Hart Jessica - Z dala od zgiełku.pdf

(443 KB) Pobierz
8587558 UNPDF
Jessica Hart
Z dala od zgiełku
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Bea Stevenson i Emily Williams rozmawiały w loka­
lu, w którym Emily pracowała jako kelnerka.
- Gdzie znalazłaś pracę? - W głosie Bei brzmiało
niedowierzanie. - Co ci wpadło do głowy, żeby jechać
tam, gdzie diabeł mówi dobranoc?
- Wpadło do głowy? - powtórzyła Emily. - Prawie
wszyscy nasi znajomi chcieliby popracować w tamtych
stronach, bo są wyjątkowo piękne.
- Nie piękne, tylko szare i nudne.
- Może... Ale na pewno mieszkają tam prawdziwi
mężczyźni, którzy potrafią ujeżdżać narowiste konie i...
- Prawdziwe są tylko pchły. Aż się od nich roi.
- Bzdury pleciesz. - Emily przysunęła sobie krzesło
i usiadła naprzeciwko przyjaciółki. - .To wielka szansa,
lepsza już się nam nie trafi. Zawsze marzyłam o pracy
wśród hodowców bydła.
- Pierwszy raz słyszę o takim marzeniu.
- W dużej posiadłości życie toczy się innym rytmem,
to będzie romantyczna, wspaniała przygoda. Poza tym...
to poniekąd moje dziedzictwo. Czuję zew krwi.
Bea zrobiła wielkie oczy, ponieważ wiedziała, że przy­
jaciółka urodziła się i wychowała w Londynie, czyli bar­
dzo daleko od Australii.
JESSICA HART
Z DALA OD ZGIEŁKU
- Jakie dziedzictwo? Jaki zew krwi? - ironizowała.
- Moja mama jest Australijką - oznajmiła Emily
z prawdziwą dumą.
- Wiem. Pochodzi z Melbourne, a to, o ile wiem,
dość daleko od australijskiego interioru.
- Ale jej matka, a moja babcia wychowała się w sa­
mym sercu kraju.
- Moja w Leamington Spa, ale to wcale nie oznacza,
że mam ochotę tam pracować.
- Leamington Spa! - Emily prychnęła lekceważąco.
- W takiej dziurze nie znajdziesz ani jednego mężczyzny,
który wie, do czego służy lasso albo potrafi powalić na
ziemię wielkiego byka. Tylko w głębi Australii są stu­
procentowi mężczyźni. Nie to, co te tutejsze wymoczki.
Pogardliwym spojrzeniem obrzuciła gości w barze.
W niedzielny wieczór zwykle przychodziło dużo mło­
dych ludzi, którzy przy piwie i winie spędzali wolny
czas. Bea też im się przyjrzała i uznała, że prawie wszy­
scy mężczyźni są wysocy, dobrze zbudowani, dość po­
ciągający.
- Ci też są przystojni. Czego od nich chcesz?
- To mieszczuchy. - Emily skrzywiła się. - Tutaj
wciąż oglądam to samo, co w Londynie.
Bea spojrzała przez okno na charakterystyczną syl­
wetkę gmachu opery i na zatokę pełną jachtów. Nie wi­
działa podobieństwa z Londynem.
- Zmieniłaś się i śpiewasz na inną nutę - powiedziała
z przekąsem. - Jeszcze przed tygodniem mówiłaś tylko
o Markusie, wprost piałaś z zachwytu.
- Już przestałam. - Emily gniewnie zmarszczyła
brwi. - Dostałam nauczkę i mam dość takich typów.
Chcę poznać mężczyznę z charakterem.
- Aha. Takiego najlepiej szukać na pustyni. - Bea
uśmiechnęła się przewrotnie. - Szczególnie podczas bu­
rzy piaskowej.
- Kpisz, a ja mówię poważnie. To nie przelotna za­
chcianka. Zresztą już w Londynie uprzedzałam, że chcę
zwiedzić całą Australię. Pamiętasz?
- Oczywiście. Ale myślałam, że wybierzesz się do
Alice Springs, Ayers Rock albo Uluru... A tymczasem
chcesz siedzieć na wsi i patrzeć na krowy!
- Nie lubię zwiedzać kraju jako zwykła turystka -
broniła się Emily. - Chcę poznać prawdziwe życie w róż­
nych regionach Australii i spędzenie kilku tygodni wśród
hodowców bydła uważam za świetny pomysł.
- Niedługo wracamy do Anglii - przypomniała Bea.
- Jest tyle ciekawych rzeczy, które chciałabym zobaczyć.
Nie uśmiecha mi się marnowanie czasu w okolicy, w któ­
rej nie ma nic do oglądania... Skoro tak bardzo zależy
ci na głuchej prowincji, jedź sama. Przed powrotem do
Anglii spotkamy się w umówionym dniu i miejscu. Uz­
godniłyśmy, że nie będziemy kurczowo trzymać się jedna
drugiej.
- Jeśli nie pojedziesz ze mną, praca przejdzie mi koło
nosa -jęknęła Emily. - Ci ludzie potrzebują dwóch osób,
więc sama nie mam szansy.
- Czemu nie wezmą ciebie i kogoś innego?
- Bo zależy im na tym, żeby dziewczyny się znały
i dobrze dogadywały. Słyszałam, że to znana posiadłość.
- Emily wyprostowała się. - Wielkości Belgii... albo
JESSICA HART
Z DALA OD ZGIEŁKU
Walii... Zapomniałam, ale tak czy owak olbrzymia,
a dom stary i stylowy... To piękny majątek, jednak znaj­
duje się na odludziu i dziewczyny prędko stamtąd ucie­
kają. Nick nie ukrywał, że właśnie z tego powodu po­
stanowili zatrudnić koleżanki.
- Jaki Nick?
- Nick Sutherland, właściciel... Jest zabójczo przystoj­
ny. - Emily westchnęła. - Wysoki blondyn z wydatnym
nosem i podbródkiem... Mój typ... Jeśli nie pojedziesz ze
mną, zaangażuje kogoś innego. Znam ludzi, którzy z po­
całowaniem ręki podejmą pracę w Calulla Downs.
- Na pewno potrzebne są osoby bardziej kompetentne
od nas - rzekła Bea. - My nie bardzo się nadajemy do
tej pracy, bo przecież nic nie wiemy o koniach i krowach.
Żadna z nas nie ma odpowiedniego doświadczenia.
- To akurat nie ma znaczenia, ponieważ szukają ku­
charki i guwernantki.
- Wolne żarty. - Bea wybuchnęła śmiechem. - Gu­
wernantki angażowano w dawnych czasach.
- Przyznam się, że to określenie mnie też trochę zdzi­
wiło, ale chyba chodzi o nianię. Dziewczynka ma pięć
lat, więc na intensywną naukę jest za mała. Po prostu
trzeba się nią zająć.
- Coraz lepiej! Przecież nie mamy pojęcia o opiece
nad dziećmi!
- Nie święci garnki lepią. - Emily lekceważąco mach­
nęła ręką. - Wystarczy przeczytać coś małej, wziąć ją na
spacer, dopilnować, żeby nie pogubiła zabawek.
- Zajęcie nie dla mnie, bo przy maluchach robię się
nerwowa.
- A ja z kolei wszystko przypalam. Wobec tego zajmę
się dzieckiem, a ty gotowaniem. Nick ucieszył się, gdy
usłyszał, że masz talent i fantazję. Podobno rzadko trafia
im się wykwalifikowana kucharka... Bea, błagam cię. To
niebywała okazja, a bez ciebie mnie nie przyjmą. Jestem
pewna, że nie pożałujesz.
- Tu też niczego nie żałuję. Mam pracę, znajomych,
mieszkanie i świetnie sobie radzę. W Melbourne nietrud­
no o rozrywki, a tam czeka nas tylko nuda i potworne
upały. Po południu nie będzie dokąd pójść ani co robić.
Żebyśmy chociaż umiały jeździć konno... - Pokręciła
głową. - Pobyt tam szybko zacznie działać nam na ner­
wy, zobaczysz. Mnie na pewno.
- Przed wyjazdem z Londynu twierdziłaś, że nie wy­
trzymasz długo w Australii - przypomniała Emily. - Ma­
rudziłaś i jęczałaś, że będziesz tu nieszczęśliwa, a teraz
chciałabyś zostać na stałe. Przewidziałam to, prawda?
- Tak - niechętnie przyznała Bea.
- Więc czemu nie wierzysz mi, gdy mówię, że tam też
będziesz zadowolona? Jak zwykle szukasz dziury w całym.
Bea westchnęła zrezygnowana. Dalsza dyskusja
z przyjaciółką i tak nie miała sensu. Emily zawsze bez
ogródek mówiła, co leży jej na sercu.
- To wszystko przez Phila. - Emily zrobiła mądrą mi­
nę. - Jeszcze nie przebolałaś jego zdrady i dlatego boisz
się wszystkiego, co nowe.
- Nieprawda!
- Zupełnie straciłaś pewność siebie. Gdy ktoś propo­
nuje ci zrobienie czegoś, do czego nie jesteś przyzwy­
czajona, natychmiast zaczynasz się wykręcać. Przedwczo-
JESSICA HART
Z DALA OD ZGIEŁKU
raj nie kupiłaś sukni, bo była trochę krótsza niż te, które
masz!
- Pogrubiała mnie...
- Nieprawda. Wyglądałaś w niej świetnie, jakby uszy­
to ją specjalnie dla ciebie, ale wolałaś tego nie widzieć.
Bo boisz się, że wpadniesz komuś w oko i znowu drgnie
ci serce.
- Gadasz od rzeczy.
- Wręcz przeciwnie, bardzo do rzeczy. Podsuwam ci
możliwość odmiany, szansę na przygodę, a ty wolisz
tkwić w jednym i tym samym miejscu.
- Zapominasz, że dałam namówić się na wycieczkę.
I teraz już dobrze wiem, co oznacza przygoda. To, naj­
krócej rzecz ujmując, brak porządnej ubikacji, prysznica,
suszarki do włosów. Wiesz, że muszę codziennie myć
głowę.
- W Calulla Downs będziesz pławić się w luksusie.
Podobno ten dom wygląda jak pałac. Wyobraź sobie, że
sporo ludzi płaci grube pieniądze, żeby spędzić tam kilka
dni. Przebywanie na takim odludziu jest dla nich wielką
przygodą, a przy tym nie muszą rezygnować z takich
udogodnień jak bieżąca woda i prąd. Czego więcej trzeba
do szczęścia?
- Sklepów, klubów, teatrów...
• - Te są wszędzie. Mamy jedyną szansę zobaczyć taki
majątek jak Calulla Downs. To naprawdę niepowtarzalna
okazja.
- Czy ja wiem.
- Przecież nie będziemy tam tkwić do końca życia,
na pewno Nick zgodzi się zaangażować nas tylko na mie-
siąc. Potem jeszcze zostanie nam sporo czasu na zwie­
dzanie Australii. Stamtąd możemy pojechać prosto na
Wielką Rafę Koralową. Co ty na to?
Bea nie umiała znaleźć mocnych kontrargumentów.
Emily zawsze przekonywała i naciskała tak uparcie, że
lepiej było zrezygnować z oporu i dla świętego spokoju
poddać się tej presji.
Emily natychmiast wyczuła wahanie przyjaciółki.
- Proszę cię, błagam. Tak bardzo chcę tam pojechać,
a nie mogę bez ciebie. Jesteś mi potrzebna... Ja też
wspierałam cię w potrzebie, prawda?
Bea nie mogła zaprzeczyć. Po odejściu Phila Emily
była nieocenioną podporą. Zajęła się wszystkim, gdy ona
całymi dniami leżała na kanapie i płakała
- Przestań! - Bea westchnęła. - Jak zwykle uciekasz
się do szantażu. Za chwilę rozpłaczesz się i zarzucisz mi,
że przeze mnie marnujesz życie.
- To mój niezawodny chwyt. - Emily uśmiechnęła
się szelmowsko. - Jednak nie zawsze uciekam się do tak
drastycznych środków.
- Dobrze, ustąpię ci. Tylko pamiętaj, że zgadzam się
na jeden miesiąc i nie zostanę tam ani chwili dłużej.
Emily podskoczyła z radości i ucałowała ją.
- Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć. Zaraz za­
dzwonię do Nicka i powiem, kiedy przyjedziemy. Muszę
go uprzedzić, że możemy pracować tylko przez miesiąc,
ale na pewno będziesz chciała zostać tam dłużej.
Lotnisko w Mackinnon było bardzo małe. Sześcioro
pasażerów wysiadło, dwoje wsiadło i samolot poleciał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin