List zza grobu.pdf

(190 KB) Pobierz
19735922 UNPDF
LIST ZZA GROBU
Z uwagami O. Bernhardina Krempel CP,
Doktora Teologii
Tłumaczenie na język polski
Sławomir Olejniczak
Niniejsza praca jest tłumaczeniem broszury zatytułowanej "List zza grobu" wydanej poprzednio przez
Graficas Armando Basilio (rua Julia Lopes, 16 - Rio de Janeiro), która posiada na pierwszej okładce
następujące adnotacje: Imprimatur dla oryginału w języku niemieckim: Brief aus dem Jenseits:Treves,
9.11.1953. N.4/54. Kościelna aprobata, dla tej broszury: Taubate- Est. de Sao Paulo- 2.11.1955
Zamiast wstępu
Bóg komunikuje się z człowiekiem na wiele sposobów. Pismo św., poza tym, że jest Wielkim Listem Boga do
ludzi napisanym i przekazanym przez osoby z autorytetem, opisuje wiele boskich sposobów komunikowania
się za pomocą wizji, nie wyłączając snów. Bóg nadal ostrzega za pośrednictwem snów. Dzieje się to w ten
sposób, że sny nie zawsze są zwyczajnymi snami.
"List zza grobu" ukazał się najpierw w książce zawierającej objawienia i proroctwa, razem z innymi
relacjami. Dopiero Ojciec Bernhardin Krempel CP, Doktor Teologii opublikował go oddzielnie i
użyczył mu więcej autorytetu udowadniając, w przypisach, absolutną zgodność listu z Nauką Katolicką.
W "Dodatku" zawarte są uzupełniające wyjaśnienia dotyczące piekła. Pierwszy punkt prezentuje dwie
prace, które w różny sposób dochodzą do tego samego wniosku, że piekło powinno istnieć i
rzeczywiście istnieje. W następnych punktach jest pokazane w skrócie, jakiego rodzaju ludzie podążają
w kierunku piekła oraz jakie są sposoby, które mamy do dyspozycji, aby uchronić się przed
największym niebezpieczeństwem w życiu, strąceniem do piekła.
W taki sposób kończy się ta praca, mniej alarmująco a bardziej uspokajająco.
Informacja wstępna
Wśród zapisków pozostawionych przez młodą kobietę, która zmarła w pewnym klasztorze jako
zakonnica, znaleziono następujące zeznanie:
"Miałam przyjaciółkę. To znaczy, byłyśmy sobie wzajemnie bliskie jako przyjaciółki i
koleżanki w biurze M.
Później, kiedy Ani wyszła za mąż, nigdy jej już nie widziałam. Od czasu kiedy się poznałyśmy,
wytworzyła się między nami więź, będąca w gruncie rzeczy, raczej życzliwością niż
przyjaźnią.
Z tego powodu za bardzo nie tęskniłam za nią, kiedy po zawarciu małżeństwa przeprowadziła
się do eleganckiej dzielnicy willowej, daleko od mojego domu.
Kiedy jesienią 1937 roku spędzałam wakacje nad Jeziorem Garda, moja matka napisała do
mnie w połowie września, "Wyobraź sobie, że Ani N. zmarła. Straciła życie w wypadku
samochodowym. Wczoraj pochowano ją na cmentarzu w W."
Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Wiedziałam, że Ani nigdy nie była należycie religijna. Czy
była przygotowana, gdy Bóg ją nagle wezwał? Następnego ranka, uczestniczyłam we Mszy
św., która była za nią odprawiana w kaplicy pensjonatu, gdzie mieszkałam. Modliłam się
żarliwie o jej wieczny spoczynek i w tej samej intencji ofiarowałam Komunię św.
Lecz cały dzień czułam się chora i to uczucie choroby coraz bardziej narastało w ciągu dnia.
Tamtej nocy spałam niespokojnie. Obudziłam się nagle słysząc coś, co brzmiało jakby
trzaśnięcie drzwiami mojej sypialni. Zapaliłam światło. Zegar obok łóżka wskazywał dziesięć
19735922.005.png
minut po północy; jednak nic nie zauważyłam. Nie było żadnego hałasu z wyjątkiem szumu
fal Jeziora Garda rozbijających się monotonnie o mur ogrodu w pobliżu pensjonatu. Nie
słyszałam wcale wiatru.
Budząc się odniosłam jednak wrażenie, że oprócz trzaśnięcia drzwiami dał się słyszeć jakby
jakiś dźwięk. Brzmiał on jak wiatr, który zwykle słyszałam w moim dawnym biurze, gdzie
mój kierownik, kiedy miał zły humor, rzucał mi na biurko listy od natrętów.
Sprawdziłam czy jest już czas, że powinnam wstać. Ach! to nic oprócz wybryku mojej
wyobraźni wywołanego wiadomością o jej śmierci.
Odwróciłam się, odmówiłam kilka "Ojcze Nasz" za dusze zmarłych i zasnęłam znowu.
Śniłam wtedy, że obudziłam się o 6.00 rano, aby pójść do kaplicy w pensjonacie. Kiedy
otworzyłam drzwi sypialni, nadepnęłam na pakunek, który zawierał kartki jakiegoś listu.
Podniosłam je i rozpoznałam pismo Ani, a okrzyk był moją pierwszą reakcją.
Drżąc, trzymałam kartki w dłoniach. Przyznaję, że byłam tak wstrząśnięta, iż nie mogłam
nawet odmówić "Ojcze Nasz". Prawie się dusiłam. Nie mogłam nic lepszego zrobić niż wyjść
na zewnątrz. Spięłam więc pospiesznie włosy, włożyłam list do kieszeni i szybko wyszłam z
budynku.
Gdy byłam już na zewnątrz, wspięłam się na wzgórza idąc bardzo krętą ścieżką i mijając
oliwki, drzewa laurowe oraz posiadłości willowe, z dala od powszechnie znanej drogi
"Gardesana".
Ranek wstał promieniście. W inne dni miałam zwyczaj zatrzymywać się po każdych stu
krokach, oczarowana wspaniałym widokiem, który mi oferowały jezioro i dostojnie piękna
Wyspa Garda. Delikatny błękit wody orzeźwiał mnie; i jak dziecko patrzy podziwiając
swojego dziadka, tak ja patrzyłam z podziwem młodego człowieka na tamtą szarą Górę
Baldo, która wyrastała po drugiej stronie jeziora, wznosząc się od 64 m nad poziomem morza
do wysokości 2200 metrów.
Dzisiaj, nie miałam oczu dla tego wszystkiego. Idąc przez kwadrans, pozwoliłam sobie
machinalnie usiąść nad brzegiem opierając się o dwa cyprysy, gdzie dzień wcześniej czytałam
z wielką przyjemnością "PannęTeresę". Po raz pierwszy widziałam w cyprysach symbol
śmierci, rzecz, na którą nigdy nie zwracałam większej uwagi na południu, gdzie tak często się
je spotyka.
Wyciągnęłam list. Brakowało podpisu. Jednak bez najmniejszej wątpliwości było to pismo
Ani. Bez spiralnego dużego "S" i tego francuskiego "T", które zwykle irytowały pana G.
Styl nie był jej. Nie był taki jak było to w jej zwyczaju. Ona dobrze wiedziała jak rozmawiać i
śmiać się z tymi niebieskimi oczami i wdzięcznym nosem.
Tylko kiedy rozmawialiśmy o sprawach religijnych stawała się zgryźliwa i wpadała w ten
nieuprzejmy ton jak w tym liście. (Teraz sama weszłam w ten sam podekscytowany ton).
Oto on
List zza grobu od Ani V.,
słowo w słowo, tak jak go czytałam we śnie:
"Klaro! Nie módl się za mnie! Jestem potępiona. Jeśli Ci to mówię i jeżeli podaję Ci
szczegółowe informacje dotyczące pewnych okoliczności mojego potępienia, nie myśl, że
czynię to z przyjaźni. Tutaj nikogo już więcej nie kochamy. Wykonuję to jako "część tej Siły,
która zawsze chce zła, a zawsze czyni dobro".
Prawdę mówiąc, chciałabym również Ciebie widzieć tu, gdzie pozostanę na zawsze. (1)
Nie bądź zaskoczona moją intencją. Tutaj wszyscy myślimy w ten sam sposób. Nasza wola
skamieniała w złu * w tym, co wy nazywacie złem. Nawet jeżeli czynimy coś "dobrego", jak
ja teraz otwierając Ci oczy na temat piekła, nie robimy tego z dobrą intencją. (2)
Pamiętasz jeszcze:
Minęły 4 lata od czasu jak się poznałyśmy w M. Miałaś 23 lata i już pół roku pracowałaś w
biurze kiedy tam przyszłam.
Wiele razy wybawiałaś mnie z kłopotów; często dawałaś mi dobrą radę. Ale czym jest to, co
19735922.006.png
 
nazywa się "dobrem"!
Chwaliłam wtedy twoją "dobroczynność". To śmieszne... Twoja pomoc wypływała z czystej
ostentacji, jak ja już wcześniej podejrzewałam.
Tutaj nie rozpoznajemy dobra w nikim!
Znałaś moją młodość. Teraz wypełnię pewne luki.
Według planów moich rodziców nie miałam nigdy istnieć. Byli oni beztroscy przyczyniając
się do mojego nieszczęsnego poczęcia.
Moje dwie siostry miały już 15 i 14 lat, kiedy przyszłam na świat. vChciałabym się nigdy nie
narodzić! Chciałabym móc się unicestwić i uciec od tych mąk! Byłoby to nieporównywalną
przyjemnością, gdybym mogła przestać istnieć tak, jak ubranie spalone na popiół przestaje
istnieć. (3) Lecz konieczne jest, abym istniała; jest konieczne, żebym była taką jaką siebie
uczyniłam, z całym złem, jakie tkwiło we mnie na końcu mojego życia.
Kiedy moi rodzice, jeszcze samotni, przeprowadzili się ze wsi do miasta, utracili kontakt z
Kościołem.
Tak było lepiej.
Utrzymywali oni przyjacielskie stosunki z osobami, które porzuciły Religię. Spotykali się na
tańcach i skończyło się na tym, że "musieli" się pół roku później pobrać.
Podczas ślubu tylko kilka kropel wody święconej spadło na nich, właściwie tylko po to, aby
przyciągnąć moją matkę na niedzielną Mszę kilka razy w roku.
Ona nigdy nie nauczyła mnie prawidłowo się modlić. Wyczerpywała wszystkie swoje siły w
troskach dnia codziennego, nawet wtedy, gdy sytuacja nie była zła.
Słowa takie jak modlitwa, Msza, woda święcona, kościół, piszę jedynie z głębokim wstrętem
i nieporównywalną odrazą. Głęboko nienawidzę tych, którzy uczęszczają do kościoła,
zarówno ludzi jak i w ogóle rzeczy z nim związanych.
Wszystko powraca, aby nas dręczyć. Każde zrozumienie otrzymane w chwili śmierci, każde
wspomnienie z życia, które znamy, przemienia się w palący płomień. (4)
I wszystkie te wspomnienia ukazują nam smutną stronę tych łask, które odrzuciliśmy. Jak nas
to dręczy! Nie jemy, nie śpimy, ani nie chodzimy na własnych nogach. Duchowo przykuci,
my potępieńcy przyglądamy się przerażeni naszemu niedoskonałemu życiu, wyjąc i
zgrzytając zębami, dręczeni i wypełnieni nienawiścią.
Czy mnie słyszysz? Tutaj pijemy nienawiść jak wodę. Nienawidzimy siebie nawzajem. (5)
Chcę, abyś zrozumiała, że bardziej niż cokolwiek nienawidzimy Boga.
Tamci błogosławieni w niebie powinni Go kochać, ponieważ stale Go widzą w Jego
najbardziej majestatycznym pięknie. To czyni ich szczęśliwymi nie do opisania. My to
wiemy, a ta wiedza nas rozwściecza. (6)
Ludzie na ziemi, którzy poznają Boga poprzez Jego stworzenia i Jego Objawienie, mogą Go
kochać, ale nie są zmuszeni, aby tak czynić.
Wierzący * mówię to z wściekłością * który kontempluje i rozmyśla o Ukrzyżowanym
Chrystusie będzie Go kochał.
Lecz dusza, do której zbliża się Bóg, jako straszny Mściciel i Sędzia, ponieważ został przez
nią odrzucony, nienawidzi Go tak, jak my Go nienawidzimy. (7) Nienawidzi Go całą siłą swej
złej woli. Nienawidzi Go wiecznie, ze względu na fakt, że zakończyła swoje ziemskie życie
odrzucając Boga. I ta przewrotna wola nigdy nie będzie cofnięta, ani my jej nigdy nie
cofniemy.
Czy pojmujesz teraz dlaczego piekło powinno być wieczne? Ponieważ nasza zatwardziałość
nigdy nie topnieje, nigdy się nie kończy.
Zmuszając się, muszę dodać, że Bóg jest nadal miłosierny wobec Ciebie. Powiedziałam
"zmuszam się". Powód jest taki; pomimo, że piszę ten list, nie jest możliwe, abym kłamała,
chociaż chciałabym. Piszę na tym papierze wiele informacji sprzecznych z moją wolą.
Również potok obelg, który chciałabym wyrzucić z siebie, muszę połknąć.
Bóg był dla was miłosierny nie pozwalając naszej woli, aby spowodowała to wszystko zło,
które pragnęlibyśmy uczynić. Gdyby nam pozwolił, zwiększylibyśmy niezmiernie naszą winę
19735922.007.png 19735922.001.png 19735922.002.png 19735922.003.png
 
i karę. Pozwolił nam umrzeć przedwcześnie * tak jak to stało się ze mną * lub wprowadził
łagodzące okoliczności.
Nawet teraz On jest miłosierny i nie zmusza nas, abyśmy się do Niego zbliżali, zatem
pozostajemy w tej odległej części piekła, która zmniejsza nasze męki. (8)
Każdy krok bliżej Boga przyniósłby mi większe cierpienia niż ty byś odczuwała chodząc tuż
przy ogniu.
Byłaś przestraszona kiedy pewnego razu powiedziałam Ci, gdy spacerowałyśmy, co ojciec
powiedział mi na kilka dni przed moją Pierwszą Komunią św.
"Troszcz się o to, maleńka Ani, że dostajesz piękną sukienkę, reszta nie jest niczym innym jak
tylko oszustwem."
Prawie się zawstydziłam z powodu twojego zaskoczenia. Teraz się z tego śmieję. Najlepszą
częścią tego oszustwa było pozwolenie na przystępowanie do Komunii tylko dzieciom w
wieku lat dwunastu. Do tego czasu już właściwie zdążyłam posiąść przyjemności tego świata
i Religię umieściłam na końcu, za tym wszystkim, tak więc nigdy nie traktowałam Komunii
poważnie.
Nowy zwyczaj pozwalania dzieciom na przyjmowanie Komunii w wieku 7 lat rozwściecza
nas. Staramy się znaleźć wszystkie możliwe sposoby uniknięcia tego, starając się przekonać
ludzi, że aby udzielać dziecku Komunii powinno ono mieć zrozumienie. Jest konieczne, aby
popełniły przedtem jakieś grzechy śmiertelne. "Biały" Bóg będzie mniej szkodliwy, niż kiedy
jest przyjmowany z wiarą, nadzieją i miłością, owocami Chrztu * pluję na to wszystko *
jeszcze tak żywe w sercu dziecka.
Pamiętasz, że już miałam ten sam pogląd na ziemi?
Wracając do mojego ojca. Jak Ci opowiadałam, on tak bardzo kłócił się z moją matką, że
bardzo wstydziłam się tego. Ach! co to jest wstyd? Śmieszna rzecz! Dla nas wszystko to jest
obojętne.
Moi rodzice nigdy dłużej nie spali w tej samej sypialni. Ja spałam z matką, a mój ojciec w
sypialni obok naszej, gdzie mógł wchodzić o dowolnej godzinie w nocy. Pił dużo i wydawał
wszystkie nasze dochody. Moje siostry były służącymi i potrzebowały swoich pieniędzy,
więc moja matka zaczęła pracować. W ostatnim roku jej gorzkiego życia ojciec bił ją wiele
razy, ponieważ nie dawała mu pieniędzy. Dla mnie był zawsze bardzo dobry. Pewnego dnia,
opowiadałam Ci to wszystko, a Ty byłaś zgorszona moim kaprysem - co Cię nie gorszyło we
mnie? Pewnego dnia zwróciłam dwukrotnie nowe buty, ponieważ ich kształt nie był
wystarczająco nowoczesny. (9)
Tej nocy, w której apoplexia ugodziła śmiertelnie mojego ojca, wydarzyło się coś o czym
nigdy Ci nie mówiłam, ponieważ obawiałam się nagany z twojej strony. Dziś powinnaś to
wiedzieć. Jest to pamiętny fakt, ponieważ był to pierwszy raz kiedy moi okrutni kaci duchowi
się ujawnili.
Spałam w sypialni matki. Jej regularny oddech oznaczał głęboki sen.
Nagle usłyszałam kogoś wypowiadającego moje imię. Głos całkowicie nieznany mruczał:
"Co się stanie, jeśli twój ojciec umrze?"
Nie kochałam już więcej mojego ojca od czasu kiedy zaczął znęcać się nad matką. W
zasadzie, ja już nikogo nie kochałam: przyczepiałam się tylko do kogoś, kto był jeszcze dla
mnie dobry. Miłość bez naturalnego celu istnieje tylko w duszach, które żyją w stanie łaski. A
ja w nim nie byłam.
Odpowiedziałam tak temu tajemniczemu pytającemu:
"Na pewno nie umrze."
Po krótkiej przerwie, usłyszałam to samo dobrze zrozumiałe pytanie, nie martwiąc się, aby
wiedzieć skąd ono pochodzi.
"Bynajmniej! on nie umiera!" pomyślałam bezczelnie.
Po raz trzeci zostałam zapytana: "Co się stanie, jeśli twój ojciec umrze?
Nagle błysnęło w moim umyśle, jak mój ojciec często wracał do domu pijany, złorzecząc
matce i jak zawstydzał nas wobec sąsiadów i przyjaciół!
19735922.004.png
 
Wtedy krzyknęłam z zawziętością:
"Tak, to jest to na co zasługuje! Mam nadzieję, że umiera!"
Potem, wszystko ucichło.
Następnego ranka, kiedy matka poszła pościelić łóżko ojca, zastała drzwi zamknięte. Około
południa otwarto je siłą. Ojca znaleziono wpół ubranego na łóżku * martwego, bez życia.
Prawdopodobnie szukając piwa na strychu przeziębił się. Chorował przez długi czas. (Czy
Bóg uzależniłby swoją decyzje od woli dziecka, któremu ten człowiek okazywał dobroć, aby
podarować mu więcej czasu i dać szansę nawrócenia?)
Marta K. i Ty nakłoniłyście mnie, abym wstąpiła do "Stowarzyszenia Młodych Kobiet".
Nigdy Ci nie mówiłam, że traktowałam instrukcje tych dwóch dyrektorek, Pań X., zupełnie
rozrywkowo. Uważałam te zabawy za bardzo wesołe. Jak już wiesz, bardzo szybko zajęłam w
nim ważną pozycję. To mi pochlebiało. Również wszystkie te wycieczki zadowalały mnie
mimo, że czasami kończyły się pójściem do Spowiedzi i Komunii. Właściwie nie miałam nic
do wyznania. Myśli i uczucia nie nachodziły mnie wtedy. Do rzeczy gorszych nie byłam
jeszcze dojrzała.
Upomniałaś mnie pewnego dnia: "Ani, jeżeli nie będziesz się więcej modlić, to będziesz
stracona". Rzeczywiście modliłam się bardzo mało; było to zawsze przeciwko mojej woli.
Miałaś niewątpliwie powód, aby to powiedzieć. Wszyscy ci, którzy płoną w piekle nie modlili
się, albo nie modlili się wystarczająco. Modlitwa jest pierwszym krokiem w kierunku Boga.
Zawsze jest decydująca. Przede wszystkim modlitwa do Tej, Która jest Matką Chrystusa,
Której Imienia nie zezwala się nam wymawiać. Nabożeństwo do Niej odciąga niezliczone
dusze od diabła; dusze, których grzechy nieomylnie wepchnęłyby ich w jego ręce.
Z wściekłością piszę, będąc zmuszoną do tego: modlitwa jest najłatwiejszą rzeczą, którą
można robić na ziemi. Prawdę mówiąc, jest to najłatwiejsza droga, jaką dał nam On do
zbawienia.
Tym, którzy modlą się stale, Bóg daje ciągle po trochu tak wiele światła i umocnienia, że
nawet tonący grzesznik może być przez modlitwę ostatecznie wyciągnięty, nawet jeśli
zanurzył się w błocie po szyję.
W ostatnich latach mojego życia, zupełnie się nie modliłam; w ten sposób byłam pozbawiona
łask, bez których nikt się nie może zbawić.
Tutaj już nikt nie otrzymuje żadnej łaski. Nawet jeżeli byśmy ją otrzymali, odrzucilibyśmy ją
z nienawiścią. Wszystkie wahania ziemskiego życia skończyły się i są poza nami.
W ziemskim życiu człowiek może przechodzić ze stanu grzechu do stanu łaski. Ze stanu łaski
może popaść w stan grzechu. Często upadałam przez słabość; rzadko przez zamierzoną złość.
Wraz ze śmiercią ta niestałość, "tak" lub "nie", upadanie i powstawanie, kończy się. Wraz ze
śmiercią każdy przechodzi w swój stan końcowy, stały i nieodwracalny.
Kiedy ktoś się starzeje jego skoki stają się coraz słabsze. To prawda, że aż do śmierci można
nawrócić się do Boga lub odwrócić się od Niego. Jednak w chwili śmierci człowiek decyduje
ostatnim poruszeniem swojej woli mechanicznie, w ten sam sposób w jaki był
przyzwyczajony w swoim życiu.
Dobre lub złe przyzwyczajenie staje się drugą naturą. Ono ciągnie go za sobą w ostatniej
chwili. W ten sposób również ja byłam ciągnięta. Żyłam całe lata zdala od Boga.
Konsekwentnie, podczas ostatniego wezwania ze strony łaski, podjęłam decyzję przeciw
Bogu. Nie dlatego, że popełnienie tak wielu grzechów było dla mnie zgubne, ale dlatego, iż
nie chciałam się już poprawić.
Ponadto, irytowałaś mnie upominając, abym uczęszczała na kazania i czytała pobożne
książki. Tłumaczyłam się zawsze brakiem czasu. Czy miałam zwiększyć jeszcze bardziej
moją wewnętrzną niepewność robiąc takie rzeczy?
Kiedy dotarłam do tego krytycznego punktu, krótko przed moim opuszczeniem
"Stowarzyszenia Młodych Kobiet", byłoby mi już bardzo trudno prowadzić inne życie.
Stawiając czoła mojemu nawróceniu nie dostrzegałaś, że został wzniesiony ogromny mur. .
Wyobrażałaś sobie, że moje nawrócenie będzie takie łatwe, kiedy powiedziałaś do mnie:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin