AUTOPREZENTACJA A SAMOWIEDZA
Stajemy się tym, kogo udajemy
i dlatego musimy bardzo uważać,
kogo udajemy
Kurt Vonnegut
Mechanizmy odpowiedzialne za internalizację przywdziewanych masek.
W poprzednich rozdziałach tej pracy przytoczone zostały niektóre wyniki badań, wyraźnie wskazujące, iż prywatne sądy o sobie bywają modyfikowane po konfrontacji z rozbieżnym z nimi „ja” publicznym wyeksponowanym w trakcie intencjonalnej autoprezentacji. Kiedy człowiek demonstruje określone zachowania, jego struktura własnego „ja” oraz prywatnie żywione postawy mogą się bowiem zmienić w kierunku zgodnym z tym zachowaniem (por. np. King i Janis, 1956; Gergen, 1965; Collins i Hoyt, 1972; Schlenker i Schlenker, 1975; Fazio, Effrein i Falender, 1981; Jones, Rhodewalt, Berglas i Skelton, 1981; Schlenker, 1982; Cooper i Fazio, 1984; Dymkowski i Cisek, 1988; Schlenker i Trudeau, 1990; Kelly, McKillop i Neimeyer, 1991; McKillop, Berzonsky i Schlenker, 1992; Tice, 1992; Schlenker, Dlugolecki, Doherty, 1994; Cisek, 2000a i b;). Już samo nakłonienie ludzi do opisania czy zademonstrowania jakiegoś szczególnego wizerunku własnej osoby może owocować zmianami w ich wyobrażeniu samych siebie (Leary, 1999). Dzieje się tak również wtedy, gdy prezentują oni zachowania zgodne - co do kierunku - ze swoimi rzeczywistymi przekonaniami, ale bardziej spolaryzowane lub gdy dla uprawomocnienia pożądanej tożsamości społecznej w oczach innych, chcą podkreślić własną za nie odpowiedzialność (zob. np. Schlenker, 1982; Schlenker i Riess, 1979; Schlenker i Goldman, 1982; też Swann, Pelham i Chidester, 1998).
Kiedy struktura „ja” zmienia się na skutek manifestowanych zachowań, mówimy o internalizacji (uwewnętrznieniu) autoprezentacji (Tice, 1992; Leary, 1999). Internalizacja może być „produktem ubocznym” procesu kierowania wrażeniem, który – w zamierzeniach aktora służący do wykreowania pożądanego wizerunku jego osoby w oczach innych - w rezultacie wpływa także na sposób, w jaki spostrzega on samego siebie (Schlenker i in., 1994). Co więcej, strategiczna autoprezentacja może odcisnąć ślad zarówno na zgeneralizowanym poczuciu własnej wartości, globalnej samoocenie (Gergen, 1965; Jones i in., 1981; Rhodewalt i Agustsdottir, 1986), jak i na korespondujących z nią szczegółowych przekonaniach aktora o sobie (Schlenker i in., 1990; 1994).
Podłoże internalizacji stanowić mogą procesy (szerzej opisane w rozdziale II) zdeformowanego przeszukiwania informacji (biased scanning), autopercepcji lub redukcji dysonansu poznawczego. A zatem internalizacja odgrywanych ról może się odbywać za pomocą różnych mechanizmów - od czysto poznawczych po motywacyjne.
Prezentowanie określonych zachowań może spowodować, że człowiek zacznie zastanawiać się, intensywnie rozmyślać nad tymi aspektami siebie, którym wcześniej nie poświęcał dużo uwagi. Mamy wówczas do czynienia z procesem zdeformowanego przeszukiwania danych, poszukiwania w magazynach pamięci informacji „dopasowanych” do autoprezentacji (Jones i in., 1981; Schlenker i in., 1994). Wynikiem tego procesu może być zrewidowanie przez aktora struktury własnego „ja” tak, by uwzględnić w niej informacje zgodne z zademonstrowanym autowizerunkiem. Według Jonesa i współautorów (1981) zdeformowane przeszukiwane pamięci zostaje zaktywizowane przede wszystkim wówczas, gdy aktor spostrzega treści odgrywanej roli jako zasadniczo zgodne z wcześniej ukształtowaną samowiedzą, a przynajmniej w bardzo niewielkim stopniu z nią rozbieżne. Sytuacji takiej można się spodziewać, gdy ludzie uciekają się do nieznacznie rozbieżnej pozytywnej[1] autoprezentacji, uznawanej - w wyniku oddziaływania motywu egotystycznego – za zgodną z rzeczywistymi przekonaniami podmiotu o sobie. Można zatem powiedzieć, że koncepcja biased scanning odnosi się jedynie do tych warunków, w których przekonania na własny temat ulegają jedynie niewielkim dostosowawczym przekształceniom.
Obserwując własne reakcje i zachowania w rozmaitych sytuacjach, człowiek uczy się czegoś nowego o samym sobie. Zgodnie z teorią autopercepcji Bema (1972), ludzie wnioskują o swoich cechach i postawach na podstawie beznamiętnej obserwacji własnych działań, ich rezultatów oraz towarzyszących im warunków i okoliczności. Po zaprezentowaniu siebie w określony sposób, przy nieobecności dostatecznych sytuacyjnych wytłumaczeń podjętej aktywności (braku odczuwanej presji zewnętrznej), człowiek może dojść do wniosku, że jest taki, jak na to wskazuje jego publiczny wizerunek. Aktywizacja takiego mechanizmu internalizacji jest bardziej prawdopodobna wtedy, gdy prywatne przekonania aktora o sobie nie są jeszcze dobrze utrwalone i dotyczą mało ważnych aspektów „ja”, których dostępność pamięciowa jest stosunkowo niewielka. Ponadto inferowanie informacji o sobie z własnych zachowań ma miejsce szczególnie wówczas, kiedy zachowania te są względnie mało rozbieżne z samowiedzą aktora (por. Fazio i in., 1977), są przezeń uznawane za wiarygodną bazę danych i jako wyraziste przyciągają uwagę, w sposób bezpośredni odnosząc się do danego aspektu jego osoby (Dymkowski, 1996).
Wreszcie dostosowawcze modyfikacje autokoncepcji mogą być wynikiem dążenia do redukcji napięcia dysonansowego (Festinger, 1957), będącego rezultatem demonstrowania wizerunku niezgodnego z samowiedzą i postawami prywatnie żywionymi przez aktora. Dzieje się tak wówczas, gdy postawa wobec własnej osoby zmienia się na zgodną z – początkowo wyraźnie z nią rozbieżnym - zachowaniem, które znalazło się w „zakresie odrzucenia” (por. Fazio i in., 1977; Rhodewalt i Agustsdottir, 1986).
Opisane tu prawidłowości, dotyczące tego, kiedy zostają zaktywizowane poszczególne mechanizmy internalizacji, zostały przetestowane w eksperymencie Schlenkera i Trudeau (1990). Na pierwszym jego etapie dokonano pomiaru indywidualnych zakresów akceptacji i odrzucenia cechy „niezależność” u wszystkich osób badanych[2]. Jednocześnie uczestnicy eksperymentu deklarowali, w jakim stopniu uważali własne przekonania na temat posiadania tej cechy za spójne ze swoimi zachowaniami, tj. określali, z jaką częstotliwością ich zachowania bywały zgodne z zaprezentowaną samooceną niezależności. Wreszcie badani oceniali, czy dobrze jest posiadać ową cechę w ogóle, a w szczególności w wysokim lub niskim natężeniu.
Podczas zasadniczej sesji eksperymentalnej uczestników[3] poinformowano, że biorą udział w badaniach nad skutkami zażycia pewnego leku na sprawność umysłową (mental efficiency). W zależności od grupy, do której zostali losowo przypisani, dowiadywali się oni następnie, że lek jest całkowicie bezpieczny, ale może wytwarzać przejściowy stan napięcia emocjonalnego (grupa z błędną atrybucją), bądź też, że nie powinien on wywoływać jakichkolwiek skutków ubocznych (grupa bez błędnej atrybucji).
Badani wypełniali pierwszą część testów służących rzekomo do pomiaru sprawności umysłowej, zażywali lek (w rzeczywistości placebo) i mieli zaczekać 20 minut, aby mógł się on kompletnie wchłonąć zanim przystąpią do drugiej części testów. W czasie owej przerwy proszono ich, by wzięli udział w – jak ich poinformowano – zupełnie niezależnym projekcie, dającym szanse starszym studentom na przećwiczenie nabytych w trakcie zajęć umiejętności przeprowadzania wywiadów. Zadaniem badanych było udzielenie wywiadu, ale w taki sposób, by wywrzeć na zadającym pytania określone wrażenie, zaprezentować się jako osoba w mniejszym lub większym stopniu niezależna. Ów stopień prezentowanej niezależności wyznaczany był dla każdego badanego indywidualnie i zależał od wyników wstępnego pomiaru jego samooceny na tym wymiarze, deklarowanej spójności behawioralnej oraz wielkości obszarów akceptacji i odrzucenia. Wszystkim uczestnikom zapewniono swobodę wyboru zaangażowania się w zachowania niezgodne z ich prywatnym samoopisem. Następnie - w warunkach zagwarantowanej prywatności - badani wypełniali kwestionariusz służący do pomiaru zmiennych zależnych oraz sprawdzenia efektywności poszczególnych manipulacji eksperymentalnych.
Osoby przypisane do grupy kontrolnej brały udział w takiej samej procedurze z pominięciem etapu związanego z autoprezentowaniem się – po połknięciu pigułki i odczekaniu czasu, jaki badanym z grup eksperymentalnych zajmowało udzielenie wywiadu, wypełniały kwestionariusz mierzący zmienne zależne. Analiza wyników w tej grupie ujawniła dużą stabilność cząstkowych samoocen badanych odnoszących się do wymiaru „niezależność”. Ponadto nie zaobserwowano żadnych efektów związanych z informacją o braku lub występowaniu napięcia emocjonalnego po zażyciu leku.
W grupach eksperymentalnych natomiast szczegółowe samooceny niezależności badanych zmieniły się w kierunku zgodnym z zachowaniem zademonstrowanym w czasie wywiadu. Co szczególnie tu ważne, osoby spostrzegające siebie jako behawioralnie spójne - a zatem posiadające utrwalone przekonania na temat własnej niezależności - zmieniały swoje samooszacowania na tym wymiarze tylko po odegraniu roli, która znajdowała się w ich obszarze akceptacji. Jednocześnie osoby oceniające siebie jako niespójne behawioralnie w zakresie wyznaczonym przez omawianą tu cechę, ujawniły większe dostosowawcze przekształcenia odnośnej samooceny, jeśli prezentowane niezgodne z nią zachowanie znalazło się w zakresie odrzucenia. Innymi słowy, bardziej rozbieżna autoprezentacja owocowała w tym przypadku większymi przystosowawczymi transformacjami autowizerunku.
Ponadto badani behawioralnie spójni - i tylko oni – uznawali swoje zachowanie zademonstrowane podczas wywiadu za bardziej pozytywne, uzasadnione i prawomocne oraz deklarowali większą za nie odpowiedzialność, jeśli znalazło się ono w zakresie akceptacji, a nie odrzucenia.
Kiedy przypisana rola została zaklasyfikowana do tego pierwszego obszaru, informacja o występowaniu lub braku efektów ubocznych zażytej pigułki nie wpływała na spostrzeganą odpowiedzialność badanych za jej odegranie. Jeśli autoprezentacja znalazła się jednak w zakresie odrzucenia, osoby poinformowane o braku skutków ubocznych pomniejszały własną za nią odpowiedzialność. Tylko kiedy możliwość błędnej atrybucji nieprzyjemnego pobudzenia pozwalała na upatrywanie jego przyczyny we właściwościach leku, badani skłonni byli uznać, że są odpowiedzialni za swoje publicznie zademonstrowane zachowanie. W tych ostatnich warunkach, odwołując się do teorii dysonansu poznawczego oraz wyników eksperymentu Fazio i współautorów (1977), można było oczekiwać redukcji przystosowawczych przekształceń samowiedzy. Jednak takiej prawidłowości nie dało się zaobserwować. Warto jednak zauważyć, że samo pomniejszenie odpowiedzialności za wysoce rozbieżne zachowanie w sytuacji, kiedy brakuje zewnętrznego uzasadnienia zauważonego u siebie napięcia, może być przejawem redukcji dysonansu poznawczego. Jeśli tak było rzeczywiście, badani nie musieli już dalej redukować go za pomocą zmian odnośnych samoocen. Zamiast tego dystansowali się do odgrywanej przez siebie roli.
Opisany tu eksperyment, jak również wyniki innych badań (por. np. Rhodewalt i Agustsdottir, 1986), pozwalają zaryzykować tezę, że internalizacja publicznie przywdziewanych masek jest realizowana głównie w rezultacie poznawczego mechanizmu autopercepcji Bema (1972). Może się tak dziać nawet wtedy, gdy podmiot posiada dobrze utrwalone i spójne przekonania na własny temat, jeśli tylko demonstrowane rozbieżne z nimi zachowania znajdą się w jego zakresie akceptacji. Jeśli rozbieżność między nimi jest minimalna, oczekiwać należy aktywizacji szczególnej mutacji modelu Bema, a mianowicie omówionego wcześniej mechanizmu zdeformowanego przeszukiwania danych (zob. Dymkowski, 1996).
Kiedy jednak rozbieżność publicznie odgrywanej roli z autowizerunkiem aktora jest na tyle duża, że nie może być przez aktora uznana za własną, prawomocną, reprezentatywną dla „ja”, prowadzi ona do awersyjnego napięcia dysonansowego (Schlenker i in., 1994). Jedną z dróg jego redukcji (zwłaszcza jeśli aktor nie może zminimalizować własnej odpowiedzialności za uwikłanie się w zachowania niezgodne z prywatnie żywionymi przekonaniami) może być zmiana odnośnych elementów jego samowiedzy. Zmiana ta jest tym bardziej prawdopodobna, im mniej ugruntowana i spójna jest autokoncepcja podmiotu (Schlenker i in., 1990; Schlenker i Pontari, 2000).
Próbując podsumować wyniki przytaczanych tu badań w jednym zdaniu, można zatem powiedzieć, że to, czy za internalizację publicznie przywdziewanych masek odpowiedzialny będzie mechanizm poznawczy, czy raczej motywacyjny, uzależnione jest przede wszystkim od wielkości rozbieżności między demonstrowanym zachowaniem a przekonaniami aktora na własny temat.Wybrane czynniki ułatwiające lub ograniczające internalizację treści odgrywanych ról.
Dianne Tice (1992) postawiła hipotezę, że ludzie są bardziej skłonni uwewnętrzniać swoje opisy własnej osoby, jeśli zostały one dokonane raczej w warunkach publicznych, niż prywatnych. Według niej publiczne zachowanie wywiera większy wpływ na samowiedzę podmiotu, jest ważniejsze dla „ja”, niż zachowanie prywatne - zakryte dla oczu obserwatorów lub anonimowe. Dzieje się tak, ponieważ zachowania demonstrowane w obecności widzów mają wpływ na reputację aktora, sposób, w jaki odbierają go inni, a co za tym idzie na ich reakcje w stosunku do niego i nawiązywane przez niego relacje społeczne. Ponadto działania podjęte pod nieobecność świadków łatwiej mogą zostać przez podmiot zignorowane, uznane za nieważne lub zapomniane. Znacznie trudniej jest to zrobić z zachowaniami publicznymi, gdyż oprócz aktora wiedzą o nich także inne osoby. Zachowania takie winny zatem być monitorowane i przetwarzane ze szczególną uwagą, co może ułatwiać proces ich internalizacji (zob. też McKillop i in., 1992)
W jednym z eksperymentów testujących słuszność tej hipotezy (Tice, 1992, eksperyment I) osoby badane prezentowały się - w trakcie przeprowadzanego z nimi wywiadu - jako stałe lub zmienne emocjonalnie (w grupie kontrolnej zaś jako wysportowane, a więc w sposób irrelewantny w stosunku do zmiennej zależnej). Wszyscy badani zostali losowo rozdzieleni do dwóch warunków eksperymentalnych: autoprezentacji publicznej, odbywającej się przed obserwatorem, który łatwo mógł ich zidentyfikować i autoprezentacji prywatnej - zapewniającej uczestnikom jak największą anonimowość (o problemach ze stworzeniem sytuacji prywatności w warunkach laboratoryjnych patrz np. Tetlock i Manstead, 1985; Dymkowski, 1996). Wszystkich badanych poinformowano, że celem eksperymentu jest zebranie materiału dla studentów psychologii klinicznej, uczących się formułować oceny interpersonalne oraz rozpoznawać, czy ludzie deklarujący posiadanie jakichś cech rzeczywiście się nimi charakteryzują. Uczestników proszono, by zaprezentowali się jako osoby stałe lub zmienne emocjonalnie, bez względu na to, czy i w jakim zakresie rzeczywiście taką cechę posiadają. Po odegraniu przypisanej roli osoby badane w warunkach rozdzielenia percepcyjnego dokonywały autodiagnozy na skali przeznaczonej do pomiaru stabilności – zmienności emocjonalnej. Warto tutaj wspomnieć, że wszystkie odgrywane w tym studium role opisane były jako pozytywne i wiązały się z przedstawieniem swojej osoby w korzystnym świetle.
Uzyskane wyniki jednoznacznie wskazują na facylitujący wpływ upublicznienia – bez względu na cechę, której posiadanie prezentowali uczestnicy eksperymentu, jej internalizacja zawsze była silniejsza, gdy audytorium miało możliwość zidentyfikowania i rozpoznania badanych, niż w przypadku zachowania warunków pełnej anonimowości.
odgrywana rola
Wyniki te zostały zreplikowane przez Tice (1992, eksperyment II) w kolejnym eksperymencie, przy zachowaniu podobnej procedury, ale zmienionej treści autoprezentacji – tym razem zadaniem uczestników było przedstawienie siebie jako osób intro- lub ekstrawertywnych. Podobnie jak w pierwszym eksperymencie, badani określali później swoje prawdziwe „ja” w sposób bardziej zgodny z zaprezentowanym wizerunkiem, jeśli ich wystąpienie miało charakter publiczny, a nie prywatny.
Jednak tym razem badaczka nie poprzestała na sprawdzeniu deklarowanych przez uczestników prywatnych samoocen odnośnego wymiaru, ale dokonała także pomiaru wskaźników behawioralnych ich ekstrawersji. Po wypełnieniu kwestionariuszy służących do pomiaru zmiennych zależnych wszyscy badani byli proszeni o przejście do poczekalni i zaczekanie na dodatkowe arkusze, które mieli wypełnić, a których aktualnie rzekomo zabrakło. Ponieważ w poczekalni znajdowało się tylko jedno krzesło i było akurat zajęte przez studenta czekającego na udział w innym eksperymencie (w rzeczywistości pomocnika eksperymentatora), badani musieli sami wnieść sobie dodatkowe krzesło. To, w jakiej odległości je ustawili od czekającego rówieśnika było jednym ze wskaźników poziomu ekstrawersji (im mniejszy dystans, tym większa ekstrawersja). Każdy z uczestników przebywał w poczekalni 3 minuty i przez ten czas dokładnie mierzono, ile razy próbował zainicjować rozmowę ze znajdującym się tam studentem.
Analiza tych wskaźników wykazała, że osoby, które wcześniej opisywały siebie jako ekstrawertywne w warunkach publicznych, naprawdę zachowywały się w bardziej otwarty sposób – siadały bliżej swojego kolegi i częściej zaczynały z nim rozmawiać. Wyniki te świadczą o tym, że zaobserwowane zmiany w samoopisie badanych nie były jedynie powierzchownym, czy wręcz nieprawdziwym a wydeliberowanym[4] powtórzeniem werbalnych etykiet odgrywanych ról, ale raczej rzeczywistymi przekształceniami samowiedzy, wystarczająco silnymi, by spowodować następnie zmiany w zachowaniach, których pomiaru badani nie byli świadomi.
Rezultaty te zostały zreplikowane w eksperymencie Schlenkera i współautorów (1994). Bardzo podobne wyniki uzyskał także Fazio ze współpracownikami (1981) dokonując pomiaru stopnia ekstrawersji ujawnionego w samoopisie oraz zachowaniach badanych, którzy wcześniej udzielali krótkiego wywiadu na własny temat. Celem wywiadu nie było co prawda zaprezentowanie się w z góry określony sposób, ale pytania były tak skonstruowane, że aby na nie odpowiedzieć uczestnicy musieli w sposób selektywny przeszukać informacje, jakie posiadali na własny temat. W jednym z warunków eksperymentalnych pytania skłaniały ich do wydobycia z pamięci doświadczeń charakterystycznych dla osób ekstrawertywnych, a w drugim – introwertywnych. W efekcie zastosowania tej procedury nie tylko samooceny osób badanych, ale także ich rzeczywiste zachowania (zastosowano tu wskaźniki behawioralne, podobne jak opisane w eksperymencie Tice) zostały „uzgodnione” z zaprezentowanym wcześniej – niecelowo, ale w sposób wymuszony pytaniami - autowizerunkiem. Co więcej, także pomocnik eksperymentatora – student napotkany w poczekalni - nie mający pojęcia, do jakiego warunku był przypisany każdy z badanych, ocenił następnie jako bardziej ekstrawertywnych tych uczestników, którzy brali udział w wywiadzie z pytaniami „naładowanymi” ekstrawersją.
Przytoczone tu wyniki badań wskazują, że publiczna autoprezentacja częściej prowadzi do dostosowawczych zmian w strukturze „ja”, niż takie samo zachowanie podjęte pod nieobecność świadków. Nie oznacza to jednak, że przy braku publiczności w ogóle nie może dojść do uwewnętrznienia zademonstrowanych zachowań. W pierwszym z opisanych uprzednio eksperymentów Tice (1992) pewne ślady internalizacji dały się zauważyć także u uczestników prezentujących się w warunkach maksymalnej anonimowości Zmiany te były jednak znacznie mniej wyraźne, niż w warunkach upublicznienia. Z badań McKillopa i współautorów (1992) wynika, że u osób o niskiej tożsamości społecznej (social identity – więcej informacji na temat tego wymiaru zob. McKillop, Berzonsky i Schlenker, 1992) internalizacja pozytywnej autocharakterystyki (o której przygotowanie podmiot został poproszony przez eksperymentatora) była szczególnie nasilona właśnie w warunkach zagwarantowanej anonimowości. W przypadku osób o wysokim poziomie tożsamości społecznej zreplikowały się wyniki uzyskane przez Tice (1992).
Kolejny eksperyment z przywoływanego tutaj jej studium (Tice 1992, eksperyment III), miał na celu sprawdzenie modyfikującego wpływu możliwości odwoływania się do własnych doświadczeń, swobody uwikłania się w sytuację autoprezentacji oraz oczekiwania przyszłych interakcji z obserwatorem na internalizację treści odgrywanych ról. Wszyscy badani proszeni byli tym razem o zaprezentowanie się jako osób introwertywnych w warunkach publicznych. Jednakże, inaczej niż w poprzednich dwóch eksperymentach, mieli oni za zadanie wywrzeć na audytorium wrażenie ewaluatywnie neutralne, tj. nie zostać przez nie ocenionym ani pozytywnie, ani negatywnie.
Losowo dobrana połowa uczestników miała odgrywać przypisaną sobie rolę w sposób ściśle określony, narzucony im z góry (warunki narzucenia – yoked), a pozostała połowa – w sposób całkowicie dowolny, posiłkując się selektywnie dobranymi przykładami przeszłych doświadczeń (warunki swobody odgrywania – self-reference). Druga z manipulacji polegała na wprowadzeniu (bądź nie) swobody decyzji, dotyczącej udziału w eksperymencie. Osoby w warunkach dużej swobody (high-choice) dowiadywały się, że nie muszą brać udziału w badaniach, jeśli czują się całkowicie niezdolne do przedstawienia siebie zgodnie z wymogami wyznaczonej im roli, bądź jeśli z jakichś powodów nie chcą tego zrobić. Uczestników przypisanych do warunków bez swobody wyboru (low-choice) informowano, że co prawda zazwyczaj pyta się badanych, czy chcą uczestniczyć w dalszej części eksperymentu, ale tym razem tyle osób wybrało opcję przeciwną, że nie ma już możliwości wyboru, wobec czego muszą oni odegrać rolę introwertyków. Wreszcie trzecia z zastosowanych manipulacji opierała się na stworzeniu oczekiwania przyszłych interakcji z ...
ciuciemka1