Rozdział 18.doc

(274 KB) Pobierz
Rozdział 18

 

Rozdział 18

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zagubieni w rzeczywistości, pozbawieni marzeń i złudzeń...

__________________________________________________________________________________

Żadna miłość nie kończy się happy endem. Tak bynajmniej ja uważam. No może miłość rodzicielska lub braterska nie zawodzi, nie rani. Chociaż i to potrafi to uczynić. Gdy jesteśmy w związku i gdy kochamy kogoś to wszystko, nawet najgorsze wspomnienia wydają się wesołe, kolorowe i szczęśliwe. Miłość sprawia że patrzymy przez różowe okulary. Optymizm aż z nas pryska, a twarz wykrzywia uśmiech. Uśmiech szczęścia i miłości do drugiej osoby. Miłość nigdy nie kończy się happy endem, a jak już jest to rzadki przypadek... Ludzie którzy naprawdę się kochają, potrafią być razem przez wieczność. W chorobie i w zdrowiu, w biedzie i w bogactwie. Ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość oraz to, że się nie opuszczą aż do śmierci. Niewiele par dotrzymuje jednak tych wszystkich przysięg. Miłość.... Być może po kilku latach nadal się kochają, jednak nie potrafią pokazywać uczuć przez co ich związek się rozpada. Wierność... Zazwyczaj kobiety którym znudzili się ich mężczyźni, idą szukać przygód gdzie indziej... Lub na odwrót. Uczciwość? Przecież teraz większości ludzi zależy na pieniądzach! To, że się nie opuszczą aż do śmierci... Tylko nieliczni nie złamali żadnej z przysięg. Na dobre i na złe są zawsze razem... Nawet tysiące kilometrów nie są w stanie ich rozdzielić... Oddalić od siebie. Prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. Dwoje kochających się ludzi są jak dwie połówki pomarańczy. Pasują do siebie i mino wszystko cały czas jedno kocha drugie. Może są związki w których ,,przeciwieństwa się przeciągają''. To powiedzenie przypomniało mi Jaspera i Alice... Jasper: Spokojny, opanowany, miły, cichy, no może czasem lubi zaszaleć, ale można na nim polegać, wygadać się. Jest jak najlepszy powiernik sekretów. Alice: Walnięta wariatka, tryska z niej optymizm, jest głośna, i cóż lubi robić ze mnie lalkę barbie, ale mimo wszystko umie wysłuchać, poradzić, przytulić i pocieszyć. Mimo tylu przeciwnych cech, kochają się i gdy ktoś obcy spojrzałby na Jaspera i Alice powiedziałby że Jasper wszedłby za Alice w ogień, a ona za nim. I faktycznie tak jest.

Nigdy nie wiadomo, co spotka nas w życiu. Ale ja wiedziałam czego chcę, tak mi się przynajmniej zdawało. Zanim dołączyłam do Crazy six.... Pragnęłam mieć osobę do której mogłabym się przytulić, porozmawiać, wyżalić się. I nie byłby to brat, mama, czy Heidi. Słowo miłość może odnosić się do wielu różnorodnych uczuć, stanów i postaw, poczynając od ogólnego zadowolenia, a kończąc na silnej więzi międzyludzkiej. Rozmaitość użyć i znaczeń, połączona z zawiłością opisywanych przez nią uczuć, powoduje, że miłość jest niespotykanie trudna do zdefiniowania, nawet w porównaniu do innych stanów emocjonalnych. Dla mnie miłość oznacza: dwóch kochających się ludzi którzy chcą iść razem przez życie. Dwóch ludzi którzy planują swą przyszłość. Piękny ślub... Biała suknia do ziemi, kwiaty i przystojny pan młody. Marzenie każdej dziewczyny. Ślub, założenie rodziny... Ale czy kiedykolwiek będzie mi to dane? Po wydarzeniach które się zdarzyły i zdarzą czy doczekam się... miłości? Miłości mojego życia? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę miłość mojego życia? Bez niego nie potrafię żyć. On jest moim życiem, nadaje mu sens. Dlaczego miłość tak potrafi ranić? Przecież według podręczników, słowników jest to wspaniałe uczucie, przynoszące wiele szczęścia***

On nadawał mi sens do życia. Pragnęłam aby miał jak najlepsze życie. Pragnęłam, aby zapomniał o mnie i ułożył sobie życie... Aby znalazł sobie kobietę którą pokocha, ożeni się z nią, będzie miał dzieci... Jednak ja będę go miała do końca życia w sercu. Miłość jest uczuciem pozytywnym, silnym, prawdziwym tak, że dla kogoś kto kocha, wyzbycie się miłości jest tak samo niemożliwe, jak zamach na własne życie*. Pragnę aby był wolny. Robił co chciał, wyszalał się... Może za mną tęskni, może nie... Ale tego że nadal go kocham byłam, jestem i będę pewna w stu procentach. Usycham z tęsknoty za moja jedyną miłością... Gdyby teraz do mnie zadzwonił, lub napisał maila lub wiadomość, że mam wrócić do L.A., bez wahania zrobiłabym to. Z drugiej strony jeszcze mnie tam nie ma, ponieważ nie chcę go narażać. Kochałam, kocham i będę kochać Edwarda tak mocno, że aż sama się zastanawiałam, czy jest to w ogóle możliwe. Myślę o nim w dzień, marzę o nim w nocy, przypominam sobie te szalone chwile, spędzone razem. Edward – jego imię przechodziło mi przez myśl już bez takiego bólu jak wcześniej. Już tak bardzo nie bolało, jednak nadal ból tkwił we mnie. Delikatny ale zawsze... Nie! To nie ból zelżał tylko ja się zdążyłam przyzwyczaić do tego uczucia. Ból mija, czas leczy rany. Ale to nie jest prawda. Ból nie mija, to my uczymy się z nim żyć i przyzwyczajamy się do niego. Często tylko i wyłącznie dzięki wsparciu bliskich**.  Ja nie miałam żadnego wsparcia od moich bliskich. Zostawiłam wszystkich, tysiące kilometrów stąd. Byłam całkowicie sama. No może nie całkowicie. Miałam Mary, ale nie czułam takiej więzi z nią jak np. z Alice lub Rosalie. Nie łączyła mnie już z nią ta dozgonna przyjaźń, co kiedyś. Ale gdyby nie ona... Pewnie groziłoby mi jeszcze większe niebezpieczeństwo. Mimo wszystko wiem że Mary zawsze mogę zaufać .

Czy wiecie jak to jest opuścić ukochaną osobę? 

I mimo pękającego serca, mówicie tyle bolących słów?

Słów,  które zostaną w ich pamięci?

Miłość, podobno dodaje skrzydeł. Kochamy ludzi, ludzi którzy potrafią nas zranić. Czasem do takiego stopnia, iż mamy wszystkiego dość. Nie chce nam się żyć, życie jest wręcz okropne. Tak nam się zdaje. Jednak wiele takich osób nie zdaje sobie sprawy ile ma szczęścia. Ma szczęście bo nie czyha na nią, bezlitosny, okrutny i zdolny do wszystkiego potwór. Miałam i mam go za potwora. Przerażającego potwora, który zawsze dostaje co chce. Zadaje ból i nigdy nie odpuszcza. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina. Mary nie raz mnie próbowała powstrzymać, przemówić mi do rozsądku. Ale to ja mimo wszystko zignorowałam i nie chciałam o tym słuchać.

 

Retrospekcja:

-Bella! Nie wiesz jaki on jest! Miły, uczynny, grzeczny... To tylko pozory, aby zaimponować innym!!! - Mówiła Mary, próbując przemówić mi do rozumu. Nie wiedziałam o co jej chodzi i dlaczego wmawia mi takie głupoty!

-Skończ Mary! Mylisz się! Nie wiesz jaki jest, Jake! Skąd możesz to wszystko wiedzieć? Nie znasz Go! - Krzyczałam. Mary wzięła mnie za rękę i poprowadziła do kanapy. Usiadłyśmy na niej. 

- Bella chodziłam z Jacobem. On nie jest taki jak myślisz! Jest inny niż Ci się wydaje! Dla niego liczy się tylko to abyś się z nim przespała. A gdy już się z nim prześpisz to rzuci Cię jak stare rękawiczki! Bells, proszę. Ja chcę tylko oszczędzić Ci bólu i cierpienia - Pokręciłam głową z dezaprobatą. Po co ona opowiada mi te niestworzone historie?

-Mary daj spokój - Powiedziałam. 

- Dobrze. Dam Ci spokój. Tylko żeby potem nie było że cię nie ostrzegałam - Zakończyła wstając i wychodząc. 

 

Koniec retrospekcji.

 

Ach, gdybym wtedy posłuchała Mary! Nie musiałabym teraz się ukrywać, nie musiałabym się bać, że on mnie dopadnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę że głowa mi strasznie pulsuje z bólu. Sięgnęłam ręką do szafki nocnej i szukałam ręką tabletek, zrzucając wszystko po kolei dopóki nie znalazłam ich. Połknęłam dwie i popiłam. Ech... Powinnam wziąć jedną! - Pomyślałam. Ale i tak po głębszym zastanowieniu, nie miałam już dla kogo żyć. Przeciągnęłam się leniwie i szurając nogami poszłam do łazienki. Tam wzięłam długi, gorący prysznic. Umyłam starannie moje długie loki i wyszłam spod prysznica. Owinęłam się ręcznikiem, stanęłam przed lustrem rozczesując poplątane loki. Po rozczesaniu ich, starannie wysuszyłam i użyłam prostownicy aby je wyprostować. Po czym związałam je w warkocza, który opadał na moje plecy. Owinięta w ręcznik weszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku, tak że byłam blisko komody****. Wzięłam z niej niebieski komplet, który składał się z bluzy ze spodniami od dresu. Do tego sięgnęłam niebieski podkoszulek na ramiączkach i czarne japonki. Tak ubrana, zeszłam schodami na dół. W salonie siedziała Mary i grzebała w swoim laptopie. Nasze laptopy były podobne, jednak na moim była diamęcikowa literka B. Usiadłam, a Mary spytała odrywając się od laptopa

-Jesteś może głodna Bella ? - Uśmiechnęłam się delikatnie i odpowiedziałam

-Nie – Niestety zdradził mnie mój własny żołądek! Razem we dwie, poszłyśmy do kuchni. Mary robiła herbatę, ja natomiast miałam coś ugotować. Sama chciałam pokazać jej, że ze mną w porządku.

-Bella, naprawdę w porządku? - Zapytała. Pokiwałam głowa i uśmiechnęłam się sztucznie. Chyba tego nie zauważyła.

-To dobrze, bo wyglądasz fatalnie. Jesteś bledsza niż kiedykolwiek! - Zauważyła.

-Oj nie przejmuj się. Tak na mnie wpływa tak szybka zmiana klimatu – Wymyśliłam na poczekaniu. Chyba nie wyłapała tego, znów że kłamię. Przecież nie kłamię... To jest zmyślanie, a nie kłamstwo. Chyba. Mniejsza z tym! Otworzyłam lodówkę i powiedziałam

-Chyba musimy wybrać się na zakupy. W lodówce prawie nic nie ma – Powiedziałam. Mary podeszła do mnie i spojrzała

-No rzeczywiście. To może obie skoczymy się przebrać na górę i spotkamy się na dole za 10 minut? - Mówiła wychodząc z kuchni.

-Okej – Odparłam po czym powlekłam się za nią na górę. Tam szybko weszłam do mojej sypialni i podeszłam do komody. Wyciągnęłam proste dżinsy, różową bluzkę na krótki rękaw i do tego bordową bluzę. Do tego kompletu sięgnęłam czarne adidasy i czarną skórzaną kurtkę. Wzięłam jeszcze torbę, a do niej szybko wpakowałam komórkę, kluczyki od samochodu, portfel i kilka innych pierdołek. Udałam się do łazienki, gdzie szybko pomalowałam rzęsy i przypudrowałam twarz, aby nikogo nie wystraszyć moim wyglądem. Włosy tak jak miałam, zostawiłam w warkoczu. Biorąc torebkę w rękę zeszłam na dół, gdzie czekała Mary. Miała na sobie czarne proste dżinsy, żółtą tunikę na długi rękaw, a do tego brązowe botki. Nie zapominając oczywiście o brązowej, dużej torbie. Miała też na sobie brązową kurtkę polarową.

-Możemy już jechać ? - Zapytała uśmiechając się.

-Jasne! Świetnie wyglądasz – Naprawdę tak uważałam.

-Dziękuję, a Ty w końcu wyglądasz jak człowiek! - Powiedziała śmiejąc się. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od kilku dni. I nie był to wymuszony uśmiech, tylko szczery. Chwilkę później parkowałam na parkingu, przed sklepem. Wysiadłyśmy i idąc w stronę sklepu, Mary nagle mnie zatrzymała pokazując na ogłoszenie na słupie. Podeszłyśmy i zaczęłam czytać na głos:

 

Uwaga!

Oddam stary magazyn!

Proszę dzwonić na numer 739630254!

 

-Bella, wiesz bo tak myślę o rozkręceniu swojego interesu – Powiedziała patrząc na ogłoszenie.

-A o jaki interes chodzi ? - Zapytałam zerkając na nią.

-Szczególnie to chodzi o ciuchy. Wiesz hurtownia z ciuchami itd. - Powiedziała z zainteresowaniem. -A i ten stary magazyn mieści się tu, za rogiem. Może pójdziemy po zakupach obejrzeć w jakim jest stanie? - Mówiła patrząc gdzieś w dal.

-Pewnie, tylko zróbmy już te zakupy głodna jestem – Mówiłam, jak Emmett. Heh. Wzięła mnie za rękę i pociągnęła do sklepu. Dziewczyna wzięła koszyk na kółkach*****.

-To jak idziemy razem czy rozdzielamy się? - Spytała, po chwili.

-Chodźmy razem – Odpowiedziałam uśmiechając się lekko. Chodziłyśmy po kolei, nie zapominając o niczym.

-Mary, poczekaj moment ja tylko skoczę po wodę truskawkową, ok? - Spytałam, przypominając sobie o tym, że nie wzięłyśmy nic do picia.

-Pewnie, tylko się pospiesz. Będę czekała na ciebie przy dziale z warzywami – Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku działu z napojami. Sprawnie odszukałam wodę truskawkową i wzięłam dwie butelki. Już szłam w stronę działu z warzywami, gdy usłyszałam dźwięk sygnału przychodzącego sms-a. Zatrzymałam się i wygrzebałam z torebki moja komórkę. Po numerze od razu poznałam kto to był. On... Jacob! Otworzyłam wiadomości

 

Wkrótce się spotkamy...

Już niedługo, Bella.

 

Szybkim krokiem, prawie biegnąc ruszyłam do Mary. Poczułam ulgę gdy zobaczyłam machającą do mnie. Zwolniłam i próbując złapać oddech podeszłam do niej. Butelki wody wrzuciłam do koszyka. Gdy Mary spytała czy wszystko w porządku kiwnęłam głową nie zdolna wykrztusić ani jednego słowa. Kupiłyśmy, co miałyśmy kupić i właśnie wychodziłyśmy ze sklepu. Otworzyłam bagażnik i zakupy zapakowałyśmy do środka. Następnie obok siebie poszłyśmy obejrzeć ten stary magazyn.

Był zrobiony z pomarańczowej cegły, natomiast dach był czarny. Po chwili zawróciłyśmy, iż pod sklepem został samochód. Wsiadłyśmy i w ciszy dojechałyśmy do domku. Wyjęłyśmy zakupy i ja, jako pierwsza ruszyłam schodami na werandę. Otworzyłam kluczem drzwi i przytrzymałam je dla Mary. Trzymając drzwi i czekając aż Mary wejdzie, spojrzałam na moje kochane niebieskie BMW i westchnęłam. Ach... Będę musiała udać się do myjnipomyślałam. Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Zakupy postawiłam na szafkach kuchennych i zaczęłam rozpakowywać.

-Mary zrobię coś do jedzenia okej? - Spytałam, zerkając na nią kątem oka. Kiwnęła głową i poszła do salonu. Zdecydowałam się zrobić coś na szybko. Wybrałam spaghetti. Po pół godzinie siedziałam przy stole wraz z Mary. Ona pogrążona we własnych myślach, ja we własnych... Po tym jak zjadłam sprzątnęłam po sobie talerz i mrucząc, że będę na górze wyszłam z kuchni. Najpierw miałam zamiar skierować się do swojej sypialni, ale mimo wszystko rozmyśliłam się. Podeszłam do ostatnich drzwi na końcu korytarza i weszłam. Zobaczyłam sypialnię.... JEJ sypialnię... Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie jak to było trzy lata temu...

 

Retrospekcja:

 

- Zaraz cię złapie, Isabello! - Śmiałam się i uciekałam. Wpadłam do sypialni i rzuciłam się na duże łóżko. Zaczęłam skakać po nim, a chwilę później do sypialni wpadła Ona. Najwspanialsza kobieta pod słońcem. I najukochańsza. Rzuciła się do łóżka i po chwili biłyśmy się poduszkami. Jednak zabrała mi poduszkę i zaczęła mnie gilgotać. Obie śmiałyśmy się wniebogłosy.

-Babciu... Hahaha... Proszę.... - Mówiłam między atakami śmiechu. Uśmiechnęła się do mnie i usiadła na środku łóżka. Tym razem ja się na nią rzuciłam.... Obie śmiałyśmy się i skończyłam na tym, że przytulałam się do mojej kochanej babuni.

-Kocham Cię, babciu najbardziej na świecie wiesz ? - Podniosłam głowę i spojrzałam na nią, uśmiechając się.

-Wiem, Bells, wiem. Ja ciebie też kocham najbardziej na świecie – Przytuliła mnie do siebie.

 

Koniec retrospekcji

 

Samotna łza spłynęła po moim policzku. To były nasze ostatnie wakacje tutaj... Tak bardzo ją kocham... Jednak chyba Bóg stwierdził że już wiele dobrego zrobiła i chciał ją mieć przy sobie. I pomyśleć że, gdyby nie jeden głupi konkurs****** Ona teraz siedziałaby ze mną i przytulała. Wszystko w moim życiu potrafię spieprzyć! Nienawidziłam siebie za to! Wszystko zawsze udaje mi się zniszczyć... Sięgnęłam po album, który leżał na szafce nocnej i zaczęłam go przeglądać. Zdjęcia były pod spodem podpisane. Przeglądałam tak, je aż natrafiłam na zdjęcie w którym mam 5 lat i trzymam mikrofon w dłoniach. Podpisane było tak:

Taka mała, a widać że ma talent. Mój najukochańszy skarb. Trzymaj tak dalej moja mała Bells. Mam nadzieję że w przyszłości osiągniesz wielki sukces!

Morze łez płynęło z moich oczu. Jednak z tyłu, na końcu albumu zobaczyłam kilka białych kopert. Sięgnęłam po pierwszą i zobaczyłam że pisze na niej:

Bells.

Otworzyłam ją i zaczęłam czytać

 

                                                                      Bells!

Nie oskarżaj się nigdy ani o moją śmierć, ani o nic innego. To i tak prędzej czy później by się stało... Nie chciałam Ci mówić, ale ostatnie wakacje w domku w lesie spędziłam z tobą świadomie, wiedziałam że są to nasze ostatnie wakacje. Mam raka. To chyba wystarczający powód. Przepraszam cię, za to że ci nie powiedziałam. Nie chciałam ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin