Falzmann Robert - Cybercop 1.rtf

(275 KB) Pobierz
Tomasz Pacyñski



M. Robert Falzmann

 

CYBERCOP cz. I

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie ma nic gorszego niż cyborg.

Zwłaszcza zepsuty i oszalały.

Wiem coś o tym.

Z zawodu jestem łowcą cyborgów.

 

Dlatego niektórzy nazywają mnie...

 

C Y B E R C O P

 

 

 

Published <on_line> by

The Polish Science Fiction Magazine 

FAHRENHEIT   

http://projekt.rej.com.pl/f/

all rights reserved

 

 

Underground edition - bez cenzury

 

 

 

 

 

W S T Ę P

 

 

Wpierw odebrali mu pamięć i po tym zabiegu nie wiedział już nic, tak o sobie, jak o własnej przeszłości.

Dalej, zabrali mu rzeczy, osobiste drobiazgi, nawet medalion jaki dostał na chrzcie. Wszystko, co mogło obudzić zamrożone wspomnienia, aktywować asocjacje i przywrócić część pamięci.

A w końcu, wywożąc poza Ziemię porzucili na Marsie, w tajnej akademii Space Marines, robiąc z dziecka ewidencyjny numer.

W tym czasie, Max miał dwanaście lat i żadnego pojęcia o losie kadeta SM. Co i tak nie miało znaczenia. Z odpowiednim implantem pamięci oraz programem mógł udawać każdego lub być każdym...

Do czasu...

 

***

- Kadet Max Norton? - lekarz będący zarazem katem patrzył na pobitego pacjenta - ...ciekawy wypadek. My sprawdziliśmy twoje kryształy i tam nie ma nawet śladu walki. Zupełnie tak jak byś nie pisał do pamięci... a ty piszesz wszystko, nawet we śnie. Więc?!

- Nie mam pojęcia - wykrakał Max - nawet nie wiem jak się nazywam i kim jestem.

- A tak, to możliwe - lekarz wstrzyknął mu ampułkę z cekinem klasy Memo 6000 - a teraz? ....kim jesteś?

- Ofiarą pobicia - smutno ocenił Max - to musiał być pulser magnetyczny lub...

- Tyle to i my się domyślamy - lekarz był wściekły - jak? Powiedz mi jak do tego doszło?!

- ... sorry - Max zwymiotował na szpitalne łóżko - ale nie wiem!

Pierwsze udane kłamstwo i unik w szponach systemu... typowy dla buntu nastolatka. Bardzo sprytnego i zdolnego...

Max wiedział.

 

***

 

- Wasze nazwisko?

- Max Norton.

- Urodzony?

- Methanex City, rok 26 od czasu Rewolucji.

- Więc jesteś klonem, a my zabraniamy...

- Precz z Mecho! Niech żyje Biolo!

- Ładny program. Kto to pisał?

- Ja sam. Czy mogę już wyłączyć się z symulatora? Swędzi mnie pod włosami. Cekiny Intela bolą.

- Weźmiemy to pod uwagę. Brawo! Eksperyment jest sukcesem. Tak, proszę, możesz wyłączyć czytnik... mój, mój, ty gdybyś chciał, to mógłbyś być prymusem.

- Może i mógłbym - Max nie udawał skromnego. On był więcej niż dobry. On był najlepszy z całego roku. Ale o tym nie wiedział nikt.

Max wolał udawać, że nie jest.

Tak było bezpieczniej.

 

***

 

- Wasze nazwisko?

- Max Norton.

- Urodzony?

- Ziemia, nie, w tranzycie, nie, Mars, nie, klon, nie, umarłem, nie, nie, nie, nie, nie.... nie wiem...

- I o to chodzi, kadecie Norton. O to nam chodzi. A teraz powiedzcie nam, dlaczego nielegalnie grzebaliście w plikach i folderach Archiwum SM, bez zgody przełożonych?

- Nie wiem. Ktoś mi kazał. Nie wiem. Ktoś mi kazał. Nie wiem. Ktoś...

- Amnezja po szoku - jeden z lekarzy pokazał twardy wydruk ze skanera - proszę zobaczyć tutaj... nadal są ślady echa impulsu elmagu. On dostał się w pole rażenia emitera, lub... został porażony prądem.

- Wiemy, został wykasowany.

- Ba, żeby tylko to... proszę zobaczyć zdjęcia rentgenowskie.

- Widzieliśmy. Szerokie i silne uszkodzenia implantów... pan chce coś nam zasugerować wskazując te uszkodzenia?

- Tak. Moim zdaniem kadet Norton próbował się zabić, a ściślej, zabić swój obecny program. Moim zdaniem, Max próbował wrócić sam do siebie i tego czym i kim naprawdę jest.

- Samobójstwo Pamięci to nadzwyczaj delikatna sprawa, hmm... - drugi lekarz miał widoczny implant za uchem i siedział na inwalidzkim wózku - nie, nie wierzę. Raczej ktoś z zewnątrz próbował go oczyścić i wykasować do poziomu warzywa włącznie.

- Błąd panie kolego - pierwszy lekarz był uparty - Norton zrobił to sam.

- Chyba, że jest wariatem - drugi lekarz zbył pierwszego kpiącym parsknięciem i machnięciem dłoni - nikt normalny nie zabija własnej pamięci a Space Marines są normalni, gwarantowane.

- Być może nasze testy i nasze sita nie zatrzymują lub pokazują bardziej zaawansowanych przypadków neurozy.

- Bzdura. Nasze testy i sita są najlepsze z możliwych. Gorzej z naszą wewnętrzną ochroną i zewnętrzną Security.

- Do czego pan pije profesorze? - zdenerwował się major.

- Do czegoś oczywistego jak słoneczna flara. Mamy przeciek informacyjny w dziele komputerowym, lub... obcego kreta we własnych szeregach.

- Raczej to pierwsze - zaopiniował ktoś z komisji - od roku próbujemy upolować łamaczy naszych kodów.

- Space Corps mają bardzo dobrych deszyfratorów - podpowiedział major żandarmerii, tutaj przewodzący całemu zebraniu jako deputowany dyrektor akademii - ale my też...

- To co robimy? - pierwszy lekarz miał niezadowoloną minę - do spalarki czy do następnego modelowania? Ja osobiście wolę nie świecić oczami przed lady Skinner. Administratorka jest z tytanu i pnie się po trupach w górę Adminu.

- Jej fundusze, jej projekt, jej problem - major żandarmerii cmoknął znacząco - cóż, wypadki chodzą po ludziach. Podszykujcie mi tego kadeta, a ja zajmę się resztą. Nawet złamany kij może służyć za tyczkę do kaktusa, racja?

-  On nie jest jeszcze złamany - wtrącił drugi lekarz - on tylko padł ofiarą konspiracji.

- Dzięki opatrzności, że to on, a nie nasze inne elementy w obróbce - deputowany dyrektor miał tutaj ostatnie słowo oraz decydujący głos - wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby ktoś z zewnątrz wpadł na ślad prototypów z Ziemi?

- Mała strata - burknął pierwszy lekarz - nawet taki kaleka jak Norton bije je na głowę, cekin, oraz odporność genotypu. Moim zdaniem to ten cały eksperyment jest poronionym pomysłem...

- Stalowa lady Skinner nie lubi słowa poronienie - wolno i z dziwnym grymasem kpiny na ustach, wyszeptał major - to jest nadal panna... ze złudzeniami, że niemowlaki nie gryzą sutek.

- W jej wieku to już niegroźne - ktoś z komisji posłał ciężką i bardzo wojskową wiązkę przekleństw - ...zamknijmy sprawę. Rzeczy przechodzą same siebie oraz granice tolerancji. Nam nie wolno kompromitować obrazu Space Marines.

- Jak trafnie - ucieszył się major - dzięki za poparcie.

- Ale co z nim? - spytał ktoś inny - co z Nortonem? Czy pani Skinner nie zechce go dołączyć do swojej biolo stajenki? 

- O to proszę się nie martwić - major zacisnął usta - to już mój problem. My zawsze potrzebujemy kilku dobrych ludzi do specjalnych zadań. A on jest dobry. Bardzo dobry. Tak dobry, że wręcz szkoda marnować taki talent... paląc nim w piecu.

- O niech to... - któraś z nielicznych kobiet wtopiona w łono komisji czknęła i zrobiła się zielona - ...czyż to nie jest morderstwo?

 

 

 

 

 

 

Cybercop

 

rozdział 01

 

 

 

W okopconym i spękanym lustrze pojawiła się obca, wychudzona i zła twarz. Nikt kogo warto spotkać sam na sam w pustym zaułku...

- ...nic dziwnego, że nie mogę dostać roboty... - Max otarł pianę depilatora z brody i szybko przyłożył do policzków jednorazówkę nasączoną w zmywaczu. Paliło jak diabli, lecz tutaj, woda była za droga by używać jej do mycia i w efekcie pozostawał alkoholowy zmywacz.

Najtańszy sposób golenia i utrzymania higieny osobistej rodem ze Space Marines, lecz mający minusy ... - ...morda prosi się kopa - ocena chemogolarki oraz śladów trzy tygodniowego balowania z kumplami, którzy tak jak on, wypadli z utartych kolein wojskowych karier, grzęznąc w cywilu oraz nędznej i mdłej, szarej codzienności tranzytowego Habu Neptun 22.

- I co mnie, cholera, napadło bić po ryju własnego kapitana? Gorzej. Co mnie napadło bawić się w wojenkę i konspirę? Trzeba było zdezerterować jak uczciwy tchórz i dać dyla do Kraba czy Procjana. Tam zawsze jeden dodać jeden równa się trzy. Zarobki warte orki. Bo tutaj? Jeden dodać jeden równa się teraz zero i co, kurwa, jak wszystko wyjdzie na wierzch i mnie dopadną? Jedni by się zemścić, drudzy by uciszyć. Mafia władzy.

Pytanie zawisło bez odpowiedzi, przerwane gorzkim skurczem żołądka cofającego wczorajszą kolację, o ile osiemnaście najtańszych piw można zaklasyfikować jako posiłek.

Lecz do piwa podawano krylowe kotlety i Max musiał coś zjeść bowiem teraz haftował solidnymi zgęstkami nieprzetrawionego białka i oleisto żółtą papką frytek.

- ...ooouugh! I co dalej? - te wymioty to nie była zakąska ale strach.

Max rzygał ze strachu, nagle widząc się oczami wyobraźni na samym dnie społecznej studni. Bez drabiny i szansy by wyjść z dołka. Z kolesiami tych których zdradził ścigającymi go po zaułkach. Ze zdrajcami oficerami ze sztabu cichcem planującymi jego zejście z listy żywych. Całym światem tylko czekającym by go zniwelować.

- Ja nawet nie mam tyle by wrócić do domu, cokolwiek z niego pozostało... o kurwa z Jowiszańskim syfem!

Jak mnie jebane Zielonki nie wezmą do siebie, to... co dalej? Kolonizacyjne oddziały dalekiego Zwiadu? Jeden na stu, a może mniej, melduje się z powrotem i zwykle kończy w szpitalu... nieee...

- Maxymilian Norton! Kabina 3468! - głośnik w ścianie toalety biura werbunkowego Space Corps obudził by umarłego.

- O Boże, jeśli istniejesz, zaopiekuj się kretynem - pospiesznie zapinając kombinezon, Max prawie biegiem wypadł z łazienki. Coś tak głupiego jak minuta spóźnienia utrąciły niejednemu szansę na pracę. A Max obiecał sobie solennie, że od dzisiaj jest jak reszta koników garbusków... potulny...

Co nie było łatwe.

- Acha. Następna spieprzona marynata - opasła blondyna w bardzo ciasnym kombinezonie paliła nielegalnego skręta i leniwie wertowała pliki w płaskim czytniku komputera - ...za dużo hormonów a za mało szarych komórek... no, no, pobicie oficera! Masz dużo odwagi próbując tutaj z takim  życiorysem...

- Przysięgam, że to było nieumyślne potrącenie. A tamten i tak mnie nie lubił, więc skorzystał by się odgryźć - Max miał ciarki na plecach widząc, że nie jest poproszony o zajęcie miejsca - tak było. Nie kłamię. Proszę mi wierzyć. Ja jestem typem technika, inteligen...

- No właśnie. I tylko dlatego jeszcze tu śmierdzisz - blondyna dmuchnęła kłąb dymu w jego stronę i obrzuciła go taksującym spojrzeniem. Jak rzecz, a nie człowieka, co tym bardziej go spłoszyło.

- My ciebie nie potrzebujemy. Coś bardzo cuchnie w twojej kartotece i to jest więcej niż obraza munduru. Niestety, Srebrne Manekiny kryją co mają, do zgonu włącznie, a ty mi i tak nie powiesz, racja?

Nie czekając na Maxa, kobieta sama pokręciła głową, dodając - ...well, twoja sprawa. Mnie to i tak nie obchodzi. Space Corps mają aż za dużo własnych psychopatów. Czuj się odrzucony z pierwszej linii, ale... być może zarobimy na tobie sprzedając umiejętności zawodowe... tu obecnego rekruta.

Słyszałeś o Cyber Cops? - blondyna pokazała palcem na lśniąco nowy holoplakat pokrywający stare i zwiędłe reklamówki Space Corps - ...coś dla socjopatów twojego pokroju, techno inteligencie, hehehe....

- Boże. Ja nie jestem psycho. Jak bym był to bym siedział na rehabie lub był po operacji w szpitalu. Mnie badano... starannie. Proszę mi wierzyć, że zostałem wrobiony i spławiony... przez klikę. Nepotyzm i kuzyni.

- Racja. Jak byś był psycho to by cię nie puścili na wybieg - wypinająca swoje potężne bufory kobieta rozparła się w foteliku i raz jeszcze otaksowała stojącego kandydata - ...to mówisz, że tamten kapitan cię nie lubił? I się zemścił? Ma kuzynów wyżej? Nie nowina. Normalka. Mmm... możliwe. Oficerowie SM to banda bufonów.

- Okropnych bufonów - gorąco potaknął Max.

- Niesamowitytych... wiem coś o tym. Mój były mąż... był... jednym z tych lalusiów w srebrnym kombinezonie. I był bardziej zakochany we własnych kumplach, niż... ach, nie ma co mówić ...no, siadaj Max i opowiedz mi więcej... o tym co umiesz. Technika i technologia. Masz kilka ładnych dyplomów i trzy lata praktyki, tak?

- Tak, tak - potakując głową i pospiesznie lokując się na krzesełku, Max nabrał animuszu. Pomijając głupi start, obecna sytuacja była więcej niż plusowa. Ta gruba beka zupełnie nie pasowała do obrazu żony oficera SM i jeśli jej były stracił zainteresowanie toną blond smalcu, to tym lepiej... Max w sprawach łóżka zawsze wolał solidne kształty, a te dwa balony pod ciasnym kombinezonem aż się prosiły o uwolnienie i lot w stratosferę wyższych uniesień...

- Skończyłeś? - blondynka widziała i czytała uczucia i myśli Maxa, a te nie były różne od setki innych, snutych przez większość kandydatów jacy przewinęli się przed jej biurkiem - ...to przejdźmy do tematu. Jak już mówiłam, my ciebie nie potrzebujemy, ale być może uda nam się sprzedać twoje połączone zdolności i wykształcenie...

- Gdzie? - Max odwrócił wzrok od biustu i zawiesił na plakacie o soczystych kolorach - tam? Co to są Cybercops? Pierwsze słyszę.

- Nie ty jeden. Ja dostałam to tydzień temu - kobieta znów zajęła się wertowaniem czytnika - ...my mamy dostarczyć tysiąc kandydatów na i dla CC. A ci są czymś w rodzaju niezależnej jednostki do walki z uszkodzonymi Artie, SI, robotami, androidami, itp., itd., patrz gazeta Galactic News z ubiegłego wtorku. Tam pisze więcej...

- Od wykasowywania i naprawy są ekipy techniczne producentów a nie wojsko - mruknął Max, nagle smutny i zamyślony. Refleksja i skojarzenie przypomniało mu o pierwszym i jedynym przyjacielu, właśnie SI imieniem Gab. Bardzo łagodnym i mądrym Artie. Niestety, zabitym, zamordowanym, wykasowanym przez...

- Prawda - potaknęła kobieta - lecz tylko wtedy gdy mogą wejść na teren wypadku, a pomijając tereny neutralne i skażone radiacją, gdzie i tak nie wchodzą, to pozostaje im poletko federalne i municypalne. A większość problemów produkują cyborgi najęte prywatnie... rozumiesz?

- Rozumiem. Tereny prywatne zazdrośnie strzeżone przez małe i duże korporacje są niedostępne dla ekip producentów. Każy się boi wojny podjazdowej, sabotażu oraz prototypów testowanych nielegalnie...

- Dokładnie tak - potaknęła kobieta - taki Nippon Steel czy GM Galactic nigdy nie wpuszczą pod swój dach czy bodaj do ogródka szpiclów z Intela lub IBM, normalka... tyle, że oni i tak mają własną security, ale milion małych firm nie ma ochraniarzy specjalistów i musi najmować obcych co też im nie w smak, plus ta plotka o niezależnych Artie wiejących w rejony skażenia i na pustkowia - blondyna postukała paznokciami w ekran czytnika - dlatego powołano Cybercops.

I to ma być niezależna od nikogo grupa wysoko specjalizowanych techników działająca wszędzie tam gdzie nie mogą lub nie chcą wejść ekipy naprawcze producentów, a tych się nam namnożyło jak mutantów w Afryce. Oficjalnie, same Transgraby są produkowane przez stu kilku fabrykantów, a z tego część jest z poza Ziemi i Marsa, co zaraz budzi pytanie o jakość i bezpieczeństwo ...nie wspominając Jowiszan ...racja?

- Racja - potaknął Max - koloniści olewają normy i standardy. Jowiszanie robią to oficjalnie mając własne państwo i miliardową populację klonów a tak po cichu to mówi się, że sami napuszczają na nas, sprytne bojowe roboty i androidy, tak by walczyć z konkurencją lub nawet ją usunąć o sianiu niepokojów nie mówiąc. Plotka z barów i baraków, niemniej...

- To nie plotka, to smutny fakt. Zwłaszcza na Ziemi i Marsie. Nie tak dawno... - blondynka zagryzła usta i spuściła głowę - ...aaach, co tam gadać. Tutaj nie wolno mówić na takie tematy. Space Corps nie miesza się do polityki. My jesteśmy niezależni i ponad planetarni...

- Pewnie - Max potaknął - a każdy słoń jest zielony i ma skrzydła. To co z tymi Cyberglinami? Ile tam płacą? I dlaczego tak mało?

- Tyle wiem co nic - blondynka wzruszyła ramionami i jej piersi mało nie wypadły za granice nieprzepisowo rozpiętego suwaka - ale tamci dają znacznie lepsze socjalne benefity i gwarantują wysoką emeryturę. Tak pracowniczą jak powypadkową. Zależy co przyjdzie pierwsze...

- O gówno! - Max prawie wstał - pachnie kłopotami. Czy ja mógł bym zobaczyć coś więcej niż bajerny holokitoagit?

- Tylko samemu i na miejscu. Ja naprawdę nie mam nic a nic, konkretnego - kobieta zrobiła przepraszającą minę, ale tylko na małą chwilkę, gdyż zaraz dodała - oczywiście, o ile tamci ciebie wezmą.

- Cholera - Max wyszczerzył zęby - zaczynam podejrzewać, że sam sobie wyrządzę dobrą przysługę nie dając się poderwać.

- Możliwe - blondynka była szczera - my mamy ogromne kłopoty z werbunkiem. Plotka mówi, że rata śmiertelności w ekipach techników z ramienia producentów sięga trzydziestu procent. W sumie taki Transgrab to czołg z robotem za kierowcę. A jeśli jest uszkodzony na poziomie zarządzania, to ...

- Będzie strzelał do wszystkiego co żywe - dokończył Max, wstając i ostentacyjnie poprawiając kombinezon - ...dzięki za kawę i kwiaty, ale ja już sobie pójdę.

- Kawa znów zdrożała a kwiaty są tylko dla bogaczy. Prawdziwa kawa zresztą też - kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem - ...nie tylko inteligentny ale jak diabli arogancki. Czytając twoje laurki zastanawiałam się czemu nie jesteś oficerem lub bodaj menażerem. Ale już wiem.

Ty jesteś psycho lub gorzej i jakoś udało ci się oszukać lekarzy oraz diagnostyczne komputery i weryfikatory Space Marines. A Cybercop zarabia pięć razy więcej niż ten kapitan któremu złamałeś szczękę. Bierzesz?

- Co za perfidna modelka - Max wolno wrócił na krzesełko - ty to pewno skończyłaś specjalistyczne studium Adminu i obsługi personelu plus psychodynamikę i socjotechnikę... lub gorzej. Przy obecnym nadmiarze szarych komórek na rynku, profesorowie szuflują gówno...

- Hehehe... - kobieta wcale się nie śmiała lecz kpiła.

- Dobra, dobra. Biorę - Max czuł się pokonany przez mistrza i nie miał z tego powodu żalu. Biura werbunkowe zawsze były obsadzane przez wysokiej klasy speców, a z drugiej strony, zarabiać pięć razy tyle co SM kapitan, samo w sobie było zwycięstwem.

 

***

 

Trzy miesiące później, Max nie był już tak pewien wygranej.

- Chcesz, żebym co...? - pytanie skierowane do miniaturowego ekranu infokomu było adresowane dla dyspozytora z Bazy Atlanta lecz zarazem do uszu szefa działu Operacyjnego, niejakiego Gannona.

- Nie słyszałeś? - dyspozytor zaklął - ... luju, masz kontynuować.

- Sam? - Max rozejrzał się po opuszczonej przez Boga i ludzi ulicy jak by wymarłego miasta - jeszcze mi życie miłe. A zgodnie z instrukcją akcja tropienia polega na współpracy minimum trzech...

- Będziesz czwarty. Trzech naszych już jest wewnątrz kompleksu. Niestety, oni używają zwykłe Komunikatory i ja ich nie czytam przez te żelazo betonowe ściany, ale ty masz wojskowe satelitarne radio...

- W porządku. Rozumiem. Moja łączka. Telekomunikacja. Co za problem. Już biegnę - Max był polowym operatorem i służył jako samo wędrująca stacja przekaźnikowa dla kilku grup techników czeszących okolicę za zaginionym Qazarem. Starym i powolnym demolicyjnym pojazdem używanym do oczyszczania ruin.

Nic nadzwyczajnego według niejakiego Gannona, ale Max miał na ten temat inne zdanie mając własną kartotekę Celów i Zagrożeń, zgrabnie skopiowaną z utajnionych plików Ochrony IBM.

Qazar był solidną dwustu tonową bryłą naszpikowaną maserami i laserami oraz czysto fizycznymi środkami zniszczenia typu szufla spychu i łapa zgniatacza podawacza. Nie mówiąc co się stawało gdy ten dinozaur na gąsienicach brał skrót czy ciasny zakręt, miażdżąc i proszkując tak cegłę jak całe ściany...

- A jebacz właśnie wziął i to niedawno - Max zastygł w półskoku, kucnął i ukrył się za obramowaniem zjazdu do podziemia.

Nie dalej niż pięć metrów od niego, wprasowany w stary asfalt lśnił nowością otarcia do czystej stali długi fragment balustrady.

- Cholera by to w bok. Bydlak przebił się przez kładkę dla pieszych i przez furtkę. Coś mu się spieszyło...

Co było dziwne gdyż opuszczony kompleks dawniej służył jako plac zakupów i był otoczony względnie dużym parkingiem.

- Tyle miejsca, że można tańczyć, a tutaj takie zniszczenia. Drań albo uciekał, albo... gonił - Max niepewnie pomacał służbowego Mk303 lecz ta zabawka w najlepszym razie mogła zatrzymać grawilot lub Hoovera, nigdy jednak Qazara...

- Czas pomyśleć o noszeniu czegoś solidniejszego - mrucząc po nosem, ostrożnie zagłębił się w mroczną czeluść schodowej klatki idącej równolegle do ślimaka zjazdu i będącej czymś w rodzaju tarasu z kolejnymi platformami przeciętymi poziomami parkingów.

Całość była względnie mało zniszczona a boczne nawiewniki dawały wystarczająco dużo światła by można było iść bez potykania o zwały śmiecia naniesione tutaj przez wiatr, lecz...

- Przemyt? - Max zatrzymał się na trzeciej platformie patrząc ze zdumieniem na nowy kontener z napisem UltraLite Corp.

- PowerPack, Baterie, WattPack... gówno, nawet ciężkie wsady do ministosów... co za kurwa? Komu to tutaj potrze...

Max pochylił się by z bliska odczytać cały spis transportowego manifestu wtopiony w uchylone wrota kontenera i tylko dlatego żył dalej. Prawie niewidoczna smuga spójnej wiązki uderzyła tuż nad jego głową paląc farbę i pieniąc plastyk ostrzegawczych WR tablic...

- Chryste! - trening Space Marines przejął kontrolę i idąc na samo auto oraz instynkt, Max zanurkował w beton, poturlał się do barierki gubiąc radio i karabin, przeskoczył tygrysem niskie ogrodzenie, po czym poderwał się do szalonego sprintu w górę i na zewnątrz.

Bardzo poprawne i jedyne zachowanie gdy w starciu z Qazarem, gdyż ten był ślimaczo powolny. Ale, jego masery i lasery nie były...

- Mamooo!! - niewidzialna pięść rozłupała połowę grubego nośnego filara tuż przed biorącym zakręt człowiekiem a ten poleciał w bok nagle skrwawiony i pół przytomny... - ...skurr...czybyk! Wali bez gadania...

Max zebrał się z pod barierki, tylko po to by zaraz znów upaść pod następną falą sprężonego eksplozją powietrza bijącą go w twarz i piersi. Quazar strzelał pełzając i pełzał strzelając, jakoś tam wiedząc, że nawet jeśli nie trafi wprost, to sama siła detonacji oraz latające odpryski betonu i stalowych prętów zabiją człowieka równie szybko jak cios sztyletu czy uderzenie toporem.

Max był tego świadom i porzucając złudne bezpieczeństwo schodów oraz ślimaka zjazdu, na ile tylko potrafił szybko, pokuśtykał w mrok garażu. Byle dalej od nadciągającego potwora...

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin