Harry Potter i chichot diabła.doc

(103 KB) Pobierz

Harry Potter i chichot diabła

 

z Małgorzatą Nawrocką, autorką książek dla dzieci i młodzieży,  w tym powieści antymagicznych „Anhar” i „Alhar” o „Harrym Potterze” i nie tylko rozmawia Ewa Stasiełło.

 

E.S. Ostatnio coraz bardziej popularne jest słówko: „magiczny”... Dobra pasta do zębów musi być magiczna; kanapki, które zrobi mama, żeby były smaczne, też muszą być magiczne; magiczne wspomnienia z wakacji, magiczna wygrana w loterii... Czemu przypisać to „umagicznienie” świata?

M.N. - Nazywam to roboczo „chorobą popromienną po Joanne Rowling”. Wcześniej słowo „magiczny” miało neutralny, a nawet pozytywny charakter. Natomiast od momentu, kiedy Rowling zrobiła rewolucję w literaturze dziecięcej okazało się nagle, że wszystko jeżeli nie jest magiczne, to w ogóle tego nie ma; albo, jeżeli nie jest magiczne, to znaczy, że jest byle jakie, nudne, nędzne i dzieci tego nie chcą. Ten problem dotyczy także i nas dorosłych. Nie potrafimy nadać słowu „magiczny” luźnego, normalnego znaczenia.

Ale przecież klasyczne baśnie również zawierają elementy magii. Choćby wróżki, czary, uroki... Dlaczego więc ta magia, którą zajmują się bohaterowie „Harrego Pottera” może być czy też staje się bardziej niebezpieczna?

- W klasycznej baśni, w literaturze do ery Joanne Rowling, magia była synonimem cudu. „Magiczny” oznaczało jedynie „niezwykły”, „nadprzyrodzony” a nie „obrazoburczy” tak jak jest u Rowling. U mistrzów klasycznej baśni uprawianiem magii zajmowały się symboliczne, fantastyczne istoty: dobre jak anioły lub złe jak diabły, i tak też jednoznacznie interpretowane w lekturze nawet przez najmłodszych czytelników. Istoty, które nie były ludźmi. Pan Twardowski i jemu podobni zawsze dostawali po łapach, ponieważ brali się za rzeczy nie dla nich przeznaczone. Świat tajemnych mocy w tych baśniach, z resztą tak jak w Biblii, pozostawał zakryty przed człowiekiem dla jego dobra. Kiedy Kopciuszek miał iść na bal, to zjawiła się jego matka chrzestna, wróżka, która nie była człowiekiem. My byśmy ją zaraz chętnie w anielskie skrzydła ubrali i dali aureolę temu duchowi dobra. Wróżka przybywa na pomoc Kopciuszkowi z własnej woli, aby spełnić jego marzenia. Bo przecież Kopciuszek nie wywoływał duchów, żeby ubrać się w piękną suknię i zmajstrować sobie karetę! Ten zdrowy schemat funkcjonuje we wszystkich klasycznych baśniach.

U Rowling zmienia się klimat. To nie duchy z zaświatów: dobre lub złe, synonimy aniołów lub diabłów, zjawiają się, żeby pomóc lub szkodzić człowiekowi, ale to człowiek, właśnie człowiek przez swoje działania magiczne wchodzi w dialog z demonami i zwiedza nieznany świat duchowy. U Rowling człowiek - czarodziej chce ściągnąć, ukraść, kupić od demonów tajemną moc, zdobyć władzę. Człowiek zaczyna magią zmieniać swoją rzeczywistość. To jest zasadnicza różnica. I moglibyśmy się z takiego pomysłu wszyscy szczerze uśmiać, gdyby walutą w tym handlu nie była ludzka nieśmiertelna dusza.

Kilka lat temu napisała pani książkę „Anhar”, a kilka miesięcy temu jej drugi tom: „Alhar, syn Anhara”. Skądinąd wiem, że ten tytuł wziął się od słów „anty-Harry”. Czy to się zgadza?...

- Tak. Zgadza się. Ale tutaj od razu krótkie sprostowanie. Rzeczywiście bohater powieści „Anhar” jest anty-Harry’m, jednak w tej powieści nie przedstawiam świata „anty-Rowling’owskiego”. Tam nie ma ani bohaterów z książki Rowling, ani komentarzy do jej pomysłów literackich. Natomiast Anhar jest anty-Harrym jako bohater antymagiczny. Bohater, który, chociaż sam spotyka się magią, to działa jak postacie Levisa, Tolkiena albo postacie z baśni klasycznej. Moja książka korzysta z podobnej symboliki. Natomiast prawdą jest, że „Anhar” miał być zdecydowanym protestem przeciwko modzie na magię propagowaną z ogromnym sukcesem medialnym i finansowym przez świetnie prosperująca dziś spółkę „Rowling & Przyjaciele”.

 

Napisała pani „Anhara” po to, aby ostrzec przed magią i przed tym również, co jest zawarte w cyklu książek pod tytułem „Harry Potter”. Ale czy taka magia, właściwie tylko zapisana na papierze, może być w jakiś sposób groźna i niebezpieczna dla dzieci? Przecież ktoś mógłby powiedzieć „to tylko książka...”

- No tak... Tylko książka. Ale przecież dziecko kształtuje swoje postawy życiowe na podstawie wzorców, z którymi się styka. I naprawdę nie jest obojętne, co ono czyta, co ogląda, jakich ma przyjaciół, kim są jego rodzice, jego sąsiedzi.

Żeby wychować człowieka przez duże „C” i chrześcijanina – też tak się składa – przez duże „C”, trzeba po prostu wciąż czujnie sprawdzać czy to, co dajemy dziecku, ta strawa duchowa, intelektualna, filozoficzna, religijna, czy to wszystko jest wysokiej jakości. Przecież jak wszyscy dobrze wiemy, demon jest bardzo inteligentny i tam, gdzie może niszczy, bo nienawidzi człowieka. Uważam więc, że ta czujność powinna być wzmożona, jeżeli zależy nam, żeby nasze dzieci dobrze wychować.

Kiedyś na wykładzie pozwoliłam sobie na pokazanie tego takim obrazem: Mamy przeprowadzić dziecko przez bardzo długi most życia, zawieszony nad przepaścią. Powinniśmy zatem wziąć je za rękę i iść po moście ostrożnie do światła, które widzimy na końcu. Przecież chcemy tam wszyscy dojść, chcemy osiągnąć ten cel! Wędrujemy zatem, cały czas ostrzegając: „Nie wychylaj się za barierkę! Uważaj, żebyś się nie potknął. To jest droga, którą musimy przejść, most jest kruchy, cel do osiągnięcia jest cudowny, ale trzeba być ostrożnym!” No i wyobraźmy sobie, że na ten most wpada ktoś kto się tam rozbija, potrąca, szturcha, robi różne wygłupy, zwisy na moście itd... Czy jako rodzic mogę stać wtedy obojętna? Czy mogę patrzeć spokojnie, że ktoś idąc na tym kruchym, długim, zawieszonym nad jakąś przepaścią moście obija się o moje dziecko, spycha je na barierkę, żartuje, różne inne niebezpieczne rzeczy…? Proszę sobie wyobrazić tę sytuację! Odpowiedzialny rodzic bierze swoje dziecko za rękę, idzie ostrożnie z modlitwą na ustach, żeby dojść do celu. Rodzic niefrasobliwy - tak to może delikatnie nazwę – nie zwraca w ogóle uwagi na to, co się na moście wokół niego dzieje. A książki typu „Harry Potter” to są właśnie takie zakłócenia, burzące spokój podróży do celu.

Czy dzięki tej książce dziecko może w jakiś sposób wejść na drogę magii? Czy jest to pierwszy z kroków do tego żeby znaleźć się na tej drodze? Jak to jest?

- To jest bardzo ciekawe pytanie i pewnie długo można by odpowiadać na nie. Powiedzmy tak: Nie ma bezpośredniego ryzyka, że kto przeczyta „Harrego Pottera” zostanie zaraz uzdrowicielem, okultystą, albo jakimś innym szaleńcem, który porzuci chrześcijaństwo i będzie po sektach szukał swego spełnienia. Tak być nie musi. Natomiast wracając do historii z mostem: trzeba być ostrożnym! Wiem na pewno, że bardzo wiele osób młodych zainteresowało się światem magii pod wpływem lektury „Harrego Pottera”. I jeżeli nawet nie zaczęli wprost uprawiać jakiś praktyk magicznych, to naturalnie otworzyli swoje myślenie na taką opcję: A dlaczego nie? A to jest takie fascynujące... Dlaczego mi nie wolno zajrzeć za zamknięte drzwi? Dlaczego ja nie mogę w życiu przeżyć czegoś niezwykłego, czy muszę być takim szarym, zwykłym mugolem? Dzisiaj to mogłyby być niewinne pytania i niewinne tęsknoty do jakiejś niezwykłości. Ale za 10 lat mogą przerodzić się w chęć wejścia np. w środowisko sekty, a 20 lat mogą wpłynąć na jakieś nieodwracalne decyzje życiowe czy  jakieś demoniczne uwikłania.

Jedna rzecz musi być jasna. Magia istnieje naprawdę! Demony są istotami żywymi. To nie bajki. Pani Rowling nie pisze baśni symbolicznej. Pani Rowling opisuje z pełną premedytacją świat istniejący, chociaż ubiera to oczywiście w obrazy fantastyczne, fikcyjne. Nie stworzyła książki dokumentalnej, ale dotyka w pełni świadomie świata naprawdę istniejącego. No i pytanie teraz: Czy przez lekturę tej książki, przez bezpośrednie obcowanie z treściami, które nasycone są prawdą o demonach, prawdą o ich mocy, prawdą o ich złych intencjach wobec ludzi dziecko zachowa pokój swojej duszy i czystość myślenia? Nie można przejść przez kałużę i nie pobrudzić butów. Nie da się. Pytanie: więc może lepiej omijać kałuże?...

Czyli wejście w świat magii nie musi być świadomą decyzją np. chodzenia do wróżki, czy też wywoływania duchów?

- Nie. Chodzi tutaj raczej o zmianę myślenia. Jest dla mnie oczywiste, że Rowling inspiruje się filozofią New Age, co przejawia się przede wszystkim w tym, że próbuje odsunąć zasady Dekalogu, którymi my chrześcijanie posługujemy się na co dzień. Zastępuje je enigmatycznymi wyobrażeniami o tym, jak to cudowny byłby świat małych bogów, czytaj magów, którzy nie potrzebują żadnego Osobowego Dobra. W książce Rowling nie ma Osobowego Boga, za to jest Osobowe Zło. Nazywa się ono Lord Voldemort. Harry Potter i jego przyjaciele, jeżeli walczą w jakiekolwiek imię, to w imię własnej przyjaźni, własnego wyobrażenia  o tym, co jest lojalnością a co nie jest; co jest dobre dla mnie a co dobre nie jest. Nie ma tam żadnego Imienia, dla którego mieliby podjąć walkę o dobro. To dyskwalifikuje „Pottera” jako książkę aspirującą do poziomu utworów typu „Opowieści z Narnii” Levisa. U Rowling nie ma też pojęcia nieba. Stamtąd zieje pustka. Dusze zmarłych krążą po jakiejś diabelskiej akademii albo w najlepszym razie można te dusze odnaleźć w sobie samym. Piekłem zaś jest śmierć. Co poza nią? Rowling nie podejmuje poważnie tego tematu. Wizja świata Rowling jest totalnie niechrześcijańska, totalnie New Age’owska. Bardzo mi się nie podoba to, że ktoś próbuje przestawić myślenie dwutysiącletniej kultury europejskiej na zupełnie nowe tory i że z taką dynamiką i werwą to robi. W dodatku porusza się w tłumie ludzi, którzy klaszczą, nie wiedząc nawet czemu. Niestety przez kupowanie i promowanie tej książki, przez głoszenie jakoby była to jedna z cudownych, nowo objawionych ksiąg literatury dziecięcej typu Tolkien czy Levis dokładamy swoje kłamstwo. „Potter” nie ma nic wspólnego z Tolkienem i Levisem, z ich symboliką, ich głębokim chrześcijaństwem, z ich wizją świata! To są totalnie dwie różne wizje: piekielna i niebieska. Trzeba to rozumieć. Bardzo ważna jest tu świadomość rodzica. Otóż pozwalając własnemu dziecku na wejście w ten świat, zezwalacie Państwo, aby myśl niechrześcijańska, nie Boża, nie nasza, wbrew naszej kulturze kształtowała świat wyobraźni i świadomości waszego dziecka! Zastanawia mnie iście „magiczna” odporność nawet inteligentnych, wykształconych, katolickich rodziców na ten argument. Z jednej strony nie baliby się skoczyć w ogień, żeby bronić swego dziecka, z drugiej - wkładają ten ogień dziecku do ręki bez racjonalnej refleksji. Dlaczego?

I jeszcze jedna myśl z zakresu teorii literatury. Chodzi o tzw. mechanizm identyfikacji. Dziecko, które jest niedojrzałe emocjonalnie, intelektualnie, które dopiero dotyka literatury wchodzi w świat bohaterów książki, chętnie się z nimi utożsamia, naśladuje potem ich styl bycia, mówienia itp... Nam dorosłym to też nie jest obce. W dziecku - bardziej wrażliwym i „miękkim” czytelniku - to wszystko się wzmaga. Postawmy pytanie: Czy chcemy, czy naprawdę chcemy, żeby nasze dziecko identyfikowało się z bohaterami Rowling?

Pozwolę sobie tutaj zacytować profesora Krajskiego, który w książce „Magiczny świat Harrego Pottera” podsumował bardzo trafnie i dowcipnie poglądy pewnych osób, które twierdzą, że „Harry Potter”  jest genialną książką o wielkiej przyjaźni, więc automatycznie kwalifikuje się do polecenia dzieciom. „Owszem, jest to książka o przyjaźni... dwóch satanistów” - komentuje Profesor, trafiając w samo sedno. Więc znów zadajmy pytanie: Czy nie ma innych książek o przyjaźni, które moglibyśmy polecić swoim dzieciom?

Jakie pani jako matka widzi sposoby na to, by ustrzec dzieci przed wejściem w ten świat magii?

- Nie da się zamknąć wszystkich kiosków, nie da się wyrzucić telewizorów przez okno. U nas w domu akurat nie ma telewizora, nigdy nie było, ale to jest taka, powiedzmy, specyfika domu. Nie da się wyłączyć radia, nie da się po prostu zamknąć oczu dzieciom, żeby nie wychodziły i nie miały kontaktu ze złem... Jest dla mnie oczywiste, że go dotkną, że mogą być nim zainteresowane, a nawet zafascynowane... Ale jako mama muszę umieć przestrzec. Chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały, co jest dobre, a co złe. Co wybiorą, na to wpływu nie mam. Pan Bóg zaryzykował, dając człowiekowi wolną wolę. Ja też muszę ryzykować, dając moim dzieciom wolną wolę. Ale to co jest dobre a co złe muszą odróżniać. Z radością stwierdzam, że moje dzieci mają już ustalony pogląd na temat magii. W naszym domu to częsty temat rozmów, starsze dziewczynki uczestniczą także w organizowanych przez nas sympozjach „Magia - cała prawda” jako widzowie. Wiele rozumieją, mają wiedzę na ten temat. Cieszę się, że są świadectwem w swoim środowisku, co się już wiele razy zdarzyło. Nie czytały „Harrego Pottera” i nie mają z tego powodu kompleksów. Wręcz przeciwnie. Nie jestem zwolenniczką metody „niech spróbuje i oceni”. Nie trzeba naprawdę zjeść się truciznę, żeby stwierdzić, że szkodzi.  W naszym domu tej książki nie ma na półce. Dzieci mają do mnie zaufanie. Kiedy mówię: „Uprawianie magii jest grzechem bałwochwalstwa. Nie chcę, żebyście flirtowały z diabłem, czytając książkę, która magię reklamuje. Poza tym za dużo tam zabawy cierpieniem, obsesji śmierci, za dużo horroru”- dzieci rozumieją. Ja musiałam przeczytać kilka tomów, ale nie tknę tej książki więcej, nie chcę nawet oglądać okładki. To jest książka błyskotliwie napisana, ale demoniczna.

Czy mogłaby spróbować pani w jakiś sposób dość krótki, prosty poradzić rodzicom, co można powiedzieć dziecku, które właśnie zamierza sięgnąć po książkę „Harry Potter”, może właśnie wypożyczyło ją sobie? No właśnie, jak się zachować?...

- To jest bardzo, bardzo potrzebne pytanie. Zdaję sobie sprawę z trudności, w jakiej staje rodzic, który intuicyjnie wyczuwa, że „coś tu nie gra”, ale nie ma wystarczającej wiedzy, żeby z rękawa sypnąć argumentami. Tylko widzi, co się dzieje: że jest jakaś książka, którą wszyscy czytają. Jego dziecko też chce! I co zrobić z tym fantem? Spokojnie. Punkt 1. Rodzic musi być pewien, że ma rację, a racja jest po stronie Boga. Magia jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”. Magia jest w Biblii w wielu miejscach przedstawiana jako niezwykle ciężki grzech, porównywany z morderstwem i z cudzołóstwem i na równi z tamtymi grzechami karana śmiercią. Jest to bardzo wyraźnie powiedziane. Jeżeli rodzic ma świadomość, że magia jest grzechem śmiertelnym to jest pewien, że ma rację. Rzecz druga: Rodzic musi wiedzieć, że „Harry Potter” jest świetnie napisaną książką. To jest doskonale literacko napisana książka, chociaż nie z najwyższej „półki”, bo trochę „zgrzebna” w języku, służalczo „stemplująca” jedynie idee New Age. Ale nadrabia szalonym dynamizmem, pomysłowością i wyobraźnią. Ludziom z epoki gier komputerowych to się naprawdę może podobać! Moim zdaniem Rowling jest naprawdę niezwykle utalentowaną pisarką. Dlatego ta książka jest tym bardziej niebezpieczna. Jeśli więc rozmawiamy z dzieckiem musimy oddzielić dwie rzeczy i powiedzieć np. „ja wiem, że to jest ciekawa książka, rozumiem, że ty chcesz ją przeczytać właśnie dlatego, że tam się dużo dzieje, że są kolorowi bohaterowie, że jest taki świat, do którego tęsknisz, bo jest tajemniczy, bo jest niezwykły. Ale kochanie wiele złych rzeczy na tym świecie właśnie takich jest: niezwykłych i pięknie opakowanych. To, że coś jest ciekawe, że wszyscy to czytają, że wszyscy to lubią, nie musi znaczyć, że dla ciebie i dla tych innych jest to dobre. A ja jako rodzic decyduję, co tobie dać. Nie chcę ci dać rzeczy złej, trującej i głupiej, bo Cię kocham. Chcę ci dawać rzeczy dobre, szlachetne, mądre, bo chcę żebyś był kiedyś człowiekiem przez duże „C”.

Powiedziała pani, że „jest tam świat, do którego tęsknisz”. No właśnie, co sprawia, że świat magii jest też tak pociągający?

- Magia jest karykaturą cudu. Cuda czyni Bóg, magię wymyślił diabeł. Jak wszystko wykrzywił na tym świecie tak wykrzywił również to, co jest najbardziej niezwykłe, nadprzyrodzone, czyli cud. Dlatego łapiemy się na lep magii, ponieważ jest to rodzaj drogi na skróty do osiągnięcia niezwykłego, fascynującego przeżycia. Nie ma nic złego w naturalnej, ludzkiej tęsknocie do cudu, do niezwykłości. Mamy to zakodowane w sobie. Gdybyśmy tego nie mieli, nie tęsknilibyśmy do Nieba! Więc Bóg dał człowiekowi pragnienie poznania fascynującego, niezwykłego, tajemniczego. Tęsknimy.

Sztuczka z magią polega na tym, że diabeł tęsknotę do Nieba zamienia w świadomości człowieka na tęsknotę do doznania niezwykłości. I podsuwa nam od razu, swoimi metodami, obraz świata, który –

jak powiedziałam – na skróty te tęsknoty zaspokoi: kamienie, talizmany, będziesz szczęśliwy, poznasz przyszłość, zaczaruj ukochanego, będziesz piękną panną młodą, poznasz czyjeś losy, poznasz co myślą ludzie... To są wszystko realia. Ja osobiście znam osoby, które były uzdrowicielami i magami, które czytały w cudzych myślach. To jest możliwe, to nie są wymysły. Ale to jest właśnie droga na skróty, którą proponuje diabeł. Bóg tak nie chce.

No więc czym i jak zaspokoić w dziecku to pragnienie innej rzeczywistości, pragnienie poznania pewnej tajemnicy?

- Gwarancją, że nasze dziecko zechce spróbować zaspokoić w sobie tęsknotę za niepoznawalnym, za niezwykłym jest to, że jego rodzice, jego otoczenie będzie prowadziło głębokie życie religijne. Jeżeli nie pokażemy naszemu dziecku, że kontakt z Bogiem, np. na modlitwie indywidualnej czy rodzinnej, na Mszy św., jest kontaktem z żywą Osobą, którą miłujemy i która nas kocha – to powiedzenie dziecku, że: „Słuchaj, wiesz, lepiej iść do kościoła niż czytać Harryego Pottera”, będzie działało na nie jak przysłowiowa płachta na byka! Musimy dać dobry przykład. Spróbować ukształtować w dziecku miłosną relację z Bogiem, żeby ono w sobie tę naturalną tęsknotę za Niebem odkryło. Tylko w tym mamy pomóc. Nie musimy stwarzać tego pragnienia, mamy tylko pomóc je odkryć. Jestem pewna, że właśnie osobistym przykładem życia religijnego najbardziej pomagamy dziecku w odkrywaniu świata wewnętrznego. Ono za Bogiem zatęskni, ponieważ to Bóg nas szuka. Tak naprawdę jesteśmy skazani na to cudowne spotkanie z Nim. Ale życie wewnętrzne dorosłych powinno być na tyle głębokie, żeby dziecko zechciało pójść ich drogą, żeby właśnie nie szło na skróty...

 

 

MiłujcieSię

 

Szczęść Boże!

Nie czyściłam tego tekstu idealnie stylistycznie, żeby zachować klimat języka mówionego i wywiadu.

Serdecznie pozdrawiam ciebie, Mario i Księdza Wojciecha.

Z Bogiem!

Małgosia Nawrocka

 

„Chichot na cmentarzu”

 

z Małgorzatą Nawrocką, autorką książek dla dzieci i młodzieży,  w tym powieści antymagicznych „Anhar” i „Alhar” o „Harrym Potterze” i nie tylko rozmawia Ewa Stasiełło.

 

E.S. Ostatnio coraz bardziej popularne jest słówko: „magiczny”... Dobra pasta do zębów musi być magiczna; kanapki, które zrobi mama, żeby były smaczne, też muszą być magiczne; magiczne wspomnienia z wakacji, magiczna wygrana w loterii... Czemu przypisać to „umagicznienie” świata?

M.N.- Nazywam to roboczo „chorobą popromienną po Joanne Rowling”. Wcześniej słowo „magiczny” miało neutralny, a nawet pozytywny charakter Nikt nie dziwił się aurze „czarodziejskiego” wieczoru czy n.p. „magicznemu” wpływowi poezji; a bałagan w dziecięcym pokoju sprzątał się rękami mamy „jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki”. „Czarodziejski” znaczyło zatem tyle co: niezwykły, zaskakujący, przyjemny. Nie wyczuwaliśmy w tym słowie, negatywnych, semantycznych obciążeń. Natomiast od momentu, kiedy Rowling zrobiła rewolucję w literaturze dziecięcej okazało się, że wszystko nagle, jeżeli nie jest magiczne, to w ogóle tego nie ma; albo, jeżeli nie jest magiczne, to znaczy, że jest byle jakie, nudne, nędzne i dzieci tego nie chcą. Ten problem dotyczy także i nas dorosłych. Nie potrafimy nadać słowu „magiczny” luźnego, normalnego znaczenia. Handlujemy nim  na lewo i prawo jak chodliwym towarem, wpadając w pułapkę magiczności. Świat mediów  i reklam wdrapał się tu już na szczyty absurdu.  Ja to ze zjawiskiem Harry Potter i Joanne Rowling wiążę bezpośrednio.

Ale przecież klasyczne baśnie również zawierają elementy magii. Choćby wróżki, czary, uroki... Dlaczego więc ta magia, którą zajmują się bohaterowie „Harrego Potter” może być czy też staje się bardziej niebezpieczna?

- W klasycznej baśni, w literaturze do ery Joanne Rowling, magia to był synonim cudu. „Magiczny” oznaczało jedynie „niezwykły”, „nadprzyrodzony” a nie „obrazoburczy” tak jak jest u Rowling. U mistrzów klasycznej baśni uprawianiem magii zajmowały się symboliczne, fantastyczne istoty: dobre jak anioły lub złe jak diabły, i tak też jednoznacznie interpretowane w lekturze nawet przez najmłodszych czytelników. Istoty, które nie były ludźmi. Dlatego Pan Twardowski i jemu podobni zawsze dostawali po łapach. Bo brali się za rzeczy nie dla nich przeznaczone. Świat tajemnych mocy w tych baśniach, z resztą tak jak w Biblii, pozostawał zakryty przed człowiekiem dla jego dobra. Kiedy Kopciuszek miał iść na bal, to zjawiła się jego matka chrzestna, wróżka, która nie była człowiekiem. My byśmy ją zaraz chętnie w anielskie skrzydła ubrali i dali aureolę temu duchowi dobra. Wróżka przybywa na pomoc Kopciuszkowi z własnej woli, aby spełnić jego marzenia. Bo przecież nie Kopciuszek wywoływał duchy, żeby ubrać się w piękną suknię i zmajstrować sobie karetę!

Ten zdrowy schemat funkcjonuje we wszystkich klasycznych baśniach.

U Rowling zmienia się klimat. To nie duchy z zaświatów: dobre lub złe, synonimy aniołów lub diabłów, zjawiają się, żeby pomóc lub szkodzić człowiekowi, ale to człowiek, właśnie człowiek przez swoje działania magiczne wchodzi w dialog z demonami, zwiedza świat duchowy, którego nie zna. Dla mnie wędrówka Harrego po świecie magii przypomina wędrówkę turysty - głupca, który do basenu z krokodylami wskoczył w samych slipkach, za to uzbrojony w aparat fotograficzny, żeby zrobić sobie  pamiątkowe zdjęcie... U Rowling człowiek - czarodziej chce ściągnąć, ukraść, kupić od demonów tajemną moc , zdobyć władzę. To człowiek zaczyna tą magią zmieniać swoją rzeczywistość ku tzw. szczęśliwości własnej lub innych, albo ku jakimś jeszcze nie znanym celom. To jest zasadnicza różnica. Podstawowa różnica... I moglibyśmy się z takiego pomysłu wszyscy szczerze uśmiać, gdyby walutą w tym handlu nie była ludzka dusza nieśmiertelna.

Kilka lat temu napisała pani książkę „Anhar”,  a kilka miesięcy temu jej drugi tom: „Alhar, syn Anhara” . Skądinąd wiem, że ten tytuł wziął się od słów „anty-Harry”. Czy to się zgadza?...

- Tak. Zgadza się. Ale tutaj od razu krótkie sprostowanie. Rzeczywiście bohater powieści „Anhar” jest anty-Harry’m, jednak w tej powieści nie przedstawiam świata „anty-Rowling’owskiego”. Tam nie ma ani bohaterów z książki Rowling, ani komentarzy do jej pomysłów literackich. Natomiast Anhar jest anty-Harrym jako bohater antymagiczny. Bohater, który, chociaż sam zajmuje się magią, to działa jak postaci Levisa, Tolkiena albo postaci z baśni klasycznej. Moja książka z podobnej symboliki, z tej samej dynamiki literackiej korzysta. Natomiast prawdą jest, że „Anhar” miał być zdecydowanym protestem przeciwko modzie na magię i przeciwko różnym kłamstwom na temat magii, propagowanym z ogromnym sukcesem medialnym i finansowym przez świetnie prosperująca dziś spółkę „Rowling & Przyjaciele”, czyli cały ten biznes, który wokół tego powstał i wszystkich tych, którzy są serdecznie zainteresowani promowaniem idei w książce „Harry Potter” zawartych. Zainteresowani ze znacznie szerszych, niż tylko promowanie czytelnictwa wśród dzieci, powodów. Można by oczywiście długo mówić, z jakich, ale jest dla mnie oczywiste, że łączy się tu antyteistyczna ideologia, filozofia New Age i biznes, że to nie przypadek, iż akurat tę książkę z takim dynamizmem promuje się na całym świecie, i że z takim sukcesem to działanie się spotyka.

Napisała pani „Anhara” po to, aby ostrzec przed magią i przed tym również, co jest zawarte w cyklu książek pod tytułem „Harry Potter”. Ale czy taka magia, właściwie tylko zapisana na papierze, może być w jakiś sposób groźna i niebezpieczna dla dzieci? Przecież ktoś mógłby powiedzieć „to tylko książka...”

- No tak... Tylko książka. Ale przecież dziecko kształtuje swoje postawy życiowe na podstawie wzorców, z którymi się styka: najpierw we wczesnym dzieciństwie, czy też później w czasie, kiedy dorasta. I na prawdę nie jest obojętne, co ono czyta, co ono ogląda, jakich ma przyjaciół - o jakich poglądach, kim są jego rodzice, jego sąsiedzi, jego rówieśnicy.

Żeby wychować człowieka przez duże „C” i chrześcijanina – też tak się składa - przez duże „C”, to trzeba po prostu wciąż czujnie sprawdzać czy to, co dajemy dziecku, ta strawa duchowa, intelektualna, filozoficzna, religijna, czy to wszystko jest wysokiej jakości. Przecież jak wszyscy dobrze wiemy, demon jest bardzo inteligentny i tam gdzie może niszczy, bo nienawidzi człowieka za jego duszę nieśmiertelną i obraz piękna Bożego, który każdy z nas w sobie ma. Uważam więc, że ta czujność powinna być wzmożona, jeżeli zależy nam, żeby nasze dzieci wychować dobrze. Kiedyś na wykładzie pozwoliłam sobie na pokazanie tego takim obrazem: Mamy przeprowadzić dziecko przez bardzo długi most życia, zawieszony nad przepaścią. Powinniśmy zatem wziąć je za rękę i iść po moście ostrożnie do światła, które widzimy na końcu. Przecież chcemy tam wszyscy dojść, chcemy osiągnąć ten cel! Wędrujemy zatem, cały czas ostrzegając. „Pamiętaj nie skręcaj w lewo! Nie wychylaj się za barierkę! Uważaj, żebyś się nie potknął. To jest droga, którą musimy przejść, most jest kruchy, cel do osiągnięcia jest cudowny, ale trzeba być ostrożnym!” No i wyobraźmy sobie, że na ten most wpada – powiedzmy żartobliwie - „dawca organów”, który się tam rozbija, dokucza, potrąca, szturcha, kopie, robi różne wygłupy, zwisy na moście itd... Czy jako rodzic mogę stać wtedy obojętna? Czy mogę patrzeć spokojnie, że ktoś idąc po tym kruchym, długim, zawieszonym nad jakąś przepaścią moście obija się o moje dziecko, spycha je na barierkę, żartuje, zwisa z nim, robi salta, jaskółki, różne inne rzeczy...? Ja wiem, że to jest tylko obraz, ale proszę wybaczyć jako pisarz mogę sobie pozwolić na podobne fanaberie... Proszę sobie wyobrazić dokładnie tę sytuację! Odpowiedzialny rodzic bierze za rękę, idzie ostrożnie z modlitwą na ustach, żeby dojść do celu. Rodzic niefrasobliwy - tak to może delikatnie nazwę – nie zwraca w ogóle uwagi na to, co się na moście wokół niego dzieje. A książki typu „Harry Potter” to są właśnie takie zakłócenia, burzące spokój podróży do celu.

Czy dzięki tej książce dziecko może w jakiś sposób wejść na drogę magii? Czy jest to pierwszy z kroków do tego żeby znaleźć się na tej drodze? Jak to jest?

- To jest bardzo ciekawe pytanie i pewnie długo można by odpowiadać na nie. Powiedzmy tak: Nie ma gwarancji czy też nie ma bezpośredniego ryzyka, że kto przeczyta „Harrego Pottera” zostanie zaraz uzdrowicielem, okultystą, albo jakimś innym szaleńcem, który porzuci chrześcijaństwo i będzie po sektach szukał swego spełnienia. Tak być nie musi. I ja tego odpowiedzialnie nie powiem. Natomiast wracając już do historii z naszym mostem: trzeba być ostrożnym! Wiem na pewno, że bardzo wiele osób młodych zainteresowało się światem magii pod wpływem lektury „Harr ego Pottera”. I jeżeli nawet nie zaczęli wprost uprawiać jakiś praktyk magicznych, to naturalnie otworzyli swoje myślenie na opcję taką: A dlaczego nie? A co w tym złego? A to jest takie fascynujące... A to jest takie nowe... A kto mi zabroni? Dlaczego mi nie wolno zajrzeć za zamknięte drzwi? Dlaczego ja nie mogę w życiu przeżyć czegoś niezwykłego, czy muszę być takim szarym, zwykłym mugolem? Dlaczego ja  nie miałbym spróbować?... Dzisiaj to mogłyby być niewinne pytania i niewinne tęsknoty do jakiejś niezwykłości. Ale za 10 lat to może być chęć wejścia np. w środowisko sekty, a za 20 lat to mogą być jakieś trudne lektury, trudne, nieodwracalne decyzje życiowe, jakieś uwikłania w demoniczne uzależnienia. Żeby to było jasne, bo ja ze zdziwieniem stwierdzam, że nie każdy ma tę refleksję: Magia istnieje naprawdę! Demony są istotami żywymi. To nie bajki. Pani Rowling nie pisze baśni symbolicznej. Pani Rowling opisuje z pełną premedytacją świat istniejący, chociaż ubiera to oczywiście w obrazy fantastyczne, fikcyjne. Nikt nie twierdzi, że stworzyła książkę dokumentalną, tylko, że dotyka w pełni świadomie świata naprawdę istniejącego. No i pytanie teraz: Czy przez lekturę tej książki, przez bezpośrednie obcowanie z treściami, które nasycone są prawdą o demonach, prawdą o ich mocy, prawdą o ich złych intencjach wobec ludzi dziecko obroni spokój swojej duszy i czystość myślenia? Na pewno nie! Nie można przejść przez kałużę i nie pobrudzić butów. Nie da się. Pytanie: więc może lepiej omijać kałuże?...

Czyli wejście w świat magii nie musi być świadomą decyzją np. chodzenia do wróżki, czy też wywoływania duchów?

- Nie. Chodzi tutaj raczej o zmianę myślenia. Jest dla mnie oczywiste, że Rowling inspiruje się filozofią New Age, co przejawia się przede wszystkim w tym, że ona próbuje odsunąć zasady Dekalogu i zwykłe prawidła, którymi my chrześcijanie posługujemy się na co dzień. Zastępuje je enigmatycznymi wyobrażeniami o tym, jak to cudowny byłby świat małych bogów, czytaj magów, którzy nie potrzebują żadnego Osobowego Dobra. Takiej idei w ogóle nie ma w książce Rowling. Nie ma Osobowego Boga, za to jest Osobowe Zło. Nazywa się ono Lord Voldemort. Harry Potter i jego przyjaciele, jeżeli walczą w jakiekolwiek imię, to w imię własnej przyjaźni, własnego wyobrażenia  o tym, co jest lojalnością a co nie jest; co jest dobre dla mnie a co dobre nie jest. Nie ma tam żadnego Imienia, dla którego mieliby podjąć walkę o dobro, co dyskwalifikuje „Pottera” jako książkę aspirującą do poziomu utworów typu „Opowieści z Narnii” Levisa. U Rowling nie ma też pojęcia nieba. Stamtąd zieje pustka. Dusze zmarłych krążą po jakiejś diabelskiej akademii albo w najlepszym razie można te dusze odnaleźć w sobie samym. Piekłem zaś jest śmierć. Co poza nią? Rowling nie podejmuje poważnie tego tematu. Wizja świata Rowling jest totalnie niechrześcijańska, totalnie New Age’owska, dlatego mam poważne wątpliwości co do intencji autorki i bardzo mi się nie podoba to, że ktoś próbuje przestawić myślenie dwutysiącletniej kultury europejskiej na zupełnie nowe tory i że z taką dynamiką, z taką werwą to robi. W dodatku porusza się w tłumie ludzi, którzy klaszczą, nie wiedząc nawet czemu. Niestety przez kupowanie, promowanie tej książki, przez głoszenie jakoby była to jedna z cudownych, nowo objawionych ksiąg literatury dziecięcej typu Tolkien czy Levis dokładamy swoje kłamstwo. „Potter” nie ma nic wspólnego z Tolkienem i Levisem, z ich symboliką, ich głębokim chrześcijaństwem, z ich wizją świata! To są totalnie dwie różne wizje: piekielna i niebieska. Trzeba to rozumieć. Bardzo ważna jest tu świadomość rodzica. Otóż pozwalając własnemu dziecku na wejście w ten świat, zezwalacie Państwo, aby myśl niechrześcijańska, nie Boża, nie nasza, wbrew naszej kulturze kształtowała świat wyobraźni i świadomości waszego dziecka! Zastanawia mnie iście „magiczna” odporność nawet inteligentnych, wykształconych, katolickich rodziców na ten argument. Z jednej strony nie baliby się skoczyć w ogień, żeby bronić swego dziecka, z drugiej - wkładają ten ogień dziecku do ręki bez racjonalnej refleksji. Dlaczego?

I jeszcze jedna myśl z zakresu teorii literatury. Chodzi o zdefiniowany encyklopedycznie tzw. mechanizm identyfikacji. Dziecko, które jest niedojrzałe emocjonalnie, intelektualnie, które dopiero dotyka literatury, dotyka fabuły książki chętnie wchodzi w świat bohaterów, chętnie się z nimi utożsamia, chętnie korzysta potem z ich stylu bycia, mówienia itp... Nam dorosłym to też nie jest obce. Kiedy mamy kontakt z interesującą lekturą, potrafimy odczuwać na przykład zimno, pragnienie, gniew, uniesienia, nawet miłosne wzruszenia opisanych postaci. W dziecku - bardziej wrażliwym i „miękkim” czytelniku - to wszystko się wzmaga. Więc postawmy pytanie: czy chcemy, czy naprawdę chcemy, żeby nasze dziecko identyfikowało się z bohaterami takimi jak przedstawia ich Rowling? Pozwolę sobie może tutaj zacytować profesora Krajskiego, który w książce „Magiczny świat Harrego Pottera” podsumował bardzo trafnie i dowcipnie pewną tendencję analityczną osób, które twierdzą, że przecież „Harry Potter” to jest genialna książka o wielkiej przyjaźni, więc automatycznie kwalifikuje się do polecenia dzieciom. „Owszem, jest to książka  o przyjaźni... dwóch satanistów” komentuje Profesor, trafiając niniejszym w sedno. Więc znów zadajmy pytanie: czy nie ma innych książek o przyjaźni, które moglibyśmy polecić swoim dzieciom? Czy losy przyjaźń satanistów to jest ten ideał, jaki chcielibyśmy promować w literaturze dziecięcej?

Jakie pani jako matka widzi sposoby na to, by ustrzec dzieci przed wejściem w ten świat magii?

- Nie da się zamknąć wszystkich kiosków, nie da się wyrzucić telewizorów przez okno. U nas w domu akurat nie ma telewizora, nigdy nie było, ale to jest taka, powiedzmy, specyfika domu. Nie da się wyłączyć radia, nie da się po prostu zamknąć oczu dzieciom, żeby nie wychodziły, nie miały kontaktu ze złem... Jest dla mnie oczywiste, że go dotkną, że mogą być nim zainteresowane, że mogą być nawet zafascynowane... Ale jako mama muszę wyjaśnić dlaczego na zło uważać, muszę umieć przestrzec. Może się przecież zdarzyć tak, że dziecko wychowywane w jakimś stylu na zasadzie przekory wybierze styl zupełnie inny, ale chciałabym, żeby moje dzieci wiedziały, co jest dobre a co złe. Co wybiorą, na to wpływu nie mam. Pan Bóg też zaryzykował, dając człowiekowi wolną wolę, więc nie widzę powodu, żebym ja była w jakiś sposób uprzywilejowana. Też muszę ryzykować, dając moim dzieciom wolną wolę. Ale to co jest dobre a co złe muszą odróżniać. Z radością stwierdzam, że moje dzieci mają już ustalony pogląd na temat magii. W naszym domu to częsty temat rozmów, starsze dziewczynki uczestniczą także w organizowanych przez nas sympozjach „Magia - cała prawda” jako widzowie. Wiele rozumieją, mają wiedzę na ten temat. Cieszę się, że są świadectwem w swoim środowisku, bo to się już wiele razy zdarzyło. Nie czytały „Harrego Pottera” i nie mają z tego powodu kompleksów. Wręcz przeciwnie. Nie jestem zwolenniczką metody „niech spróbuje i oceni”. Nie trzeba naprawdę najeść się trucizny, żeby stwierdzić, że szkodzi – można sobie darować. Są inne potrawy. W naszym domu tej książki nie ma na półce. Nie daj Boże na półce z literaturą dziecięcą. Dzieci mają do mnie zaufanie. Kiedy mówię: „Uprawianie magii jest obelżywym wobec Boga grzechem bałwochwalstwa. Nie chcę, żebyście flirtowały z diabłem, czytając książkę, która magię reklamuje. Poza tym jest ponura, za dużo tam zabawy cierpieniem, obsesji grozy, śmierci, za dużo horroru i ideologicznych kłamstw”- dzieci rozumieją. Ja musiałam przeczytać kilka tomów, ale nie tknę tej książki więcej, nie chcę nawet oglądać okładki. To jest książka błyskotliwie napisana. Ale głupia. I demoniczna.

Czy mogłaby spróbować pani w jakiś sposób dość krótki, prosty poradzić rodzicom co można powiedzieć dziecku które właśnie zamierza sięgnąć po książkę „Harry Potter”, może właśnie wypożyczyło ją sobie? No właśnie, jak się zachować?...

- To jest bardzo, bardzo potrzebne pytanie. Zdaję sobie sprawę z trudności, w jakiej staje rodzic, który intuicyjnie wyczuwa, że „coś tu nie gra”, ale nie ma wiedzy literackiej i analitycznej, żeby z rękawa sypnąć argumentami. Tylko widzi, co się dzieje: że jest jakaś fantastyczna książka, którą wszyscy czytają. Jego dziecko też chce! I co zrobimy z tym fantem? Spokojnie. Punkt 1. Rodzic musi być pewien, że ma rację, a racja jest po stronie Boga. Magia jest grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Magia jest w Biblii w wielu wersetach (można by tu cytować, zrobić całą listę przypisów), przedstawiana jako niezwykle obrzydliwy, obelżywy wobec Boga grzech, porównywany z morderstwem, z cudzołóstwem, bałwochwalstwem i na równi z tamtymi grzechami karana np. śmiercią. Jest to bardzo wyraźnie powiedziane. Jeżeli rodzic ma świadomość, że magia jest grzechem śmiertelnym, obrażającym Boga i że Biblia na wielu stronach to udowadnia, to rodzic jest pewien, że ma rację, więc ma w ogóle powód, żeby rozmawiać z dzieckiem na ten temat! Rzecz druga: Rodzic musi wiedzieć, że „Harry Potter” to jest świetnie napisana książka. To jest doskonale literacko napisana książka, chociaż nie z najwyższej „półki”, bo trochę „zgrzebna” w języku i pozbawiona uszlachetniającej warstwy dyskursy filozoficznego, służalczo „stemplująca” jedynie idee New Age. Ale nadrabia szalonym dynamizmem, pomysłowością i wyobraźnią. Ludziom z epoki gier komputerowych to się naprawdę może podobać! Pewnie głoszę poglądy niepopularne w tym momencie, bo my byśmy sobie wszyscy życzyli, żeby to była wstrętna, okropna, czarna, bura książka byle jaka, wylansowana przez media New Age-owskie. Tak nie jest. Moim zdaniem Rowling to naprawdę niezwykle utalentowana pisarka. Dlatego ta książka jest tym bardziej niebezpieczna. Jej lektura autentycznie „wciąga”, ma bardzo wartką akcję, ma bardzo ciekawie narysowanych bohaterów, ma niesamowitą dawkę adrenaliny w sobie: tam się ciągle coś niezwykłego dzieje, nie ma nudy, a walki duchów pokazywane są w sposób, do jakiego dziecko jest już przyzwyczajone poprzez inne media; przez filmy, gry, przez dynamikę współczesnego odbioru medialnego. Jeśli więc rozmawiamy z dzieckiem o książce, musimy oddzielić dwie rzeczy i powiedzieć np. „ja wiem, że to jest ciekawa książka, ja rozumiem, że ty chcesz ją przeczytać właśnie dlatego, że tam się dużo dzieje, że są kolorowi bohaterowie, że jest taki świat, do którego tęsknisz, bo jest tajemniczy, bo jest niezwykły, ale kochanie wiele złych rzeczy na tym świecie właśnie takich jest: niezwykłych, pięknie opakowanych, z ładną okładką. To, że coś jest podobno ciekawe, że wszyscy to czytają, że wszyscy to lubią, że wszyscy chcą to poznać, nie musi znaczyć, że dla ciebie i dla tych innych, którzy już to zrobili jest to dobre. A ja jako rodzic decyduję, co tobie dać, bo cię kocham. Nie chcę ci dać rzeczy, złej, trującej i głupiej. Chcę ci dać rzecz dobrą, szlachetną, mądrą, bo chcę żebyś był kiedyś człowiekiem przez duże „C”.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin