Rozdział 16.doc

(159 KB) Pobierz
Rozdział 16

                 

 

          

 

 

Serdecznie zapraszam do czytania;)

 

Dookoła noc się stała,

księżyc się rozgościł,

jeszcze ci nie powiedziałam

wszystkich słów miłości.

Jeszcze z tobą nie zdążyłam

na najdalsze gwiazdy,

jeszcze ci nie wymyśliłam

najpiękniejszej nazwy...

 

Czułam się tak, jakbym była uwięziona w jednym z tych przerażających koszmarów, w których myśli się tylko o tym, że trzeba biec, biec ile sił w nogach. Niestety, nie był to jednak niewinny senny majak. Szaleńczym biegiem nie ratowałam też własnej skóry, jak to zwykle w koszmarach bywa. Nie, pędziłam, aby ocalić coś o stokroć mi droższego. Moje życie nie miało dla mnie w tym momencie żadnej wartości. Liczył się tylko On. Stał przy ścianie, a naprzeciwko niego Jacob z wycelowanym nożem. Już miał zadać mu ostateczny cios, gdy nagle…

Obraz zniknął i pojawił się inny

Dookoła był szeroki korytarz. Spojrzałam przed siebie. Na końcu pomieszczenia świeciło się jasne światło. Zmierzałam w kierunku światła…. Kiedy doszłam na sam koniec ujrzałam Ją. Mojego anioła. Stała ubrana w białą sukienkę i patrzyła na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. Bez wahania złapałam za nią. Przytuliła mnie. Nagle się odezwała

-Bello bądź szczęśliwa. Nie musisz zawsze być dzielna. Powiedz Tym, których kochasz, co jest nie tak – Jeszcze bardziej się w nią wtuliłam i rozpłakałam

-Babciu, dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego mnie zostawiłaś? – Puściła mnie i wierzchem dłoni otarła samotną łzę spływającą po moim policzku. Westchnęła

-Bo widzisz Bells, Bóg chciał mnie mieć już przy sobie. Stwierdził, że mój czas dobiegł końca i być może, ze wykonałam już swoją misję. Pamiętaj Bells. Kocham Cię. Rób to, co Ci serce podpowiada,– Gdy skończyła mówić zaczęła znikać… padłam na kolana i krzyczałam

-Nie!!! Proszę nie odchodź!! Zabierz mnie ze sobą!!– Trzęsłam się z zimna oraz przez mój organizm przechodziły dreszcze rozpaczy.

- To jeszcze nie twój czas Bello…- Usłyszałam nieznajomy głos.

Kiedy na powrót otworzyłam oczy, otaczało mnie intensywna jasność. Znajdowałam się w nieznanym sobie pokoju, całym w bieli. Najbliższą ścianę przesłaniały pionowe żaluzje a nad moją głową wisiały oślepiające mnie lampy. Leżałam na dziwnym łóżku - twardym z poręczami o kilku segmentach nachylonych pod różnym kątem. Poduszki były płaskie, a ich wypełnienie zbrylone.

-Bells! – Usłyszałam radosny okrzyk obok mnie. Delikatnie obróciłam głowę i spojrzałam na siedzącą Mary. Oczy miała podkrążone i zaczerwienione. Od razu doskoczyła do mnie i delikatnie przytuliła. Gdy już usiadła na poprzednim miejscu, powiedziałam

-Co się stało? – Spojrzała na mnie i posłała pokrzepiający uśmiech

-A, co ostatnie pamiętasz? – Hm…

-Spojrzałam w lustro i zobaczyłam siebie. Im dłużej patrzyłam tym bardziej siebie samej nienawidziłam. Czułam do siebie odrazę po tym, co im zrobiłam, wtedy wzięłam perfumy do ręki i uderzyłam w lustro. Tylko tyle pamiętam – Mówiłam patrząc na sufit. Znając Mary, zaraz dostanę opierdziel za to co zrobiłam. Jednak myliłam się, co mnie zadziwiło. Moja przyjaciółka jedynie na mnie spojrzała i powiedziała

- Usłyszałam z góry huk, więc szybko przyszłam sprawdzić, co się dzieje. Musiałaś upaść i uderzyć się w głowę o podłogę. Potem szybko zadzwoniłam na pogotowie, a kiedy przyjechali zabrali cię do szpitala. Bella tak bardzo się martwiłam. Nie rób tego więcej! – Słowa wyrzucała z prędkością pistoletu maszynowego.

-Jakie mam obrażenia? – Przypomniało mi się, że gdy byłam dzieckiem często zdarzało mi się być gościem w szpitalu. Złamana ręka, skręcona kostka, rozcięta noga i wiele innych.

- Masz przeciętą rękę, tzn. pokaleczoną w kilku miejscach – Spojrzałam na bandaż na ręku – I dużo siniaków na plecach i jesteś poobijana.– Uśmiechnęła się smutno.

-Kiedy mnie wypiszą?- Nigdy nie znosiłam szpitali. Wydawały mi się zawsze związane z chorobami, chorymi ludźmi i śmiercią. Te białe ściany, jasne światło, lekarskie fartuchy wszystko kojarzyło mi się źle. Nie chciałam wracać do wspomnień...

-Prawdopodobnie jeszcze dziś lub jutro rano. Musieli zostawić cię na obserwacji. Powiedzieli, że naprawdę mocno przywaliłaś głową w kafelki. I chcieli sprawdzić, kiedy się wzbudzisz i czy nie masz żadnych poważniejszych obrażeń.Uśmiechnęłam się lekko i w tym czasie zadzwoniła moja komórka. Spojrzałam na wyświetlacz. Emmett. Mary wstała i powiedziała

-Nie będę ci przeszkadzać. Pójdę zawiadomić lekarza, że się obudziłaś – Kiwnęłam głową na znak zgody i zaczekałam aż wyjdzie, po czym odebrałam telefon.

-Hej Emm – Powiedziałam pierwsza. Po drugiej stronie usłyszałam głos miśka.

-Część Bells, cieszę się, że cię słyszę. Co u Ciebie? - Słyszałam w jego głosie ulgę. Zastanawiałam się czy mu powiedzieć o tym, co się stało i doszłam do wniosku, że lepiej nie.

-Ja też się cieszę Em, że Cię słyszę. U mnie wszystko na razie, okej. Nie masz powodów do zmartwień – Wiedziałam, że go okłamuję, ale gdybym mu powiedziała o tym, co się stało, to opowiedziałby reszcie o wszystkim a w następnej kolejności by tu przyjechali. Nie chciałam, aby się jeszcze bardziej zamartwiał.

-Mam nadzieję, że naprawdę tak jest. I jeszcze raz dziękuje ci, że zadzwoniłaś do Rose. Widać, że jest trochę spokojniejsza, ale nadal za tobą tęskni jak z resztą wszyscy inni – Westchnęłam.

-A, co u Niego? - Nie mogłam wypowiedzieć jego imienia, za bardzo to bolało.

-Bez zmian. Nadal zamyka się w pokoju, je, śpi. Bells on nie żyje on funkcjonuję. Robi wszystko, bo musi. Jak to Esme dzisiaj ujęła ,,Stracił ten szalony błysk w oczach”. Wszystkich od siebie odpycha i stał się taki zamknięty w sobie. Całe dnie rozmyśla – Miałam dość. Ledwo powstrzymywałam łzy, które zawzięcie próbowały wydostać się na zewnątrz moich powiek.

-Przepraszam Emm, ale muszę kończyć. Do usłyszenia.– Wypowiedziałam te słowa powstrzymując drżenie głosu.

-Spoko. Do usłyszenia Bell.- Rozłączyłam się. Ufałam Emmettowi, że nic nikomu nie powie. Kocham go jak brata. Usłyszałam skrzypienie drzwi, więc automatycznie odwróciłam głowę w tamtym kierunku, lecz nikogo tam nie zostałam. Pewnie mi się zdawało. Po chwili do sali wkroczyła Mary a za nią jak się domyślam lekarz. Miał chyba parę zbędnych kilogramów, bo sterczał mu brzuszek jakby połknął arbuza. Uśmiechał się mile. Z jego rys twarzy wyczytałam, że jest przyjaźnie nastawiony w stosunku do mnie. Także delikatnie się uśmiechnęłam.

-Więc panno Swan, nazywam się, Hary Clewert – Uśmiechnęłam się lekko.

-Izabello boli cię może głowa? Albo ręka? - Usłyszałam pytanie doktora. Dopiero teraz zorientowałam się, że głowa mnie boli.

-Głowa mnie trochę boli, ale ręka nie – Kiwnął głową i zapisał coś w papierach.

-Przepiszę ci tabletki na ból głowy. Nie widzę poważniejszych obrażeń, więc możesz wrócić do domu, ale gdyby ból głowy nie przechodził po tabletkach lub gdyby ci się skończyły tabletki to proszę przyjedź a przepiszę ci drugie opakowanie. Zaraz wrócę – Po tym szybko wyszedł i po chwili wrócił. W ręku trzymał ketonal. Wiedziałam, że jest to dość silny lek.

-Izabello, dwie tabletki dziennie. Nie możesz tego przedawkować, iż jest to silny lek. Ach i jeszcze jedno. Masz osłabiony organizm. Z tego, co wiem od panny Smith nie jadłaś nic od pewnego czasu. Musisz jeść Bello a chociażby dużo pić.– Zgodziłam się i pół godziny później już przebrana zmierzałam z Mary do samochodu. Cały czas czułam się obserwowana. Gdy odwracałam się do tylu, lub rozglądałam się nie widziałam nikogo. Po chwili jechałyśmy samochodem do domku. W samochodzie panowała miła cisza. Żadna z nas nie miała zamiaru przerywać tej chwili. Gdy Mary zaparkowała, bez słowa wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę drzwi. Otworzyłam drzwi kluczem i poszłam do salonu. Usiadłam na białej kanapie, rozkładając się wygodnie na poduszkach.

-Bella jak się czujesz? - Zapytała Mary.

-Całkiem dobrze, tylko jestem troszkę zmęczona.

-To pośpij i odpocznij sobie.- Nic jej już nie odpowiedziałam tylko zrobiłam tak jak mi poleciła.

Spałam przez kilka godzin. Czułam się tak jakbym nie przespała, co najmniej dwóch tygodni. Mary usprawiedliwiła to tym, że mam osłabiony organizm i potrzebuję odpoczynku. Zgodziłam się i poszłam na górę. Tam będąc wzięłam moją piżamę i poszłam pod prysznic. Dziewczyna z pewnością musiała posprzątać szkło, gdyż na podłodze nie znalazłam ani jednego odłamka a dodatkowo zawiesiła już nowe lustro. Stanęłam przed lustrem w samej bieliźnie i zlustrowałam się wzrokiem. Schudłam. Wystawały mi żebra. Byłam dużo chudsza niż wcześniej. Nigdy nie narzekałam, że jestem gruba, bo nie byłam, ale teraz wyglądam jak skóra i kości. Z kości na ości – Tak to pewnie ująłby Edward…. Nie mówiąc już o tym, że za pewne nie pozwoliłby mi na zgubienie tych kilogramów. Westchnęłam i weszłam pod gorący strumień wody. Męczyło mnie dziwne przeczucie, że coś się złego wydarzy. Zignorowałam je i owinięta ręcznikiem rozczesywałam włosy. Wysuszyłam je starannie i związałam w wysoki koński ogon. Ubrałam się w niebieskie długie spodnie od piżamy i do tego szary podkoszulek. Głowa chwilowo mnie nie bolała, więc położyłam się na łóżku i zaczęłam rozmyślać.

Wiedziałam, ze dobrze zrobiłam, bo przecież nie mogłam narażać Cullenów na niebezpieczeństwo, prawda?. Emmett o wszystkim wiedział, ale to nie moja wina, że mnie sam rozgryzł, ale z drugiej strony cieszyłam się, ze wie, ponieważ przynajmniej dzięki niemu wiem, co u nich się dzieje.

Po chwili rozmyślania zasnęłam. Nic mi się nie śniło. Gdy wstałam była godzina 19:17. Podniosłam swój szanowny tyłek z łóżka a następnie zeszłam na dół. Tam zrobiłam sobie kanapkę z szynką. Usiadłam na parapecie i jadłam patrząc w gwiazdy.

Po skończonym posiłku, postanowiłam sprawdzić skrzynkę e-mail. Usiadłam przy stole w kuchni i otworzyłam laptopa. Włączyłam go i w tym samym czasie, co wszystkie wiadomości się ładowały, wstawiłam wodę na herbatę. W oczekiwaniu na gwizdek usiadłam i zaczęłam przeglądać maile. Było pełno reklam i nic więcej.

 

Z gorącym napojem w dłoni, poszperałam jeszcze chwilkę w internecie, popijając herbatę. Gdy jeszcze raz weszłam na maila zobaczyłam nową wiadomość od nieznajomego. Kliknęłam na nią, aby odczytać treść.

 

Witaj Bello

Wiem gdzie jesteś... Miej się na baczności

 

Byłam wstrząśnięta tą wiadomością. Od razu do głowy nasunęła mi się tylko jedna osoba. Jacob. Wiedziałam, że to on napisał tę wiadomość. Chwila! Wtedy w szpitalu..., to musiał być on. Wie gdzie z Mary jesteśmy! Spokojnie Bello. Wszystko pójdzie dobrze i zgodnie z planem. Ciekawe tylko czy Mary zaakceptuje ten plan... Miejmy nadzieję, że tak, bo innego wyjścia nie widziałam. Nie będę jej teraz zamartwiać, ale wiedziałam, że i tak musze jej o tym powiedzieć.

-Stało się coś?- Nawet nie wiem, kiedy się tu znalazła. Zaprzeczyłam ruchem głowy wyłączając laptopa

-Nie tylko troszkę głowa mnie boli – Skłamałam patrząc na stół.

-Och... Tabletki pewnie przestały działać. - Spojrzała na mnie czule.

-Troszkę. Położę się – Laptopa zostawiłam na stole i sama położyłam się na kanapie w salonie a następnie włączyłam telewizor. Skakałam z kanału na kanał. W końcu zatrzymałam się na jakimś tandetnym serialiku. Słyszałam jak Mary krząta się po kuchni. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w deszcz bębniący w szyby okien. Już zdążyłam zapomnieć o tych dźwiękach. W Los Angeles prawie wcale nie padał deszcz. Nie ma jak w Forks. W przypływie smutku i chandry przez wyjście do ogrodu, wyszłam na deszcz. Głowę uniosłam do góry i zamknęłam powieki. Krople obmywały mi twarz. Po kilku minutach zaczęłam się trząść. Zignorowałam to i usiadłam na huśtawce niedaleko wejścia do domu. Łzy obficie płynęły po moich policzkach. Wspomnienia jak na zawołanie wróciły.

Widziałam moje pierwsze spotkanie z Nim.                                          

Nasz pocałunek w czasie gry w butelkę.

To jak napisał dla mnie piosenkę i ją zaśpiewał

KONIEC! Jestem taka żałosna! On mnie teraz pewnie nienawidzi a ja wspominam to jak było nam dobrze ze sobą. Trzęsłam się z zimna. Nie było już chyba na mnie ani jednej suchej nitki. Pospiesznie wstałam i weszłam do domu. Wzięłam oddech i ruszyłam w stronę schodów. Na moje nieszczęście po schodach akurat schodziła Mary.

-O boże! Bella jak ty wyglądasz? Wyszłaś na dwór w taką pogodę? Czemu? Chcesz być chora? Szybko idź pod gorący prysznic i kładź się do łóżka a ja zaraz ci przyniosę gorącą herbatę – Ledwo za nią nadążyłam. Wypowiadała te wszystkie polecenia i pytania z ogromną prędkością. Posłusznie poszłam pod gorący prysznic. Kiedy poczułam, że woda się już ochładza, w końcu oraz ubrałam się w dres i bokserkę. Położyłam się do łóżka. Chwilę po tym Mary zapukała do drzwi i weszła. Postawiła herbatę na stoliku nocnym i przyłożyła mi rękę do czoła.

-Całe szczęście nie masz temperatury – Stwierdziła z ulgą. Po krótkiej rozmowie wyszła. A ja odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

 

 

 

Kochani!

Dziękuje za przeczytanie. Tak jak mówiłam nie zadowala mnie liczba komentarzy i jest hasło. Dostaliście hasło tylko, dlatego iż skomentowaliście poprzedni rozdział. Jeśli pod tym rozdziałem będzie wystarczająca liczba komentarzy i będą one mnie zadowalały to w następnym rozdziale nie będzie hasła:) Mam nadzieję, że liczba komentarzy się poprawi i wzroście, bo na 200 osób, które to czytają komentuje tylko 36.

 

Pozdrawiamy cieplutko!;**

                Julcia19998 Niki oraz Aleksandra19950- Ela

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin