Amanda Quick - Rendez-vous.doc

(1323 KB) Pobierz

Amanda Quick

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rendez-vous

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

Wojna się skończyła.

Człowiek, znany dotychczas pod pseudonimem Nemezis, stał przy oknie swego gabinetu i wsłuchiwał się w dochodzący z ulicy hałas. Cały Londyn świętował ostateczną klęskę Napoleona pod Waterloo, tak jak to tylko londyńczycy potrafią. Sztuczne ognie, muzyka i okrzyki wielotysięcznych wiwatujących tłumów wypełniały ulice.

Wprawdzie wojna się skończyła, ale dla niego ten fakt nie oznaczał jeszcze jej ostatecznego końca. Co więcej, wszystko wskazywało na to, że koniec może nigdy nie nastąpić, a przynajmniej nie taki, jakiego on pragnął.

Tożsamość zdrajcy, który nazywał siebie Pająkiem, wciąż była okryta tajemnicą. Zagadka nie została wyjaśniona. Ci, którzy zginęli z rąk Pająka, nie będą więc pomszczeni.

A Nemezis doszedł do wniosku, że czas najwyższy zająć się poważnie własnym życiem. Spoczywały na nim obowiązki, które powinien wypełnić, a wśród nich wcale nie najmniejszym było znalezienie sobie odpowiedniej żony.

Miał zamiar zabrać się do tego jak do wszystkich swoich zadań - z logiczną i przemyślną precyzją. Zrobił listę kandydatek i wybierze jedną z nich.

Wiedział dokładnie, czego oczekuje od przyszłej żony. Ze względu na jego tytuł i nazwisko musi to być kobieta cnotliwa. Ze względu zaś na niego samego - godna zaufania i lojalna partnerka.

Nemezis bardzo długo musiał żyć w ukryciu. Poznał więc prawdziwą wartość i lojalność; wiedział, że są bezcenne.

Słuchał wrzawy dochodzącej z ulicy. Koniec wojny! Nikogo nie cieszyło bardziej zakończenie tego straszliwego marnotrawstwa, jakim jest wojna, niż człowieka zwanego Nemezis. Ale jednocześnie odczuwał żal, że nie nastąpiło ostateczne rendez-vous między nim a tym podłym zdrajcą, Pająkiem.

 

 

 

 

 

 

 

 

1

 

Drzwi biblioteki otwarły się bezszelestnie, ale od przeciągu zadrgał płomień świecy.

Skulona w ciemnym końcu długiego pokoju Augusta Ballinger zamarła w bezruchu, właśnie gdy wsuwała szpilkę do włosów w zamek biurka należącego do gospodarza domu.

W tej kompromitującej pozycji, klęcząc za potężnym meblem, zdrętwiała ze strachu, patrzyła na jedyną świecę, jaką odważyła się zapalić. Płomień znów się zachybotał, gdy drzwi zamknęły się cichutko.

Coraz bardziej zdenerwowana Augusta wyjrzała spoza biurka i skierowała wzrok w odległy koniec mrocznego wnętrza. Człowiek, który właśnie wszedł do biblioteki, stał bez ruchu w atramentowej ciemności tuż koło drzwi. Był wysoki i, jak się jej wydawało, ubrany w czarny szlafrok. Nie mogła dostrzec jego twarzy. Niemniej, gdy tak klęczała wstrzymując oddechy w jakiś głęboki i niepokojący sposób odczuwała jego obecność. Tylko jeden mężczyzna działał tak na jej zmysły.

Nie potrzebowała widzieć go wyraźniej, by domyślić się, kto czaił się w ciemności. Była pewna, że jest to Graystone.

Nie wszczynał alarmu, co już było olbrzymią ulgą. Dziwne, jak swobodnie czuł się w ciemnościach nocy - jakby to było jego naturalne środowisko. A może, pomyślała Augusta w przypływie optymizmu, nie zauważył nic niezwykłego. Może tylko zszedł na dół po książkę i pomyślał, że ktoś, kto był tu przed nim, przez roztargnienie pozostawił zapaloną świecę.

Augusta łudziła się, że jej nie zauważył, gdy zerkała na niego zza biurka. Mógł jej nie dostrzec z drugiego końca wielkiego pokoju. Jeżeli będzie ostrożna, może uda się jej wyjść z tego bez szwanku. Pochyliła głowę niżej, kryjąc się za bogato rzeźbionym brzegiem biurka.

Nie słyszała żadnych kroków na grubym perskim dywanie, lecz chwilę później ktoś zwrócił się do niej z odległości nie większej niż metr.

- Dobry wieczór, panno Ballinger. Spodziewam się, że znalazła pani za biurkiem Enfielda jakąś budującą lekturę. Ale chyba światło nie jest tam najlepsze?

Augusta od razu rozpoznała ten przejmująco chłodny, niewzruszony męski głos i jęknęła w duchu, że jej najgorsze przeczucia znalazły potwierdzenie. To był Graystone.

Co za pech, że pośród wszystkich gości zaproszonych na weekend do lorda Enfielda, nakrył ją właśnie przyjaciel jej wuja.

Harry Fleming, hrabia Graystone, był prawdopodobnie jedynym człowiekiem w całym domu, który nie uwierzyłby w żadne gładkie kłamstewko, jakie sobie na tę okazję przygotowała. Graystone peszył Augustę z kilku względów; miał niepokojący sposób patrzenia jej w oczy, jakby chciał zajrzeć w głąb duszy i poznać prawdę. Poza tym był tak cholernie inteligentny.

Augusta zaczęła przebiegać w myśli różne historyjki przygotowane na taką właśnie ewentualność. Powinna to być bardzo zręczna opowieść. Graystone to nie żaden głupek. To człowiek poważny, pełen godności, poprawny, a chwilami nawet uroczyście pompatyczny, ale w każdym razie niegłupi.

Augusta uznała, że musi wykupić się z tej sytuacji bezczelnością. Zmusiła się do promiennego uśmiechu i spojrzała na niego z udanym zdziwieniem.

- A, witam, panie hrabio. Nie spodziewałam się spotkać nikogo w bibliotece o tej porze. Szukałam właśnie swojej szpilki do włosów. Musiałam ją tu upuścić.

- Wydaje mi się, że jakaś szpilka do włosów tkwi w zamku biurka.

Augusta, jeszcze raz udając zaskoczoną, zerwała się na nogi.

- Wielkie nieba! Rzeczywiście. Jakie to dziwne, że właśnie tu utkwiła.

Ręce się jej trzęsły, gdy wyjmowała szpilkę z zamka i chowała ją do kieszeni.

- Zeszłam na dół, żeby znaleźć coś do czytania, gdyż nie mogłam zasnąć, i zupełnie nie wiem, jak to się stało, że zgubiłam szpilkę.

Graystone z uwagą przypatrywał się jej promiennemu uśmiechowi w świetle jasnego płomienia świecy.

- Dziwi mnie, że nie mogła pani zasnąć, panno Ballinger. Miała pani dziś tyle zajęć. O ile wiem, po południu uczestniczyła pani w konkursie strzelania z łuku, potem był ten długi spacer do ruin rzymskich i piknik. I na dodatek tańce i gra w wista wieczorem. Można było sądzić, że będzie pani całkowicie wyczerpana.

- Tak, rzeczywiście, ale myślę, że przyczyną musiała być obcość otoczenia. Wie pan, jak to jest, hrabio, gdy się nie śpi we własnym łóżku.

Jego oczy, zimne i szare, przypominające morze zimą, lekko zabłysły.

- Co za ciekawe spostrzeżenie. Czy często sypia pani w cudzych łóżkach, panno Ballinger?

Augusta wlepiła w niego oczy, niepewna, jak przyjąć tę uwagę. Podejrzewała, że w jego pozornie niewinnych słowach kryje się jakaś aluzja do seksu, ale uznała, że to niemożliwe. W końcu to był hrabia Graystone. Nie zrobiłby ani nie powiedział niczego niewłaściwego w obecności damy. Chyba że nie uważałby jej za damę, pomyślała ponuro.

- Nie, panie hrabio, nie miałam zbyt wielu okazji, aby podróżować, i dlatego nie przyzwyczaiłam się do częstej zmiany łóżek. A teraz, jeśli pan wybaczy, muszę wracać na górę. Moja kuzynka może się obudzić i będzie zaniepokojona, jeżeli nie znajdzie mnie w pokoju.

- Ach, ta urocza Claudia. Oczywiście nie chcielibyśmy, by Aniołek martwił się o swoją hultajską kuzynkę, prawda?

Augusta drgnęła. Było jasne, że w opinii hrabiego Graystone'a spadła dość nisko. Najwyraźniej uważał ją za pannicę bez wychowania. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie uważa jej również za złodziejkę.

- Nie, hrabio. Nie chciałabym martwić Claudii. Dobranoc panu.

Z głową wysoko podniesioną zrobiła krok, by go wyminąć. Nie poruszył się, więc musiała zatrzymać się naprzeciwko niego. On jest naprawdę potężnym mężczyzną, pomyślała. Stojąc tak blisko niego, czuła się przytłoczona wielką, nieugiętą siłą, jaka z niego emanowała. Zebrała się na odwagę.

- Z pewnością nie zamierza mi pan przeszkodzić w udaniu się do sypialni, panie hrabio?

Brwi Graystone'a uniosły się nieco.

- Nie chciałbym, aby pani wracała bez tego, po co pani tu przyszła.

Augusta poczuła suchość w ustach. To niemożliwe, żeby wiedział coś o dzienniku Rozalind Morrissey...

- Jak to czasem bywa, panie hrabio, poczułam się w tej chwili śpiąca. Myślę, że w końcu jednak nie będę potrzebowała nic do czytania.

- Nawet tego, co miała pani nadzieję znaleźć w biurku Enfielda?

Augusta udała urażoną.

- Jak pan śmie insynuować, że próbowałam dostać się do biurka lorda Enfielda? Mówiłam panu przecież, że moja szpilka spadając, przypadkiem wylądowała w zamku.

- Proszę mi pozwolić, panno Ballinger.

Graystone wyjął z kieszeni szlafroka kawałek drutu i delikatnie wsunął go w zamek biurka. Rozległ się lekki, ale wyraźny trzask.

Augusta obserwowała w zdumieniu, z jaką łatwością otwiera górną szufladę, a potem stoi, przyglądając się jej zawartości. Graystone obojętnie dał znak ręką, aby poszukała tego, o co jej chodziło.

Augusta z wahaniem wpatrywała się w niego przez chwilę, przygryzając wargę, a potem nagle pochyliła się nad szufladą, szperając w jej wnętrzu. Pod kilkoma kartkami papieru znalazła mały, oprawny w skórę tomik. Chwyciła go szybko.

- Panie hrabio, nie wiem, co powiedzieć. - Ściskała pamiętnik spoglądając Graystone'owi prosto w oczy.

W migocącym świetle świecy ostre rysy hrabiego wyglądały jeszcze bardziej ponuro niż zwykle. Trudno go było nazwać pięknym mężczyzną, ale Augusta zwróciła na niego uwagę od pierwszego momentu, kiedy wuj przedstawił go jej na początku karnawału.

Było coś w wyniosłym spojrzeniu szarych oczu, co ją kusiło, aby się do niego zbliżyć, choć wiedziała, że pewnie nie podziękowałby jej za to. Ważnym elementem jego atrakcyjności była tajemniczość. Wyczuwała w nim jakieś zamknięte drzwi, które pragnęła otworzyć przez zwykłą kobiecą ciekawość. Sama nie wiedziała dlaczego. Nie był to przecież jej typ mężczyzny. Powinna go właściwie uznać za nudziarza. A jednak wydawał jej się niebezpiecznie intrygującą postacią.

Wśród gęstych, ciemnych włosów Graystone'a przebłyskiwały srebrne nitki. Miał około trzydziestu pięciu lat, ale mógł uchodzić za czterdziestolatka, nie tyle z powodu jakiejś miękkości w twarzy czy figurze, raczej wprost przeciwnie: z powodu czegoś mocnego i ponurego, co świadczyło o głębokich przeżyciach i wiedzy. Augusta zdawała sobie sprawę, że tak nie może wyglądać ktoś pogrążony w studiach nad historią starożytną. A więc kolejna zagadka. Ponadto widząc go teraz w szlafroku, spostrzegła, że szerokości ramion i szczupłości sylwetki nie zawdzięczał kunsztowi krawca. Miał w sobie jakąś gładką, mocną i drapieżną grację, powodującą, że Augustę przejmował dziwny dreszcz. Nigdy dotąd nie spotkała mężczyzny, który by zrobił na niej takie wrażenie. Nie rozumiała, czym ją tak pociągał. Stanowili absolutne przeciwieństwo, jeżeli chodzi o temperament i sposób bycia. Zresztą wrażenie, jakie na niej wywierał, było bez znaczenia. Całe to zmysłowe podniecenie i dreszcze, które w niej wywoływał, uczucie niepokoju i tęsknego rozmarzenia, do niczego nie prowadziły.

Jej najgłębsze przekonanie, że Graystone musiał tak jak i ona poznać, co znaczy utrata kogoś bliskiego, i świadomość, że potrzebował miłości i śmiechu, aby zniknęły z jego oczu smutek i cień, niewiele zmieniało. Choć mówiono, że Graystone szukał żony, Augusta była przekonana, że nie weźmie pod uwagę kobiety zdolnej zburzyć porządek jego uregulowanego życia. Nie, jego wybranką zostanie na pewno kobieta zupełnie innego pokroju.

Dochodziły do niej plotki, czego Graystone wymagał od swej przyszłej żony. Twierdzono, że jako człowiek metodyczny spisał listę kandydatek, a jego wymagania były bardzo wysokie. Każda kobieta, która chciałaby się na tej liście znaleźć, musi być wzorem wszelkich cnót. Świecić przykładem powagi i stateczności, jednym słowem - być pełną godności damą o nieposzlakowanej opinii. Typem kobiety, której nie przyszłoby do głowy wdzierać się do biurka pana domu w środku nocy.

- Sądzę - rzekł hrabia, przyglądając się tomikowi w ręku Augusty - że im mniej się będzie o tym mówiło, tym lepiej. Właścicielka tego pamiętnika jest, jak sądzę, pani bliską przyjaciółką?

Augusta westchnęła. Niewiele miała już do stracenia. Dalsze zapewnienia o niewinności były bezcelowe. Graystone najwyraźniej wiedział o wiele więcej o jej nocnej przygodzie, niż powinien.

- Tak, panie hrabio. - Augusta uniosła wysoko głowę. - Moja przyjaciółka popełniła nieostrożność, opisując w pamiętniku pewne sprawy sercowe. Później żałowała swych uczuć, gdy przekonała się, że człowiek z nimi związany nie odpłacał jej szczerością.

- Tym człowiekiem jest Enfield?

Augusta zacisnęła wargi.

- Odpowiedź wydaje się jednoznaczna. Dziennik był przecież w jego biurku, prawda? Lord Enfield może być przyjmowany w najznakomitszych salonach ze względu na swój tytuł i bohaterskie czyny w czasie wojny, ale obawiam się, że jest godnym pogardy draniem, jeśli chodzi o traktowanie kobiet. Pamiętnik mojej przyjaciółki został skradziony natychmiast po tym, jak mu powiedziała, że już go nie kocha. Przypuszczamy, że przekupiono służącą.

- Przypuszczamy? - powtórzył Graystone łagodnie.

Augusta zignorowała to zawoalowane pytanie. Nie miała zamiaru mówić mu wszystkiego. A już na pewno nie zamierzała wyjaśniać mu, w jaki sposób zdobyła zaproszenie do domu Enfielda na weekend.

- Enfield powiedział mojej przyjaciółce, że zamierza poprosić o jej rękę, a pamiętnika użyje, aby zapewnić sobie przyjęcie jego oświadczyn.

- Dlaczegóż by Enfield miał w tym celu szantażować pani przyjaciółkę? Ostatnio jest bardzo mile widziany przez damy, które zniewala opowiadaniami o swoich bohaterskich wyczynach pod Waterloo.

- Moja przyjaciółka jest dziedziczką wielkiej fortuny, panie hrabio. - Augusta wzruszyła ramionami. - Mówi się, że od czasu powrotu z Europy lord Enfield przegrał w karty dużą część swego majątku. Pewnie on i jego matka doszli do wniosku, że powinien się bogato ożenić.

- Rozumiem. Nie zdawałem sobie sprawy, że wieści o ostatnich niepowodzeniach Enfielda tak szybko rozejdą się wśród płci pięknej. I on, i jego matka bardzo starali się, aby to było trzymane w tajemnicy. Ten wielki zjazd tutaj miał być jednym ze sposobów.

Augusta uśmiechnęła się znacząco.

- No tak. Ale wie pan, panie hrabio, jak to jest, kiedy ktoś zaczyna polować na określony typ narzeczonej. Pogłoski o zamiarach wyprzedzają go zwykle i co bardziej inteligentna zwierzyna orientuje się, o co chodzi.

- Czy przypadkiem nie daje mi pani do zrozumienia, że wie pani coś o moich intencjach, panno Ballinger?

Augusta poczuła, że palą ją policzki, ale postanowiła nie cofać się pod jego chłodnym, krytycznym spojrzeniem. Ostatecznie Graystone, gdy z nią rozmawiał, zawsze patrzył z dezaprobatą.

- Skoro pan pyta, hrabio - rzekła zdecydowanie - mogę równie dobrze przyznać, że jest powszechnie wiadome, iż szuka pan na żonę określonego rodzaju kobiety. Mówi się nawet, że sporządził pan listę kandydatek.

- Nadzwyczajne. I mówi się również, kto jest na tej liście?

Augusta spojrzała na niego spod oka.

- Nie. Wiadomo tylko, że jest to bardzo krótka lista. Wydaje się to jednak zrozumiałe, biorąc pod uwagę pańskie wymagania, które podobno są bardzo surowe i wysokie.

- Sprawa staje się coraz bardziej interesująca. Jakie dokładnie są moje wymagania co do żony, panno Ballinger?

Augusta pożałowała, że nie trzymała buzi na kłódkę. Ale przezorność nie była nigdy mocną stroną Ballingerów, a szczególnie północnej gałęzi tej rodziny, mieszkającej w Northumberland. Brnęła więc dalej.

- Fama głosi, że jak żona Cezara, pańska małżonka musi być poza wszelkimi podejrzeniami. Powinna to być poważnie myśląca kobieta o nadzwyczajnej wrażliwości. Wzór wszelkiej prawości. Krótko mówiąc, panie hrabio, szuka pan doskonałości... Życzę panu powodzenia.

- Z pani trochę zjadliwego tonu wnoszę, że znalezienie prawdziwie cnotliwej kobiety uważa pani za bardzo trudne zadanie.

- To zależy, jak pan definiuje cnotę - odparła ze złością. - Z tego, co słyszę, pana wymagania są przesadnie surowe. Mało jest wśród kobiet wzorów doskonałości. Być takim wzorem jest dość nudne, panie hrabio. Myślę, że miałby pan o wiele dłuższą listę kandydatek, gdyby pan szukał bogatej żony, tak jak lord Enfield. A wszyscy przecież wiemy, jak niewiele jest bogatych panien do wzięcia.

- Niestety, a może na szczęście, różnie można na to patrzeć, nie muszę szukać dziedziczki wielkiej fortuny. Mogę więc żądać innych zalet. Ale pani wiedza o moich osobistych sprawach zdumiewa mnie, panno Ballinger. Wydaje się, że jest pani świetnie zorientowana. Czy mogę zapytać, jak to się stało, że zna pani tak wiele szczegółów?

Augusta absolutnie nie zamierzała powiedzieć mu o „Pompei”, klubie dla dam, którego była współtwórczynią, a który stał się studnią bez dna wszelkich plotek i wieści.

- Plotek nigdy nie brakuje, panie hrabio - odrzekła.

- To prawda. - Graystone zmrużył oczy. - Plotki są tak powszechne, jak błoto na ulicach Londynu. Ma pani rację sądząc, że wolałbym dostać żonę, do której nie przylgnęłoby ich zbyt wiele.

- Jak powiedziałam, panie hrabio, życzę panu powodzenia. - Ogarnęło ją przygnębienie, gdy usłyszała, że Graystone potwierdził wszystko, co mówili o jego osławionej liście. - Mam tylko nadzieję, że nie będzie pan żałował postawienia tak wysokich wymagań.

Zacisnęła ręce na dzienniczku Rozalind Morrissey.

- Wybaczy mi pan, że udam się już do swojej sypialni?

- Ależ naturalnie.

Graystone pochylił głowę w ukłonie i uprzejmie odsunął się o krok, by pozwolić jej przejść.

Zadowolona z możliwości oddalenia się Augusta szybko okrążyła biurko i przebiegła obok hrabiego. Była świadoma aż nadto intymności tej sytuacji. Graystone, czy ubrany na bal, czy w stroju do konnej jazdy, był dostatecznie niepokojący. Ale Graystone w negliżu, to już zbyt wiele dla jej niesfornych zmysłów.

Była w połowie drogi do drzwi, gdy przypomniała sobie coś ważnego. Zatrzymała się i odwróciła.

- Proszę pana, muszę zadać panu jedno pytanie.

- Słucham.

- Czy będzie pan uważał za swój obowiązek wspomnieć o tej nieprzyjemnej sprawie lordowi Enfieldowi?

- A co by pani zrobiła, gdyby pani znalazła się na moim miejscu, panno Ballinger? - zapytał suchym tonem.

- O, ja bym zdecydowanie dżentelmeńsko milczała - zapewniała go szybko. - W końcu chodzi tu o reputację damy.

- To prawda. I nie tylko o reputację pani przyjaciółki. Ryzykowała pani również swoją własną, panno Ballinger. Wystawiła pani na niebezpieczeństwo najcenniejszy klejnot w koronie kobiety: reputację.

Do diabła z tym facetem. Naprawdę jest to arogancka bestia. I zbyt nadęty.

- To prawda, że trochę ryzykowałam - powiedziała jak najzimniejszym tonem. - Ale musi pan pamiętać, że pochodzę z Ballingerów northumberlandzkich, a nie z Ballingerów osiadłych w Hampshire. Kobiety z naszej rodziny nie przywiązują wielkiej wagi do konwenansów.

- A czy nie uważa pani, że wiele z tych zasad stworzono dla waszej własnej obrony?

- Ani trochę. Te zasady tworzy się dla wygody mężczyzn i nic ponadto.

- Pozwoli pani, że się nie zgodzę, panno Ballinger. Zdarzają się sytuacje, że takie zasady są szalenie niewygodne dla mężczyzn. Jestem właśnie w podobnej.

Zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc go do końca, ale zdecydowała się pominąć milczeniem ten zagadkowy komentarz.

- Proszę pana, wiem, że jest pan zaprzyjaźniony z moim wujem. Nie chciałabym, abyśmy zostali wrogami.

- Zgadzam się najzupełniej. Zapewniam panią, że nie chcę być pani wrogiem, panno Ballinger.

- Dziękuję. Niemniej muszę panu szczerze powiedzieć, że niewiele mamy ze sobą wspólnego. Stanowimy przeciwieństwo pod względem temperamentu i skłonności, zgodzi się pan ze mną? Pana zawsze będą wiązały zasady honoru, poprawnego zachowania i wszystkie te dokuczliwe reguły, które obowiązują w towarzystwie.

- A panią, panno Ballinger, co będzie wiązało?

- Absolutnie nic, panie hrabio - odparła otwarcie. - Mam zamiar żyć pełnią życia. Ostatecznie jestem ostatnią z northumberlandzkich Ballingerów. I dlatego raczej narażę się na ryzyko, niż dam się pogrzebać pod furą wielu nudnych cnót.

- Niemożliwe, panno Ballinger, rozczarowuje mnie pani. Czyżby pani nie słyszała, że cnota jest sama dla siebie nagrodą?

Znów spojrzała na niego nieprzychylnie, podejrzewając, że się z nią droczy. Ale doszła do wniosku, że to nieprawdopodobne.

- Rzadko widziałam tego dowody. Lecz proszę mi odpowiedzieć, czy będzie się pan czuł w obowiązku powiadomić lorda Enfielda o mojej bytności w jego bibliotece dzisiejszej nocy?

Obserwował ją spod przymkniętych powiek, z rękami głęboko wsuniętymi w kieszenie szlafroka.

- A jak się pani wydaje?

- Myślę, panie hrabio, że się pan dokładnie zaplątał w sieci własnych zasad. Nie mógłby pan przecież powiedzieć lordowi Enfieldowi o sprawach tej nocy bez naruszenia swego kodeksu honorowego, prawda?

- Ma pani zupełnie rację. Nie powiem Enfieldowi ani słowa. Ale mam swoje własne powody, by milczeć, panno Ballinger. A skoro nie jest pani wtajemniczona w te powody, byłoby bardzo rozsądne z pani strony nie snuć przypuszczeń.

Pochyliła głowę na bok rozważając to, co powiedział.

- Powodem milczenia pana jest zapewne zobowiązanie, jakie pan odczuwa względem mego wuja, nieprawdaż? Jest pan jego przyjacielem i nie chciałby pan, by miał kłopoty z powodu mojego zachowania.

- To jest trochę bliższe prawdy, ale jeszcze nie cała prawda, w żadnym razie.

- Niezależnie od powodów jestem panu bardzo wdzięczna.

Augusta uśmiechnęła się wesoło, doszedłszy do wniosku, że jest bezpieczna, jak również jej przyjaciółka, Rozalind Morrissey. Lecz nagle uprzytomniła sobie, że jeszcze jedno pytanie pozostało bez odpowiedzi.

- Jak się stało, że dowiedział się pan o moich planach na dzisiejszą noc?

Teraz z kolei Graystone uśmiechnął się, ale zrobił to z tak dziwnym grymasem, że Augustę przejął chłodny dreszcz.

- Byłoby dobrze, żeby to pytanie nie dało pani zasnąć przynajmniej przez część nocy, panno Ballinger. Niech pani się dobrze nad tym zastanowi. Warto sobie uświadomić, że sekrety dam zawsze stanowią materiał do plotek i obmowy. Mądra młoda kobieta powinna zatem unikać takiego ryzyka, jakie pani dziś podjęła.

Augusta zmarszczyła nos rozczarowana.

- Powinnam była wiedzieć, że nie należy panu zadawać takich pytań. Oczywiste jest, że osoba o tak wzniosłym umyśle jak pan nie zrezygnuje z możliwości udzielenia reprymendy przy każdej okazji. Ale przebaczam panu tym razem, gdyż jestem wdzięczna za pomoc i obietnicę milczenia.

- Wierzę, że będzie mi pani nadal wdzięczna.

- Jestem pewna, że tak.

Kierowana nagłym impulsem, Augusta wróciła do biurka i zatrzymała się przed hrabią. Wspięła się na palce i pocałowała go lekko w policzek. Graystone stał jak wykuty w skale, jednak Augusta czuła, że wstrząsnęło to nim do głębi, i nie odmówiła sobie cichego chichotu.

- Dobran...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin