ANNA - ŚWIADKOWIE BOŻEGO MIŁOSIERDZIA.pdf

(1067 KB) Pobierz
ANNA
Świadkowie Bożego Miłosierdzia
Annie (Annie Dąmbskiej) powierzono misję: przygotować polski naród do
nadchodzących wydarzeń. Oczywistym jest, że ten typ literatury to 'objawienie', a nie jak chce kler
'objawienie prywatne'. Dodać należy, że jest to 'objawienie współczesne' a nie proroctwo, bo nie tyle
mówi o tym co się stanie, ile jacy my powinniśmy stać się w nadchodzących czasach. Rozmowy z
ludźmi w niebie (kościołem zwycięskim) i w czyśćcu (kościołem cierpiącym) zostały udostępnione
ogółowi po to, abyśmy głęboko zrozumieli, że my (kościół walczący) i oni - to JEDEN kościół. Oni
widzą co nadchodzi (istnieją poza czasem) i chcą nam pomóc w przygotowaniu się do "wielkiego
oczyszczenia".
WSTĘP
Książka niniejsza zawiera fragmenty rozmów ze zmarłymi i ich świadectw
dotyczących śmierci, spotkania z Bogiem i życia z Nim. Zapisywałam te rozmowy od 1966 r.
Początkowo były to głównie rozmowy z moją Matką.
Matka moja zmarła pod koniec 1965 r. Okoliczności jej śmierci, w tym moją przy niej
obecność, uważałam za wyraźną łaskę Bożą. W chwilę po jej śmierci stałam się jakby świadkiem jej
radosnego powitania na tamtym świecie przez rodzinę i przez bardzo wiele innych osób. Matka była
szczęśliwa i oni wszyscy też. Byłam tego świadoma, jednak sama nie mogłam w ich radości
uczestniczyć, bo tak silny był ból oddzielenia od Matki, rozdarcia (jak gdyby przepołowienia).
Choroba i śmierć Matki spowodowały nawet długotrwałe pogorszenie mojego stanu zdrowia. Dopiero
rozmowy z nią pomogły mi powrócić do równowagi.
Jeszcze za życia mojej Matki nasz wspólny przyjaciel, starszy ksiądz (obdarzony darem
jasnowidzenia, z czym się starannie ukrywał), zapytał mnie, czy nigdy nie próbowałam pisać „nie
myśląc o niczym", tj. próbując wyłączyć swoje myśli i oddając ten czas Bogu. Zapytałam wtedy: „Po
co?" Przypomniałam sobie to wydarzenie pół roku po śmierci Matki. Siadłam przy biurku, wzięłam
ołówek i oparłam na odwrocie jakiegoś druku — myśląc o Matce. Wtedy po raz pierwszy Matka
powiedziała mi, że żyje, że jest bezgranicznie szczęśliwa i że nieustannie za mnie prosi. Przerwałam,
myśląc, że trzeba iść do psychiatry...
Po paru miesiącach spróbowałam ponownie rozmawiać. Po kilku „rozmowach" napisałam do
tego kapłana prosząc o rozeznanie, czy jest to moja autosugestia, czy mówi do mnie moja Matka, czy
też jest to dzieło złego ducha. Przyjechał z drugiego końca Polski. Po długiej (kilkugodzinnej)
modlitwie powiedział: „To jest twoja Matka. Możesz być zupełnie spokojna, nie obawiaj się
rozmawiać z nią. Ona cię bardzo kocha".
Od tej pory rozmawiałam coraz częściej, a że „odpowiedzi" Matki były logiczne, w treści
bardzo piękne i podawane jej stylem, uspokajałam się i zaczynałam pytać, poczynając od spraw
najbliższych nam obu: Polski, nieba, sensu życia, stosunku Boga do ludzi itd. Matka mówiła mi
najchętniej o Bogu i Jego pragnieniu włączenia nas w dzieło zbawiania świata, naszego narodu i
każdego z nas. Jej uwielbienie dla Boga, zachwyt, miłość i cześć udzielały mi się.
Od 1967 r. stale już rozmawiałam z Matką. Często prosiła mnie o pomoc dla pewnych osób.
Zaczęło się to od Bartka, którego poznałam wtedy na gruncie towarzyskim, a o którego prosiła
Mamusię jego zmarła matka, wiedząc że jest zagrożony samobójstwem (co również on sam mi kiedyś
powiedział). Obie matki mówiły mi, jak mu pomóc, charakteryzowały jego sposób myślenia, mówiły,
co jest mu bliskie, przestrzegały, czym mogłabym go dotknąć. Wskazówki okazywały się nadzwyczaj
trafne i nigdy, ani w przypadku Bartka, ani innych osób, nie zawiodły. Zawsze zwracano moją uwagę
tylko na cechy pozytywne i proszono o jak największą delikatność i wyrozumiałość. Nigdy też osoby
1
proszące nie traciły nadziei na zwrócenie się ku Bogu tych, za których prosiły, nawet jeśli moja pomoc
była odrzucana.
Bartek właściwie nie otworzył się na to, co starałam się mu przekazać. Przeszkodziła mu w
tym słabość fizyczna i związany z beznadziejnością jego sytuacji alkoholizm. (Żołnierz ZWZ, AK,
członek Kedywu, partyzant, uczestnik Powstania Warszawskiego. Skazany po wojnie na karę śmierci
zamienioną na dożywocie przesiedział wiele lat w więzieniu. Po wyjściu odmawiano mu przyjęcia do
pracy; był nadal prześladowany przez służbę bezpieczeństwa. Do tego doszła perspektywa kalectwa.)
Po roku naszej znajomości zginął w wypadku. Dopiero po swojej śmierci przyjął moją pomoc; co
więcej... zostaliśmy przyjaciółmi. Rozmawialiśmy bardzo dużo. Początkowo ja, na prośbę jego matki,
starałam się rozmawiać z nim. Później Bartek chciał mi się „zrewanżować", mówiąc dużo o tym, co
sam poznawał. W szczególności zdał obszerną relację ze swojej śmierci i okresu oczyszczenia,
próbując ukazać wspaniałość Miłosierdzia Bożego względem niego i w ten sposób wyrazić Bogu
swoją wdzięczność. Czasem zwracał mi uwagę, z jednej strony na swoje błędy w życiu, chcąc, byśmy
ich nie powtarzali i uniknęli jego drogi wstydu i oczyszczenia, z drugiej na moje zaniedbania, pragnąc,
abym przyniosła jak najwięcej chwały Bogu i nie marnowała Jego darów. Wiem, że zawsze mogę
liczyć na niego, jak i na każdego z moich przyjaciół — tam; bo oni wszyscy stają się naszymi
przyjaciółmi — w Bogu, we wspólnocie świętych.
Ojca Ludwika OP, starszego kapłana uprawnionego do opieki i rozeznawania „objawień
prywatnych", intelektualistę, prawnika, człowieka wszechstronnie wykształconego, prowadzącego
wiele osób świeckich i ogromnie przez nie kochanego, poznałam za pośrednictwem jednej z nich. Aż
do swojej śmierci (w końcu 1969 r.) był moim ojcem duchownym, a ponieważ mógł pomagać mi w
ten sposób również z nieba, a ja prosiłam go o to, jest nim do dziś. Do niego zwracam się w razie
trudności teologicznych i filozoficznych, w sprawach wiary i moralności, a także w sprawach
Kościoła. Ojciec Ludwik odpowiada z całą gotowością i dobrocią, dając cenne rady mnie i moim
przyjaciołom i przyczyniając się do pogłębienia naszego życia wewnętrznego.
Nie tylko Matka, Bartek i ojciec Ludwik, ale wszyscy przechodzący do świata Bożego
(nieba, czyśćca) starali się ukazać nieskończoną miłość i miłosierdzie Boga względem nas, ludzi.
Celem tych rozmów — co stwierdzają także moi rozmówcy —jest „zawrócenie" nas ku Bogu,
ukazanie nam wspaniałości Boga i Jego planu zbawienia nas, Jego szacunku dla naszej wolności, Jego
bliskości, wyrozumiałości, delikatności, troski o nas i opieki. Poznajemy też wspólnotę świętych
obcowania między Kościołem Triumfującym i Cierpiącym a nami, którzy z trudem podążamy ku
Bogu.
Spisane rozmowy mają po części charakter osobisty, niemniej liczne ich fragmenty, w
których wyjaśniano mi pewne sprawy z zakresu wiary, m.in. dotyczące „świętych obcowania", mają
charakter ogólny, jak gdyby przeznaczony dla większej liczby osób. Niekiedy byłam wręcz zachęcana
przez moich rozmówców do dzielenia się niektórymi tekstami. Udostępniane znajomym wywoływały
rozmaite reakcje: od odrzucenia, przez powątpiewanie do... zachwytu. Ci, którzy akceptowali te
teksty, podkreślali, że umacniają ich w wierze, zmniejszają lęk przed śmiercią, a przede wszystkim
budzą głęboką ufność do Boga, pewność Jego miłości i miłosierdzia, pragnienie bliższego obcowania
z Nim, odpowiedzenia na Jego miłość do nas. Twierdzili ponadto, że obecnie bardziej doceniają
wymianę darów pomiędzy niebem, czyśćcem i ziemią: życzliwą bliskość „zmarłych", ich pomoc dla
nas i opiekę nad nami, jak również naszą możliwość wspomagania modlitwami i uczynkami
miłosierdzia oczyszczających się, a nawet świadomość, że możemy wspólnie z naszymi zbawionymi
braćmi i siostrami radośnie uczestniczyć we Mszy świętej. Ogólnie mówiąc twierdzili, że czują się
bardziej cząstką Kościoła powszechnego. Podkreślali właśnie to, a nie samo zaspokojenie ciekawości
„jak tam jest?" czy podekscytowanie „nadzwyczajnym" charakterem tekstów. Czasem wyrażali
pragnienie, by teksty te mogli poznać ich bliscy. Niekiedy wręcz przekonywali, że warto je
upowszechnić, gdyż mogą pomóc wielu osobom.
2
Przekonywana w ten sposób, że teksty te mogą pomóc niektórym osobom w umocnieniu
wiary i ufności do Boga, zdecydowałam się udostępnić swoje zapisy. Zachęcał mnie do tego także
obecny kierownik duchowny (teolog, jezuita). W zamiarze tym zostałam ponadto utwierdzona przez
Pana naszego, Jezusa Chrystusa w rozmowie, której treść zamieszczona jest na początku rozdziału VI.
Pan nasz nie tylko życzył sobie udostępnienia zapisanych już rozmów, ale wskazywał wybranych
rozmówców. Nasi przyjaciele z nieba, wiedząc o życzeniu Pana, składali swoje świadectwa o
spotkaniu z Nim w śmierci i o przejściu do królestwa niebieskiego.
Pan sam zechciał też (w roku 1989) powiedzieć o roli Maryi, jako naszej orędowniczki,
wspomożycielki, która nieustannie wstawia się za nami, błaga i szuka ratunku dla każdego z nas. Te
wspaniałe słowa Pana znajdują się na początku rozdziału VII.
Zamieszczone teksty są zestawione w cztery grupy:
1. Relacje osobiste pierwszych rozmówców: Matki, Bartka i ojca Ludwika (rozdział I);
2. Rozmowy i wypowiedzi:
o Bogu miłosiernym, niebie, czyśćcu i piekle, o miłości Boga do nich (przebywających w Jego
królestwie), o Maryi, Królowej nieba, i o Aniołach, domownikach Pana (rozdział II),
o ojcowskiej miłości Boga do nas, ludzi żyjących na ziemi, o prawach Bożych, o pomocy
wzajemnej między niebem i czyśćcem a ziemią (rozdział III);
3. Osobiste świadectwa ze śmierci, spotkania z Bogiem i Jego miłosierdziem:
o moich bliskich (rozdział IV),
o różnych osób, o które zapytywali — przeze mnie — moi przyjaciele i znajomi (rozdział V),
o osób wybranych przez Pana (rozdział VI);
4. Słowa Pana Jezusa i Maryi (rozdział VII).
Podział nie jest ścisły, ponieważ w relacjach osobistych występują fragmenty o charakterze
ogólnym, a niekiedy i odwrotnie.
Poszczególne osoby mają swój indywidualny styl (zdarzało się, że byli po nim rozpoznawani
przez rodzinę). Matka moja, artystka, mówi stylem emocjonalnym, używając wyrażeń zaczerpniętych
z naszej poezji patriotycznej i religijnej (tak mówiła za życia); inny jest żywy, obrazowy, niekiedy
dosadny styl Bartka, inny styl o. Ludwika, intelektualny, spokojny styl kapłana przyzwyczajonego do
tłumaczenia różnych kwestii dotyczących wiary.
Szczególny charakter mają rozmowy początkowe (tuż po śmierci). Rozmówcy usiłują jak
najwięcej przekazać, wytłumaczyć, objaśnić, ciesząc się możliwością takiej wymiany myśli, a
jednocześnie wyrazić szczęście swojego życia oraz swoją wdzięczność i uwielbienie Bogu, Stwórcy,
Zbawicielowi, Sprawcy tego stanu niekończącej się radości, w którym istnieją. Centralnym motywem
rozmów jest Bóg — odnaleziony już i rozpoznany, Ojciec przebaczający, współczujący i miłosierny
ponad wszelkie wyobrażenia ludzkie, kochający miłością bezgraniczną i niepojętą.
Anna
Uwaga. Imiona większości rozmówców zostały zmienione.
I
PIERWSZE ROZMOWY Z MATKĄ, BARTKIEM I OJCEM LUDWIKIEM
3
Matka
XI—XII 1966 r.
o Jestem tu (przy tobie). Żyję pełnym życiem. Jestem szczęśliwa. Kocham cię, dziecinko moja.
Pomogę ci zawsze, gdy będę mogła. Wzywaj mnie, gdy będzie ci ciężko —ja ci pomogę... i ojciec
też. Moje dzieciątko, nie jesteś sama nigdy; zawsze pamiętaj o tym.
Błogosławieństwo moje daję ci. Będzie dobrze, będzie dobrze! Dożyjesz i zobaczysz.
Ściskam cię. Twoja matka.
o Czy cierpiałaś w chwili śmierci? — zapytałam.
o Nic takiego nie było. To była radość.
o Kto był (przy tobie)?
o BÓG! Potem moi rodzice, (twój) ojciec i wszyscy, którzy kochali mnie. (...)
Nie czułam śmierci. To tak jak otwarcie oczu. Czułam radość ze spotkania z bliskimi. Byli
przy mnie, cały tłum. Była radość...
o Czy widziałaś mnie?
o Widziałam i martwiłam się, że nie mogę dać ci znać, jak mi dobrze.
Nie myśl o tym, co przeszło (okoliczności choroby, śmierci, pogrzebu). Wszystko jest tak,
jak miało być. A teraz jesteś na nowej drodze życia. Cały czas czuwam nad tobą, nie opuszczę cię. (...)
Córeczko, żebyś ty wiedziała, jak bardzo Tam (w niebie) się kocha!
Córeczko, tak bardzo chcę, żebyś mi uwierzyła. Ja ci pomagam, jak mogę, nawet nie wiesz
ile razy. Jestem szczęśliwa tak bezgranicznie, jak to nie mogło być na ziemi.
(...)
Nikt tu nie jest samotny.
o Kiedy umrę?
o Jak spełnisz to, co masz do zrobienia. Nie wcześniej.
Ojciec jest tu ze mną
Mówi Ojciec.
o Jestem twoim ojcem nadal. Musisz uwierzyć, że to nie ty sama „zmyślasz" (tak pomyślałam) — to
my mówimy do ciebie. Kochaj nas, myśl o nas, wzywaj nas. Bądź, kochanie, dobra; staraj się być
dobra, to cię zbliży do nas. (...) Nie schodź ze swojej drogi. Dobrze idziesz. Daj sobą kierować...
26 XII 1966 r. Boże Narodzenie
Spytałam Mamę, czego mogę jej życzyć.
o To ja ci życzę wypełnienia twojego przeznaczenia (planów Bożych względem ciebie). Ja niczego
nie potrzebuję. Wszystko jest już spełnione i nie mogę pragnąć więcej — bo rzeczywistość jest
bez porównania doskonalsza i wspanialsza niż wszystko, co wymarzyłam sobie. (...)
4
Zostawiam ci moje błogosławieństwo na nadchodzący rok i obiecuję ci pomoc.
Myśl o nas i wzywaj nas. My cię kochamy, więc pragniemy, żebyś się do nas zwracała.
28 II 967 r.
Zapytałam Matkę:
o Czy wszystko możesz zobaczyć?
o Tak, ale inaczej. Tu się widzi istotną treść rzeczy, jej „promieniowanie" (oddziaływanie), sam
rdzeń danej rzeczy czy sprawy.
o Czy ludzi się widzi?
o Tak i nie. Ludzi widzę jak dawniej, ale jednocześnie i ich wnętrze: ich stan i ich uczucia.
o Czy i myśli?
o Nie.
o A moje?
o Z tobą rozmawiam.
o Czy wszyscy by tak mogli rozmawiać?
o Nie, to jest specjalna łaska dla mnie, że mogę mówić z tobą.
o Czy prosiłaś o to?
o Tak, ogromnie.
o Czy to będzie trwało?
o
Tak, pozostanie, o ile ty będziesz tego chciała.
9 II 1967 r.
o Mamo, powiedz mi, jak dojść do Chrystusa. Jaką drogą? Co robić? Czego On sobie ode mnie
życzy?
o Córeczko, to pytanie jest tak doniosłe, że nie mogę odpowiedzieć ci na nie sama. Muszę się
poradzić tych, którzy cię znają lepiej niż ja.
Tylko ty możesz dojść do Jezusa. Bo On czeka na każdego z nas, ale my musimy sami chcieć
dążyć i tylko my możemy wydobyć z siebie potrzebne siły. Możliwe jest dojście poprzez miłość do
Niego i poprzez miłość Jego ku nam.
On i tylko On wie, co komu jest potrzebne i co dla kogo jest pożyteczne, i nikt nie może wchodzić
pomiędzy Niego i ciebie. Zrozum, kochanie, że ja ze wszystkich sił chcę, abyś była tu z nami, ale jaką
drogą masz iść, ja ci powiedzieć nie mogę. Ty sama musisz ją odnaleźć i wybrać.
Wszyscy szukaliśmy i nie ma innych praw, jak tylko samemu szukać i iść. Trzeba nie ustawać i
kochać, ciągle kochać, bez załamań, bez ciągłego cofania i przerw — to jest najpewniejsza droga.
Kochać, córeczko, we wszystkim i we wszystkich ludziach widzieć Go i kochać, i nie odrzucać nikogo
i niczego, bo we wszystkim jest Jego miłość. Ale drogę właściwą może ci wskazać tylko On, a nikt z
nas.
o Czego Jezus sobie ode mnie życzy?
o Jednego na pewno: całkowitej miłości i chęci bycia z Nim. To ci mogę powiedzieć, ale nie mogę
wskazać ci twojej drogi. Kochanie, ja naprawdę nie mogę wiedzieć, co dla twej najgłębszej istoty
jest najważniejsze i najpotrzebniejsze — to jest Tajemnica — ale ponieważ bezgranicznie cię
kocham, robię wszystko, abyś ze swej drogi nie odeszła — wstecz. Moja opieka i miłość będą
przy tobie zawsze, ale ty i tylko ty opowiesz się za wyborem i nikt z nas nie może siłą sprowadzić
cię tutaj. My ci tylko we wszystkim pomagamy, ale wybór, kochanie, musi być samodzielny.
10 II 1967 r.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin