Diana Palmer - Słodka niewola (tom 30).pdf

(592 KB) Pobierz
Diana Palmer - S³odka niewola
24842026.001.png
DIANA PALMER
SŁODKA NIEWOLA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Libby Collins spojrzała z niedowierzaniem na Janet. W Ŝaden sposób nie mogła pojąć,
po co macocha zaprosiła do domu agenta nieruchomości. Ojciec zmarł przecieŜ zaledwie
przed dwoma tygodniami, a wspomnienia były wciąŜ jeszcze tak bolesne, Ŝe Libby co
wieczór płakała w poduszkę przed zaśnięciem. Curt, jej brat, był równie przygnębiony jak
ona. Ale cóŜ w tym dziwnego, ich ojciec, Riddle Collins, był naprawdę wyjątkowym
człowiekiem, wesołym, inteligentnym i otwartym na wszystkich i wszystko. A do tego nigdy
nie chorował. Tym większym zaskoczeniem, a raczej szokiem, była dla wszystkich jego nagła
śmierć. I to z powodu serca.
- On i atak serca? Coś tu się nie zgadza, moi drodzy - twierdził z uporem najbliŜszy
sąsiad, Jordan Powell, kręcąc przy tym podejrzliwie głową. - Nie chciałbym niczego
sugerować, ale czy przypadkiem Janet nie maczała w tym swoich paluchów?
Libby rozejrzała się wokół w poszukiwaniu brata. MoŜe juŜ wrócił? Wiedziała, Ŝe
miał dziś sporo pracy na ranczu i Ŝe przyjedzie późno, ale nagle zapragnęła go zobaczyć. Tak
bardzo chciała, by był przy rozmowie z tym facetem, który naradzał się właśnie z Janet. Zza
rogu dobiegał jego donośny głos. Podeszła więc bliŜej, uwaŜając jednak, by jej nie do-
strzeŜono, i zaczęła przysłuchiwać się toczącej się rozmowie. Ona i Curt kochali rodzinne
ranczo podobnie jak ojciec. Byli z tym miejscem bardzo, ale to bardzo związani. NaleŜało
zresztą do Collinsów juŜ od wielu pokoleń i Libby nie wyobraŜała sobie, by kiedykolwiek
mogła Ŝyć gdzie indziej.
- Więc sądzi pan, Ŝe niełatwo będzie znaleźć chętnych?
- Trudno powiedzieć, pani Collins, ale z drugiej strony Jacobsville gwałtownie się
rozrasta i z tego co wiem, sporo rodzin poszukuje domów na obrzeŜach miasta. Myślę jednak,
Ŝe rozsądnie byłoby dokonać podziału ziemi. Takie rozwiązanie będzie dla pani z pewnością
korzystniejsze finansowo.
Podziału ziemi? Libby nerwowo przeczesała palcami włosy. O czym on mówi?
Kolejna wypowiedź Janet rozwiała jej wątpliwości.
- Chcę sprzedać tę farmę jak najszybciej i wyjechać.
Wyjechać? Libby była w szoku. Jak to? Dopiero co pochowali ojca, który kochał to
miejsce ponad wszystko, a juŜ mają się stąd wynosić? Czemu los był aŜ tak okrutny i zsyłał
jej cios za ciosem? PrzecieŜ Janet powinna być w rozpaczy - zmarł jej mąŜ, z którym zdąŜyła
24842026.002.png
przeŜyć zaledwie dziewięć miesięcy, a tymczasem myśli wyłącznie o pieniądzach. Na litość
boską, o co w tym wszystkim chodzi!?
- Zrobię, co w mojej mocy, pani Collins. - Libby usłyszała znowu głos agenta. - Ale
musi pani zrozumieć, Ŝe mamy ostatnio pewną stagnację w handlu nieruchomościami. Dziś
nie sprzedaje się ich tak łatwo i szybko jak dawniej. Nie mogę pani obiecać, Ŝe uda mi się
przeprowadzić błyskawiczną transakcję, nawet gdybym tego bardzo chciał.
- No cóŜ, proszę zatem informować mnie o wszystkim na bieŜąco.
- Oczywiście, pani Collins, oczywiście.
Libby ruszyła pędem przed siebie. Serce waliło jej jak młot. śeby mnie tylko nie
zauwaŜyli, powtarzała w myślach, oglądając się raz po raz. Na szczęście macocha i agent
wciąŜ byli zajęci rozmową. Ustalali szczegóły sprzedaŜy rancza. Ich rancza. Jej rancza! Jak to
moŜliwe, Ŝe Janet tak beznamiętnie podchodzi do tej sprawy? W głowie Libby kłębiło się
tysiące sprzecznych myśli. Musiała z kimś o tym porozmawiać, potrzebowała czyjejś
pomocy, czyjegoś wsparcia. Na szczęście wiedziała, gdzie moŜe pójść. Jak to dobrze, Ŝe
Jordan Powell mieszkał tak blisko. W tej sytuacji był najbardziej odpowiednią osobą, jaką
moŜna było sobie wyobrazić.
Nim dotarła do brukowanej drogi, usłyszała w oddali warkot silnika - najpierw
jednego, potem drugiego. Odwróciła się jeszcze raz i zobaczyła, Ŝe spod domu odjeŜdŜają oba
samochody, zarówno ten naleŜący do agenta nieruchomości, jak i mercedes Janet.
Do rancza Jordana zostało jej jeszcze jakieś dziesięć minut drogi wiodącej pośród
niekończących się pastwisk ogrodzonych białymi płotami. Stada ciemnego, niemal
bordowego bydła leniwie przechadzały się po łąkach, całymi godzinami skubiąc soczystą
trawę. Wszystkie naleŜały do znakomitej rasy, a jeden byk był wart około miliona dolarów.
Hodowla bydła stanowiła największą pasję Jordana i prawdopodobnie właśnie dlatego osiągał
tak duŜe sukcesy. Prowadził interesy z farmerami na całym świecie. Znany był z tego, Ŝe nie
stosuje w produkcji ani hormonów, ani antybiotyków, ani Ŝadnych innych środków
chemicznych, a jego bydło ma idealne warunki do Ŝycia. Pomieszczenia, w których
przebywały zwierzęta, przypominały raczej luksusowy hotel niŜ oborę dla bydła.
Jordan zaczynał jako kowboj, syn farmera hobbysty, który poślubił córkę niezwykle
zamoŜnych ranczerów. Ci jednak, gdy dziewczyna nie chciała ulec ich rodzicielskiej woli i
porzucić niefortunnego wybranka swego serca, wyrzekli się jej i nie zapisali ani centa. W
spadku dostała jedynie ranczo, na którym Jordan gospodarował do dziś. Po nagłej śmierci
matki jego ojciec, mający i tak juŜ powaŜne problemy z alkoholem, zniknął bez śladu. Nikt
nie wiedział, co się z nim stało. Jednak Jordan znalazł w sobie siłę, by wziąć się z Ŝyciem za
24842026.003.png
bary. Wiedział, Ŝe inaczej skończy jak ojciec. Zatrudnił się na duŜym, bogatym ranczu Duke'a
Wrighta, a w wolnych chwilach przyglądał się zawodom rodeo. Z czasem i on stał się
zawodowcem, czego dowodem były liczne trofea, które w krótkim czasie udało mu się
zgromadzić, i spora suma pieniędzy. Mimo Ŝe był młody, wiedział, co jest w Ŝyciu waŜne.
Nie przepuszczał zarobionych pieniędzy, lecz systematycznie spłacał zadłuŜoną hipotekę
odziedziczoną po ojcu. Następnie zakupił jednego byka znakomitej rasy, a wkrótce potem
doszły do tego rasowe jałówki i tak to się zaczęło. Studiował z pasją genetykę i korzystał z
praktycznych porad pewnego starego farmera z okolicy, który w sprawie hodowli
rozpłodowej nie miał sobie równych. Zwierzęta Jordana były prawdziwymi okazami, wkrótce
zaczął więc zgarniać międzynarodowe nagrody. To nie była łatwa droga, raczej długa i
ciernista, ale lata cięŜkiej pracy i wyrzeczeń przyniosły oczekiwane efekty. Z tego, co mówił
Curt, kwestia „rozmnaŜania" była Jordanowi w ogóle bardzo bliska, takŜe w Ŝyciu
prywatnym. Podobno miał całe zastępy kobiet, które lgnęły do niego jak pszczoły do miodu.
Libby wprost uwielbiała jego utrzymane w hiszpańskim stylu ranczo, nieskazitelnie
białe mury i przecudne, kute z Ŝelaza bramy i ogrodzenie. Na podjeździe, w samym środku
stała wspaniała, rzeźbiona fontanna, w której Jordan hodował złote rybki i inne egzotyczne
gatunki wodnych stworzeń. Tak jak wszystko, co naleŜało do niego, tak i one miały idealne
warunki do egzystencji. Ranczo Jordana było miejscem jedynym w swoim rodzaju, jak ze
snu, jak z bajki o zaczarowanym królestwie.
Mimo bogactwa i komfortu, w których Ŝył, Jordan nigdy nie dąŜył do załoŜenia
rodziny. Wszyscy w okolicy mówili, Ŝe zbyt kocha swoją wolność, Ŝeby się Ŝenić.
Libby podeszwa do drzwi wejściowych i nacisnęła dzwonek. Dopiero potem
przyjrzała się sobie i zrobiło się jej trochę głupio - wyblakłe dŜinsy i stara koszulka, a do tego
ubłocone buty i przybrudzona drelichowa kurtka. Ach, to nic, pomyślała, nie muszę wyglądać
atrakcyjnie, jakie to ma znaczenie w tej sytuacji.
Tak bardzo tęskniła za ojcem. Nie mogła mu wybaczyć, Ŝe odszedł teraz, kiedy ona i
Curt próbowali przyzwyczaić się jakoś do jego nowej Ŝony. A tu proszę, ledwo Riddle został
pochowany, macocha natychmiast zaczęła walczyć o jego posiadłość i polisę
ubezpieczeniową. A było o co się bić. Polisa opiewała w końcu na ćwierć miliona dolarów.
Wprawdzie pieniądze zostały zapisane na Janet, ale z przeznaczeniem na dom i ranczo.
Tymczasem Janet, gdy tylko zwąchała kasę, zaczęła szastać pieniędzmi na lewo i prawo, nie
zwaŜając na niezapłacone rachunki ani na nich - dzieci Riddla. Wychodziła z załoŜenia, Ŝe
oboje są silni, zdrowi i zdolni do pracy. A poza tym, jak by nie było, mieli w końcu dach nad
głową i o nic nie musieli się troszczyć. Przynajmniej póki co. Bowiem wkrótce po ślubie
24842026.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin