Rzeczpospolita Obojga Narodow_ Dzieje Ag - Pawel Jasienica.rtf

(2981 KB) Pobierz
Paweł

Paweł

Jasienica

Rzeczpospolita

Obojga Narodów

Część trzecia

Dzieje agonii

Państwowy Instytut Wydawniczy 1985

 

  Indeksy opracował

Tadeusz Nowakowski

Okładkę i strony tytułowe projektowała

Teresa Kawirfska

© Copyright by Zofia Beynar, Ewa Beynar-Czeczott,

Warszawa 1983

             PRINTED IN POLAND

Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985 r.

                   Wydanie trzecie

Nakład 100000 + 290 egz. Ark. wyd. 24. Ark. druk. 27

Oddano do składania 10 maja 1983 r.

Podpisano do druku w listopadzie 1984 r.

Zakłady Graficzne w Gdadsku

  Nr zam. 925 M-25

Cena t.I/III zł 1050,-

ISBN 83-06-01093-0

 

ZDOLNI DO WSZYSTKIEGO

  W czerwcu 1696 roku opustoszała więc jedna z rezydencji połonych po

południowej stronie stolicy. Utraciła gospodarza siedziba królewska; Wila-

w. Włciciel drugiej, magnackiej, pozostał w swej „pasterskiej chatce nad

źami". Stanisławowski Pałac na Wyspie ogarnął później, wchłonął ową

szczególnego typu pustelnię, ale i dziś jeszcze można w jego wnętrzu obejrzeć

to, co ocalało z „Łazienki" Stanisława Herakliusza Lubomirskiego.

  Marszałek wielki koronny kazał przyozdobić wyłone holenderskimi kaf-

lami ściany podobiznami poetów, filozofów i innych znakomitych mędrców,

na frontonach kominków umieścił mapy ziemi, na stropach plany nieba

gwiaździstego.

  Był koneserem Europy i jej języków, osobistym, mocno honorowanym

znajomym papieża, cesarza, krów Hiszpanii i Francji, myślicielem i pisa-

rzem. Składał wiersze nie bez powodzenia, próbował parafrazować teksty

biblijne, tworzył moralitety, dramaty tudzież pokrewne,powieściom dialogi.

Zabrał się wreszcie do kunsztownej w formie publicystyki politycznej i w jej

nie zakresie odnió sukces, o jakim marzyć tylko może niejeden zawo-

dowy literat. W przeciągu lat kilkudziesięciu trwała pamięci Piętnaście wydań

łacińskiego oryginału, pięć przekładu polskiego, tłumaczenie niemieckie.

  Rzecz nazywała się De vanitate consiliorum (O bezskuteczności rad}. Autor,

który w poprzednim swym utworze niemiłosiernie wyszydził szlacheckich

demagogów sejmowych, tym razem kazał dyskutować trzem personom:

Chełpliwości, Złudzie i Prawdzie. Rację ma oczywiście ta ostatnia. Sens jej

pouczeń polega na stwierdzaniu beznadziejności wszelkiej reformy. Nie warto

niczego ruszać, każda odmiana musi się obrócić na złe... Niedobry jest skarb

pusty, ale napełniony rozmnoży i przywabi złodziei. Przestań - o Złudo! -

 

zakazywać występków, bo tylko zachęcasz ludzi do nich: „Krótszego nauczę

cię sposobu. Każ, czego pragniesz, aby się strzegli; zabraniaj tego, co chcesz,

aby czynili"- mówi Prawda.

  De vanitate consiliorum ukazało się drukiem w roku 1699. Sceptyczny,

pełen pogardy dla nędz tego świata autor snuł więc swe gorzkie rozważania

wtedy, gdy wkrótce po zgonie Jana III wystosował do zgromadzonej w War-

szawie szlachty mazowieckiej orędzie polityczne. Zawierało ono ostry, bez-

względny atak na rodzinę Sobieskich, podejrzaną o chęć usadowienia się na

tronie w charakterze dynastii narodowej. Światły wróg samej idei reformowa-

nia zalecał więc ciemnemu pogłowiu odmianę bardzo radykalną. Nigdy od dni

Piastów szlachta Polski i Litwy, złączonych w końcu w Rzeczpospolitą, nie

pominęła synów ani nawet córek zmarłego monarchy. Mazowszanie z dawna

nawykli byli klepać pacierz za panią matką. Przemawiał do nich teraz mar-

szałek wielki koronny.

  Stanisław Herakliusz Lubomirski oraz brat jego, Hieronim, byli posądzani

o jątrzenie nie zapłaconego żnierstwa, które pod przywództwem Bogusława

Baranowskiego zawiązało w Samborze konfederację, niemiłosiernie łupiło i

obdzierało kraj. Podczas bezkrólewia! Pisarz-arystokrata nie przejawiał zatem

w praktyce tej parnasowskiej wyniosłci, jaką tchną jego dysertacje. (Samej

gotówki zostawił po sobie krocie tysięcy.) Sceptycyzm Lubomirskiego to

całkiem trafnie wyczuty program polityczny przedstawiciela warstwy nasyco-

nej, lecz bynajmniej nie przesyconej przywilejem. Wszelka reforma pańs-

twowa groziła naruszeniem błogostanu. Martwota, zastój i rozkład polityczny

wcale nie przeszkadzały zabiegom o kariery i dobra osobiste.

  W pięć dni po zgonie królewskim uroczyście wjechał do stolicy prymas,

interrex. Był nim kardynał Michał Radziejowski, syn złej pamięci Hieronima,

człowiek obrotny, ambitny i utalentowany. Dobry mówca, to i owo nawet

wydrukował. Dział potrafił. „Z prymasem wszędzie można na przebój, byle

tylko uderzyć pieniędzmi" -pisał o nim ambasador francuski, ksiądz Melchior

de Polignac. Jakub Sobieski dał Radziejowskiemu skrypt na pięćdziesiąt

tysięcy złotych, lecz paryski duchowny przelicytował królewicza, podbił cenę

o dziesięć tysięcy. Opowiadano w Polsce, że przy okazji pertraktacji spad-

kowych i porządkowania skarbca interrex sięgnął do kolekcji pierścieni, pozo-

stawionych przez nieboszczyka Jana. Wiele też rozprawiano o „pani kardy-

nałowej", czyli wojewodzinie łęczyckiej, Konstancji z Niszczyckich Towiań-

skiej. Starszy od niej znacznie małżonek nie tylko nie przeszkadzał, ale wraz z

połowicą i synem stanowił nieodłączny orszak prymasowski, jedną więcej

waż pozycję w Rzeczypospolitej. Kto tylko - swój czy obcy - chciał coś w

 

niej osiągnąć, ten nie mó pominąć familii Towiańskich w swych planach

politycznych i rachunkach finansowych.

  Nazajutrz po przybyciu do Warszawy prymas wł na skronie zmarłego

monarchy koronę. Aż dotychczas wdowa nie chciała jej wydać ze skarbca, by

nie pochwycił czasem klejnotu znienawidzony pierworodny.

  Zażarty spór rodzinny o spadek zaczął się natychmiast po zgonie Jana III,

toczył się w Warszawie i w Żółkwi, trwał do sejmu konwokacyjnego, bezna-

dziejnie rujnując powagę i zaprzepaszczając widoki dynastii, zagrożonej przez

solidarną niechęć magnacką. Lwią część schedy zagarnęła Marysieńka. Poską-

piła jednak pieniędzy na popieranie kandydatury Jakuba, któremu obydwaj

bracia - Aleksander i Konstanty - ustąpili pierwszeństwa, wyjeżając po

prostu z kraju.

  Marysieńka nie zmieniła się, pozostała wierna sobie. Kiedy przed laty

owdowiała po raz pierwszy, nie raczyła nawet odwiedzić ciała nieboszczyka-

-meża, wojewody Zamoyskiego. Zanadto się kwapiła znowu do ołtarza. Taki

proceder" zgorszył samego Bogusława Radziwiłła, uchodzącego u nas za

skończonego cynika. „Bo tak zacny człowiek, który ją z nędzy wziął i panią

uczynił, godzien był trochę łez i pożowania" - pisał książę do narzeczo-

nej.

  3 października 1683 roku, odpowiadając z Krakowa na słynne listy wiedeń-

skie Jana III, królowa niechcąco wystawiła sobie wymowne świadectwo.

Szczególnie wiele miejsca zajmują w jej epistole biadania nad postępkami

dowódcy dragonii, niejakiego Gałeckiego, który podobno przywłaszczył sobie

za dużo łupu. I w postscriptum praktyczna rada dla upojonego tryumfem

męża: „Trzeba pokupować u żnierzy co się da z drobiazgów za najniższą

cenę."

  Wszystko dla dzieci, dla tych „chłopców bez królewskich tytułów!" -

osiła zapobiegliwa pani. Dzieje bezkrólewia przeczą jednak tej macierzyń-

skiej trosce. Opinia kraju oskarża Marysień o skrajny egoizm. Sejmiki

zażądały jej wyjazdu z Warszawy, sejm konwokacyjny rozżarły w tej sprawie

tak straszne kłótnie, że biskup poznański wkroczył do izby z kropidłem, by

wodą święconą pomiarkować panów posłów. Cel poniekąd osiągnął, wzbu-

dzając powszechną wesołość.

  Królowa zgodziła się wreszcie ustąpić ze stolicv. Osiadła na Bielanach. W

ostatniej chwili, kupiwszy za sześćset złotych posła czernihowskiego, Łukasza

Horodyriskiego, próbowała zerwać obrady. Pomimo to uchwały zapadły.

Elekcję wyznaczono na czerwiec 1697 roku, wykluczając od tronu „Pia-

sta".

 

  Króla zabrakło, ża za to energiczna, wściekle ambitna i zasobna w środki

macierz rodu, Francuzka z krwi i kości. Okoliczności te zdawały się zapowia-

dać sukces jednemu z młodych Sobieskich i polityce francuskiej, a to tym

bardziej, że Ludwik XIV postanowił początkowo popierać królewiczów Alek-

sandra lub Konstantego. Nie urzeczywistniła się żadna z tych możliwości. W

znacznej mierze i dlatego także, że Marysieńka od samego początku, jak tylko

mogła, tak krzyżowała politykę ambasadora Francji. Później, w chwili najbar-...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin