Wentworth Sally - Duch z przeszłości.pdf

(652 KB) Pobierz
Sally Wentworth - Duch z przesz³oœci
SALLY WENTHWORTH
Duch z przeszłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Widok zmarłej Ŝony, zbliŜającej się cmentarną alejką - to musi być szok dla kaŜdego. Dla Alexa teŜ.
Twarz mu po bladła i wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta kobieta i z ulgą rozluźnił
ramiona. Ulga to moŜe niewłaściwe słowo. MoŜe to było rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była
martwa, a jego Ŝona Ŝyła?
- Ginny! - Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę.
W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum, wiosenny kwiatowy zapach, zupełnie nieod-
powiedni dla kobiety w średnim wieku.
- Tak się cieszę, Ŝe udało ci się przyjechać. Ojciec teŜ byłby zadowolony.
Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina, pogrąŜona w smutku, oczekiwała na
zdjęcie trumny z karawanu. Ginny popatrzyła na nich, a potem prawie z niechęcią zwróciła głowę w
stronę Alexa. Nie przypuszczała, Ŝe go tu spotka. Nie chciała go widzieć. Minęło juŜ ponad pięć lat od ich
ostatniego spotkania i rozstania, ale czas nie zatarł wspomnień.
- Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa zabrzmiały zimno i odpychająco.
Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej plecami, podając matce ramię.
- Wygląda na to, Ŝe zaczynają.
Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął sąsiednie miejsce obok matki i trzymał jej
ksiąŜeczkę do naboŜeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką. Matka nie mogła powstrzymać się
od płaczu, mimo Ŝe rozwiodła się z męŜem ponad szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy tylko
nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz stała, nie roniąc łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni.
Ojciec Ginny został pochowany w miejscowości, w której jego rodzina Ŝyła od pokoleń i gdzie się
wychował. Tu sprowadził swoją pierwszą Ŝonę, więc do dziesiątego roku Ŝycia Ginny i Venetia teŜ tu
mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły się razem z matką. Ale po swojej tragicznej śmierci,
Venetia została pochowana tutaj, na cichym przykościelnym cmentarzu pod ciemnymi cisami. Ginny nie
była na jej pogrzebie. Gdy stała w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to musiało
wyglądać. śal nad młodym Ŝyciem, tak gwałtownie przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych,
którzy kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wraŜenie, jakby kamienne ściany przesiąkły tym
smutkiem i takie juŜ pozostały. Alex teŜ musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad głową matki.
Jego twarz niczego nie wyraŜała, widoczny był tylko zewnętrzny kontur bez najmniejszego śladu
skłębionych uczuć, kryjących się w środku.
John Barclay został pochowany w rodzinnym grobie w pobliŜu swych przodków. Uroczystość przebiegała
skromnie i bez pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do nich.
- Pójdziecie z nami, dobrze?
śałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy została sama, przeszła kilka metrów i
znalazła się przy innym grobie. Prosty biały kamień został połoŜony niedawno.
Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana Ŝona Alexa. Zmarła w wieku 2 lat, razem z
nienarodzonym dzieckiem.
Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry, lecz jej duch juŜ stąd uleciał. Doświadczała
tej bliskości często i początkowo bardzo silnie, prawie tak, jakby Venetia była w jej wnętrzu. Były tak
blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak stopniowo Venetia oddalała się od niej, aŜ Ginny pozostała
sama, z dojmującym uczuciem Ŝalu i smutku.
Ginny nie była przesadnie religijna, jednak w tym spokojnym miejscu, jeszcze wyraźniej niŜ w kościele,
odczuła potrzebę modlitwy.
- BoŜe, miej w opiece moją siostrę. Niech odpoczywa w pokoju - wyszeptała i poczuła, jak słowa ulatują z
wiatrem. Po chwili otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą Ŝółtą róŜę, starannie zapakowaną w plastikowe
pudełko. Venetia zawsze lubiła Ŝółty kolor, a róŜa była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i schyliła
się, Ŝeby połoŜyć kwiat na grobie.
Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej róŜę. Zaskoczona, wyprostowała się
gwałtownie i ujrzała za sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z nieukrywaną nienawiścią
zamachnął się i odrzucił róŜę od siebie. Przeleciała ponad grobem i upadła na stertę zbutwiałej trawy i
zielska.
- Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. - Nie waŜ się hańbić grobu. Nawet nie
raczyłaś przyjechać na jej pogrzeb!
PrzeraŜona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy.
- Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z pogardą.
- Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej agencji w Nowym Jorku, Ŝeby dowiedzieć się,
co się z tobą dzieje. Powiedzieli, Ŝe wyjechałaś na kontrakt.
Nie było sensu wyjaśniać, Ŝe powiedzieli tak na jej prośbę. Nie chciała, by ktokolwiek przeszkadzał jej w
tych cięŜkich chwilach.
- Nie przypuszczałam, Ŝe zadzwonisz. Dlaczego nie dzwoniłeś do mnie do domu?
- Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu, jakby nie mógł znieść jej bliskiej
obecności. - Po cholerę w ogóle z tobą rozmawiam. Wynoś się stąd. Nie jesteś tu nam potrzebna.
Nam? Czy to znaczy, Ŝe zmarła Ŝona ciągle jest przy nim? Minęły juŜ prawie dwa lata od chwili, gdy
Venetia zginęła w tym koszmarnym wypadku samochodowym w gęstej mgle na autostradzie. Myślała, Ŝe
zdołał juŜ wrócić do normalnego Ŝycia, ale najwyraźniej cierpiał nadal równie mocno jak ona. Dzisiejsze
przyjście do tego samego kościoła musiało być dla niego cięŜkim przeŜyciem. Ginny odwróciła się, by
jeszcze raz spojrzeć na grób swojej bliźniaczej siostry, ale Alex niecierpliwie schwycił ją za ramię i
odepchnął.
- JuŜ dobrze, idę.
Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą dłoń, jednak kropla krwi kapnęła na jego
płaszcz.
Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając, mimo oporu, do rozluźnienia palców.
Mocno wbity kolec róŜy zostawił głębokie zadrapanie. Zbladł i pomyślała, Ŝe widok ran przypomina mu o
wypadku.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją mocno.
- Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i podał ją Ginny.
Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce, ale jedną ręką trudno było to zrobić.
Odebrał jej chustkę, szybko owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko kilka chwil. Ginny pochyliła
głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk spowodował gwałtowny napływ wspomnień. Większość z nich
dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu. Nocy, która zajmowała niezmienne miejsce w jej
sercu. Ręka jej zadrŜała i Alex spojrzał na nią ostro. Być moŜe teŜ pamiętał, lecz dla niego to było coś
innego. Gdy tylko węzeł był gotowy, odepchnął jej rękę, jakby budziła w nim wstręt.
Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i odeszła, poruszając się z wdziękiem
długonogiej zawodowej modelki.
Większość Ŝałobników juŜ zniknęła. Matka Ginny stała pogrąŜona w rozmowie z grupą sąsiadów, których
znała z dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to konieczne. Wiedziano, Ŝe jest
bliźniaczką Venetii. Wyrazili jej współczucie, obrzucając ukradkowymi, pełnymi ciekawości
spojrzeniami. Przywykła do tego, odkąd stała się znana, przede wszystkim jako modelka, a poza tym jako
„ktoś".
- Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same.
- Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych ludzi.
- MoŜe pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to mam samochód.
- Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. - Rozejrzała się. - A gdzie Alex?
- Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej przenikliwe spojrzenie.
- Był wściekły, Ŝe nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii.
- Jest do tej pory.
Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą dachem cmentarną bramę i wyszły na drogę,
dołączając do reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen Barclay podniosła kołnierz
płaszcza.
- Wiesz co, myślę, Ŝe to sztuczne futerko, które mi przysłałaś, nie jest tak ciepłe jak prawdziwe. Dlaczego
tak jest, Ŝe futro jest czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie mogłabym sobie na nie pozwolić?
- Chyba nie chciałabyś, Ŝeby ludzie z ruchu obrony praw zwierząt obrzucili cię obelgami albo oblali
farbą?
- O BoŜe! Czy tak się dzieje w Ameryce?
- Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o nieistotnych rzeczach, starannie unikając
draŜliwych tematów, aŜ do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń.
- Naprawdę bardzo się cieszę, Ŝe przyjechałaś. Ale co sobie zrobiłaś w rękę?
- Dotknęłam kogoś, kto kłuje.
- To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, Ŝe ktoś taki opanowany i spokojny jak on moŜe przeŜy-
wać tak silnie i głęboko. Nigdy nie widziałam, Ŝeby ktoś tak rozpaczał, jak on po śmierci Venetii. Było
mu jeszcze cięŜej z powodu dziecka. Tak na nie czekali. Ale nie okazywał swych uczuć. Minął dzień czy
dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, Ŝe jeszcze wszystkiego nie przebolał.
Ginny teŜ była o tym przekonana. Kochała Venetię równie mocno, a moŜe bardziej niŜ Alex. Czas nie
ukoił tęsknoty i bólu po jej utracie.
- Co on teraz robi?
- Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego kolega, Jeff Ferguson, teŜ jest tutaj. Chyba ci o
tym pisałam.
- Mamo, przecieŜ dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami. Dostaję od ciebie najwyŜej kartki z wakacji, na
BoŜe Narodzenie i urodziny - a od śmierci Venetii to i tych nie.
- Bo to jakoś nie pasuje Ŝyczyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to były i jej urodziny.
- W porządku, przecieŜ rozumiem. Zresztą dzwoniłaś.
- Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się zastanawiałam, co wydarzyło się między
wami, dlaczego tak nagle wyjechałaś i zerwałaś wszystkie kontakty. Zawsze byłyście takie
zŜyte.
- Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie zareagowała. Głos matki przybrał twardszy ton.
- Cokolwiek się wydarzyło, nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Wiem, Ŝe nie
miałaś czasu, ale to przecieŜ była twoja siostra...
- Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia.
- Nigdy nie chorujesz - powiedziała oskarŜycielsko.
- To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona...
- Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć o ojcu.
Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu rozejrzała się i rzekła:
- Alex juŜ idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii.
Nie dogonił ich, mimo Ŝe nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do domu, Ginny poprosiła siostrę ojca o pod-
ręczną apteczkę. Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała nawet ślady krwi z chusteczki.
- Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?
- Ktoś mi poŜyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i przed schowaniem do torebki złoŜyła ją
starannie. Uświadomiła sobie, Ŝe wcale nie ma zamiaru jej zwrócić, przynajmniej nie teraz.
W pokoju byli juŜ wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał, stał samotnie ze szklanką czegoś, co
wyglądało na dŜin z tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała cisza. Była do tego przyzwyczajona,
choć to w Ameryce znano ją bardziej niŜ w Anglii. Oczywiście tu uwaŜano ją za swoją, jednak jej ubiór,
sposób bycia i pewność siebie świadczyły o osiągniętym sukcesie i wzbudzały ciekawość.
Ginny podeszła do wdowy po ojcu Ŝeby złoŜyć kondolencje. Druga pani Barclay przyjęła ją chłodno.
Nigdy nie zachęcała męŜa do utrzymywania kontaktu z córkami z pierwszego małŜeństwa i po rozwodzie
dziewczynki bardzo rzadko gościły w domu ojca. Wszyscy obecni umierali z ciekawości, dlaczego nie
przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie miała najmniejszego zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica
jej i Venetii i nawet matka nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był ostatnią osobą, która
chciałaby mówić na ten temat.
Jej przyrodnia siostra i brat, nastolatki, stali koło matki. Przywitała się z nimi i próbowała nawiązać
rozmowę, ale byli zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca poszło gładko.
- Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce - powiedziała jedna z nich. - Zbierał wycinki z
gazet na twój temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio nie podobało - dodała z
przekąsem, patrząc na wdowę.
Widząc, Ŝe ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała zmienić temat, lecz druga ciotka dodała:
- Ojciec tak czekał na narodziny dziecka Venetii i na chwilę, kiedy zostanie dziadkiem. Po ślubie nieraz
zapraszał ją i Alexa na parę dni i na weekendy. I nagle taka tragedia.
- Tak - odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska.
Ciotka juŜ otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie przyjechała na pogrzeb Venetii, lecz gdy zobaczyła
wyraz jej twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat.
- Wiesz, Ŝe ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent ślubny?
- Nie, nie wiedziałam.
Nie chcąc juŜ dłuŜej mówić o siostrze, Ginny zaczęła wypytywać o nieobecnych kuzynów i wkrótce
rozmowa zeszła na bezpieczne rodzinne tematy.
Jakąś godzinę później, gdy juŜ zaczęła myśleć o wyjściu, podeszła do niej matka.
- Nie miałyśmy jeszcze okazji, Ŝeby pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?
- Na razie nigdzie. PoŜyczyłam samochód na lotnisku i przyjechałam prosto do kościoła.
- To pojedziesz do mnie - powiedziała stanowczo pani Barclay. - Jak długo zostaniesz w Anglii?
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała ostroŜnie Ginny. Cieszyła się, Ŝe widzi matkę, ale z doświadczenia
wiedziała, Ŝe nie wytrzymają ze sobą dłuŜej niŜ kilka dni. W dodatku pani Barclay miała zwyczaj
planować przyjęcia albo przyjmować zaproszenia w imieniu Ginny, nie pytając jej uprzednio o zdanie.
- To pojedziemy razem. Powiem AIexowi. Pewnie ucieszy się, Ŝe moŜe juŜ iść.
Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój, zatrzymując się na kilka słów przy grupkach
znajomych. Wreszcie podeszła do Alexa. Była niŜsza od córki i rozmawiając z nim musiała podnosić
głowę. Po kilku minutach Alex wyprostował się i z daleka spojrzał na Ginny. Nie odwracając oczu
wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka kiwnęła na nią.
- Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy mogłabyś ją zabrać? Przy okazji moŜesz
przyprowadzić samochód.
Zostawiając ich w niezręcznej sytuacji, odwróciła się, by pogadać ze starą, niewidzianą od szesnastu lat
przyjaciółką.
- Czy juŜ wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową.
- Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz.
Wyszli z domu, kierując się w stronę kościoła. Czuła wyraźną wrogość. Szli w milczeniu. Ginny
przerwała ciszę.
- Matka mi mówiła, Ŝe nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego słychać?
- Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu - odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię choć trochę
obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po twoim wyjeździe.
- Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, Ŝe go jeszcze zobaczę, więc to nie miało sensu.
Lepiej przerwać od razu - odparowała.
Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i Aleksie, wiadomości, których nie chciała
znać.
- Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie oŜenił. Czy to chciałaś wiedzieć?
Po jego szorstkich słowach zamilkła, bojąc się, Ŝe cokolwiek by powiedziała, doprowadzi go do furii. Nic
nie przychodziło jej do głowy, wszystko łączyło się ze wspomnieniami bolesnymi dla obojga. Był jeden
wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem.
- Matka mówiła, Ŝe jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz.
- Jeszcze nie mam planu - odrzekła zaskoczona.
- Mam kilka spraw, które chciałbym omówić z tobą, zanim znów wyjedziesz do Ameryki.
- Jakich spraw?
- Mój prawnik pisał do ciebie po śmierci Venetii. - Ostatnie słowa powiedział normalnie, ale w oczach
pojawił się wyraz bólu. - Jesteś wymieniona w jej testamencie.
- Tak, pamiętam.
- Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko.
- Nie.
Nie było sensu wyjaśniać mu, Ŝe przez kilka tygodni była zbyt chora, Ŝeby cokolwiek zrobić, a gdy juŜ
doszła do siebie, nie mogła się zmusić, Ŝeby odpowiedzieć na ten list.
- Przypuszczam, Ŝe teraz, gdy odniosłaś takie sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które zapisała ci
Venetia, nie mają dla ciebie Ŝadnej wartości. Ale dla niej wiele znaczyły i chciała, Ŝebyś je miała.
Ginny zadrŜała, podniosła wyŜej kołnierz płaszcza i ukryła w nim twarz. Mocno zacisnęła trzymaną w
kieszeni rękę, wbijając paznokcie aŜ do bólu.
- Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po sobie, jak mocno ją zranił. UwaŜał ją za osobę
bez serca, niczego nie rozumiał.
- Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów wystartujesz do swojej strasznie waŜnej
kariery - zadrwił.
Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach zwróciła się w jego stronę.
- Masz rację, dla mnie jest bardzo waŜna. Tak jak twoja dla ciebie. A ty co teraz robisz, Alex? Nadal
wykładasz na uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na nudnych konferencjach? Ciągle te
same rzeczy od tylu lat?
Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta.
- To prawda. Ciągle szukam sposobów, Ŝeby poprawić świat dla takich jak ty pasoŜytów.
Było jasne, Ŝe nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i zatrzymała się.
- Myślę, Ŝe matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy będę mogła przyjść i zabrać wszystkie
rzeczy.
- Umów się z moim prawnikiem.
Wyjął wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy. Podał jej, ale nie odchodził. Na jego
twarzy pojawiło się wahanie.
- Czy jeszcze coś?
WłoŜył ręce do kieszeni płaszcza - ZauwaŜyła, Ŝe twarz ma mizerniejszą niŜ kiedyś. RównieŜ jej wyraz
się zmienił - miał bruzdy wokół ust, brakowało teŜ entuzjazmu i radości Ŝycia, którą poprzednio promie-
niował. Była pewna, Ŝe teraz nie mruŜy oczu w uśmiechu, jak to robił przedtem. We włosach pojawiły się
siwe pasemka, których nie było pięć lat temu.
- Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to równieŜ dom, który dostała od ojca w
prezencie ślubnym.
- Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- AŜ za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo własności powinno być przeniesione na ciebie, bo dom jest od
waszego ojca. Ale - chciałbym go odkupić.
- Dlaczego?
- Zawsze pytasz dlaczego - parsknął ironicznie. - Pomyśl, w tym domu Venetia i ja mieszkaliśmy razem.
Z nim wiąŜe się tyle wspomnień. Nie chciałbym, Ŝebyś je zniszczyła. Nie zniósłbym myśli, Ŝe sprowa-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin