Hawksley Elizabeth - Koligacje.pdf

(978 KB) Pobierz
Microsoft Word - Hawksley Elizabeth - Koligacje
1
Zachodnia sypialnia w Selwood Priory zdradzała cechy Ļ wietno Ļ ci splamionej niechlujstwem, co
niew Ģ tpliwie charakteryzowało jej wła Ļ ciciela. Olbrzymie ło Ň e, na którym spoczywał umieraj Ģ cy sir Walter
Selwood, zdobiły ciemnoczerwone adamaszkowe zasłony, teraz jednak były one w kilku miejscach rozdarte,
a do tego wystrz ħ pione. Rogi ło Ň a zwie ı czone były ozdobnymi gałkami, ale tylko jedna noga trzymała si ħ
prosto, pozostałe za Ļ chyliły si ħ pod najdziwniejszymi k Ģ tami. Niegdy Ļ pyszna kołdra straszyła licznymi
łatami i dziurami.
Sam sir Walter uzupełniał obraz zdegradowanej wielko Ļ ci. Jego ciemnopiwne oczy były zapadni ħ te,
wydatny nos jawił si ħ jeszcze wi ħ kszy na tle wychudłej i pooranej bruzdami twarzy, brokatowy szlafrok
znaczyły plamy, a przekrzywiona na bakier peruka, mimo Ň e starannie ufryzowana, straszyła brudem.
Pokój miał sklepiony strop i dwa groteskowo rze Ņ bione wsporniki po obu stronach gotyckiego okna. Na
Ļ cianach wisiały spłowiałe tapiserie, przedstawiaj Ģ ce zgwałcenie Europy. Raz po raz poruszały nimi
podmuchy, które ze Ļ wistem wpadały do pokoju przez szpar ħ w futrynie i podrywały kurz z podłogi, a boki
byka sugestywnie si ħ wtedy marszczyły. Dookoła migotały płomienie kilkunastu Ļ wiec, odbijaj Ģ cych si ħ w
niezliczonych lustrach.
ņ adna z dwóch osób obecnych w sypialni zdawała si ħ nie zauwa Ň a ę jej Ň ałosnego stanu. Walter dlatego, Ň e
nigdy go to nie obchodziło, pieni Ģ dze zawsze przepijał i wydawał na hazard, a w dobrych czasach równie Ň
na łajdactwa; natomiast jego córka Dorothea dlatego, Ň e nie znała Ň adnego innego domu.
Miała ju Ň trzydzie Ļ ci lat i w oczach wi ħ kszo Ļ ci ludzi uchodziła za zdeklarowan Ģ star Ģ pann ħ . Jej
praktyczne podej Ļ cie do spraw maj Ģ tku i umiej ħ tno Ļę gospodarowania w Selwood Priory sprawiły, Ň e z
punktu widzenia ojca była wyj Ģ tkowo u Ň yteczn Ģ osob Ģ . Nic wi ħ c dziwnego, Ň e nigdy nawet nie spróbował
znale Ņę jej m ħŇ a. Zreszt Ģ , powtarzał sobie sir William, kto by tak Ģ zechciał? Dorothea była chuda, niemal
ko Ļ cista, miała jasne włosy trudnego do okre Ļ lenia koloru i - nie wiadomo dlaczego - bardzo ciemne oczy.
Cz ħĻę ludzi we wsi, którym nie podobał si ħ ten kaprys natury, zwała j Ģ czarownic Ģ .
Była ubrana w nietwarzow Ģ szar Ģ sukni ħ z wełny, a od przeci Ģ gów chroniła si ħ starym szalem, zarzuconym
na ramiona. Siedziała teraz, splataj Ģ c na kolanach długie, delikatne palce, i zadumanym wzrokiem
wpatrywała si ħ w ogie ı .
- „Maria” jest naturalnie twoja - powiedział z wysiłkiem sir Walter.
Dorothea odziedziczyła po matce siedem tysi ħ cy funtów, które w swoim czasie powinny były zosta ę
bezpiecznie zainwestowane. Niestety, ojciec, jedyny pełnomocnik rozporz Ģ dzaj Ģ cy tym maj Ģ tkiem,
wykorzystał pieni Ģ dze, by zamówi ę w stoczni Megavissey „Mari ħ ”, stutonowy okr ħ t wyposa Ň ony w
dwana Ļ cie dział, który umo Ň liwiał mu zwi ħ kszenie korzy Ļ ci czerpanych z przemytu. Tłumaczył sobie, Ň e
wszystko jedno, w co wło Ň ył te pieni Ģ dze, skoro jego córka tak czy owak ma swoje trzysta pi ħę dziesi Ģ t
funtów rocznie. Prawd ħ mówi Ģ c, okr ħ t kosztował niewiele ponad tysi Ģ c funtów, nie było jednak
dokumentów, które wykazywałyby, co stało si ħ z reszt Ģ pieni ħ dzy. Bez w Ģ tpienia trafiły do kieszeni sir
Waltera, by wesprze ę jego potrzeby hazardzisty oraz hodowl ħ kogutów do walki.
Dorothea musiała si ħ z tym pogodzi ę . Gdyby stra Ň przybrze Ň na zatrzymała kiedy Ļ „Mari ħ ”, okr ħ t zostałby
sprzedany albo zatopiony, a to oznaczałoby całkowite przekre Ļ lenie jej spadku. Mogła tylko si ħ modli ę , by
los j Ģ oszcz ħ dził.
- Poza tym wszystko dostaje dziedzic, niech go piorun strzeli - doko ı czył sir Walter.
- A co z Fanny i dzie ę mi? - spytała zatroskana Dorothea.
- Fanny ma dwa tysi Ģ ce, które na ni Ģ przepisałem. Fanny Potter była guwernantk Ģ Dorothei, ale po Ļ mierci
pani Selwood uległa ŇĢ daniom chlebodawcy i została jego kochank Ģ . Z tego zwi Ģ zku urodziło si ħ dwoje
uroczych dzieci i od tej pory cała ta trójka mieszkała - ku zgrozie miejscowego ziemia ı stwa - w Selwood
Priory razem z Dorothea i jej ojcem. Ale jakie utrzymanie mo Ň e zapewni ę sto funtów rocznie, a na tyle tylko
mogła liczy ę Fanny. Siedemnastoletni Horace nadal musiał si ħ uczy ę , czekało go te Ň wej Ļ cie w Ļ wiat
dorosłych. Sytuacja trzynastoletniej Sylwii wygl Ģ dała jeszcze gorzej. Kto chciałby za Ň on ħ pann ħ z
nieprawego ło Ň a, która nie ma posagu, Ň eby zatuszowa ę t ħ przykr Ģ wad ħ ?
- A dzieci, ojcze? Co z Horace’em i Sylwi Ģ ? Sir Walter nie odpowiedział. Fanny ju Ň dawno przestała go
interesowa ę . Pozwalał jej mieszka ę w swoim domu tylko dlatego, Ň eby odp ħ dzi ę ewentualnych swatów,
którzy chcieliby mu znale Ņę now Ģ Ň on ħ po Ļ mierci matki Dorothei. Obecno Ļę Fanny znaczyła bowiem tyle,
Ň e Ň adna dobrze wychowana panna nie mogła zło Ň y ę wizyty w Selwood Priory. Sir Waltera ani troch ħ przy
tym nie interesowało, Ň e w ten sposób równie Ň córk ħ z prawego ło Ň a odcina od wszelkich kontaktów z
miejscowym ziemia ı stwem.
Rozmy Ļ laj Ģ c o przyszło Ļ ci, Dorothea zacz ħ ła skuba ę chudymi palcami fr ħ dzel szala. Dziedzicem był nie
znany jej kuzyn, wielebny Veryan Selwood, obecnie wykładaj Ģ cy w New College w Oksfordzie. Ojciec
1
Elizabeth Hawksley KOLIGACJE
spotkał go tylko raz w Ň yciu i wróciwszy potem do domu, prychn Ģ ł z pogard Ģ :
- ĺ wi ħ toszkowaty ksi ħŇ ulo, ot co! - Od tej pory nie pozwalał wspomina ę jego imienia.
Dorothea siedziała w milczeniu. Ojciec mógł dawno o Ň eni ę si ħ z Fanny, Ň eby Horace zyskał wszelkie
synowskie prawa, ale tego nie chciał.
Milczenie córki irytowało umieraj Ģ cego człowieka nie mniej, ni Ň zirytowałaby go jakakolwiek jej uwaga.
- Miałbym si ħ o Ň eni ę z nieczyst Ģ kobiet Ģ ? Ja, Selwood?
- Była czysta, dopóki ci ħ nie poznała - zwróciła mu uwag ħ Dorothea.
- Była gotowa jak dojrzała Ļ liwka.
Dorothea przygryzła warg ħ . Jak Ģ szans ħ miała biedna Fanny, guwernantka z pensj Ģ trzydziestu funtów
rocznie, przy chlebodawcy, którego roczny dochód wynosił dwa tysi Ģ ce funtów? Z moralnego punktu
widzenia ich zwi Ģ zek, rzecz jasna, był
naganny. Ale Fanny widziała w nim jedyn Ģ szans ħ ucieczki przed ponur Ģ przyszło Ļ ci Ģ i n ħ dz Ģ na staro Ļę -
któ Ň mógłby mie ę jej to za złe?
Raz Dorothea o Ļ mieliła si ħ powiedzie ę co Ļ podobnego pani Gunthorpe z Quilquin House i wprawiła j Ģ tym
w Ļ wi ħ te oburzenie.
- Panna Potter powinna była wyjecha ę natychmiast, gdy tylko si ħ zorientowała, Ň e jej cnota jest w
niebezpiecze ı stwie - o Ļ wiadczyła dobitnie s Ģ siadka. - Bez w Ģ tpienia zrobiłabym wszystko co w mojej mocy,
Ň eby znale Ņę jej posad ħ w prawdziwie chrze Ļ cija ı skim domu.
Dorothea wydawała si ħ sceptyczna wobec tego twierdzenia.
- Jestem wstrz ĢĻ ni ħ ta, Dorotheo - ci Ģ gn ħ ła - Ň e zapominasz si ħ do tego stopnia, by pobła Ň a ę ci ħŇ kiemu
uchybieniu cnocie. Pomy Ļ l przynajmniej o własnej pozycji. Co do mnie, nie mog ħ nawet zło Ň y ę wizyty w
Selwood Priory, póki ta kobieta jest pod waszym dachem. To straszne! Moja Isabel mogłaby wtedy nie mie ę
innego wyj Ļ cia, jak j Ģ pozna ę . - Isabel była córk Ģ pani Gunthorpe.
Dorothei nie interesowała Isabel, która wydawała jej si ħ podobna do matki, pruderyjna i wiecznie ze
wszystkiego niezadowolona, nie przejmowała si ħ wi ħ c ani troch ħ brakiem kontaktów z Gunthorpe’ami.
ņ ałowała tylko, Ň e do bojkotu jej domu nie przył Ģ czył si ħ Bram Gunthorpe, brat Isabel. Był rówie Ļ nikiem
Dorothei, rozwi Ģ złym i do Ļę bezwzgl ħ dnym, i zawsze bardzo lubił nocne hulanki z sir Walterem. Podczas
jego wizyt Dorothea starała si ħ by ę poza domem. Ostatnio jednak jej niepokój w zwi Ģ zku z Bramem
znacznie si ħ nasilił, ten bowiem zainteresował si ħ trzynastoletni Ģ Sylwi Ģ , któr Ģ w tym wieku reputacja
Brama zacz ħ ła niebezpiecznie intrygowa ę .
Jedyna korzy Ļę z nieznajomego kuzyna po Ļ wi ħ ceniach, pomy Ļ lała Dorothea, jest taka, Ň e z pewno Ļ ci Ģ nie
b ħ dzie tolerował wizyt Brama.
Sir Walter zapadł w drzemk ħ , a jego córka pozostała na miejscu, wpatruj Ģ c si ħ w ogie ı i dalej rozmy Ļ laj Ģ c
nad swoj Ģ przyszło Ļ ci Ģ . Mogła na pniu sprzeda ę „Mari ħ ”. Było wielu ludzi, kupców w Plymouth i
d Ň entelmenów w okolicznych maj Ģ tkach, którzy z wielk Ģ ochot Ģ weszliby w posiadanie szybkiego i
sprawdzonego okr ħ tu. Ale finansowo oznaczałoby to dla niej wielk Ģ strat ħ . Powinna si ħ cieszy ę , gdyby
uzyskała ze sprzeda Ň y wszystkiego ł Ģ cznie z osprz ħ tem tysi Ģ c funtów. Byłoby to powa Ň nym ciosem dla tych,
których egzystencja zale Ň ała od Dorothei. Pieni Ģ dze zarabiane dzi ħ ki okr ħ towi stanowiły wszak wi ħ ksz Ģ
cz ħĻę dochodów okolicznej ludno Ļ ci.
Naturalnie, mogła odda ę go w dzier Ň aw ħ . W ten sposób zachowałaby do pewnego stopnia panowanie nad
sytuacj Ģ i miała pewno Ļę , Ň e miejscowi ludzie osi Ģ gaj Ģ jakie Ļ zyski. Ale wi Ģ załoby si ħ to równie Ň z
ryzykiem. Kapitana Daniela Watsona dobrze znała i ufała mu bezgranicznie. Co by si ħ z nim stało, gdyby
wydzier Ň awiła „Mari ħ ”? I co stałoby si ħ z Horace’em oraz Sylwi Ģ , skoro było zupełnie jasne, Ň e ojciec
odkładał ich problem zbyt długo. Zawsze obiecywał zabezpieczy ę dzieci... kiedy zaoszcz ħ dzi troch ħ
pieni ħ dzy. Teraz okazało si ħ , Ň e to ju Ň nigdy nie nast Ģ pi.
I co zostanie jej, Dorothei, gdy ojciec umrze, a maj Ģ tek odziedziczy nie znany kuzyn? Veryan Selwood był
duchownym. Prawdopodobnie nie zechce trzyma ę w swoim domu Fanny z dzie ę mi. A j Ģ , je Ļ li nawet zgodzi
si ħ tolerowa ę , to co z tego? Jak b ħ d Ģ mija ę jej dni? Teraz miała mnóstwo zaj ħę . Prowadziła sprawy maj Ģ tku,
zarz Ģ dzała domem i uprawiała zioła w ogródku, który był jej chlub Ģ i Ņ ródłem rado Ļ ci. Nowy wła Ļ ciciel w
najlepszym razie b ħ dzie znosił jej obecno Ļę .
Przyszło Ļę rysowała si ħ ponuro.
Na krat ħ kominka upadła gał ĢŅ jabłoni i wzbiła tuman zielonkawych iskier. Sir Walter gwałtownie si ħ
przebudził.
- Thea?
- Jestem tutaj, ojcze.
- Lepiej napisz do tego przekl ħ tego ksi ħŇ ula. Chc ħ go widzie ę .
2
W ielebny Veryan Selwood, do którego sir Walter czuł tak Ģ niech ħę , dopiero co obchodził trzydzieste
drugie urodziny. Był wysokim, przygarbionym i bardzo chudym m ħŇ czyzn Ģ , cz ħ sto bowiem zapominał o
posiłkach. Jasne włosy nieporz Ģ dnie spadały mu na kołnierzyk, a niebieskoszare oczy ogl Ģ dały Ļ wiat przez
okulary w drucianej oprawie.
Tego dnia roku pa ı skiego 1808 wielebny Veryan Selwood siedział w swym gabinecie pełnym ksi ĢŇ ek, w
oksfordzkim New College. Na zewn Ģ trz wiał ostry marcowy wiatr, ale w domu było ciepło i zacisznie.
Ogie ı miło grzał, a w wiadrze było w ħ gla po brzegi. Wystarczyło zadzwoni ę na słu ŇĢ cego, Ň eby dosta ę
kawy lub herbaty. Mo Ň na te Ň było zej Ļę do sieni i razem z kolegami wykładowcami zje Ļę wyborny posiłek,
napi ę si ħ porto, a przy okazji miło i z korzy Ļ ci Ģ dla umysłu porozmawia ę . Krótko mówi Ģ c, Veryan prowadził
cnotliwe, przykładne i niespieszne Ň ycie, a temu, kto uwa Ň ałby, Ň e dla młodego człowieka jest to nudne i
ograniczaj Ģ ce, mógłby powiedzie ę tylko, Ň e jemu taki tryb Ň ycia odpowiada.
Veryan cz ħĻ ciowo rozumiał, Ň e w ten sposób ucieka od ponurego dzieci ı stwa z matk Ģ inwalidk Ģ i ojcem
brutalem. Jego Ň ycie i zdrowie umysłu uratowała piastunka, Matty, która dała mu miło Ļę i wsparcie,
rozbudziła w nim pasj ħ do nauki, pocieszała go, gdy był chory, i zawsze starała si ħ chroni ę przed gniewem
ojca. Pan Selwood uwa Ň ał swego jedynego syna za bab ħ , któr Ģ nale Ň y t ħ go ę wiczy ę i hartowa ę , je Ļ li miał
kiedykolwiek wyrosn Ģę na m ħŇ czyzn ħ co si ħ zowie.
- Nigdy nie b ħ d ħ taki jak mój ojciec, Matty - powiedział Veryan, gdy miał mniej wi ħ cej osiem lat. - Nie
lubi ħ zabija ę .
- Panicz Veryan b ħ dzie wspaniałym m ħŇ czyzn Ģ - odparła Matty. - Ma dobre serce i my Ļ li o innych. Nie
wiem, czy d Ň entelmenowi trzeba wi ħ cej. - Nigdy otwarcie nie krytykowała chlebodawcy przed jego synem,
ale Veryan był zmy Ļ lnym chłopcem, miała wi ħ c nadziej ħ , Ň e j Ģ zrozumie.
Zarzucił jej r ħ ce na szyj ħ i mocno j Ģ u Ļ cisn Ģ ł.
- Ej, ej, baranku - powiedziała Matty. Cmokn ħ ła go w policzek i dodała: - A jak tam czasowniki panicza?
Mam go odpyta ę ?
To wła Ļ nie Matty co tydzie ı pisała do niego listy, gdy w wieku trzynastu lat został wysłany do Winchester,
ale dwa lata pó Ņ niej piastunka i jego matka umarły jedna po drugiej w ci Ģ gu zaledwie kilku miesi ħ cy. W
ostatnim li Ļ cie Matty napisała: „Niech panicz korzysta ze swego rozumu. To jest dla panicza droga
ucieczki”. Nast ħ pne trzy lata, przez które musiał znosi ę w czasie Ļ wi Ģ t agresywn Ģ , t ħ p Ģ sił ħ ojca, były bez
w Ģ tpienia najstraszniejszym okresem w Ň yciu Veryana. Sam nie wiedział, jak by je przetrwał, gdyby nie pan
Marcham, ojciec chrzestny, który cz ħ sto zapraszał go do siebie.
Ale rad ħ Matty wzi Ģ ł sobie do serca. Ci ħŇ ko harował i dzi ħ ki temu zdobył stypendium New College w
Oksfordzie, zarezerwowane dla wychowanków Winchesteru. Wszystkie wolne od nauki chwile sp ħ dzał u
Marchamów, a do rodzinnego domu wrócił tylko raz, na pogrzeb ojca. Potem bez wi ħ kszego zdziwienia
dowiedział si ħ , Ň e ojciec od lat Ň ył z jego, Veryana, kapitału i Ň e po spłaceniu długów zostanie z tego ledwie
kilkaset funtów. Veryan postawił za te pieni Ģ dze nagrobek dla Matty - wydawało mu si ħ , Ň e wła Ļ nie taki by
jej si ħ spodobał - a reszt ħ pieni ħ dzy zostawił w ko Ļ ciele na opiek ħ nad grobem i wrócił do Oksfordu.
Poza stypendium, wynosz Ģ cym dwie Ļ cie funtów rocznie, dysponował jeszcze sze Ļ cioma tysi Ģ cami funtów
kapitału odziedziczonego po matce, prowadził wi ħ c Ň ycie naukowca odludka, a pieni ħ dzy miał do Ļę , by sta ę
go było na jedyn Ģ ekstrawagancj ħ , na jak Ģ sobie pozwalał, czyli ksi ĢŇ ki.
Dnie sp ħ dzał na tłumaczeniu wierszy z „Greckiej antologii”, które dostosowywał do angielskich reguł
metrycznych. Interesowała go przy tym szczególnie nie poetycka siła wersów, lecz raczej mo Ň liwo Ļę jak
najdokładniejszego uchwycenia niuansów staro Ň ytnej greki. Ostatnio pracował nad Meleagrem i wcale nie
widział sprzeczno Ļ ci w tym, Ň e jako wykładowca college’u i osoba duchowna tłumaczy autora, którego
wiersze maj Ģ jawnie erotyczny wyd Ņ wi ħ k.
Komu innemu, by ę mo Ň e, czyniono by z tego powodu rubaszne uwagi, ale Veryan cieszył si ħ wyj Ģ tkowym
statusem. Było absolutnie oczywiste, Ň e w jego przypadku wybór jest podyktowany czysto intelektualnymi
poszukiwaniami.
Tego popołudnia miał go Ļ cia, odwiedził go bowiem Toby Marcham. Był to syn ojca chrzestnego Veryana,
a zarazem jeden z niewielu ludzi spoza zamkni ħ tego Ļ wiata Oksfordu, z którymi utrzymywał kontakty.
Toby miał dwadzie Ļ cia pi ħę lat, czyli o siedem mniej ni Ň Veryan, i bardzo towarzysk Ģ natur ħ , lecz mimo
tych ró Ň nic zawsze znajdowali wspólny j ħ zyk i traktowali si ħ jak bracia; zreszt Ģ rodzonych braci nie mieli.
- Nie mo Ň esz bez ko ı ca odgradza ę si ħ od Ļ wiata w taki głupi sposób - mówił Toby. - Zamieszkaj u nas.
Papa ci to proponuje za ka Ň dym razem, kiedy nas odwiedzasz.
- Jestem zaj ħ ty. Wkrótce ma si ħ ukaza ę moja nowa monografia - odparł zniecierpliwiony Veryan. Miał
zadziwiaj Ģ co gł ħ boki, ciepły głos, który nie pasował do ascetycznego oblicza Veryana.
Toby lekcewa ŇĢ co machn Ģ ł r ħ k Ģ na wspomnian Ģ monografi ħ .
- A Ň ycie? - spytał, spogl Ģ daj Ģ c, co trzeba powiedzie ę , z niejakim zadowoleniem na swe odbicie w
3
zm ħ tniałym lustrze wisz Ģ cym nad kominkiem. Widok starannie potarganych kasztanowych włosów i
roze Ļ mianych szarych oczu musiał go zadowoli ę .
- Tu mam takie Ň ycie, jakiego chc ħ .
- Ładne mi Ň ycie! A wychodzenie poza mury? Poznawanie Ļ wiata? Kobiety? Do diabła, Veryan, Ň yjesz jak
mnich. To nie jest zdrowe. - Toby miał za sob Ģ liczne amory, które zwykle ko ı czyły si ħ powa Ň nymi
kłopotami, o czym Veryan dobrze wiedział.
Rozległo si ħ pukanie do drzwi i na progu ukazał si ħ chłopak na posyłki.
- List do pana, panie Selwood. Nale Ň y si ħ szyling i pi ħę pensów.
Veryan ostro Ň nie wzi Ģ ł od chłopca list i zacz Ģ ł szpera ę po kieszeniach w poszukiwaniu drobnych. Nie
znalazł, wi ħ c przyjaciel pospieszył mu z pomoc Ģ .
- Masz. - Toby klepn Ģ ł dło ı posła ı ca, kład Ģ c na niej kilka szylingów.
Chłopak skłonił głow ħ , potwierdzaj Ģ c tym przyj ħ cie zapłaty, i wyszedł.
- Niecz ħ sto dostaj ħ listy. - Veryan z zakłopotaniem przeczesał dłoni Ģ włosy i obrócił kopert ħ w dłoni. -
Któ Ň to mógł do mnie napisa ę ? - Nie lubił niespodzianek. Usiadł i si ħ gn Ģ ł po nó Ň do papieru, Ň eby przerwa ę
piecz ħę .
Charakter pisma był wprawny i zdecydowany, a smoli Ļ cie czarny atrament wydawał si ħ złowieszczo
natr ħ tny.
Szanowny Panie Selwood
Mój ojciec, sir Walter Selwood, polecił mi napisa ę ten list. Jego Ň yczeniem jest, by
niezwłocznie przyjechał Pan do Selwood Priory, posiadło Ļ ci, która, jak pan z pewno Ļ ci Ģ wie,
przejdzie na pa ı sk Ģ własno Ļę po Ļ mierci mego ojca, z pewno Ļ ci Ģ niezbyt ju Ň odległej.
Musi Pan wsi ĢĻę do dyli Ň ansu Królewskiej Poczty Kornwalijskiej, który w Londynie odchodzi
z Lad Lane, spod zajazdu Pod Łab ħ dziem o Dwóch Szyjach, i dojecha ę do Torpoint. Dyli Ň ans z
Oksfordu do Southampton przeje Ň d Ň a przez Whitchurch i tam wła Ļ nie powinien Pan si ħ
przesi ĢĻę do dyli Ň ansu z Londynu. Pan Hooper, który prowadzi zajazd Królewskie Ramiona w
Torpoint, dostanie wiadomo Ļę , Ň eby da ę panu konia i przewodnika na reszt Ģ podró Ň y.
Prosz Ģ wybaczy ę mi t Ģ zwi ħ zło Ļę . Pisz Ģ w imieniu ojca, nie własnym. Przepraszam za
ewentualne niezr ħ czno Ļ ci.
Ł Ģ cz Ģ wyrazy szacunku -
D. Selwood
Veryan poprawił okulary na nosie i przysun Ģ ł sobie Ļ wiec ħ . Jeszcze raz uwa Ň nie przeczytał list, po czym
podał go Toby’emu.
Ten omiótł kartk ħ wzrokiem.
- Gratulacje, Veryanie! Maj Ģ tek! Mam nadziej ħ , Ň e zacny, hm?
- Nie mam poj ħ cia. Toby podniósł głow ħ .
- Chyba Ň artujesz. Ta D. Selwood najwyra Ņ niej zakłada, Ň e to wiesz. Nawiasem mówi Ģ c, kto to jest D.
Selwood? przypuszczam, Ň e kobieta, bo m ħŇ czyzna sam odziedziczyłby maj Ģ tek.
- Nie mam poj ħ cia! - Veryan ukrył twarz w dłoniach. - Słowo ci daj ħ , Toby, Ň e nie wiem. - Wydawał si ħ
ħ boko zrozpaczony. - Spotkałem sir Waltera raz w Ň yciu, dziesi ħę lat temu. Odra Ň aj Ģ cy człowiek, jeden z
tych hała Ļ liwych, pij Ģ cych na umór, graj Ģ cych o wysokie stawki typów. - W bardzo przykry sposób
przypominał mu ojca. Veryan poznał kiedy Ļ sir Waltera w tawernie Mitre. M ħŇ czyzna był bardzo pijany, a w
pewnej chwili ku konsternacji Veryana, posadził sobie barmank ħ na kolanach i wsun Ģ ł r ħ k ħ pod jej spódnice.
Veryan nie pami ħ tał ju Ň gło Ļ nych pisków dziewczyny i radosnego rechotu czerwonego na twarzy sir
Waltera. Wyszedł wkrótce potem, Ļ cigany pogardliwymi okrzykami krewnego:
- Mi ħ czak! Przekl ħ ty ksi ħŇ ulo. Jeste Ļ zwykła baba. Nie stan Ģ łby ci, nawet gdyby ci dali gotow Ģ kobiet ħ .
Veryan nigdy nikomu nie opowiedział o tym epizodzie i zrobił wszystko, Ň eby wymaza ę sir Waltera z
pami ħ ci.
- Ale musiałe Ļ wiedzie ę , Ň e jeste Ļ dziedzicem?
- Tak... Nie. Sir Walter pewnie powiedział co Ļ takiego, ale całkiem o tym zapomniałem. To był rozpustny,
stary kozioł, wi ħ c s Ģ dziłem, Ň e zadbał o dziedzica. Ja go zawsze obchodziłem mniej wi ħ cej tyle samo co on
mnie.
- Ale maj Ģ tek, Veryan! Gdzie le Ň y? Ile jest wart? Na pewno co Ļ o tym wiesz.
- Nie mam poj ħ cia. Zdaje si ħ , Ň e w Kornwalii. Ale dokładnie nie wiem.
Toby spojrzał na przyjaciela z dobrodusznym zniecierpliwieniem. Oboj ħ tno Ļę Veryana wobec swojego
4
statusu materialnego była zaiste godna podziwu, ale, zdaniem Toby’ego, trudno to było uzna ę za objaw
zdrowego umysłu.
- Naturalnie zamierzasz tam pojecha ę .
Veryan zmarszczył czoło, spogl Ģ daj Ģ c na list.
- Nie rozumiem, dlaczego miałbym to zrobi ę .
- Veryanie! To jest Ň yczenie umieraj Ģ cego.
- Sir Walter mo Ň e z powodzeniem umrze ę beze mnie. - Veryan zacisn Ģ ł usta, przybieraj Ģ c min ħ , któr Ģ
Toby znał doskonale. Gdy chciało si ħ go do czego Ļ nakłoni ę , bywał uparty jak muł.
Przez chwil ħ Toby rozmy Ļ lał. Przypomniał sobie ojca przyjaciela, który bez przerwy do czego Ļ zmuszał
jedynaka albo na niego grzmiał. Jedyn Ģ obron ħ Veryana stanowił cichy bunt. Zdarzało si ħ , Ň e mimo
potrz Ģ sania, bicia i kopania milczał jak zakl ħ ty. Tym t ħ pym uporem Ļ ci Ģ gał na siebie nast ħ pne razy. A
jednak si ħ nie poddawał. Nic dziwnego, Ň e biedak wybrał sobie niemal klasztorn Ģ egzystencj ħ , pomy Ļ lał
Toby.
- Chyba masz racj ħ - przyznał beztrosko. - Sir Walter jest barbarzy ı c Ģ . Je Ļ li ta panna Selwood napyta sobie
biedy, to trudno. Dlaczego miałby Ļ spełnia ę jej Ň yczenia?
Veryanowi poja Ļ niała twarz. Nagle u Ļ miechn Ģ ł si ħ całkiem nieoczekiwanie szelmowskim u Ļ mieszkiem;
cho ę wokół k Ģ cików oczu pojawiły si ħ przy tym zmarszczki, wygl Ģ dał młodziej.
- Czy wyobra Ň asz sobie, Ň e twoja nagła zmiana kursu mnie zwiedzie? Uwa Ň asz, Ň e powinienem tam
jecha ę , prawda? Toby roze Ļ miał si ħ i rozło Ň ył r ħ ce.
- Nic si ħ przed tob Ģ nie ukryje. Ale nie powiem na ten temat ani słowa wi ħ cej.
- Id Ņ do diabła!
D orothea w milczeniu obchodziła swoje królestwo na poddaszu i sprawdzała, jak wygl Ģ daj Ģ nasiona
pietruszki, które posiała przed kilkoma tygodniami. Tace zajmowały teraz długi stół wsparty na kozłach,
stoj Ģ cy pod wychodz Ģ cym na południe oknem. Ale nawet w Kornwalii, gdzie klimat był łagodny, nasiona
miały prawo jeszcze przez pewien czas pozosta ę w u Ļ pieniu.
Jej królestwo znajdowało si ħ w budynku otaczaj Ģ cym dawn Ģ furt ħ klasztorn Ģ , jednym z niewielu
pozostałych z czasów sprzed kasaty zakonu, która miała miejsce, gdy przodek sir Waltera z epoki Tudorów
poło Ň ył r ħ k ħ na maj Ģ tku. Wcze Ļ niej „po Ň yczył” pieni Ģ dze królowi Henrykowi, doskonale wiedz Ģ c, Ň e nigdy
wi ħ cej ich nie zobaczy. Naturalnym biegiem rzeczy został jednak wynagrodzony tym niewielkim maj Ģ tkiem
i r ħ k Ģ dziedziczki, która - według wiedzy Dorothei - niewiele miała w tej sprawie do powiedzenia.
Budynek przy furcie przej ħ ła lady Amicia, która - podobnie jak teraz Dorothea - suszyła tu zioła. Dorothea
dobrze wiedziała, dlaczego lady Amicia polubiła poddasze kamiennej trzynastowiecznej budowli. Jego du Ň e
okna wpuszczały mnóstwo Ļ wiatła. ĺ ciany były pobielone, a belki stropu ozdobiono kiedy Ļ wzorami z
zielonych listków i czerwonych kwiatków, po których pozostały jeszcze Ļ lady. W belkach tkwiły haczyki do
rozwieszania ziół. Pomieszczenie wypełniał dyskretny, nieco dra Ň ni Ģ cy nozdrza, lecz przyjemny zapach.
Dookoła wzdłu Ň Ļ cian ci Ģ gn ħ ły si ħ d ħ bowe półki, na których stały słoiczki z nasionami i suszonymi
ziołami, własno Ļę Dorothei. W garnuszkach i flakonikach przechowywała napary i ma Ļ ci, jako Ň e
pomieszczenie pełniło funkcje u Ň ytkowe, a zapotrzebowanie na smarowidła i inne leki Dorothei było du Ň e.
Pod północn Ģ Ļ cian Ģ , od strony głównego budynku, stała marmurowa półka, a na niej waga z mosi ħŇ nymi
szalkami, Ň elazne odwa Ň niki, tłuczki oraz mo Ņ dzierze ró Ň nych wielko Ļ ci i deseczki do krojenia; był te Ň
kamienny zlew, a pod nim kubeł.
Dorothea pracowała machinalnie, my Ļ l Ģ c jednocze Ļ nie o ziołach i o nieznajomym kuzynie. Wiedziała, Ň e
ich pokrewie ı stwo jest bardzo dalekie. Selwoodowie nie miewali wielu potomków, w ka Ň dym razie nie w
zalegalizowanych zwi Ģ zkach. Sir Walter był jedynym dzieckiem swoich rodziców, które prze Ň yło, a jego
ojciec miał tylko jednego brata. Naturalnie, to wcale nie powstrzymało ich przed harcami z niewie Ļ ci Ģ
cz ħĻ ci Ģ miejscowej ludno Ļ ci. Dziadek Dorothei egzekwował nawet co Ļ w rodzaju prawa pierwszej nocy
nale Ň nego seniorowi. Nic dziwnego, Ň e wielu okolicznych chłopów miało czarne oczy i orle nosy
Selwoodów.
Jej dłonie skrz ħ tnie pracowały i przenosiły nasiona z tac do płaskich skrzynek z ziemi Ģ . Jakim człowiekiem
oka Ň e si ħ wielebny Veryan Selwood? Dorothea wyobraziła sobie starego człowieka w spodniach do konnej
jazdy, kamaszach oraz kapeluszu z szerokim rondem, typowym dla duchownego. Tylko co wielebny zrobi z
Fanny i jej dzie ę mi? Czy b ħ dzie widział potrzeb ħ zapewnienia Horace’owi wykształcenia, zwa Ň ywszy na
jego status dziecka z nieprawego ło Ň a? I co z Sylwi Ģ ? Czy b ħ dzie musiała w swoim czasie zosta ę
guwernantk Ģ jak jej matka, pracowa ę od Ļ witu do nocy za mam ħ trzydzie Ļ ci funtów rocznie i tak jak matka
ulec nieuczciwym zakusom pana domu?
Ojciec powinien był wypełni ę swoje zobowi Ģ zania, pomy Ļ lała Dorothea w nagłym przypływie gniewu.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin