Stevens Amanda - Harlequin Desire 129 - Aniołowie nie ronią łez.pdf

(771 KB) Pobierz
Angels don't cry
150205104.004.png
AMANDA STEVENS
Aniołowie nie
ronią łez
150205104.005.png 150205104.006.png 150205104.007.png
PROLOG
Ktoś ją wzywał, szeptał jej imię.
Angel! Angel!
Ann Lowell jęknęła cicho, przekręcając głowę na poduszce. Ponure
obrazy tańczyły w jej podświadomości - mroczne, groźne wizje nieba
przeciętego błyskawicą, zimnej, czarnej topieli zamykającej się ponad jej głową,
obezwładniającego strachu...
Ann poderwała się gwałtownie. Siedziała na łóżku, nieprzytomnym
wzrokiem ogarniając ciemne zakamarki sypialni.
Burza, dziewczyna uświadomiła sobie jak przez mgłę, opadając na
poduszkę, nie do końca jeszcze rozbudzona. Ale... jaka burza? Promienie
księżyca łagodnym światłem zalewały pokój. Niebo za oknem było czyste i
roziskrzone gwiazdami.
A więc sen...
Nie, nie sen. Przeczucie. Ostrzeżenie. Jej siostra bliźniaczka była w
tarapatach. Ann uświadomiła to sobie nagle, całkowicie wracając do
przytomności. Czuła strach. Przerażenie otaczało ją, przejmowało mrozem
niczym zimowa mgła.
Coś stało się Aiden.
Strach wywołany sennym koszmarem ustępował miejsca dziwnemu
spokojowi. Ann czuła, że zapada w letarg, ciemne ukojenie, jakby pogrążała się
w głębokim śnie pozbawionym marzeń. Nade wszystko jednak przebijało się
poczucie wielkiego żalu, samotności i zdrady.
- Aiden! - Ann zawołała głośno, podrywając się gwałtownie. Wciąż na
nowo starała się nawiązać kontakt z siostrą. Walczyła, kropelki potu zalśniły na
jej skórze, kostki zaciśniętych na kołdrze dłoni zbielały z wysiłku, aż ogarnęła ją
pewność, że jest już za późno, by powiedzieć: ,,Wybaczam ci".
- 1 -
150205104.001.png
O, Boże! Drżącymi rękami Ann odrzuciła kołdrę i automatycznie
podniosła słuchawkę. Wtedy dopiero uświadomiła sobie, że nie ma do kogo
zadzwonić. Aiden i Drew rozwiedli się wiele lat temu. Ann nie wiedziała, czy
utrzymywali ze sobą kontakt. Zresztą i tak nie zadzwoniłaby do Drew
Maitlanda.
Zerknęła na stojący przy łóżku zegar. Północ. Nie miała pojęcia, gdzie
może znajdować się teraz jej siostra. Wstała z łóżka i przewiązując w pasie
długi, miękki szlafrok podeszła do okna. Niewidzącym wzrokiem patrzyła przed
siebie.
Czekała.
Czuwała przy oknie, aż lawendowy brzask zajaśniał na niebie i pierwsze
promienie słońca ukazały się ponad horyzontem. Noc pozostała już tylko wspo-
mnieniem. Ann wciąż jeszcze czekała.
Wiadomość z Cozumel, z Meksyku, nadeszła dopiero dwa dni później.
Aiden nie żyła.
- 2 -
150205104.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sześć miesięcy później.
Szybki wóz Drew Maitlanda przystanął na czerwonym świetle.
Przyciemnione szyby osłaniały kierowcę przed spojrzeniami ciekawskich, lecz
zachowanie anonimowości było jedynie iluzją. Wiadomość już się rozeszła.
Obserwując ulicę zza firanek frontowego okna, Wilma Gates pośpiesznie
wykręcała numer sąsiedniego domu. Bernice Ballard podniosła słuchawkę już
po pierwszym dzwonku.
- Nigdy nie zgadniesz, czyj to samochód - tym wyzwaniem rozpoczęła
rozmowę Wilma.
- Hm, pewnie któregoś z tych zamiejscowych - w głosie Bernice brzmiała
wyraźna przygana. - Jednego z tych narwańców z przedsiębiorstwa budow-
lanego, którzy węszą tutaj ostatnio.
- On rzeczywiście pracuje w Przedsiębiorstwie Budowlanym Riverside,
ale nigdy nie uwierzysz...
- Wtargnęli do miasta, jakby ono już należało do nich. Pouczają nas, co
powinniśmy zmienić...
- To chłopak Maitlandów! - Wilma krzyknęła prawie, starając się
sprowadzić rozmowę na właściwy tor.
- Nie o to chodzi, że mam coś przeciwko postępowi, rozumiesz chyba, ale
sądzę... Kto!
- Pamiętasz Drew Maitlanda, prawda? - spytała Wilma, z satysfakcją
wsłuchując się w zapadłą nagle po drugiej stronie ciszę.
Bernice udało się wreszcie złapać oddech.
- Cóż, nie sądziłam, że ten chłopak kiedykolwiek ośmieli się pokazać w
mieście.
- 3 -
150205104.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin