Gordon Lucy - Zaślubiny w Gretna Green.pdf

(560 KB) Pobierz
Daniel and daughter
Lucy Gorfon
Zaślubiny w Gretna Green
( Daniel and Daughter)
Przełożyła Monika Chilewicz
110452505.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Ale pogoda – mruknęła pod nosem Lee Meredith. – Co mnie podkusiło, żeby jechać po
ciemku w taki deszcz?
Nie miała jednak innego wyjścia. Szefowa działu mody magazynu „Modern Lady”
zażyczyła sobie, aby fotografie kolekcji jesiennej miały za tło malowniczy wodospad, co
zresztą było całkiem niezłym pomysłem. Problem w tym, iż ów wodospad znajdował się sto
pięćdziesiąt kilometrów od Londynu, a w dodatku ledwo Lee zdążyła pstryknąć ostatnie
zdjęcie, lunął rzęsisty deszcz. Gdyby tylko mogła go przeczekać w jakimś suchym, ciepłym
miejscu... Niestety, zmuszona była wracać do domu, gdyż nazajutrz czekało ją mnóstwo
pracy.
Wycieraczki poruszały się rytmicznie, niemal wprowadzając ją w stan hipnozy, toteż z
trudem mogła skoncentrować się na ledwie widocznej drodze. W końcu zatrzymała się w
przydrożnej kafejce, by wypić filiżankę gorącej mocnej kawy. Dla orzeźwienia spryskała
twarz chłodną wodą, po czym poprawiła makijaż i wy szczotko wała wijące się blond włosy.
Może zrobiła to niepotrzebnie, gdyż jechała całkiem sama, więc nikt jej nie widział, lecz
dbałość o wygląd była dla niej sprawą ambicji. Lee miała już nieraz okazję przekonać się, że
stałe przebywanie w towarzystwie modelek może wpędzić w kompleksy, dlatego też nauczyła
się stosować te same sztuczki, które sprawiały, że całkiem przeciętna dziewczyna stawała się
oszałamiającą pięknością. Drobna, niewysoka, zdawała się być uosobieniem subtelnej
kobiecości, podczas gdy tak naprawdę potrafiła działać szybko i zdecydowanie, czego
nauczyła się w twardej szkole życia.
Kiedyś dziewczęce rysy jej twarzy były dla niej stałym źródłem niezadowolenia. Wpadała
we wściekłość, gdy brano ją za czternastolatkę, podczas kiedy była już siedemnastoletnią
mężatką i matką rocznego niemowlęcia. Teraz jednak, jako kobieta
dwudziestodziewięcioletnia, odczuwała pewną satysfakcję, kiedy dawano jej kilka lat mniej.
Tylko ten, kto zbliżyłby się do niej na tyle, by dostrzec cień bólu i rozczarowania w jej
ciemnoniebieskich oczach, byłby w stanie odgadnąć, w jakim tak naprawdę jest wieku.
Gdy po krótkim odpoczynku znów znalazła się na drodze, starała się jechać wolno i
ostrożnie. Zdawała sobie sprawę ze swego zmęczenia, a warunki były dalekie od
sprzyjających. Jeszcze to ogłupiające poruszanie się wycieraczek... Nagle dostrzegła w oddali
samochód, który skręcił właśnie z bocznej szosy i zbliżał się w jej kierunku. Przez chwilę
wpatrywała się weń w zdumieniu, próbując zrozumieć, co jest nie tak. Dopiero po kilku
sekundach, które zdawały się wiecznością, dotarło do niej, że ów pojazd jechał po tej samej
stronie drogi. Natychmiast nacisnęła hamulec, choć wiedziała, że i tak nie zdąży się
zatrzymać. Kierowca drugiego auta zdawał się nie reagować. Dopiero w ostatniej chwili
gwałtownie skręcił, niestety, w tę samą stronę, co Lee, toteż samochody zderzyły się czołowo.
Powoli wypuściła powietrze z płuc. Na szczęście nic jej się nie stało. Jak to dobrze, że
oprócz nas na jezdni nie było więcej pojazdów, pomyślała z ulgą. Powoli zaczęła narastać w
niej wściekłość na tego drugiego kierowcę.
110452505.003.png
– Już ja mu zaraz pokażę – wycedziła przez zęby, otwierając drzwi.
Z drugiego auta dobiegł ją głośny jęk rozpaczy. Taki odgłos mógł się wydobyć jedynie z
ust mężczyzny, opłakującego swój nowiutki samochód. Nawet przez strugi deszczu nie
można było nie zauważyć, iż pojazd ów był przepięknym najnowszym modelem pewnej
niesłychanie drogiej marki. Przód auta szpeciło spore wgniecenie, podobne do tego, które
znajdowało się na zderzaku samochodu należącego do Lee.
Kierowca owego pojazdu ruszył w jej kierunku. Był wysoki i szczupły, mokre od deszczu
włosy lepiły mu się do czoła, co nie pozwalało ocenić, czy był przystojny, czy raczej
odpychający.
– Nie wiem, z jakiego kraju pan pochodzi – burknęła Lee, – ale to jest Anglia i
obowiązuje ruch lewostronny.
– Wiem o tym – odparł ostro. – Tak się składa, że jestem Anglikiem i świetnie znam
kodeks drogowy.
Trudno w to uwierzyć, po tym, jak pan przed chwilą jechał. Chyba nie zaprzeczy pan,
że ponosi całkowitą winę za ten wypadek?
Owszem, zaprzeczę – oświadczył.
– Co takiego?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem. – Przecież jechał pan po złej stronie
drogi.
– To prawda – przyznał. – Nie zgadzam się jedynie z tym, że jestem jedynym winowajcą.
Widziała mnie pani z daleka, ale aż do ostatniej chwili nie zrobiła nic, by uniknąć zderzenia.
Lee zaniemówiła z oburzenia. Jak on śmiał opowiadać takie . bzdury?!
W tym momencie z aula mężczyzny wysiadła wysoka kobieta w chustce na głowię i
szybkim krokiem ruszyła w kierunku obojga kierowców.
– Teraz możecie kontynuować kłótnię – oznajmiła, otwierając nad nimi duży parasol.
Obydwoje posłali jej piorunujące spojrzenia, przy czym nic uszło profesjonalnej uwagi
Lee, że oto stała przed nią jedna z najpiękniejszych młodych kobiet, jakie w życiu widziała.
– A więc to moja wina, że nie wie pan, która strona jest lewa, a która prawa? – Lee
podjęła na nowo.
– Nie, droga pani, ale gdyby przyglądała się pani baczniej drodze, zareagowałaby pani
wcześniej i...
– Gdyby pan jechał tak, jak należy, w ogóle nie musiałabym reagować – przerwała mu z
wściekłością.
Mężczyzna wyjął z kieszeni chusteczkę, po czym wytarł nią ociekające wodą włosy.
Teraz wyglądał znacznie korzystniej. Lee oceniła, że dobiegał czterdziestki, a w dodatku był
niczego sobie... Gdyby nie miał takiej rozzłoszczonej miny, można by nawet uznać go za
przystojnego.
– Przypomnę pani, że pierwszą i podstawową zasadą zachowania na drodze jest zasada
ograniczonego zaufania – odezwał się ponownie. – To znaczy, że powinna pani założyć, iż
wszyscy pozostali kierowcy są nieodpowiedzialni i niebezpieczni.
– Cóż, pan to powiedział... – mruknęła, uśmiechając się ironicznie.
– Powinna też pani w każdej chwili być przygotowana na wszelkie niespodzianki.
110452505.004.png
– Na litość boską, przecież to pan jechał moją stroną! – wykrzyknęła Lee, która miała już
dosyć tej dyskusji.
– To prawda. Tyle że wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Byłem przekonany, że jadę
dobrze. Pani natomiast widziała, co się dzieje i dlatego powinna była zareagować wcześniej.
– Aha, czyli powinnam była po prostu myśleć za pana? Czyżby pan sam tego nie potrafił?
Nie skończył pan podstawówki, czy co? – piekliła się.
Młoda kobieta zachichotała cicho, ale szybko zamilkła pod groźnym spojrzeniem
mężczyzny.
– A dlaczego to pan nie zareagował wcześniej? – Lee przystąpiła do ataku. – Ponieważ
sądziłem, że pani to zrobi. – Wzruszył ramionami. – Myślałem, że to pani jedzie po złej
stronie drogi.
– W takim razie mylił się pan. Ma pan szczęście, że nie trafił pan na dziesięciotonową
ciężarówkę, tylko na mnie.
Młoda kobieta lekko pociągnęła swego towarzysza za rękaw.
– Wiesz, ta pani ma rację – powiedziała cicho.
– Co takiego?! – ryknął ze złością, jak gdyby nie mógł uwierzyć własnym uszom,
– Ona ma rację – powtórzyła. – Przecież to ty jechałeś nie po tej stronie drogi.
Przepraszamy – ciągnęła, zwracając się do Lee. – Widzi pani, wracamy właśnie z Francji,
dopiero co zjechaliśmy z promu.
– Phoebe . – syknął mężczyzna – jeśli chcesz w ten sposób mi pomóc, to lepiej będzie, jak
wrócisz do samochodu.
– Och, nie. Proszę, pozwól mi zostać.
– W takim razie bądź cicho – nakazał.
Lee przysłuchiwała się w zdumieniu tej wymianie zdań.
– Nie przypuszczałam, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją – nie wytrzymała. – Dlaczego
pani pozwala mu tak się do siebie zwracać?
– Nie mogę nic na to poradzić – westchnęła młoda kobieta.
– Phoebe!
Lodowaty ton głosu jej towarzysza sprawił, że natychmiast umilkła i spuściła wzrok.
Mężczyzna wciągnął powietrze głęboko w płuca, jakby chciał w ten sposób przygotować
się do dłuższej przemowy.
– Jeśli chce pani wiedzieć, to ta dziewczyna...
– Dziewczyna? – Lee przerwała mu z wściekłością. – A więc należy pan do gatunku
mężczyzn, którzy nazywają kobiety dziewczynami, aby okazać im swą wyższość? Powiem
panu coś. Gdyby pozwolił pan tej pani prowadzić samochód, na pewno nie doprowadziłaby
do tego wypadku.
– Czy naprawdę chce pani, żebym powiedział głośno, co sądzę o kobietach kierowcach? –
wycedził przez zęby.
– Dziękuję, ale nie potrzeba. Prawdopodobnie jest pan równie wrogo nastawiony do nas
w tej kwestii, jak i we wszystkich innych.
Lee nie bez satysfakcji spostrzegła, iż oskarżenie to na moment odebrało mu mowę.
110452505.005.png
– Ja? – wydusił w końcu. – Ja wrogo nastawiony do kobiet?
– Tak, pan – potwierdziła. – Nie ma pan racji, ale nie chce się do tego przyznać, więc
zrzuca całą winę na kobietę.
Reakcja Phoebe na tę wypowiedź była przedziwna. Zaczęła się śmiać jak szalona,
zdawało się, że nigdy się nie uspokoi. Jej towarzysz natomiast wciąż wyglądał na zbitego z
tropu.
– Proszę pani – odezwał się wreszcie – ta młoda dama... Mogłabyś się wreszcie uciszyć! –
Te ostatnie słowa skierowane były do skręcającej się ze śmiechu „młodej damy”.
– Proszę nie zwracać na niego uwagi – poradziła jej Lee. – Cieszę się, że panią to bawi,
choć gdybym byłą na pani miejscu, uciekłabym, gdzie pieprz rośnie. Osoba z pani urodą nie
musi znosić humorów faceta, który szczyci się swymi archaicznymi poglądami. Przypominam
panu, że mamy już schyłek dwudziestego wieku – dodała, zwracając się do mężczyzny! :..
– I co z tego? – prychnął z wściekłością. – Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią, a jedną z
nich jest sposób, w jaki kobiety prowadzą samochód. Pewnie rozmyślała pani o niebieskich
migdałach i dlatego nie zauważyła mnie na drodze. Nie ma chyba gorszych kierowców niż
ufryzowane małe kobietki, które.
– Ufryzowane małe kobietki?! – powtórzyła oburzona.
– Droga pani, to nie ja jestem nie na czasie, ale pani, mała kobietka, której myśli kręcą się
jedynie wokół fatałaszków i fryzur. Założę się, że nigdy nie zastanawiała się pani, co znajduje
się pod maską samochodu.
– Wydaje mi się, że powiedzieliśmy sobie już wszystko, co było do powiedzenia – Lee
wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Zgadzam się w zupełności. Proszę, oto moja wizytówka, na odwrocie jest nazwa firmy,
w której ubezpieczyłem auto. Niech pani poprosi męża, żeby się ze mną skontaktował.
Proponuję, żeby pani również podała mi swoje dane, tak byśmy mogli za chwilę wsiąść do
naszych samochodów i od tej pory trzymać się od siebie z daleka.
– Niczego więcej nie pragnę – odburknęła. – Proszę, oto moją wizytówka, z nazwą firmy
ubezpieczeniowej, w której mam polisę. Znajdzie pan też na niej mój adres domowy oraz
adres i telefon firmy, której jestem właścicielką. – Te ostatnie słowa wymówiła z nie
ukrywaną satysfakcją w głosie. – A teraz byłabym wdzięczna, gdyby pan usunął mi z drogi
swoje auto.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w
kierunku swego samochodu. Gdy wsiadła, spostrzegła, jak Phoebe z zainteresowaniem czyta
jej wizytówkę. Włączyła silnik i oczekując na wolną drogę, spojrzała na otrzymaną karteczkę.
Daniel Raife – przeczytała półgłosem.
Za nazwiskiem znajdowało się kilka robiących spore wrażenie tytułów. Nic dziwnego, że
facet był taki rozjuszony, gdy spytała, czy skończył podstawówkę.
Gdy auto Daniela Raife’a mijało ją powoli, miała okazję przyjrzeć się dumnemu
profilowi jego właściciela. Siedząca obok Phoebe miała bardzo zaaferowaną minę i patrzyła
na Lee z niebotycznym zdumieniem.
110452505.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin