Tadeusz Kostecki - Czerwony diabeł.rtf

(15191 KB) Pobierz

Tadeusz Kostecki

(Krystyn T. Wand)

Łomianki 2009

 

 

I. PRZYGODA PAŃSTWA WESTERBYCH

- Ależ mówię ci, Zosiu, nie ma najmniejszego niebezpieczeństwa. W głosie Jima Westerbyego brzmiała perswazja, nie zdołał jednak uspokoić żony, która, pobladła z przerażenia, rozglądała się podejrzliwym wzrokiem po okolicy, wycierając co chwila rękawiczką zakurzoną szybę samochodu.

Dopiero rok minął, jak Jim przywiózł ją wprost z Harvardu w te dzikie okolice. Pomimo całej miłości do męża nie mogła dotychczas nabrać do nich zaufania.

Od chwili zaś, gdy na horyzoncie pojawiła się straszliwa postać bandyty, zwanego Czerwonym Diabłem, nie miała już ani chwili spokoju. Cóż zresztą w tym dziwnego? Bandyta ten, spadając na ludzi jak jastrząb na łup, siał wokół powszechne przerażenie. A przecież i bez niego dosyć było rozmaitych drobnych opryszków, czyhających na spokojnych obywateli Pogranicza.

- Sam chyba w to nie wierzysz - zwróciła ku niemu twarz, której jeszcze górski wiatr nie zdążył nadać tej trwałej złocistej opalenizny, właściwej wszystkim przebywającym dłuższy czas w tych stronach.

- Czemu miałbym nie wierzyć? - zapytał, udając zdziwienie. Jednak od czasu do czasu zerkał ukradkiem za przydrożne kamienie. Ostatecznie Czerwony Diabeł należał do postaci całkiem realnych.

- Na pewno nie wierzysz - upierała się. - Chcesz mnie tylko uspokoić. Bo jakże inaczej mógłbyś twierdzić, że nie ma niebezpieczeństwa w okolicy, gdzie grasuje ten bandyta.

- Zaraz grasuje - machnął lekceważąco ręką. - Dlaczego miałby napadać właśnie na nas?

- Ponieważ wieziemy pieniądze, dużo pieniędzy - powiedziała dobitnie. Odwrócił głowę, udając wpatrzonego w szosę. Tak, miała rację. To był powód zupełnie wystarczający do zwabienia Czerwonego Diabła. Wieźli około trzydziestu tysięcy dolarów, uzyskanych w Luisville, jako pożyczkę na hipotekę ich rancza. Gospodarstwo w ostatnich czasach przynosiło same straty.

- Zgoda - powiedział, pochylając się nad kierownicą. - Ale niby skąd miałby się dowiedzieć o pieniądzach?

- Mówisz, jakbyś pierwszy raz był na Pograniczu - zawołała drżącym ze zdenerwowania głosem. - Wiesz przecież, że on ma wszędzie informatorów.

Była już bliska płaczu.

Zamilkł. Cóż zresztą miał jej na to odpowiedzieć? To, co mówiła, było niewątpliwą prawdą. Czerwony Diabeł spadał tylko na pewny łup i nie można było zagwarantować, że urzędnik wypłacający w banku pieniądze nie należał do jego ludzi.

Sięgnął dyskretnym ruchem do skórzanej torby przytwierdzonej do drzwiczek samochodu. Ruch ten jednak nie uszedł uwagi bacznie obserwującej go żony.

- I jeszcze na dodatek to! - zawołała na wpół z płaczem, wskazując wystającą z torby rękojeść wielkokalibrowego rewolweru. - Wyrzuć to świństwo przez okno. Nie masz chyba zamiaru walczyć z całą bandą Czerwonego Diabła?

Nie była tchórzem, ale od paru miesięcy ludzie mieli tu obsesję na temat Czerwonego Diabła, tu trzeba było się bać.

Chciał jej coś odpowiedzieć, ale w tej chwili z całą uwagą musiał się zająć hamulcem. Niemal tuż przed maską wyrosła niespodziewanie olbrzymia fura siana, zamykająca całą szerokość szosy. Zajęty rozmową nie zauważył jej dotychczas, nawierzchnia zaś drogi była po niedawnym ulewnym deszczu dość śliska i trzeba było uważać. Zdołał jednak wyhamować w chwili, gdy maską prawie dotykał już mokrego ładunku.

- No... - zwrócił się, odetchnąwszy z ulgą, do żony i zamilkł w nagłym osłupieniu. Przez okna ze wszystkich stron zajrzały do wnętrza samochodu lufy rewolwerów.

A więc zasadzka - skonstatował spokojnie w duchu. Za wozem ukryli się bandyci. Przyjrzał się im uważnie, nie na wiele się to jednak zdało. Twarze napastników zakrywały maski.

- Cóż - zwrócił się uspokajająco do żony - wpadliśmy, ale nie ma się czego bać, pieniądze rzecz nabyta, a nie mają w końcu żadnego powodu, by nas mordować.

Nie odpowiadała, siedząc nieruchomo, zesztywniała z przerażenia. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczyma w wycelowane rewolwery.

W tej chwili otworzyły się drzwiczki i obca ręka w cienkiej zamszowej rękawiczce pewnym ruchem sięgnęła do skórzanej torby, wyjmując z niej ciężki pistolet. No - pomyślał...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin