Cole Bunch Sten.txt

(433 KB) Pobierz
Allan Cole & Chris Bunch 

Sten 

. 1 . 
�mier� po kryjomu przysz�a do Dzielnicy. 
Kombinezon cuchn��. Wbity w niego Tech patrzy� przez i porysowany 
wizjer na przew�d okalaj�cy z zewn�trz obszar f rekreacyjny i wypu�ci� z 
siebie wi�zank� przekle�stw, mog�c� zadziwi� nawet �eglarza dalekiej 
przestrzeni. 
Najbardziej na �wiecie chcia� teraz napi� si� zimnego narkopiwa, aby 
uciszy� dudni�ce w g�owie b�bny kaca. Najmniej za� na �wiecie chcia� 
wisie� na zewn�trz Vulcana, gapi�c si� na jednocentymetrow� metalow� 
rurk�, kt�r� mia� przyczepi�. �cisn�� ko�nierz specjalnym przyrz�dem, 
moment obrotowy ustali� na wyczucie i wyrzuci� z siebie kolejn� wi�zank�, 
tym razem w��czaj�c w ni� szefa i tych wszystkich �mierdz�cych Mig�w, 
bawi�cych si� w odleg�o�ci jednego metram, i ca�ego �wiata. 
Zrobione. Zwolni� przyrz�d i w��czy� ma�y silniczek, przyczepiony do 
kombinezonu. Jego szef by� pieprzonym eks - kochasiem, i do tego mia� 
zamiar przyczepia� si� do sze�ciu pierwszych rund. Tech wy��czy� sw�j 
uziemiony m�zg i po�eglowa� ospale w kierunku �luzy. 
Oczywi�cie moment obrotowy ustali� nieprawid�owo. Gdyby rurka nie 
zawiera�a fluoru pod wysokim ci�nieniem, nic by si� nie sta�o. 
Przeci��one z��cze trzasn�o i surowy fluor stopniowo prze�era� metal, 
przez kilka dni nieszkodliwie rozpo�cieraj�c si� w przestrzeni. Ale w 
miar� poszerzania si� p�kni�cia ciecz kipia�a prosto na zewn�trzn� okryw� 
Dzielnicy, poprzez izolacj�, a w ko�cu przez wewn�trzne warstwy sp�ywa�a 
do �rodka. 
Na pocz�tku dziura mia�a wielko�� �ebka od szpilki. Spadek ci�nienia 
pod kopu�� by� z pocz�tku zbyt ma�y, aby spowodowa� jak�kolwiek reakcj� 
czujnik�w, rozmieszczonych wysoko, powy�ej kabiny kontrolnej w dachu 
Dzielnicy. 
Dzielnica mog�a mie�ci� si� na kt�rejkolwiek z miliona pionierskich 
planet - zatrudnione pracz Kompani� dziwki obojga p�ci przeciska�y si� 
przez t�um Mig�w w poszukiwaniu tych Niewykwalifikowanych eMigrant�w, 
kt�rzy wci�� jeszcze mieli na karcie troch� kredyt�w. 
D�ugie rz�dy maszyn do gry wygwizdywa�y zach�ty do przechodz�cych 
robotnik�w i wydawa�y z siebie syntetyczny chichot, gdy gra poch�ania�a 
kolejny grosz. 
Dzielnica by�a prowadzonym przez Kompani� centrum rekreacyjnym, 
zbudowanym z my�l� o "interesie Mig�w". "Bawi�cy si� Mig to szcz�liwy 
Mig" - powiedzia� kiedy� psycholog Kompanii. Nie doda� - bo nie musia� - 
�e bawi�cy si� Mig wydawa� kredyty, oczywi�cie na korzy�� Kompanii. Ka�da 
przegrana oznacza�a przed�u�enie kontraktu. 
W�a�nie dlatego, pomimo muzyki i �miechu, w Dzielnicy czai� si� smutek 
i zawzi�to��. 
Dw�ch muskularnych stra�nik�w w��czy�o si� w okolicy wej�cia. Starszy 
kiwn�� g�ow� w kierunku trzech ha�a�liwych Mig�w, przemieszczaj�cych si� z 
jednego sklepu monopolowego do drugiego, i zwr�ci� si� do partnera: 
- Gdyby� mia� zamiar szarpa� si� za ka�dym razem, kiedy kto� na ciebie 
spojrzy, bracie, to szybko kt�ry� � tych Mig�w chcia�by si� przekona�, co 
zrobisz, gdy zaczn� si� naprawd� awanturowa�. 
Nowy sta�ysta dotkn�� og�uszacza. 
- A ja chcia�bym im to pokaza�. 
Starszy m�czyzna westchn�� i rozejrza� si� po korytarzu. 
- O rany. K�opoty. 
Jego partner o ma�o nie wyskoczy� z munduru. 
- Gdzie? Gdzie? 
Starszy m�czyzna pokaza� palcem. W stron� wej�cia do dzielnicy 
kierowa� si� Amos Sten. Drugi stra�nik zacz�� si� �mia� z niskiego Miga w 
�rednim wieku, gdy nagle zauwa�y� mi�nie jego karku. I rozmiar 
nadgarstka. I pi�ci jak m�oty. 
W tym momencie starszy ze stra�nik�w westchn�� z ulg� i opar� si� zn�w 
o �cian�. 
- Wszystko w porz�dku, ch�opcze. Ma ze sob� rodzin�. Kobieta o 
zm�czonej twarzy i dwoje dzieci zbli�a�o si� w�a�nie do Amosa. 
- Co u diab�a? - zdziwi� si� sta�ysta. - Ten karze�ek nie wygl�da mi 
zbyt gro�nie. 
- Nie znasz Amosa. Gdyby� zna�, narobi�by� w portki, zw�aszcza je�li 
mia�by ochot� na ma�� b�jk� dla poprawienia sobie humoru. 
Czw�rka Mig�w po kolei dotyka�a ma�ych bia�ych kwadrat�w na 
klawiaturze terminala i centralny komputer Vulcana zarejestrowa� 
przemieszczenie si� rodziny Sten�w do Dzielnicy. 
Gdy mijali stra�nik�w, starszy u�miechn�� si� i skin�� Amosowi g�ow�. 
Jego partner po prostu patrzy�. Amos zignorowa� ich i poprowadzi� rodzin� 
do wej�cia. 
- Mig lubi walczy�, co? To chyba nie jest to, co nazywamy zachowaniem 
aprobowanym przez Kompani�. 
- Synu, gdyby�my chcieli aresztowa� ka�dego Miga, kt�ry uszkodzi� 
innego w Dzielnicy, to zabrak�oby forsy na nadgodziny. 
- Mo�e powinni�my go troch� przywo�a� do porz�dku. 
- Wydaje ci si�, �e w�a�nie ty potrafisz to zrobi�? 
M�odszy stra�nik skin�� g�ow�. 
- Dlaczego nie? Przy�apa� go na czym� i przywali� zdrowo. 
Starszy m�czyzna u�miechn�� si� i dotkn�� d�ugiej sinej blizny na 
prawej r�ce. 
- Ju� kto� pr�bowa�. I to lepszy od ciebie. Ale mo�e si� myl�. Mo�e 
naprawd� w�a�nie ty umia�by� co� zrobi�. W ka�dym razie lepiej sobie 
zapami�taj: Amos nie jest zwyk�ym starym Migiem. 
- A co w nim takiego szczeg�lnego? 
Stra�nik poczu� si� nagle zm�czony nowym partnerem i ca�� t� dyskusj�. 
- Tam, sk�d on pochodzi, takich ch�opaczk�w jak ty zjadaj� na 
�niadanie. 
Ch�opak naje�y� si� i spojrza� spode �ba. Ale przypomnia� sobie, �e 
nawet nie licz�c brzucha, jego kolega jest wci�� lepszy o jakie� 
dwadzie�cia kilo i pi�tna�cie lat. Okr�ci� si� na pi�cie i spojrza� na 
starsz� pani�, kt�ra wytacza�a si� wesolutko z Dzielnicy. Popatrzy�a na 
niego, wyszczerzy�a dzi�s�a i upad�a mi�kko wprost pod nogi sta�ysty, na 
pod�og�. 
- Cholerne Migi! 
Amos wsun�� kart� w terminal i komputer automatycznie doda� godzin� do 
jego kontraktu. Czw�rka Sten�w wesz�a do holu. Amos rozejrza� si� dooko�a. 
- Nie widz� ch�opaka. 
- Karl m�wi�, �e ma dodatkow� prac� w szkole - przypomnia�a mu Fread, 
jego �ona. 
Amos wzruszy� ramionami. 
- Nie straci wiele. Facet, kt�ry pracuje ko�o mnie, by� tu wczoraj. 
M�wi�, �e pierwsze przedstawienie jest o jakim� Execu, kt�ry zakochuje si� 
w dziwce i zabiera j� do siebie, do Oka. 
Z teatru buchn�a muzyka. 
- No tato, chod�my ju�. 
Amos i jego rodzina weszli do sali. 
Sten pospiesznie uderza� w klawisze komputera, wreszcie wcisn�� 
"przesy�anie danych". Ekran b�ysn��, a potem poszarza�. Sten drgn��. Nie 
da rady sko�czy� na czas, by zd��y� na spotkanie z rodzin�. Wiekowa 
szkolna sie� komputerowa nie nad��a�a, gdy wielu student�w pracowa�o 
r�wnocze�nie. 
Sten rozejrza� si� po sali. Nikt na niego nie patrzy�. Wcisn�� 
"podstawowe funkcje", a potem szybko szereg klawiszy. Odnalaz� drog� do 
banku danych centralnego komputera. Oczywi�cie wbrew wszelkim szkolnym 
przepisom. Ale Sten, jak wielu innych siedemnastolatk�w, nie lubi� 
przejmowa� si� na zapas. 
Po przej�ciu �cie�ki dost�pu w�o�y� dyskietk� z zadaniem. I skrzywi� 
si� zobaczywszy, co ma zrobi�. To by�o techniczne �wiczenie z 
cyberobr�bki, wykonanie k�townika. 
To zawsze wymaga�o zrobienia spawu i zauwa�y�, �e sugerowana technika, 
przestarza�a nawet jak na szkolne warunki, wyznacza�a trzymikronowy szew. 
A potem u�miechn�� si�. Mia� przecie� dost�p do g��wnej bazy danych... 
Za pomoc� pi�ra �wietlnego narysowa� na ekranie dwie stalowe sztaby i 
wcisn�� "wykonanie programu - spawanie". Kilka szybkich ruch�w i gdzie� na 
Vulcanie dwie metalowe belki zosta�y po��czone. 
A mo�e to by�a tylko symulacja komputerowa. 
Sten ze zniecierpliwieniem czeka�, a� ekran komputera oczy�ci si�. W 
ko�cu monitor zaja�nia� i wy�wietli� komunikat, �e zadanie zosta�o 
prawid�owo wykonane. Sten by� wyko�czony. Jego palce przebieg�y po 
klawiaturze, odcinaj�c nielegaln� �cie�k� dost�pu, w��czaj�c si� z 
powrotem w szkoln� sie�, przesy�aj�c prawid�owo wykonane zadanie z pami�ci 
terminala i wy��czaj�c ko�c�wk�. Zerwa� si� z miejsca i pop�dzi� do drzwi. 
- Szczerze m�wi�c, panowie - powiedzia� Baron Thoresen - mniej troszcz� 
si� o to, �e programy R i D nie zgadzaj� si� z jakimi� wydumanymi regu�ami 
etycznymi Imperium, ni� o dobro naszej Kompanii. 
Zacz�o si� jak zwyczajne zebranie rady dyrektor�w Kompartii, tych 
sze�ciu istot, kt�re kontrolowa�y �ycie ponad miliona os�b. Wtedy stary 
Lester zada� pytanie w najbardziej odpowiednim momencie. 
Thoresen nagle wsta� i zacz�� kroczy� tam i z powrotem. Wielkie 
cielsko dyrektora przyci�ga�o uwag� zgromadzenia niemniej ni� grzmi�cy 
g�os i autorytatywno��. 
- Je�li to brzmi nie patriotycznie, to bardzo mi przykro. Jestem 
cz�owiekiem interesu, a nie dyplomat�. Jak niegdy� m�j dziad, wierz� tylko 
w nasz� Kompani�. 
Tylko jeden cz�owiek pozosta� niewzruszony. Lester. To stary z�odziej, 
pomy�la� Baron. Zarobi� ju� swoje, a wi�c mo�e sobie pozwoli� na etyczne 
skrupu�y. 
- Imponuj�ce - powiedzia� Lester. - Ale my, rada dyrektor�w, nie 
pytali�my o pa�sltie pogl�dy. Pytali�my o nak�ady na Projekt Bravo. Nie 
chcia� pan nam wyjawi�, o jaltiego rodzaju eksperymenty chodzi, ale znowu 
zwraca si� pan o przyznanie dodatkowych funduszy. A ja chcia�bym tylko 
wiedzie�, czy maj� one mo�e r�wnie� militarne znaczenie, poniewa� wtedy 
mogliby�my otrzyma� dotacje finansowe z jakiej� fundacji Imperium. 
Baron spojrza� na Lestera z namys�em, lecz bez strachu. To Thoresen, 
pomimo wszystko, rozdawa� karty. I wiedzia� dostatecznie du�o, by nie 
pozwoli� temu staremu chytremu zapa�nikowi na ostatnie s�owo. I 
dostatecznie du�o, aby nie pr�bowa� przydusza� go. Lester wiele prze�y� i 
nie ba� si�. 
- Doceniam pa�ski wk�ad. I pa�sk� trosk� o niezb�dne wydatki. Ale ten 
projekt jest zbyt wa�ny dla naszej przysz�o�ci, bym m�g� ryzykowa� jaki� 
przeciek. 
- Czy�bym wyczuwa� brak zaufania? - zapyta� Lester. 
- Nie w stosunku do pan�w. Nie b�d�my �mieszni. Ale gdyby konkurencja 
dowiedzia�a si� o celach Projektu Bravo, to nawet moje �cis�e powi�zania z 
Imperatorem nie powstrzyma�yby ich od kradzie�y i zrujnowania nas. 
- Nawet gdyby zaistnia�y jakie� przecieki - spr�bowa� drugi z cz�onk�w 
zarz�du - to zawsze mamy inne rozwi�zania. Mo�emy wp�ywa� na zaopatrzenie 
w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin