Pade Victoria - Romans z szefem.pdf

(762 KB) Pobierz
Pade_Victoria_Romans_z_szefem
VICTORIA PADE
Romans
z szefem
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Oczywiście, że przydadzą mi się pieniądze. Sporo
mnie kosztowała przeprowadzka, teraz wydaję majątek
na znaczki i reklamę. W dodatku nie wiadomo, kiedy
uda mi się rozkręcić interes, ale...
- Żadne ale. Po pierwsze, praca jest tymczasowa,
dopóki Rand nie znajdzie kogoś na stałe. Po drugie,
będziesz miała okazję lepiej poznać miasto, a po trze­
cie, pracując u jednego prawnika, na pewno zdołasz
nawiązać kontakt z innymi. A o to ci przecież chodzi,
prawda? Chcesz otrzymywać zlecenia, które mogłabyś
wykonywać w domu?
Lucy Lowry wiedziała, że jej ciotka, Sadie Meeks,
ma rację. Zaledwie kilka tygodni temu przeniosła się
z synem, czteroletnim Maksem, z Kalifornii do Wa­
szyngtonu. Zamieszkała w Georgetown, w szerego­
wym domu, jednym z czterech należących do Sadie.
Przeprowadzka była dość kosztowna, dlatego chciała
jak najprędzej zacząć zarabiać.
Interesowała się prawem, głównie więc zależało jej
na zleceniach od prawników; mogłaby wyszukiwać im
informacje w Internecie, przygotowywać opinie i pis­
ma procesowe. Pracując w domu, przy komputerze,
czasem w bibliotece, mogłaby mieć na oku Maksa.
6
YICTORIA PADE
Miała jednak świadomość, że zanim rozkręci interes,
będzie musiała zatrudnić się gdzieś jako sekretarka.
I właśnie taką pracę proponowała jej ciotka; posadę
sekretarki i asystentki w kancelarii niejakiego Randa
Coltona.
- Zgadza się. Ale praca u Coltona wiązałaby się
z koniecznością wielogodzinnego przebywania poza
domem.
Sadie machnęła lekceważąco ręką.
- Ale byłoby to zajęcie tymczasowe. Poza tym, jak
ci już mówiłam, rozmawiałam z kierowniczką przed­
szkola. To moja dawna znajoma ze studiów. Obiecała
przyjąć Maksa. Przedszkole, które prowadzi, jest jedną
z najlepszych tego typu placówek w Waszyngtonie.
Niełatwo się do niego dostać. Ludzie zapisują dzieci
z rocznym wyprzedzeniem. W każdym razie Maks bę­
dzie miał towarzystwo, a dla urozmaicenia może od
czasu do czasu przychodzić do mnie.
Sadie na moment zamilkła, po czym zmieniła ta­
ktykę.
- Proszę cię, słoneczko, zrób to dla mnie. Spodo­
bało mi się życie emerytki i mimo ogromnej sympatii,
jaką darzę Randa, nie bardzo mam ochotę wracać do
pracy. Ale żal mi biedaka; kompletnie nie daje sobie
rady...
Lucy znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Mieszkała
za darmo w jednym z czterech domów, jakie jej uko­
chana ciotka kupiła niedawno w Georgetown. Drugi
dom Sadie przeznaczyła dla siebie, a trzeci i czwarty
wynajmowała. Twierdziła, że pieniądze z wynajmu po-
ROMANS Z SZEFEM
7
krywają wszelkie koszty, jakie musi ponosić z tytułu
własności.
Zresztą sama namawiała Lucy na przyjazd do Wa­
szyngtonu. Sporo podróżowała i chciała, aby w czasie
jej nieobecności ktoś zaufany sprawował nad wszyst­
kim nadzór.
Lucy chętnie skorzystała z oferty; dzięki Sadie
mogła pracować w domu i spędzać czas z synem, za­
miast siedzieć w biurze od dziewiątej do piątej. Dla­
tego nie bardzo wypadało jej odmówić ciotce, gdy ta
prosiła ją o przysługę.
- Błagam cię, idź na rozmowę. Kto wie, może wca­
le się nie nadajesz. Może Rand wcale cię nie przyjmie.
Poza tym to nie jest praca na zawsze. Głównie chodzi
o zaprowadzenie porządku, o uporanie się z koszmar­
nym bałaganem, jakiego po moim odejściu narobiły
niekompetentne sekretarki. W tym czasie Rand dalej
będzie szukał fachowej siły. Może znajdzie ją za trzy
dni, może za dwa tygodnie. Woli jednak już więcej
nie korzystać z agencji pośrednictwa pracy; zbyt wiele
razy się na niej sparzył.
- Zupełnie tego nie rozumiem. W końcu wcale nie
tak trudno o dobrą sekretarkę.
- Nie będę cię okłamywać, złotko. Rand nie należy
do najłatwiejszych szefów pod słońcem. Akurat mnie
się świetnie z nim pracowało, bo wiedziałam, że pod
szorstką powłoką kryje się człowiek o gołębim sercu.
Ale na pierwszy rzut oka tego nie widać. Oczywiście
jest też niezwykle wymagający. I, jak każdy mężczy­
zna, lubi, aby go słuchano i chwalono.
8
YICTORIAPADE
- Twój opis pasuje do dziecka. Do dużego, rozpie­
szczonego dziecka - powiedziała ze śmiechem Lucy.
- O nie! Zaręczam ci, że to facet z krwi i kości
- odparła ciotka. - Niesamowicie męski. Władczy.
Pracowity, ale również towarzyski. Wymagający. Po­
trafi harować od rana do późnej nocy, potem do świtu
bawić się z przyjaciółmi, a o dziewiątej pojawić się
w sądzie i wygrać sprawę. Niestety nie rozumie, że
zwykli śmiertelnicy funkcjonują na wolniejszych ob­
rotach i mało kto jest w stanie dotrzymać mu tempa.
Poza tym należy do ludzi szczerych, ceniących prawdę;
nigdy niczego nie owija w bawełnę. Z tego powodu
niektórzy uważają, że jest zarozumiały. No i nie cierpi
głupców. Ale nie namawiałabym cię na spotkanie
z nim, gdybym nie wierzyła, że ze wszystkim sobie
doskonale poradzisz. Aha, jeszcze jedno... Rand
Colton to jeden z najprzystojniejszych mężczyzn, ja­
kich w życiu widziałam. Więc gdyby za bardzo działał
ci na nerwy, mogłabyś po prostu wyłączyć się i po­
dziwiać widoki.
Hm. Trudny, wymagający szef. Szorstki i oschły.
Stanowczy i władczy. Szczery aż do bólu, niczego nie
owijający w bawełnę. Zarozumiały.
To wszystko mówi kobieta, która jest największą
wielbicielką Randa Coltona. Ciekawe...
- Proszę cię, kochanie. Wszystkie stroje służbowe
oddałam pewnej instytucji charytatywnej. Przyzwy­
czaiłam się do późnego wstawania, do tego, że nigdzie
nie trzeba się spieszyć, że pół dnia można krzątać się
po domu w szlafroku. Nie chcę wracać do pracy. Ale
Zgłoś jeśli naruszono regulamin