Davis Suzannah - Lekarka i kowboj.pdf

(526 KB) Pobierz
Davis Suzannah - Lekarka i kowboj
SUZANNAH DAVIS
Lekarka
i kowboj
Tytuł oryginału:
Dr. Holt and the Texan
104878571.001.png 104878571.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Cześć, skarbie.
Niepokojące brzmienie męskiego głosu zatrzymało doktor
Mercedes Lee Holt w miejscu. Stała w izbie przyjęć szpitala
Johna Petera Smitha w Fort Worth. Mężczyzna na wózku miał
błyszczące ciemne oczy i zakrwawiony bandaż na skroni.
Jednym rzutem oka oceniła krucze włosy, czarną koszulę
z zatrzaskami, rozpiętą i odsłaniającą fragment męskiej piersi
oraz mistrzowską klamrę rozmiarów naleśnika u pasa. Zaku-
rzone kowbojskie buty wraz ze - wielki Boże! - srebrnymi
ostrogami zwisały z jednego końca leżanki. Umazana błotem
i krwią twarz rozjaśniła się porozumiewawczym uśmiechem.
O Boże, znowu jedna z tych nocy!
W myślach, skarciła się za to, że zabrakło jej czasu, by się
starannie uczesać. Wobec tempa pracy w izbie przyjęć, cza-
sem czuła się tak, jakby miała sześćdziesiąt sześć, a nie trzy-
dzieści trzy lata. Ale zawsze znalazł się jakiś podrywacz, któ-
ry uważał za zabawne flirtowanie ze zszywającą go lekarką.
Był sobotni wieczór, przed świętem Halloween, a do tego
pełnia. Cały personel szpitala był zmęczony i próbował sobie
radzić z masą czekających w poczekalni pacjentów.
Na pewno nie był jej teraz potrzebny jakiś dowcipniś.
- Nazywam się Holt. Jestem lekarzem - oznajmiła surowo.
Spojrzała na ciemnowłosą pielęgniarkę, która jej pomagała. -
Lila, co tu mamy?
- Urazy głowy, potłuczenia, możliwość wstrząsu...
- Daj spokój, skarbie - odezwał się mężczyzna. - Wiem,
że minęło sporo czasu, ale może jakiś mały całus dla starego
przyjaciela?
- Niezła wpadka, kolego. - Wyciągnęła latarkę z kieszeni
fartucha. - Zapisałeś numery tej ciężarówki, która cię tak za-
łatwiła?
- To nie wina Sidewindera. Stary byk robił, co do niego
należało. - Mężczyzna wzruszył ramionami. - Wytrzymałem,
na nim osiem sekund, zanim mnie zrzucił.
Podeszła bliżej i poświeciła mu w źrenice. Przygryzła war-
gi.
- Stockyards Rodeo, tak?
Wielka opalona dłoń chwyciła ją za przegub, na twarz
kowboja powrócił płomienny uśmiech.
- Jest pani zmienna, panno Mercy. Kiedyś lubiła pani ro-
deo.
- Na pewno się pan pomylił - oznajmiła lodowato. - Ja...
Mercy zamrugała. Od lat nikt jej tak nie nazywał. Była doktor
Holt, dla znajomych Lee, zresztą, i tak tylko z nielicznymi
była po imieniu. Lecz Mercy, imię z dzieciństwa i wczesnej
młodości, pozostawiła za sobą we Flat Fork, wiele lat i kilka
pęknięć serca temu...
Spojrzała w roześmiane, piwne oczy kowboja. Świat wokół
niej nagle zawirował, poczuła zawrót głowy. Wróciła pamię-
cią piętnaście lat wstecz. Teraz poznała tego mężczyznę, choć
był brudny i zakrwawiony. Wyraźne rysy jego twarzy były
wciąż znajome, wciąż drogie.
- Travis?- wykrztusiła.
Puścił jej rękę i położył się z powrotem.
- Najwyższy czas, niebieskooka - stwierdził z satysfakcją.
- Jak... dlaczego....? - Serce biło jej jak szalone. Potrafiła
powtórzyć tylko to, co oczywiste. - Travis King. Wielki Boże.
- Podać pani tacę? - spytała Lila.
Mercy oderwała wzrok od pacjenta i potrząsnęła głową.
- Co? A tak, oczywiście. Przepraszam. Pan King to mój
przyjaciel z lat dzieciństwa. Dawno się nie widzieliśmy,
prawda, Travis?
- Zbyt dawno, skarbie.
W tym niskim głosie nie było zwykłej kpiny, co ją zdziwi-
ło. Odwróciła wzrok, obawiając się tego, co mogła zobaczyć..
Kiedyś liczyła na Travisa Kinga niemal we wszystkim. Była
wtedy zakochana w Kennym Prestonie, najlepszym przyja-
cielu Travisa.
Ale potem wszystko się zmieniło.
Opanowała się, zanim owładnęły nią wspomnienia.
Ostrożnie
zdjęła zakrwawiony bandaż.
- Zobaczę, co sobie zrobiłeś, kowboju.
- Drobne potłuczenie. - Zbył kontuzję wzruszeniem ra-
mion, lecz nie potrafił powstrzymać mimowolnego grymasu. -
Próbowałem wytłumaczyć to pielęgniarzom przy arenie, ale
nie chcieli słuchać. Z trudem ich przekonałem, że nie potrze-
buję karetki.
- Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
- Nie narzekam - uśmiechnął się. - Właściwie to powinie-
nem wysłać im podziękowanie. Nie tylko wygrałem główną
nagrodę, ale dostałem się w ręce najpiękniejszej kobiety, jaka
urodziła się we Flat Fork. Ogólnie mówiąc, miałem dziś
szczęśliwy dzień.
Zerknęła na niego podejrzliwie.
- Czy przypadkiem nie próbujesz ze mną flirtować?
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Skarbie...
- Daj sobie spokój, Casanovo. Widzę, że wcale się nie
zmieniłeś. A ja już od dawna nie jestem zwariowaną fanką
rodeo. -Zmarszczyła brwi, widząc nierówne rozcięcie, bie-
gnące od skroni aż do linii włosów, z rany wolno sączyła się
krew. - Solidnie oberwałeś. Ile widzisz palców?
- Palców? Jakich palców?
- Proszę zamówić rentgen dla pana Kinga - zwróciła się
Mercy do pielęgniarki. - Pełne prześwietlenie głowy.
- Zaraz, przecież żartowałem! - protestował, klnąc pod
nosem, gdy pielęgniarka przecierała mu twarz i czyściła ranę.
- Nie ma żartów przy takich obrażeniach, Travis -
oświadczyła surowo. - Głowa cię boli?
- Trochę - przyznał.
- Dostaniesz środek przeciwbólowy. Zdejmij koszulę, zo-
baczę, jak wygląda bok. Nadepnął na ciebie?
- To tylko siniak - mruknął.
- Pozwól, że ja to osądzę.
Travis spojrzał na nią kpiąco.
- No, .no, no. Panna Mercy dorosła i rozstawia wszystkich
po kątach. Kto by pomyślał?
- Nie zaczynaj ze mną - odparła swobodnie. -Ja tu teraz
rządzę.
Z demonstracyjną niechęcią zsunął rękawy i podał jej ko-
szulę. Mercy rzuciła ją na pobliskie krzesło, gdzie leżał już,
rondem do góry, znoszony filcowy kapelusz. Takie położenie
dyktowały kowbojskie przesądy - żeby szczęście się nie wy-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin