Balzac Honoré de - Jaszczur.pdf

(858 KB) Pobierz
903046426.001.png
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-
HONORÉ BALZAC
 
Jaszczur
ł.  -żń
 ł
Jaszczur ( a au ar ), pisany w latach –, ukazał się w całości w sierp-
niu . Powieść ta należy tedy do pierwszej epoki twórczości Balzaca, pisał ją tuż po
sukcesach odniesionych z asa i zuaa .
Jak wszystkie dawniejsze utwory (z wyjątkiem młodzieńczych powieści wydanych
pod pseudonimem), Balzac wciągnął później i Jaszczura , pisanego na parę lat przed uświa-
domieniem sobie gigantycznego planu, w obręb u ¹. Mimo to powieść ta
pod wieloma względami różni się charakterem od późniejszych utworów. Nieraz zazna-
czałem, że w dziele Balzaca spotyka się, a często walczy, romantyk wątpliwej nieraz próby
z realistą; otóż Jaszczur jest jednym z najciekawszych dokumentów ewolucji pisarza.
Jaszczur jest poniekąd sam w sobie u ujętą w skrócie. Problem życia
i śmierci, jednostki i społeczeństwa, człowieka genialnego i mierności świata, problem
myśli i użycia, nędzy i zbytku, poezji i prozy, wiedzy i Tajemnicy, miłości i ambicji, materii
i woli — wszystkie te wielkie zagadnienia, które później wypełniają dzieło Balzaca, są już
i tutaj; kipią nadmiarem myśli, tłoczą się gorączkowo na kartach tego tomu.
Ale sposób ujęcia jest inny.
Cechą u i jedną z największych zdobyczy Balzaca w literaturze jest je-
go raz w tym znaczeniu, iż Balzac bierze za materiał twórczy swoich powieściowych
dramatów życie, nie „heroiczne”, ale życie przeciętne, zwyczajne, przedstawione z drobia-
zgową wiernością i ścisłością; równocześnie jednak zapuszcza w nie wzrok tak głęboko,
widzi w każdym potocznym fakcie tak dalekie perspektywy i związki, uskrzydla je, daje
im taki patos i takie rozpięcie, iż, wyszedłszy z realistycznych założeń, przenosi je w świat
fantastyczny niemal przez swą intensywność i filozoficzną wymowę. Balzac mitologizuje
codzienność.
Tu, w tej powieści, Balzac nie osiągnął jeszcze pełni własnego wyrazu, lub — moż-
na powiedzieć — nie opanował jeszcze c swoich dążeń. Dominuje tu romantyzm
koncepcji, a zwłaszcza przeprowadzenia; nie sama rzeczywistość staje się baśnią, mitem,
wyłącznie przez sposób jej ujęcia, ale element baśniowy, fantastyczny miesza się wręcz
z realizmem wielu szczegółów. Czuć tu zarazem wpływy innego niż ancuskie pochodze-
nia. Tajemniczy starzec, właściciel magazynu starożytności, ma coś z postaci Hoffmana
i coś z Goethowskiego Mefista; pakt złej mocy z człowiekiem ma coś z romantycznych
poematów. Później Balzac podejmie ten motyw paktu człowieka z szatanem-kusicielem,
ale już bez pomocy fantastycznego elementu, a raczej dobywając ten element z realnych
możliwości: w historii młodego Rastignaca, a zwłaszcza Lucjana de Rubempré.
Toż samo stosunek poety do świata, nędzy do zbytku, problem talentu zagrzebanego
na poddaszu, powróci niejednokrotnie pod piórem Balzaca. Fedora, ten (powiedzmy bez
ceremonii) komunał, przedzierzgnie się w świat żywych istot, w panią d'Espard, de Bar-
geton, de Mauigneuse, etc. Już tutaj widzimy, jak w tę fantastyczną baśń wdziera się
¹ azac c r u — Czyniąc to, Balzac zmieniał wstecz nazwiska działają-
cych osób, dając im odpowiednie nazwiska bohaterów u .
903046426.002.png 903046426.003.png
 
ów zawsze przytomny oczom Balzaca realny rys, owa kwestia pięciu anków lub ich tra-
giczny brak w wielkim momencie w kieszeni; ów stosunek „między szczęśliwą miłością
a rachunkiem praczki”, który zajmuje Balzaca już w z asa . Ale te real-
ne rysy zjawiają się tu jeszcze dość nieśmiało i, powiedzmy wręcz, dość nieharmonijnie
wyskakują z bajkowego poza tym tła utworu. Trudno o coś naiwniejszego, fałszywszego
niż środki, którymi młody Rafael chce wzruszyć hrabinę Fedorę, aby, kiedy nawet dzieje
jego golizny nie otworzyły jej serca, rzucić jej na głowę owo sakramentalne w tej epoce:
„Kobieto! puchu marny!…”. Dodajmy, iż w samym zaraniu miłości Rafaela Balzac od-
słania z całą naiwnością jego chęć „przyżenienia” się po prostu do bogatej wdowy… Cały
ten epizod z Fedorą mógłby zgryźliwy człowiek pomówić o niedorzeczność i brak gustu.
Jakże inaczej później Balzac nauczy się operować tym materiałem! Przypomnijmy
sobie ową niezrównaną analizę pierwszych kroków Lucjana w Paryżu ( rac zua )
i jego pierwsze zetknięcie się z wielkim światem. Albo też cierpienia młodego Rastignaca
( cc r ) w pensjonacie pani Vauquer!
Valentin — mimo iż lata jego pracy i nędzy są odbiciem ciężkich lat „próby literackiej”
samego Balzaca² jest jeszcze w znacznej mierze typowym romantycznym bohaterem, ze
swoim „aniołem” i „demonem” przy boku. Bo też Paulina i Fedora są to majaki czystej
wyobraźni; twarda, ale rozjaśniona jego wesołością i werwą młodość Balzaca spłynęła
i bez anioła, i bez demona; pierwszego swego anioła znalazł nieco później, ale był to anioł
o dwadzieścia i parę lat starszy od młodego Honoriusza…
I tu możemy rzucić porównanie z późniejszym rozwinięciem tego motywu np. w ra
cc zuac . „Aniołem” Lucjana jest tam aktorka Koralia, demonem pani d'Espard.
I oto anioł prowadzi go do zguby, demon mógłby go ocalić! Im bardziej Balzac poznaje
życie, tym mniej przedstawia mu się ono prostolinijnie, komplikuje się, wikła.
Podobnie inne figury. Ów Rastignac w Jaszczurz to ledwie gruby zarys tej pełnej
i wycieniowanej postaci, jaka później będzie nosić to nazwisko. Można rzec, iż poza na-
zwiskiem niewiele te dwie postacie mają z sobą wspólnego; tak samo korsarz literacki
Finot jest jeszcze grubą karykaturą tego, czym będzie gdzie indziej.
Można rzec, iż Balzac czuje wartość, jaką życie Paryża i jego nieograniczone prawie
możliwości mają dla jego koncepcji, ale jeszcze nie umie — a przynajmniej nie zawsze
umie — dość pewną dłonią skojarzyć element rzeczywisty z fantastycznym lub też wy-
dobyć fantastyczność z samejże realności. Trzeba mu nie tylko cudownego talizmanu,
ale paru milionowych spadków, przychodzącego na zawołanie szczęścia w karty itp., aby
podtrzymać wątek bajki. Kariera Lucjana de Rubempre — niemniej fantastyczna —
a przynajmniej pierwsza jej połowa, wysnuta będzie całkowicie z naturalnego — skon-
densowanego tylko artystycznie — biegu wypadków i gry charakterów.
Jeżeli podjąłem tę konontację Jaszczura z późniejszymi utworami pisarza, to dlate-
go, iż oglądane w tym świetle nawet słabsze momenty tej książki mogą czytelnikowi-bal-
zakiście stać się interesujące. Tym bardziej, iż w każdym szczególe mają one styl, sz
epoki, która dla przeciętnej publiczności jest wadą książki, dla znawcy jej wdziękiem.
Ale nawet brana sama w sobie książka ta zdradza „lwi pazur”. Bije z niej pełnia,
nadmiar życia, myśl przelewa się niemal poza brzegi. Są tam stronice przejmujące, nieza-
pomniane, jak np. błądzenie samobójcy nad Sekwaną, ostatnie momenty Rafaela w gór-
skiej dolinie lub ten oszałamiający opis gabinetu starożytności. Balzac będzie całe życie
namiętnym kolekcjonerem i niejedna jego powieść zawierać będzie inwentarz jakiegoś
małego muzeum, ale nigdzie nie wydobył z tych martwych przedmiotów takiej perspek-
tywy wieków, nigdzie tak ich nie przepoił duchem jak tutaj.
Słynny opis biesiady Taillefera jest pierwszą redakcją owych uczt paryskich, gdzie
myśl musuje i perli się na równi z szampanem, że tylko przypomnę owe dwie kolacje
dziennikarzy w racc uac . W pierwszym wydaniu Jaszczura nazwiska osób
cytowanych były nazwiskami żyjących osób (np. zamiast Canalis był Wiktor Hugo etc.);
później Balzac zastąpił je nazwiskami osób z u . Interesującym w owej
scenie jest to, że stanowi ona — na dystans trzech wieków! — echo rozdziału z ar
au Rabelego pt. „Pogwarki pijackie”, paraazą owego rozdziału, z wyraźną intencją
² s c cc a r rac sa azaca — Życiorys Balzaca znajdzie czytelnik w przed-
mowie tłumacza do ua ar .
   Jaszczur
wydobycia tego, co jest cechą współczesności: hiperintelektualizm, nadużycie myśli żrą-
cej wszystko niby gryzący kwas i nieopuszczającej nowoczesnego człowieka nawet przy
biesiadzie i zabawie.
Ale najgłębszym może, najbardziej nowym motywem Jaszczura jest ów problem
rc sam w sobie, wyprzedzający o pół wieku głośną powieść Tołstoja.
Śmierć, choroba, ten temat ujęty z komicznej strony przez Moliera w r z ur
a , tu występuje w całym swoim tragizmie.
Patrzałem przed kilku laty na powolną śmierć znajomego lekarza, chorego na chro-
niczne cierpienie nerek. Miał przed sobą — i wiedział o tym — kilka lat, w razie zacho-
wania najściślejszego trybu życia. Miesiącami przestrzegał drobiazgowo diety i innych
przepisów, codziennie sam oznaczając procent białka: ta probówka lekarska czyż to nie
był jego „jaszczur”? To znów rzucał w kąt probówkę, lekarstwa i pił na umór, spraszał
gości, szukał gwaru, światła, sam jeden obcy tej sztucznej wesołości, wodząc szklanym
wzrokiem po obecnych…
Ale Balzac nie poprzestał na nagim fakcie śmierci, fakcie zbyt powszechnym, nieunik-
nionym, aby mógł być sam przez się dramatem. Wyczuł on doskonale, jakich elementów
trzeba, aby wydobyć pełny tragizm śmierci.
Wyobraźmy sobie chorego nieuleczalnie artystę, myśliciela, który wie, że każda na-
pisana stronica, każdy namalowany obraz jest gwoździem do jego trumny, i który miota
się między instynktem życia a potrzebą, przymusem tworzenia. Wyobraźmy sobie czło-
wieka kochającego namiętnie kobietę, a świadomego, iż każdy jej pocałunek jest kupiony
ceną paru tygodni życia! Ten jaszczur, w którego fatydycznym³ konturze skupia się sto-
sunek między nasileniem życia a trwaniem jego płomienia, staje się wówczas głębokim
i przejmującym symbolem.
Są pewne książki Balzaca, które czyta się niejako „na potem”. Póki się je czyta, mnó-
stwo szczegółów razi, śmieszy dziś nawet; ale skoro od nich odejść, giną w spojrzeniu
myśli wszystkie te skazy, trywialności, śmiesznostki, niby pocieszne grupki turystów na
granitowym złomie gór; wzrok pamięci ogląda jedynie surowy zarys szczytu. Do nich
należy Jaszczur . Kto pozna tę książkę, temu nieraz przyjdzie się zadumać nad jej wspo-
mnieniem.
Boy
Warszawa, w kwietniu .
au aar z a au
Sterne: rsra a r. CCCXXII.
. 
Pod koniec października roku  młody człowiek wszedł do Palais-Royal, w chwili
gdy otwierano domy gry, zgodnie z prawem popierającym namiętność tak dogodną do
opodatkowania. Nie namyślając się zbytnio, wszedł na schody wiodące do szulerni nr .
— Panie, panie, kapelusz? — krzyknął za nim suchy i zrzędny głos małego, wybla-
Gra
kłego staruszka, przycupniętego w cieniu, za barierą, który wstał nagle, ukazując plugawą
fizjonomię.
Skoroś przekroczył próg domu gry, prawo obiera cię najpierw z kapelusza. Jest li to
ewangeliczna i opatrznościowa przenośnia? Czy to nie jest raczej sposób zawarcia z tobą
piekielnej umowy, mocą wziętego od ciebie jakiegokolwiek zastawu? Czy to ma wymóc
na tobie pełną szacunku postawę wobec tych, którzy zabiorą ci pieniądze? Czy to policja,
przyczajona we wszystkich ściekach społecznych, pragnie znać nazwisko tego kapelusznika
albo twoje, o ile je wypisałeś na swym nakryciu głowy? Czy to może wreszcie po to, aby
zdjąć pomiar twojej czaszki dla celów pouczającej statystyki co do pojemności mózgów
graczy? Na tym punkcie zarząd zachowuje zupełne milczenie. Ale, wiedz to dobrze, ledwie
uczyniłeś krok w stronę zielonego stolika, już twój kapelusz nie należy do ciebie, tak samo
jak ty sam nie należysz do siebie: należysz do gry, ty, twój majątek, twoje nakrycie głowy,
twoja laska i twój paltot. Przy wyjściu GRA okaże ci, jakby dla zadrwienia z ciebie, że
³ acz — proroczy; por. au .
   Jaszczur
jeszcze zostawiła ci coś, oddając ci twoje rzeczy. Bądź co bądź, o ile miałeś kapelusz nowy,
dowiesz się po szkodzie, że gracz powinien mieć specjalny kostium.
Zdziwienie młodego człowieka, kiedy otrzymał drewienko z numerem w zamian za
swój kapelusz, którego brzegi na szczęście były lekko wytarte, dość wyraźnie świadczył
o duszy jeszcze niewinnej; toteż starzec, który z pewnością od młodu gnił w gorączko-
wych rozkoszach życia graczy, objął go martwym i wystygłym spojrzeniem, w którym
filozof wyczytałby nędze szpitala, tułaczkę bankruta, protokoły samobójstw, dożywot-
nie galery, wysiedlenia do Guazacoalco. Człowiek ten, którego długa biała twarz była
tak chuda jak zupka w garkuchni, przedstawiał blady obraz namiętności sprowadzonej
do swej najprostszej wymowy. W zmarszczkach jego czaiły się ślady dawnych tortur;
z pewnością człowiek ten niósł molochowi gry swoją nędzną płacę tuż po jej otrzymaniu.
Podobny szkapie, na którą bat już nie działa, nie wzruszał się niczym; głuche jęki zrujno-
wanych graczy, ich nieme błagania, ich tępe spojrzenia znajdowały go stale obojętnym.
Była to wcielona Gra. Gdyby młody człowiek przyjrzał się temu smutnemu cerberowi,
może byłby sobie powiedział: „W tym sercu jest już tylko talia kart!”. Nieznajomy nie
usłuchał tej żywej przestrogi, pomieszczonej tu bez wątpienia przez Opatrzność, tak jak
pomieściła ona wstręt u progu wszystkich miejsc rozpusty. Wszedł pewnym krokiem do
sali, gdzie dźwięk złota działał upajająco na rozgrzane pożądliwością zmysły. Młodzieńca
tego pchało tam zapewne najlogiczniejsze ze wszystkich wymownych zdań Jana Jakuba
Rousseau, którego smutna myśl jest, jak sądzę, ta: „Tak, rozumiem, że człowiek idzie
grać, ale wtedy, gdy między sobą a śmiercią, widzi jedynie ostatniego talara”.
Wieczorem domy gry mają poezję jedynie pospolitą, ale o działaniu tak pewnym jak
Gra, Kondycja ludzka
działanie krwawego dramatu. Sale pełne są widzów i graczy, ubogich starców, którzy
przywlekli się, aby się tu ogrzać, podnieconych twarzy, orgii, które zaczynają się w winie,
a łacno mogą się skończyć w Sekwanie. Jeżeli plon namiętności jest obfity, nadmier-
na liczba aktorów pozwala ci przyjrzeć się twarzą w twarz demonowi gry. Taki wieczór
jest istnym ansamblowym utworem, gdzie cała trupa krzyczy, gdzie każdy instrument
w orkiestrze wyciąga swoją azę. Ujrzysz tam wielu szanownych ludzi, którzy przychodzą
szukać rozrywki i płacą za nią tak, jak płaciliby za teatr, za dobrą kuchnię lub jakby szli do
jakiejś nory kupić za tanie pieniądze piekące żale na parę miesięcy. Ale czy pojmujesz, ile
szału, ile energii musi się gromadzić w duszy człowieka czekającego niecierpliwie otwarcia
szulerni? Między graczem dziennym i nocnym jest ta różnica, co między flegmatycznym
mężem a kochankiem mdlejącym z żądzy pod oknami lubej. Jedynie rano dygocąca na-
miętność i potrzeba zjawiają się w całej swej okropności. W tej chwili możesz podziwiać
prawdziwego gracza, gracza, który nie jadł, nie spał, nie żył, nie myślał, tak mocno smagał
go bicz obmyślonego „systemu”, tak nieznośnie swędzą go kombinacje ruara
. O tej przeklętej godzinie spotkasz oczy, których spokój przeraża, twarze, które cię
przykuwają, spojrzenia, które przyciągają karty i pożerają je. Toteż domy gry są wspania-
łe jedynie w chwili otwarcia. Jeżeli Hiszpania ma swoje walki byków, jeżeli Rzym miał
swoich gladiatorów, Paryż pyszni się swoim aasa , którego drażniące rulety dają
przyjemność oglądania krwi płynącej strumieniami, bez niebezpieczeństwa pośliźnięcia
się o nią na podłodze. Spróbuj rzucić przelotne spojrzenie na tę arenę, wejdź!… Cóż za
nagość! Ściany obite papierem zatłuszczonym na wysokość człowieka nie przedstawiają
ani jednego obrazu zdolnego orzeźwić duszę. Nie ma tam nawet gwoździa dla ułatwie-
nia samobójstwa. Podłoga zużyta i niechlujna. Podłużny stół zajmuje środek sali. Proste
słomiane krzesła, cisnące się dokoła tego sukna wytartego złotem, świadczą o szczegól-
nej obojętności na zbytek u tych ludzi, którzy przychodzą tu ginąć dla majątku i dla
zbytku. Ta sprzeczność ludzka ujawnia się wszędzie, gdzie dusza żyje potężnie własnymi
zasobami. Kochanek chce spowić swą lubą w jedwabie, oblec ją w najmiększe tkaniny
Wschodu, a najczęściej posiada ją jakimś tapczanie. Ambitny marzy o bezgranicznej wła-
dzy, płaszcząc się w błocie służalstwa. Kupiec wegetuje w głębi wilgotnego i niezdrowego
sklepu, wznosząc wspaniały pałac, skąd syna jego, przedwczesnego spadkobiercę, wypędzi
braterska subhasta. Wreszcie czy istnieje coś wstrętniejszego niż przybytek „rozkoszy”?
Osobliwy problem! Wciąż w sprzeczności z samym sobą, oszukując swoje nadzieje obec-
ną niedolą, a swoje niedole przyszłością, która doń nie należy, człowiek daje wszystkim
   Jaszczur
Zgłoś jeśli naruszono regulamin