Marinelli Carol - Można mieć wszystko.pdf

(546 KB) Pobierz
med298
Carol Marinelli
Można mieć wszystko
Tłumaczyła
Ewa Górczyńska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Gdzie jest lotnisko? – zapytała Abby, usiłuja˛c prze-
krzycze´ warkot silnik´ w.
Troch ˛ si ˛ zdziwiła, gdy pilot parskna ˛ ł ´miechem.
Przecie˙ jej pytanie wcale nie było zabawne.
– Wystarczy mi kawałek płaskiego gruntu, ˙eby po-
sadzi´ t ˛ ´licznotk ˛ na ziemi. – Bruce spojrzał na nia ˛
iu´miechna˛ł si˛ szeroko, ukazuja˛c liczne braki w uz˛-
bieniu.
Abby odpowiedziała mu wymuszonym u´miechem,
modla˛c si˛ w duchu, by pilot skupił si˛ na sterowaniu
samolotem.
Jej sztywny spos´ b bycia nie wynikał tym razem
z wrodzonej pow´cia˛gliwo´ci, lecz ze strachu. Mały sa-
molocik, do kt´ rego wsiadła na lotnisku w Adelajdzie,
wydawał si˛ ˙ało´nie nieodpowiedni na tak długa˛ podr´ ˙.
Cho´ w czasie lotu starała si˛ zaja˛´ papierkowa˛ robota˛,
wgłowie stale d´wi˛czały jej dwa pytania – jakim cudem
to ˙elastwo utrzymuje si˛ w powietrzu i czy kto´ ich
znajdzie, je´li jednak odm´ wi posłusze´ stwa?
– Przy szpitalu jest pas do la˛dowania. Dotrzemy tam
mniej wi˛cej za kwadrans.
– Dzi ˛ kuj ˛ .
Abby przekonała si˛ ju˙ w Adelajdzie, ˙e czas jest dla
Bruce’a poj˛ciem wzgl˛dnym. Cho´ nie ze swojej winy
4
CAROL MARINELLI
sp´ ´niła si ˛ na spotkanie, pilot wcale nie okazał zdener-
wowania. Wygla˛dało na to, ˙ezr´ wnym spokojem cze-
kałby na nia˛ cały dzie´ , gdyby musiał.
Czy dam sobie rad ˛ ?Tobyło trzecie pytanie, kt´ re
zadawała sobie Abby, spogla˛daja˛c na rozcia˛gaja˛ca˛ si˛
pod nia˛ bezkresna˛, czerwona˛ r´ wnin˛. Ten widok spra-
wiał,˙e czuła si ˛ nic nieznacza ˛ ca ˛ , ledwo zauwa˙alna ˛
drobinka˛ zawieszona˛ gdzie´ nad ziemia˛.
Wła´ciwie to nie miała wyboru, musiała przyja˛´ t˛
ofert ˛ . Reece Davies, ordynator oddziału nagłych wypad-
k´ w, jej wieloletni kolega po fachu i przyjaciel, jasno
wyraził swoje zdanie.
– Nic nie mogła´ zrobi´, Abby.
Ile razy jej to powtarzał? Ile razy prosił ja˛ do swego
gabinetu, kiedy przepisywała liczne badania pacjentom
uskar˙aja˛cym si˛ na proste dolegliwo´ci?
– Powiedz to reszcie personelu.
– Nie musz˛ nic m´ wic´–upierał si˛ Reece. – Nikt tu
nie uwa˙a, ˙e to si˛ stało z twojej winy.
Gdyby tylko mogła mu uwierzy´. Gdyby tylko mogła
uwierzy´,˙e milczenie, kt´ re zapadało za ka˙dym razem,
kiedy zbli˙ała si˛ do grupki piel˛gniarek, nie miało zwia˛-
zku ze ´miercia˛ Davida.
David. U´miechn˛ła si˛ lekko, pr´ buja˛c sobie wyob-
razi´, jaka˛ miałby min˛, gdyby ja˛ teraz zobaczył. Ona,
typowa dziewczyna z miasta, ma sp ˛ dzi´ trzy miesia ˛ ce na
ko´ cu ´wiata. U´miech jednak zaraz znikna˛ł, kiedy po raz
kolejny u´wiadomiła sobie okrutna˛ prawd˛.
David nie ˙yje.
– A wi˛c teraz zalecamy USG jamy brzusznej za
ka˙dym razem, kiedy pacjent uskar˙a si˛ na b´ l brzucha?
MO ˙ NA MIE ´ WSZYSTKO
5
– zapytał Reece sarkastycznie, przegla ˛ daja ˛ c kart ˛ jednego
z pacjent´ w. Zabolałoj˛ to, ale upierała si˛,˙e lepiej
wykaza´ nadmierna˛ ostro˙no´´, ni˙ postawi´ mylna˛ diag-
noz ˛ .
Reece jednak nie chciał si˛ z nia˛ zgodzi´.
– Musisz odzyska´ pewno´´ siebie – nalegał. – Na-
bra´ dystansu do tej całej sprawy. Nikt nie wiedział,˙e
Dave miał problem z narkotykami.
– To prawda, ale gdyby nie był naszym kolega˛, tylko
obcym pacjentem, post ˛ powaliby´my z nim inaczej.
Reece potrza˛sna˛ł głowa˛ i jeszcze raz wyraził wsp´ł-
czucie, ˙e co´ takiego ja˛ spotkało, ale nie dał si˛ przeko-
na´. Oznajmił,˙e je´li Abby chce uzyska´ kolejny stopie´
specjalizacji, powinna wr´ ci´ do podstaw medycyny.
Twierdził,˙e zna miejsce, gdzie b˛dzie mogła wiele si˛
nauczy´. A przy okazji mo˙e uda jej si˛ zawrze´ nowe
znajomo´ci?
– Podstawy medycyny... – wymamrotała do siebie
powa˛tpiewaja˛co.
– Słucham? – Zaciekawiony Bruce zn´ w odwr´ cił si˛
w jej stron˛, ch˛tny do podj˛cia rozmowy. Abby wolała
jednak, by skupił si˛ na pilotowaniu.
– Nic, nic! – krzykn˛ła, troch˛ zawstydzona, ˙e przy-
łapał ja˛ na m´ wieniu do siebie. – Powiedziałam tylko,
˙e ziemia jest bardzo wysuszona.
– Naprawd ˛ ? – Spojrzał wd´ł, a wystraszona Abby
miała ochot˛ sama chwyci´ za dra˛˙ek steru. – Nie bardziej
ni˙ zwykle – stwierdził po chwili.
Abby spojrzała na papiery i przywołała si ˛ do porza ˛ d-
ku. Przez trzy miesia˛ce b˛dzie odci˛ta od ´wiata, ale nie
przerwie nauki, skupi si˛ na swoich planach, zdob˛dzie
6
CAROL MARINELLI
wy˙szy stopie´ specjalizacji. Nie zmarnuje czasu sp ˛ dzo-
nego w Tennengarrah. Dotrzyma obietnicy danej Davido-
wi...
Kiedy na horyzoncie ukazały si ˛ jakie´ zabudowania,
Bruce w ko´ cu si˛ skoncentrował, a Abby duchowo przy-
gotowała si˛ na twarde la˛dowanie.
Nic takiego nie nasta ˛ piło. Przy zetkni ˛ ciu z ziemia ˛
samolot lekko podskoczył i z ust Abby wydobyło si˛
westchnienie ulgi.
– No i jak, pani doktor?
– Wspaniale! – Wstała i pierwszy raz tego dnia szcze-
rze si˛ u´miechn˛ła. Rozprostowała nogi i strzepn˛ła
jaki´ niewidzialny pyłek ze ´nie˙nobiałych szort´ w. Ner-
wowo przygładziła swoje długie, ciemne włosy. Z ch˛cia˛
poprawiłaby makija˙, ale Bruce cały czas patrzył na nia˛
z szerokim u´miechem.
– O, Kell wyszedł nam na spotkanie! – oznajmił.
– Kell? – Abby zmarszczyła brwi. – My´lałam, ˙e
wyjdzie po nas doktor Ross Bodey.
– Och, przepraszam. Zapomniałem powiedzie´,˙e
Ross został wezwany do pacjenta. Mam go przywie´´
z powrotem, ale przedtem musz˛ napi´ si˛ herbaty.
– Z beztroska˛ mina˛ wyja˛ł metalowy termos, otworzył
drzwi i wyskoczył na zewna˛trz. Pełnym galanterii gestem
podał jej rami˛ i pom´ gł stana˛´ na wysuszonej ziemi.
O´lepiłoj ˛ nisko wisza ˛ ce sło´ ce i musiałaosłoni´ oczy
ramieniem.
– Cze´´, Abby, jestem Kell. – To bezceremonialne po-
witanie wypowiedziane byłogł ˛ bokim m ˛ skim głosem.
Sło´ ce ´wieciło jej prosto w oczy, wi˛c prawie nic nie
widziała. Wyobra´nia podsun˛ła jej obraz przystojnego,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin