Diana Palmer
Do dwóch razy sztuka
(Diamond spur)
Dorodne, rozłożyste dęby ocieniały siedzibę Donavanów, chroniąc ją przed upałem teksańskiego południa. Imponujący, jasnożółty murowany dom w hiszpańskim stylu stał wśród pastwisk ogrodzonych drucianymi płotami, z dala od drogi biegnącej przez całą posiadłość, na końcu zakurzonego krętego podjazdu.
Kate Whittman cieszyła się, że zamiast prowadzić auto, jedzie na łagodnym koniu otrzymanym od Jasona.
W tej części teksańskiego okręgu San Frio od wielu tygodni panowała susza, więc koń, który poruszał się wolniej od samochodu, wzbijał znacznie mniejszy obłok kurzu.
Donavanowie dotąd nie utwardzili nawierzchni.
W posiadłości liczącej tysiące hektarów gotówka zawsze szła na zakup bydła, a nie na modernizację dróg.
W czasie obecnego zastoju, gdy ceny produktów rolnych spadły tak bardzo, natomiast odsetki od kredytów nadal pozostawały wysokie, trzeba było przedsiębiorcy o talentach i zmyśle handlowym Jasona Donavana, żeby trzymać w szachu bezwzględnych wierzycieli.
Spojrzenie zielonookiej Kate pobiegło w dal aż po horyzont. Wiedziała, że trwa spęd bydła. Na tak wielkim obszarze musiał odbywać się jednocześnie w kilku rejonach. Do każdego z nich przydzielano grupę pracowników wraz z nadzorcą, a Jason objeżdżał konno najważniejsze miejsca i miał oko na wszystko. Podczas spędu zawsze zdarzały się wypadki. Wprawdzie złamania, oparzenia, zwichnięcia i otarcia to na ranczu normalna rzecz, ale podczas spędzania i znakowania bydła zazwyczaj zdarzały się wypadki poważniejsze.
Tym razem sam szef doznał poważnego szwanku podczas spotkania oko w oko z rozwścieczonym zwierzakiem o długich rogach. Zarządca wymknął się ukradkiem i pojechał po Kate. Zawsze posyłano po nią, gdy Jason był ranny, ponieważ nikomu oprócz niej nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Ufał Kate, a ona nie przejmowała się jego humorami. Tylko ona dawała sobie radę, ilekroć wpadał w furię.
Westchnęła ponuro, wspominając, ile razy przemierzała tę krętą drogę. Nie była dziewczyną Jasona.
Szczerze mówiąc, ledwie zauważał, że jest kobietą.
Przyjaźniła się z Gene’em, młodszym z Donavanów, oraz z ich gospodynią Sheilą na długo przedtem, nim połączyła ją z Jasonem osobliwa zażyłość. U jej zarania stała przedziwna awantura, która zdarzyła się pewnej nocy, kiedy to Jason pił na umór. Wprawdzie z nikim, nawet z Kate, nie był naprawdę blisko, lecz ona zyskała niedostępne innym przywileje. Opiekował się nią jak starszy brat, co prawda niekiedy czynił to dosyć obcesowo. Rzecz jasna, zdaniem Kate powinien darzyć ją całkiem innym uczuciem. Ale czy tego można wymagać od mizantropa i odludka?
Kate odrzuciła na plecy długi warkocz. Była szatynką, a jej włosy miały głęboki odcień gorzkiej czekolady. Poprawiła się w siodle i zaraz skrzywiła się, bo zaczepiła nogawką dżinsów o coś ostrego. Sama zaprojektowała i uszyła te spodnie. Oby tylko się nie rozdarły, bo chciała je zaprezentować wraz z całą kolekcją w zakładach odzieżowych, gdzie pracowała. Solidnie się nad nią napracowała i miała cichą nadzieję, że kupią wszystko na pniu. Teraz nie stać jej było nawet na mały kawałek płótna, ponieważ w domku, który dzieliła z matką, żyło się biednie. Nie chciała, żeby Jason o tym wiedział. Własnych zmartwień miał aż nadto, więc niech się z nimi boryka... o ile po raz kolejny ujdzie z życiem, dodała w duchu ze zgryźliwą irytacją. Cóż, jeśli chodzi o rany i wszelkie inne obrażenia, Jason był po prostu niemożliwy. I nigdy z własnej woli nie wzywał lekarza. Gdyby Kate nie interweniowała, kurowałby się domowymi sposobami, i to jedynie w przypadku groźnej infekcji. Teraz jednak sprawa musiała być poważna, skoro Gabe, jego rządca, odważył się podczas spędu opuścić posterunek i ruszył po Kate, ryzykując, że szef dostanie szału.
Nikt by nie zgadł, że w obecności Jasona i ona traciła pewność siebie. Trochę się go bała. W końcu skończył już trzydziestkę i był od niej starszy o dziesięć lat. Nauczyła się jednak ukrywać swoją niepewność.
Zmarszczyła ciemne, wąskie brwi, zastanawiając się, czy tym razem zrobił sobie poważną krzywdę, choć zawsze twierdził, że ma twardą skórę. Był niezwykle przystojny, jak zgodnie twierdziły wszystkie niezamężne panie z okręgu San Frio. Szkoda, że uchodził za wroga kobiet. Ciekawe, jak przy takim nastawieniu zamierza postarać się o spadkobiercę posiadłości od ponad stu lat nazywanej Diamentową Ostrogą. Gdyby coś się stało Jasonowi, jego młodszy brat, Gene, na pewno nie poradziłby sobie z uporządkowaniem rodzinnych finansów.
Jason Donavan przejął Diamentową Ostrogę po śmierci ojca. Gene był drugim spadkobiercą i współwłaścicielem. Stary J. B. Donavan utonął przed ośmiu laty, gdy pewnego wiosennego ranka wylała rzeka Frio, ale niezwykłą nazwę posiadłość zyskała dużo dawniej.
Był rok 1873. Weteran wojny domowej Blalock Donavan zaryzykował w San Antonio i siadł do pokera.
Rozgrywka trwała całą noc. Jeden z graczy przypłacił ją życiem, bo oszukiwał. Młody Blalock Donavan, były sierżant armii konfederatów pochodzący z okręgu Calhoun w stanie Georgia, podczas ostatniego rozdania dostał królewską karetę i wygrał.
W puli było między innymi sto jankeskich dolarów gotówką i złoty, wysadzany diamentami wisiorek w kształcie ostrogi, który postawił pewien kompletnie zgrany młodzian, ufny w jego moc, bowiem jak twierdził, był to rodzinny amulet przynoszący szczęście.
Znajdował się tam także notarialny akt własności dużego, ale podupadłego rancza w teksańskim okręgu San Frio. Zubożałemu sierżantowi zdało się to prawdziwym sezamem. Posiadłość w tamtych czasach nie miała nazwy, a miejscowi zwali je ranczem Bryana od imienia dawnego właściciela. Blalock Donavan zgarnął wszystko, co wynikało z dokumentów, a także co jeszcze dało się zgarnąć, w tym działkę obfitującą w srebro.
Dochody z niej zainwestował w teksańską posiadłość, którą nazwał, jakżeby inaczej, Diamentową Ostrogą. I tak już pozostało. Donavanowie od stu trzydziestu lat byli jej właścicielami.
Jasnozielone oczy Kate złagodniały, gdy na werandzie dostrzegła kobietę pochyloną nad misą. Donavanowie należeli do najbogatszych teksańskich właścicieli ziemskich, a Jason bez trudu mógł sobie pozwolić i na terenowego mercedesa, i na nowiutkie sportowe auto. Urządzony cennymi antykami dom przypominał muzeum stylowych wnętrz. Meble i bibeloty pochodziły z całego świata. Jason chętnie podejmował gości i organizował huczne bankiety. Spiżarnia pękała w szwach, kuchnia wyposażona była we wszelkie nowoczesne urządzenia, ale gospodyni Sheila James jak za dawnych lat robiła domowe przetwory.
Sheila była podporą Diamentowej Ostrogi. Chodziły słuchy, że do szaleństwa kochała J. B. Donavana, lecz ten zniechęcił się do kobiet, gdy Neli, jego żona, rzuciła go, pozostawiając z dwoma synami. Zmienił się, zaczął pić na umór, zdarzało się, że stawał się wręcz przerażający. Podobno nawet Sheila strasznie się go bała, lecz przez wzgląd na chłopców nie odeszła, jako że zastępowała im matkę. Była stanowcza, a do ludzi miała wyjątkową cierpliwość. Nie brakowało jej też uporu i wytrwałości, skoro bez szemrania znosiła napady furii i długotrwałe stany złego humoru J. B. Donavana.
Jason miał je po ojcu, ale Kate nawet w najgorszych chwilach umiała przemówić mu do rozsądku. W okolicy żartowano na ten temat, lecz nie w obecności Jasona.
Siedząca na werandzie Sheila podniosła wzrok. Jej ulubiona huśtawka kołysała się leniwie. Niebieskie oczy pojaśniały, gdy ujrzała Kate.
...
domciaa1990