Jak grom z jasnego nieba- Camp Candace.pdf

(887 KB) Pobierz
42226922 UNPDF
Prolog
Londyn 1871
Charity zaplanowała szczegółowo swoją eskapadę.
Najważniejsze, żeby nikt nie zauważył jej wyjścia z domu, nawet służba ani jej siostra Serena,
ponieważ mogliby zawiadomić rodziców. Uważaliby, oczywiście, że robią to dla jej dobra – dobrze
wychowana młoda dama nie powinna spacerować bez przyzwoitki po ulicach Londynu, jeśli nie chce
narazić się na utratę reputacji. Nikt, nawet jej dobrotliwy, kochający ojciec, nie usprawiedliwiłby takiego
zachowania. Nie przyjęliby do wiadomości jej tłumaczeń, że skoro upewniła się, iż nikt z wytwornego
towarzystwa jej nie widział, nie mogła zaszkodzić swej reputacji. Co gorsze, próbowaliby wyciągnąć z
niej za wszelką cenę, dlaczego opuściła rankiem dom ciotki Ermintrudy, nie biorąc z sobą nawet
pokojówki.
A tego właśnie nie mogła zdradzić, ponieważ, o ile spacerowanie bez przyzwoitki spokojnymi,
eleganckimi ulicami Mayfair było naganne, to jej zamiary graniczyły wręcz ze skandalem towarzyskim.
Po długim namyśle Charity zdecydowała że najlepiej będzie, jeśli wymknie się z domu zaraz po
śniadaniu. Matka i siostry z pewnością wciąż jeszcze będą spały, ponieważ z powodu ciągłych przyjęć, na
które chodziły od czasu przyjazdu do Londynu w celu debiutu towarzyskiego Sereny i Elspeth,
przystosowały się do trybu życia w wielkim mieście – balowały do północy albo i później, a potem spały
do południa. Nie zauważą więc jej wyjścia – miała nadzieję, że zdąży wrócić, nim się obudzą. A ojciec,
który wstawał wcześnie, podobnie jak ona, wybierze się na swój codzienny spacer zaraz po śniadaniu.
Nikt ze służących, zajętych swoimi obowiązkami, nie będzie się zastanawiał, gdzie ona się podziewa,
jeśli tylko nie zauważą, że wymyka się sama za drzwi.
Gdy więc zjadła śniadanie, a ojciec wyszedł na spacer, przekradła się ostrożnie na dół, z czepkiem
w ręku i rozejrzawszy się dokoła, by upewnić się, że nie ma w pobliżu nikogo ze służby, czmychnęła
przez frontowe drzwi. Wcisnęła czepek na głowę i zbiegła lekko po schodkach na ulicę, rozglądając się
znów, czy nikt jej nie śledzi. Przywołała dwukołową dorożkę i po kilku minutach znalazła się przed
rezydencją Dure'a, wysokim, imponującym budynkiem w stylu georgiańskim.
Zapłaciła dorożkarzowi i weszła po schodkach, prowadzących do frontowych drzwi, jak gdyby
robiła to codziennie. Zdawała sobie sprawę, że jeśli człowiek czuje się niepewnie, powinien postępować
tak, żeby sprawiał wrażenie osoby wiedzącej dokładnie, czego chce. Podniosła błyszczący mosiężny
pierścień w pysku lwa, który służył za kołatkę, i opuściła go w dół z głośnym stukiem.
Drzwi otworzył wysoki, chudy jak szkielet służący. Miał tak wyniosłą minę, że Charity pomyślała,
iż musi być z pewnością kamerdynerem. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej wyniosłe, gdy zobaczył
Charity, stojącą w progu samą, w niemodnej sukience.
– Słucham? – spytał, unosząc brwi z miną, która nie pozostawiała wątpliwości co do jego opinii na
temat wychowania Charity oraz celu jej wizyty w progach hrabiego Dure'a.
42226922.002.png
Charity uniosła brodę do góry i odwzajemniła mu się równie chłodnym spojrzeniem. Nie na darmo
wśród jej przodków znajdowali się hrabiowie i książęta. Nie zamierzała pozwolić służącemu, żeby
mierzył ją wzrokiem.
– Jestem hrabianka Charity Emerson – powiedziała, naśladując udatnie arystokratyczny ton matki.
– Przyszłam zobaczyć się z lordem Dure. Może zechcecie mnie zaanonsować?
Zobaczyła, że mężczyzna się zawahał, wiedziała, że walczy z pragnieniem, by ją natychmiast
wyrzucić. Była jednak, pewna, że nazwisko Emerson jest mu znane i nie chce brać na siebie
odpowiedzialności za odprawienie jej.
Cofnął się wreszcie niechętnie, wpuszczając ją i powiedział:
– Jeśli zechce panienka uprzejmie zaczekać, sprawdzę, czy jego lordowska mość jest w domu.
Charity orientowała się, że jest to eufemizm, którym kamerdyner posłużył się, by nie powiedzieć,
że idzie po prostu zapytać lorda Dure'a, czy ten zechce zobaczyć się z bezczelną dzierlatką, która zjawiła
się w jego progach bez zapowiedzi i bez opieki. Charity rozejrzała się po obszernym holu, wyłożonym
białym marmurem, skąd prowadziły na górę eleganckie szerokie schody rozgałęziające się na półpiętrze.
Właśnie po tych schodach wszedł miarowym krokiem szef służby, by po kilku minutach wrócić i,
skłoniwszy się lekko, oznajmić: – Jeśli panienka zechce udać się za mną...
Pod Charity dosłownie ugięły się kolana. Nie uświadamiała sobie do tej chwili, w jakim napięciu
czekała na decyzję hrabiego, bojąc się, że jej nie przyjmie i że cała eskapada pójdzie na marne.
Chwytając z trudem oddech, posłusznie weszła za kamerdynerem po schodach, a następnie do
wygodnego gabinetu,
– Hrabianka Charity Emerson – zaanonsował ją, po czym wyszedł, zostawiając Charity samą
twarzą w twarz z Simonem Westportem, hrabią Durę.
Siedzący przy biurku hrabia wstał na jej widok. Pomyślała, że jest niebezpiecznym mężczyzną.
Wszyscy zresztą zgodnie tak twierdzili. Nazywali go Diabłem Durę. Patrząc na niego teraz,
potrafiła zrozumieć zasłyszane wcześniej plotki. Był postawny, chłodny, groźny. Imponujący i
onieśmielający od czubka lwiej grzywy aż po twarde napięte mięśnie ramion, klatki piersiowej i ud,
których nie maskował nawet doskonały krój ubrania. Gładko ogolona twarz nie zdradzała żadnych uczuć.
Regularne, surowe rysy sprawiały wrażenie, jak gdyby były wykute w granicie. Oczy miał osobliwego
ciemnego koloru, coś pośredniego między zielenią głębokiego, mszystego jeziora a szarością łupka.
Przeszywały ją teraz lodowatym, ostrym spojrzeniem, pod którym czuła się jak motyl przyszpilony do
ściany, trzepocący bezradnie skrzydełkami.
Charity zaschło w ustach. Może przyjście tutaj było jednak zbytnim ryzykiem?
– Słucham, panno Emerson – powiedział hrabia, przyglądając się jej chłodnym wzrokiem. – Czym
mogę pani służyć?
42226922.003.png
Charity skrzyżowała ramiona. Nigdy w życiu przed niczym nie uciekała i nie zamierzała robić
tego teraz. Poza tym stawką w tej grze było szczęście jej siostry.
– Przyszłam poprosić – powiedziała prosto z mostu – żeby ożenił się pan ze mną.
42226922.004.png
Rozdział 1
Nastąpiła chwila pełnego konsternacji milczenia. Hrabia Durę wpatrywał się w Charity
zdumionym wzrokiem.
Zdziwił się już wcześniej, gdy jego kamerdyner, Chaney, przyszedł z wiadomością, że na dole
czeka Charity Emerson. Wiedział, że Charity jest siostrą Sereny, choć nigdy dotąd jej nie spotkał. Był
nieco zaintrygowany, ponieważ nie bardzo potrafił sobie wyobrazić, co mogło ją sprowadzić w progi jego
domu. Mimo że od kilku tygodni krążyły pogłoski, iż zamierza oświadczyć się Serenie, nie był jeszcze w
żaden sposób związany z Emersonami, a wizyta młodej kobiety w domu nie spokrewnionego z nią
mężczyzny groziła jej katastrofą towarzyską.
Gdy Charity weszła do gabinetu, przeżył kolejne zaskoczenie – oto spodziewał się zobaczyć
podlotka w wieku szkolnym, a nie najwyraźniej dorosłą kobietę w rozkwicie młodzieńczej urody. Stało
się dla niego całkiem jasne, czemu zostawiono Charity z młodszymi siostrami, zamiast wprowadzić ją w
świat wraz z Sereną i Elspeth. Jej doskonała figura i olśniewająca uroda usunęłyby obie siostry w cień.
Gdy się jej przyglądał, poczuł natychmiastową reakcję swego ciała.
Jej słowa odebrały mu na chwilę mowę. Wreszcie odkaszlnął i spytał:
– Słucham?
Charity spłonęła rumieńcem, zdając sobie sprawę, jak bezceremonialnie zabrzmiały jej słowa.
– To znaczy, chciałam powiedzieć... Zdaje się, że poszukuje pan żony?
Hrabia uniósł brwi. Jeśli nawet był zaskoczony, to zachował absolutnie kamienną twarz.
– Wątpię, żeby to była pani sprawa, panno Emerson, ale, owszem, zamierzam się wkrótce ożenić.
Ponieważ zmarł mój dziadek, moim obowiązkiem jest spłodzenie dziedzica majątku.
– Właśnie dlatego tu jestem.
– Innymi słowy, proponuje pani swoją kandydaturę?
Charity zaczerwieniła się jak piwonia. Od początku do końca powiedziała nie to, co chciała. Jej
zamiarem było rzeczowe, spokojne przedstawienie całej sprawy, ale, jak często jej się zdarzało, słowa
zdawały się same płynąć z jej ust.
– Ja nie... – Już miała na końcu języka jakąś ciętą ripostę, powstrzymała się jednak. – No cóż, w
pewnym sensie... ale nie tak, jak pan to insynuuje.
– Doprawdy? – W ciemnych oczach rozbłysły iskierki rozbawienia. – Czy mógłbym wobec tego
poznać pani ofertę? – spytał znacząco.
W jego głosie zabrzmiały tajemnicze nuty, które sprawiły, że Charity poczuła, jak przechodzą ją
ciarki. Wiedziała, że powinna się obrazić, ale tembr jego głosu sprawił, że nogi zrobiły jej się miękkie jak
z waty i nie mogła nawet odczuwać oburzenia.
42226922.005.png
Wyprostowała się, przypominając sobie, jaki jest cel jej wizyty. – Wszyscy mówią, że zamierza
pan ożenić się z moją siostrą. Nawet tatuś mówił wczoraj mamie, że prawdopodobnie wkrótce się pan
zdeklaruje.
– Doprawdy? – Kąciki warg hrabiego zadrgały.
– Tak. Gdy to usłyszałam, zrozumiałam, że muszę natychmiast przystąpić do działania.
– Zaiste? Do jakiego, na przykład?
– Postanowiłam poprosić pana, żeby zamiast z Sereną ożenił się pan ze mną.
– Próbuje pani wejść w paradę siostrze?
– Ależ nie! – przeraziła się Charity. – Skądże! Sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie wolno panu
myśleć, że uczyniłabym cokolwiek, co mogłoby zranić Serenę. Wręcz przeciwnie. Wybawiam ją z
opresji.
– Z opresji? To znaczy, małżeństwa ze mną? Hrabia zmarszczył brwi. – Nie miałem pojęcia, że to
taki dopust boży. Prawdę mówiąc, wydawało mi się, że panna Serena wydaje się absolutnie... ach, dajmy
temu spokój.
– Ależ ma pan rację – zapewniła go z powagą Charity. – Serena zdaje sobie sprawę, że poślubienie
pana jest jej obowiązkiem, a ona zawsze wypełnia swoje obowiązki wobec rodziny. Z pewnością wyjdzie
za pana, jeśli ktoś nie uczyni czegoś, by ją powstrzymać, i będzie nieszczęśliwa do końca życia!
Nastąpiła chwila milczenia, po czym hrabia Durę rzekł z zadumą:
– Nie uświadamiałem sobie, jakim będę fatalnym mężem.
Charity zaczerwieniła się jak piwonia, dotarło bowiem do niej, jak nietaktowne były jej słowa.
– Bardzo... bardzo przepraszam, nie chciałam wcale powiedzieć, że małżeństwo z panem może
kogoś unieszczęśliwić... naprawdę, przecież gdyby tak było, nie zaproponowałabym swojej kandydatury
na jej miejsce. Obawiam się, że nie jestem aż tak bezinteresowną osobą. Skrzywiła się lekko, jak gdyby
zastanawiała się nad tą swoją wadą. – Bez wątpienia Serena zrobiłaby to samo dla mnie, ale ona i tak jest
zdecydowanie wartościowszym człowiekiem.
– Uznałem, że wykracza ponad przeciętność – przyznał Simon z iskierkami rozbawienia w oczach,
co zaskakująco zmieniło wyraz jego twarzy. – Dlatego właśnie zamierzałem jej się oświadczyć.
– Ale nie jest pan w niej zakochany, prawda? – spytała z niepokojem Charity. – Serena uważa, że
tak nie jest. Wymieniali z papciem uwagi, że nie chodzi panu o miłość małżeńską. To prawda, czyż nie?
– Owszem, to prawda, że chodzi mi raczej o rozsądny układ. Raz w życiu byłem zakochany i nie
mam zamiaru wkopać się jeszcze raz. Obawiam się jednak, że wciąż nie rozumiem, czemu...
– No cóż, nie chodzi o to, że Serena boi się pana. Wcale nie... a jeśli, to najwyżej odrobinę.
– Kamień spadł mi z serca.
Charity spojrzała na niego i widząc figlarne błyski w jego oczach, uśmiechnęła się z ulgą.
42226922.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin