STRAŻNIK PORANKA.doc

(25 KB) Pobierz
STRAŻNIK PORANKA

STRAŻNIK PORANKA

Noc i ciemność jest czasem jak ogromna zasłona, przez którą prześwituje gdzie niegdzie światło poranka.

*

Do stacji badawczej na Biegunie Południowym w czasie zimy, a więc i nocy polarnej, przyjechało kilkudziesięciu badaczy - naukowców z różnych dziedzin. Byli to w większości pasjonaci mający nadzieję na odkrycie nowej wiedzy o tym niedostępnym i wciąż niezbadanym lądzie. Znalazł się między nimi ktoś, kogo przezwali Strażnik Poranka, a kto miał zbierać dane o zorzy polarnej. Był to zagubiony trochę ksiądz. Przed seminarium studiował fizykę i pisał o naturze światła. Brak owoców duszpasterskiej pracy chciał może zrekompensować sobie jakoś naukowymi badaniami, jakimś odkryciem i męską przygodą. Początkowy entuzjazm zapaleńców zaczął jednak zwolna gasnąć, bo jednak noc nie tylko udaremniała niektóre prace badawcze, ale i coraz gorzej wpływała na ich samopoczucie. Wyglądało na to, że wszyscy prócz księdza byli niewierzący, nikt z nich przynajmniej się nie ujawnił. Tym bardziej pokpiwali sobie z księdza, gdy wstawał regularnie i starannie badał i opisywał światło zorzy. A także, gdy w maleńkim namiociku medytował czy modlił się przy lampce. Ten rozświetlony namiocik na zewnątrz stacji jednych śmieszył, innych denerwował. W rozmowach, które stawały się często kłótniami, starali się podważać z pozycji swojej naukowości każdą prawdę wiary, której chciał bronić ksiądz Strażnik Poranka. On sam zaczął powoli wątpić w sens swoich badań, argumentów w rozmowach, jak i przebywania tutaj, bo odbierał prośby o powrót ze swojej parafii. Czuł się coraz bardziej osamotniony i osłabiany przez tę noc dookoła. Większość z jego kolegów zaniechała badań i wychodzenia na zewnątrz, pijąc lub śpiąc. On jednak uparcie wstawał, wychodził, śledził światło i zamykał się w namiociku z lampą. Zniechęceni, sfrustrowani, rozdrażnieni badacze czekali już tylko na samolot i powrót do normalnego świata i światła. Ksiądz też już się nie łudził, że warto było stracić ten miesiąc czasu tutaj. Niczego nie dokonał ani nie odkrył, nikogo nie przekonał ani nie nawrócił. Kiedy jako jeden z ostatnich zbierał swój bagaż przed odlotem, podszedł do niego jeden z największych oponentów i kpiarzy, i powiedział: „Wiesz, my wszyscy odkryliśmy tutaj i doświadczyliśmy, czym jest brak światła albo tylko jego namiastka w zorzy. Ty się zajmowałeś i karmiłeś chyba tym nikłym światłem, jak brzaskiem przed świtem. I trwałeś przy tym świetle swoich prawd wobec naszych ataków i kpin. Niewiele tu zrobiliśmy i niczego nie odkryliśmy. Ale jednak niektórzy może tylko po to tu przybyli, by odkryć to twoje światło. Życz mnie i tym niektórym doczekania takiego prawdziwego Poranka.”

*

Ciemność też bywa potrzebna czasem, by zbierać resztki światła z dni minionych, ale żeby także szukać światła w sobie samym w nadziei na Poranek, bo przecież jednym z imion Boga jest Światło.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin