s�siedni wieszak.
Wyprostowa� plecy i z przylepionym do twarzy pewnym siebie u�miechem wszed� do 
saloniku, gdzie jego �ona robi�a na drutach czapeczk� wojskow� z we�ny koloru 
khaki.
By�a to wiosna roku 1940.
Pani Beresford zerkn�a na m�a spod oka, po czym z niewiarygodn� wprost 
szybko�ci� zacz�a przebiera� drutami.
- Jest mo�e co� nowego w popo�udniowych gazetach? - spyta�a po chwili.
- Lada dzie� rozpocznie si� Blitzkrieg - odpowiedzia� Tomasz. - Sytuacja we 
Francji wygl�da kiepsko.
- Trzeba przyzna�, �e �wiat teraz nie jest weso�y - mrukn�a Tuppence.
Zapad�o milczenie. Po chwili odezwa� si� Tomasz:
- No i dlaczego nie pytasz? Nie b�d��e tak piekielnie taktowna.
- Wiem - przyzna�a Tuppence. - �wiadomie okazywany takt jest strasznie 
irytuj�cy. Ale kiedy pytam, te� ci� to dra�ni. Zreszt� po co pyta�? Wystarczy na 
ciebie spojrze�.
- Nie przypuszcza�em, �e wygl�dam jak wcielenie rozpaczy.
- Bynajmniej, m�j drogi. Tylko tw�j u�miech robi takie wra�enie, jakby� go 
gwo�dzikami przybi� do twarzy. Na sam widok kraje si� serce.
- Czy�by to robi�o wra�enie a� tak rozpaczliwe? - spyta� Tomasz z u�miechem.
- Gorzej ni� rozpaczliwe. No, wyrzu�e z siebie wszystko. Nic z tego?
- Nic. Nie jestem im w og�le potrzebny. Przyznasz, Tuppence, �e to przykre, 
kiedy z czterdziestosze�cioletniego m�czyzny robi si� wbrew jego woli 
zgrzybia�ego starca. Piechota, marynarka, lotnictwo, Ministerstwo Spraw 
Zagranicznych - wsz�dzie powiadaj� mi to samo: jestem za stary. Ewentualnie mo�e 
p�niej na co� im si� przydam.
- To samo ze mn� - powiedzia�a Tuppence. - Kobiet w moim wieku nie przyjmuj� na 
sanitariuszki: dzi�kujemy, nie chcemy! Ani w og�le nie bior� do �adnych innych 
zaj��. Wol� pierwsz� lepsz� niedouczon� smarkul�, kt�ra w �yciu nie widzia�a 
rany ani nie sterylizowa�a opatrunku, ni� mnie, kt�ra od 1915 do 1918 roku 
wykonywa�am najrozmaitsze prace. By�am piel�gniark� na oddziale chirurgicznym i 
siostr� operacyjn�, potem kierowc� ci�ar�wki dowo��cej zaopatrzenie na front i 
wreszcie szoferem generalskiego samochodu. Jak sam wiesz najlepiej, we 
wszystkich tych czynno�ciach wykazywa�am si� doskona�ymi rezultatami. A teraz 
jestem �mieszn�, nudn�, natr�tn� kobiet� w �rednim wieku, kt�ra w �aden spos�b 
nie chce (chocia� powinna) siedzie� spokojnie w domu i robi� na drutach.
- Ta wojna jest po prostu ohydna - mrukn�� pos�pnie Tomasz.
- Ka�da wojna jest ohydna. Ale kiedy w dodatku ka�� cz�owiekowi siedzie� z 
za�o�onymi r�kami...
- Na szcz�cie Debora ma prac� - rzuci� pocieszaj�co.
- O tak, jej si� uda�o - przyzna�a Tuppence. - Zreszt� mam wra�enie, �e si� 
dobrze spisuje. Ale mimo to uwa�am, �e dawa�abym sobie rad� nie gorzej od niej.
- Debora jest pewnie innego zdania - u�miechn�� si� Tomasz.
- C�rki s� czasami wr�cz niezno�ne. Zw�aszcza kiedy przez delikatno�� staraj� 
si� by� szczeg�lnie dobre dla matek.
- �yczliwa pob�a�liwo��, jak� mi okazuje ten smarkacz Derek - mrukn�� Tomasz - 
bywa niekiedy trudna do zniesienia. Widz� wtedy wyra�nie w jego oczach 
wsp�czucie dla "biednego starego ojca".
- Trzeba przyzna� - odpar�a Tuppence - �e chocia� nasze dzieci s� przemi�e, s� 
jednocze�nie strasznie irytuj�ce.
Ale na samo wspomnienie bli�niak�w, Derka i Debory, tkliwo�� pojawi�a si� w jej 
oczach.
- Ludziom chyba zawsze trudno jest przywykn�� do my�li - powiedzia� powa�nie 
Tomasz - �e si� starzej� i nie nadaj� do niczego.
Tuppence parskn�a gniewnie i z tak� gwa�towno�ci� potrz�sn�a ciemn�, l�ni�c� 
g��wk�, �e a� motek we�ny zsun�� jej si� z kolan.
- Nie nadajemy si� ju� do niczego? Czy�by? A mo�e tylko inni usi�uj� w nas to 
wm�wi�? Czasami mam takie uczucie, �e zawsze byli�my par� niedo��g�w.
- Bardzo prawdopodobne.
- Mo�e. Ale przecie� kiedy� nam si� zdawa�o, �e dokonali�my czego� w �yciu. 
Teraz zaczynam podejrzewa�, �e tamto wszystko wcale si� nie zdarzy�o. Powiedz, 
Tomaszu - czy tamto jest tylko urojeniem? Czy to prawda, �e niemieccy szpiedzy 
rozbili ci g�ow� i porwali ci�? Czy to prawda, �e wy�ledzili�my kiedy� i 
schwytali niebezpiecznego z�oczy�c�? Czy to prawda, �e uratowali�my �ycie m�odej 
dziewczynie i odzyskali�my wa�ne tajne dokumenty, co w swoim czasie potrafi�a 
oceni� wdzi�czna ojczyzna? My! Ty i ja! Wyszydzani, nikomu niepotrzebni pa�stwo 
Beresford?
- Uspok�j si�, kochanie. Takie pr�ne �ale do niczego nie prowadz�.
- W ka�dym razie - oznajmi�a Tuppence, prze�ykaj�c �zy - nasz pan Carter mocno 
mnie rozczarowa�.
- Dostali�my od niego bardzo mi�y list.
- Ale absolutnie nic dla nas nie zrobi�, nie zostawi� nam nawet cienia nadziei.
- No c�, odsuni�to go od tych spraw - odpar� Tomasz. - Jak nas. Przecie� to 
stary cz�owiek. Siedzi w Szkocji i �owi ryby.
Tuppence powiedzia�a z t�skn� nut� w g�osie:
- Mogliby nam da� jak��... jak�kolwiek prac� w wywiadzie.
- Mo�e nie daliby�my rady. Mo�e zabrak�oby nam dzisiaj odwagi.
- Czyja wiem... Mam wra�enie, �e od tamtych czas�w nic si� nie zmieni�am. Ale 
kto wie, mo�e gdyby przysz�o co do czego... Och, �eby nam dali jak�kolwiek 
prac�! - doda�a z westchnieniem. - To okropne, kiedy cz�owiek ma tyle czasu na 
my�lenie.
Jej wzrok spoczywa� kr�ciutk� chwil� na fotografii m�odego ch�opca w mundurze 
lotnika, kt�rego szczery, szeroki u�miech tak bardzo przypomina� u�miech ojca.
- Sytuacja m�czyzny jest jeszcze trudniejsza - mrukn�� Tomasz. - Kobiety mog� 
ostatecznie robi� na drutach, przygotowywa� paczki na front i pomaga� w 
kantynach �o�nierskich.
- Tego rodzaju zaj�cia b�d� dla mnie odpowiednie za dwadzie�cia lat - warkn�a 
Tuppence. - Nie jestem jeszcze a� tak stara, �eby si� tym zadowoli�. Nie jestem 
ani stara, ani m�oda.
Rozleg� si� dzwonek u drzwi. Tuppence wsta�a. Beresfordowie zajmowali ma�e 
mieszkanko w nowoczesnym bloku. Otworzywszy drzwi, Tuppence zobaczy�a na progu 
m�czyzn� o szerokich barach, z du�ymi jasnymi w�sami i weso��, ogorza�� twarz�.
Ogarn�� j� szybkim spojrzeniem i zapyta�:
- Czy pani Beresford?
Tuppence spodoba�o si� mi�e brzmienie jego g�osu.
- Tak - odpar�a.
- Nazywam si� Grant. Jestem przyjacielem lorda Easthamptona. Nam�wi� mnie, �ebym 
pa�stwa odwiedzi�.
- Bardzo mi mi�o, prosz�, niech pan wejdzie. Wprowadzi�a go do saloniku.
- M�j m��, kapitan... - rzek�a.
- Wystarczy "pan".
- Pan Grant - poprawi�a si� Tuppence. - Przyjaciel pana Car... lorda 
Easthamptona.
O ile� swobodniej wymawia�a nazwisko Carter, kt�rym pos�ugiwa� si� kiedy� dawny 
szef wywiadu, ni� �w w�a�ciwy tytu� ich starego przyjaciela.
Przez kilka minut rozmawiali weso�o we tr�jk�. Grant by� czaruj�cym cz�owiekiem 
o mi�ym i swobodnym obej�ciu.
Tuppence wysz�a z pokoju i po chwili wr�ci�a z butelk� sherry i trzema 
kieliszkami.
Gdy w pewnym momencie zapad�o kr�tkie milczenie, Grant zwr�ci� si� do Tomasza:
- S�ysza�em, �e szuka pan pracy.
W oczach Tomasza pojawi� si� b�ysk.
- Tak - odpar�. - Czy mo�e pan... Grant roze�mia� si� i potrz�sn�� g�ow�.
- O, nic w tym rodzaju. Niestety, tamte sprawy trzeba zostawi� m�odym, 
energicznym m�czyznom... albo ludziom, kt�rzy zajmuj� si� nimi od lat. Przykro 
mi, ale m�g�bym panu zaproponowa� tylko co� bardzo ma�o poci�gaj�cego. Praca w 
biurze. Papierkowa robota. Porz�dkowanie akt i umieszczanie ich we w�a�ciwych 
przegr�dkach. Co� w tym rodzaju.
Twarz Tomasza wyd�u�y�a si�.
- Ach tak... - mrukn��.
- My�l�, �e lepsze to ni� nic - doda� zach�caj�co Grant. - W ka�dym razie niech 
mnie pan odwiedzi kt�rego� dnia w biurze. Ministerstwo Zaopatrzenia. Pok�j numer 
22. Co� dla pana znajdziemy.
Zadzwoni� telefon. Tuppence podnios�a s�uchawk�.
- Halo... tak... co? - w s�uchawce brz�cza� g�o�no czyj� chrypli- wy, podniecony 
g�os. Tuppence zmieni�a si� na twarzy. - Kiedy? Moje biedactwo... Ale� 
naturalnie, zaraz przyjd�.
Od�o�y�a s�uchawk�.
- Dzwoni�a Maureen - powiedzia�a do Tomasza.
- Tak mi si� te� zdawa�o. Nawet st�d pozna�em jej g�os. Tuppence wyja�nia�a z 
przej�ciem:
- Tak mi przykro, prosz� pana. Ale musz� p�j�� do przyjaci�ki. Upad�a i 
zwichn�a nog�, a jest przy niej tylko jej ma�a c�reczka... wi�c musz� tam p�j�� 
i zaj�� si� wszystkim, i znale�� kogo�, kto by jej dogl�da�. Nie pogniewa si� 
pan?
- Ale� nie, prosz� pani. Rozumiem to doskonale.
Tuppence u�miechn�a si� do niego, wzi�a palto le��ce na oparciu kanapy, ubra�a 
si� i wysz�a. Drzwi wej�ciowe zatrzasn�y si� za ni�.
Tomasz nala� go�ciowi kieliszek sherry.
- Niech pan jeszcze nie odchodzi - powiedzia�.
- Ch�tnie zostan�. - Grant si�gn�� po kieliszek i pi� powoli, w milczeniu. Po 
chwili rzek�: - W�a�ciwie dobrze si� sta�o, �e pa�ska �ona wysz�a. To nam 
oszcz�dzi czasu.
- Nie rozumiem. - Na twarzy Tomasza odmalowa�o si� zdziwienie.
- Gdyby pan przyszed� do mnie do ministerstwa, przed�o�y�bym panu pewn� 
propozycj�, do czego zosta�em upowa�niony - powiedzia� z naciskiem Grant.
Ciemny rumieniec rozlewa� si� powoli na piegowatej twarzy Tomasza.
- Czy chce pan przez to powiedzie�... - zacz��. Grant kiwn�� g�ow�.
- Easthampton nam pana poleci�. Powiedzia�, �e jest pan do tej pracy po prostu 
stworzony.
Z piersi Tomasza wyrwa�o si� g��bokie westchnienie.
- Niech mi pan wszystko dok�adnie opowie - rzek�.
- Naturalnie sprawa jest �ci�le tajna. Tomasz skin�� g�ow�.
- Nawet �ona nie mo�e o niczym wiedzie�. Rozumie pan?
- Oczywi�cie. Je�eli stawia pan to jako warunek... Ale poprzednio pracowali�my 
razem. - Wiem. Ta propozycja dotyczy jednak tylko pana.
- C�, zgoda.
- Oficjalnie otrzyma pan, jak ju� to m�wi�em, prac� biurow� w oddziale 
ministerstwa w Szkocji, w strefie zakazanej, dok�d �ona nie b�dzie mog�a panu 
towarzyszy�. W rzeczywisto�ci uda si� pan zupe�nie gdzie indziej.
Tomasz s�ucha� w milczeniu.
- Czyta� pan zapewne w gazetach o Pi�tej Kolumnie - ci�gn�� Grant. - Musi wi�c 
pa...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin