Scott Walter - MATYLDA ROKEBY.doc

(596 KB) Pobierz

 

Scott Walter

MATYLDA ROKEBY

 

PIEŚŃ PIERWSZA.

 

Xiężyc nocy letniey iaśnieie w niebiosach, wiatry iednak wyuzdane dmą z gwałtownością; toczące się bezprzestannie chmury zmieniaią co chwila oblicze gwiazdy nocney: blada iey światłość zabłyska, i znika naprzemian po starożytnych murach warowni Barnardu i wodach Teissy. — Podobny do snu dziwacznego co zgryzotą i boiaźnią zakłóca spoczynek zbrodniarza, xiężyc się nagle iak wstyd zaczerwie

nia; niezadługo pałać się zdaie posępmeyszym ogniem wstydu; cień ulatujących obłoków, ślizga się i przemiia iak mieniące się kolory boiaźni. — Nakoniec niebiosa zdaią się ukrywać pod żałobną zasłoną, a xiężyc niknie w ciemnościach iak rozpacz.

Straż wieży starożytney Baliola spogląda w milczeniu na migaiącą się światłość po ocienionych brzegach Teissy; uważa nasuwaiące się od północy chmury i słucha iak krople deszczu szeleszczą spadaiąc po szczytach i basztach warowni, drży na szumne dęcia wiatrów i obwiia się w składy obszernego płaszcza.

 

II.

Wieże zamku Barnardu, których cienie ruchome drżą na ubiegaiącey

wodzie mieszkaniem są woiownika, którego serce pełne zmieszanych uczuć niepokoiu i obawy, podobne iest do fantastycznego nieładu sklepienia niebios.

Nim sen ukołysał zmysły dzikiego Oswalda, długo leżał bezsennie na łożu szukaiąc daremnie oddalić czarnych myśli roie — Nareszcie sen wysłuchuie prośby iego lecz wiedzie za sobą długi ciąg wspomnień zbyt prawdziwych, a zniemi uroionych widziadeł, które w naydziwacznieyszym nieporządku przeszłość i przyszłość z sobą w iedno skupiają — Sumienie wyprzedzaiąc lata wyrzuca iuż woiownikowi zbrodnię bezużyteczną, i przywołuie furye zbroyne wężami i mściwym sztyletem — Częste wzdrygnienia nieszczęsney ich ofiary, dowodzą iak straszliwe ią szarpią męczarnie i ukazuią iakiego

             

spoczynku kosztuie zbrodniarz na łożu swoim samotnym. —

 

III.

Taiemny niepokóy duszy Oswalda, maluie na się iego twarzy w wyrazach ulotnych, ale nie mniey straszliwych iak cienie chmur czarnych na wodach Teissy. Lice iego raz płoną szkarłatem nagiego wstydu, to znowu ogniem wezbraney w ciekłości, a wówczas drżąca ręka uśpionego woiownika zdaie się chwytać miecz albo sztylet — Po chwili z uciśnionych piersi wydziera się ciężkie westchnienie, łza urasza na w pół rozwartą powiekę, a śmiertelna bladość czoła dokończa świadczyć iaka go boleść pożera.

Nagle targanie konwulsyjne krew ścina lodem w iego żyłach, a ust skośnienie, groźby na wpół wymowione świadczą że zgroza nastąpi

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ła po lalach. Ostatnie to wzdrygnienie przerywa sen Oswalda i budzi go raptownie..

 

IV.

Budzi się i nieśmie więcey zamknąć oczu w obawie snu również straszliwego. Gasnącą roznieca lampę, słucha odgłosu spiży zwiastuiącey godziny, nocnego krzyku puszczyka i tęsknego wiatrów ięczenia.

"Słyszy niekiedy pieśń, woienną którą strażnik, na wieży nuci, aby nmilić długie czuwania godziny, i zazdrości. losu biednego żołnierza któren gdy dzień zaświta póydzie kosztować na lichey łfomie, slod

kiego snu dzieciństwa, którego żadne niezakłócą niepokoić. —

 

V.

Daleki tentent czwalnego biegu rumaka, obiia się o ucho Oswalda;

             

               

 

 

  

 

             

 

 

porywa się złoża natychmiast; zemsta to i przestrach tylko rozróżnić mu dozwoliły łoskot, któren żadnego ieszcze nieobudził echa — Ale się łoskot spiesznie przybliża, Oswald słyszy głos strażnika zapytuiący rycerza, szczęk łańcuchów oznaymia że spuszczono most zwodzony, słychać iuż głosy na dziedzieńcu, i pochodnie poprzedzaią gościa spieszącego do komnaty pana zamku.

"Ważne wieści o woynie — wołaią" iest to postanie przybywaiący z pośpiechem —

Pomięszany Oswald udaną przybiera spokoyność, i w krótkich odzywa się wyrazach —

"Przynieść posiłków i wina, rozniecić przygasły ogień ogniska w prowadzić przybyłego rycerza, i zostawić nas samych". —

             

               

 

 

  

 

             

 

 

VI.

Nieznaiomy znużonym wchodzi krokiem; upływaiąca kita szyszaku twarz mu zakrywa, szata zbawoley skóry mnogiemi fałdy obwiia postać iego wyniosłą. — Zaledwie odpowiadać raczy, uprzedzającym grzecznościom Oswalda, lecz pogardliwym uśmiechem poznać daie, że spostrzega i gardzi podstępem pana zamku, któren tak ustawił pochodnią, aby iey światłość padaiąc na twarz przybylca, dozwalała badać iego weyrzenia, a zasłaniała własne — Nieznaiomy zrzuca ciężką skórę bawolą, a połysk światła odbiia się o pancerz iego stalowy — Zdeymuie hełm, otrząsa rosę która z wilgotniła pióra, zrzuca rękawice, zawiesza że przy iskrzącym się ognisku, nareszcie zasiada przy zastawionym dla niego stole.

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Niewznosząc niczyiego zdrowia, bez ukłonu, bez. naymnieyszego wyrazu dworności, pełne wychyla puhary, i zaspakaia głód swóy pożeraiący, tak mało na wszystko baczny, iak wilk zgłodniały co łup swóy rozdziera. —

 

VII.

Pan zamkowy, przygląda się iemu z niecierpliwością i obawą iak spokoynie pożywa swoią biesiadą, a wino którym się napawa przydaie dumy iego czołu. Niekiedy Oswald odchodzi na stronę, niekiedy wielkiemi kroki przybiega komnatę, niemogąc ukryć, dręczącey go niespokoyności, i przeklina każdę chwilę odwłoki; lecz w krótce widzi ze drzeniem ukończoną tę długą biesiadę, zdaie mu się że służba iego zbyt skorą była na rozkaz, aby

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ich samych zostawić znieznaiomym od którego chciałby iednak nayry chley wybadać wieści które przynosi — Milczenie iego okazuie iak serce walczy między boiaźnią i wstydem.

 

VIII.

Widok nieznaiomego godnie usprawiedliwia obawę i podeyrzenia. Wpływ pałaiącego nieba i długie trudy wyprzedziły na iego twarzy niszczące ślady czasu: czoło iego w bruzdy poorane, rzadkie włosy skronie mu przykrywaią, i te iuż ubielone szronem siwizny; ale widać ieszcze w nim to, co same tylko lata zgładzić zdołaią, dumę uśmiechu, ogień spóyrzenia, wyraz ust co pogardę, znaczy, oraz oko straszliwe i groźne — Nigdy usta iego niebładły, nigdy łza nieprzyćmiła

             

               

 

 

  

 

             

 

 

w iego oku owego surowego płomienia, któren wznieca boiaźń i boleść wyzywa — Oswoiony zniebezpieczeństwem pod kształty rozlicznemi, widział śmierć grożącą mu w nawalniach i ziemi" trzęsieniach, w krwawych bitwach, w wolnych tortur męczarniach, na murach sturmem zdobytych warowni, i wlochach podziemnych; a zawsze z pogardą: na nią spoglądał.

 

IX.

Chociaż, dziki Bert ram bez wzruszenia biegnie na niebezpieczeństwa i na przelew krwi poglądaj więcey iednak niż spokoyną odwagę wyraża to czoło ogorzałe i te twarde zarysy twarzy; występne namiętności wyryły na nich ślad swóy niezgładzony — To wszystko co wdziękiem ozdabia błędy młodości

             

               

 

 

  

 

             

 

 

wesołość i gwałtowne radości wylanie, znikły z porannemi latami Bertrama, a występne nasiona pozostały w nim ogołocone z swych kwiatów — Gdyby niwa co te nasiona żywiła w wiośnie swego życia, w udziele dostała dobrodzieystwo łagodney uprawy, mnieyby gorżkie pewnie wydala owoce — Serce Bertrama moie nigdy tkliwych nieznałoby uczuć, lecz iego rozrzutność zmienionąby została w dobroczynnośc, nienasycona żądza złota którego pragnął tylko aby rozpraszać, zapomnianąby została dla żądzy sławy, a pycha iego bez granic cnotę wzięłaby za przewodnika.

 

X.

Niedbaiący na wyrzuty sumienia splamiony występkami podłemi i rozboiem, Bertram posiada iednak

             

               

 

 

  

 

             

 

 

duszę wyniosłą, zdolną wznieść się do czynów szlachetnych i samą siebie przewyższyć — Występca mniey dumny, serce mniey śmiałe pomimowolnie drżało na iego weyrzenie straszliwe. Uczuł to Oswald gdy probował lubo napróżno zręcznemi wybiegi zmusić swoiego gościa, aby bez poprzędniczego pytania sam pożądaną obiawił wiadomość — To co usta iego wy rażaią, zbyt iest dalekim, od tego co serce zaymuie. Bertrana nieraczy zważać na tayny iego niepokóy, i ciągle mu w krótkich i pośpiesznych odpowiada wyrazach; lub sam daleko zbaczaiąc od głównego przedmiotu, w dziwacznych gubi się opowiadaniach, aby zmusić pomieszanego woiownika do zapytania szczerego, na któreby w prost odpowiedź mógł usłyszeć. —

             

               

 

 

  

 

             

 

 

XI.

Dość długo Oswald rozprawiał dobru publicznym, o prawach, kościele... Lecz pogardliwy uśmiech Bertrarna z musił go odmienić tok rozmowy — "Stoczonoż bitwę? — spytał nakoniec nieśmiele — żołnierz taki iak Bertram, którego dzieła w dalekich krainach stawa rozgłasza nigdy nieopuści!' towarzyszów broni dniem przed walką, zawsze pozostał pod swoią chorągwią dopóki zwycięztwo nieskłoniło się na którą stronę — Jakto odpowie rycerz — gdy ty sam Oswaldzie Wilkliff spokoynie kosztuiesz spoczynku w swych wieżach warownych oblany wodami Teissy, dziwicze się będziesz, gdy inni przychodzą podzielić twoie schronienie, żegnaią pole bitwy, kędy niebezpieczeństwa, trudy, i śmierć

             

               

 

 

  

 

             

 

 

są iedyne owoce które woyna do mowa zebrać dozwala? — Ach Bertramie mówmy bez szyderstwa: wiadomo nam iż nieprzyiaciel zbliżał się aby przerwać prace woysk naszych północnych obozujących pod Yorku wałami, tyś przy walecznym był Fairfaxie, niemogłeś więc uniknąć walki... Jakiżiey skutek ?...

 

XII.

"Chcesz opisu bitwy ? dogodzę, twemu żądaniu... Hufce nasze spotkały się na płaszczyznach Marstonu; trąby groźnemi zagrzmiały odgłosy: w oczach naszych woiowników nayszlachetnieysza błyska odwaga — obu stron straszliwe powstaię okrzyki: iedni wołaią Bóg i dobra sprawa! drudzy; Bóg i król! Tak prawi Anglicy strony obie na

             

               

 

 

  

 

             

 

 

cieraią na siebie, niespodziewaiąc się żadney nagrody męztwa, a pewni że wszystko zarazem mogą utracić —

"Smiać bym się powinien gdybym miał czas potemu z zaślepienia tych dzikich żołnierzy walczących za 'Rzeczpospolitę lub za króla — Jedni dla próżnego marzenia szczęścia powszechnego, inni dla błachych zaszczytów i chwały nieszczędząc krwi i życia, aby zarobić na imię męczennika lub syna Oyczyzny — Gdyby Bertram wodzem był tych hufców walecznych, nieszukałbym w fanatycznym uprzedzeniu Eldoradu w niebie — Gdybym był ich wodzeni do Chili przeniosłbym woynę — Lima otworzyłaby mi swoie srebrne bramy, i zwycięzcą wszedłbym do bogatego Mexyku, łupiąc skarby Peruańskie dopókiby sława Pizara i Korteza niezgasła przed sła

             

               

 

 

  

 

             

 

 

wą Bertrama. — Przyiacielu kiedyż przestaniesz oddalać się od przedmiotu któren ranie iedynie zaymuie, powiedz, powiedz prędzey; iak się bóy zakończył.

 

 

XIII.

— Ty wisz ia wtedy iaśnieię, gdy Marsowa zabrzmi trąba., lub przy wesołey biesiadzie; chociaż żadna piękność nieukochała, dotąd ni serca, ni twarzy posępney Bertrama. Lecz kończę moie opowiadanie — Bitwa porównać by się mogła, do pasowania się dwóch wód wezbranych, gdy Orenoka w swym dumnym gniewie zamiast nieść Oceanowi w hołdzie swe wody, woynę mu wyddaie, tocząc współzawodnicze morze w iego bałwany — W zburzone fale z rykiem się podnoszą, rzucaiąc aż w niebiosa swo

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ie piany — Blednieje sternik i na próżno szuka rozróżnić wody słone od wałów nieuchamowaney rzeki — Tak roty się nasze zmieszały na krwią zbroczoney płaszczyznie, długo zwycięztwo chwiało się niepewne, aż póki Rupert straszliwy, nieuderzył na nas z dzielnym orszakiem walecznych swoich żołnierzy odpieraiąc hufce. Rzeczypospolitey mimo ich religiiey odwagi — Coż ci więcey powiem? Nieład szyki nasze miesza; 'wodzowie utracaią życie — tysiące woiowników którzy na głos swoich kapłanów opuścili własne domy, aby upokorzyć króla i duchowieństwo, leżą bez życia rozciągnięci na piasku; zbroczeni potomkami krwi własney, nie ubliżą więcey ni berłu ni ołtarzom — Taki był stan walki gdym odiechał. —

             

               

 

 

  

 

             

 

 

XIV.

— "Wiadomości okropna! zawołał Wilkliff: a rospacz udaiąc pochyla głowę, na łonie; lecz dzika radość iaśnieie w iego oczach i boleść udaną zaprzecza. — Wiadomości okropna!... powiedziałeś że wodzowie nasi wówczas utracili życie gdy pomoc ich była naypotrzebnieyszą? Dokończ tey nieszczęsney powieści, i powiedz którzy padli w tym dniu okropnym; iacy szlachetni wodzowie, śmiercią okupili nieśmiertelną sławę ? — Jeśli tak skończył móy nieprzyiaciel naysroższy, łzy moie naiego padną grobowiec zbyt słusznie uczczony.. Jakto! nic nieodpowiadasz?... Przyiacielu wiesz kto znaszego woyska celem był wszystkiey moiey nienawiści, ten na któregoś ty sam bez

             

               

 

 

  

 

             

 

 

gniewu niemógł spoglądać. — Pocóż mnie w niepewności o los iego zostawiać ?

Bertram bez wzruszenia odpowiada. — "Chceszli wiedzić o losie przyiaciela lub wroga, spytay mnie po prostu, i bez wybiegów, a usłyszysz szczerą odpowiedź żołnierza; nieumiem ciemnych wyiaśniac pytań ani tłómaczyć zagadek;

 

XV.

Gniew któren podstęp i boiaźń stłumiły, wybucha nakoniec w sercu Wilkliffa, a śmiałość nikczemnego żołnierza, budzi w nim całą pychę starożytnego lodu.

— "Nędzniku! krzyknie — spełniłżeś twoie krwawe poselstwo? Filip Mortam żyież ieszcze? Zdradziłeś twego wodza lub przysięgę? Mów dotrzymałżeś daney mi obie

 

             

               

 

 

  

 

             

 

 

tnicy zgładzić Mortama w zamieszaniu walki? — "Na te słowa zrywa się woiownik a chwytaiąc rękę, Oswalda, tak ią silnie ściska iż się ? krwią broczy, iak gdyby iego prawica zbroyna była żelazną rękawicą. — "Piię za twoie zdrowie" — rzecze do niego — a wychylaiąc puhar z uśmiechem, puszcza rękę Wilkliffa.

— "Teraz Oswaldzie wykryi twoie serce i mów ze mną otwarcie! Niebyłżebyś ty godzien, gdyby nie podłe twoie obawy wieść błędne życie Korsarza? Coż cię sprawiedliwa obchodzi sprawa, ieśli skarby i włości Mortama twoim zostaną udziałem? Cóż cię obchodzi! wzięcie Yorku, ieśli ręka moia waleczna spełniła twoie rozkazy? Mato cię obchodzić powinno ie Fairfax, i naymężnieysi wodzowie zbroczyli krwią swoią płaszczyznę Mar

             

               

 

 

  

 

             

 

 

stonu, ieśli Filip Mortam obok nich ducha wyzionął. — Siaday więc, i bądźmy odtąd iak towarzysze broni, co spełniaią puhary po zwycięztwie, opowiadaiąc sobie czyny, na które drżą dzieci i kobiety. — Siaday opowiem ci śmieie Filipa.

 

XVI.

Gdy uyrzysz że kiedykolwiek, zemstę zaniedbam, nazwiy mnie wtedy nędznikiem, iceń iak słabego wroga; ieśli wybaczę zniewagę, powiedz żem podły niewolnik, i żyi sam bez obawy! Filip Mortam był zliczby tych których Bertram Risingham niepryiaciołmi zowie; lub raczey zliczby tych zdrayców, których zemsta moia niebłagana ściga, skoro zarobili na imie niewdzięcznych przyiaciół. Podług zwyczaiu nim zaczęto walkę, Mor

             

               

 

 

  

 

             

 

 

tara przebiegał szyki swoich woiowników z przyłbicą odkrytą. — Widziałem iak smutek w oczach się iego malował, kiedy rozpoznał w woysku królewskim, sztandar swoiego krewnego Rokeby — "Tak rzekł — naywiernieysi rozłączaią się przyiaciele" — Na te słowa wspomniałem sobie dni owe, gdyśmy tak często sami, niepewne przechylali zwycięztwo, gdy serce Bertrama tarczą było Filipa.

Przypomniałem sobie iak wdzikich Dawienu pustyniach, gdzie śmierć się unosi na skrzydłach wiatrów wieczornych, rozciągałem płaszcz iedyny nad moim przyiacielem, sam wystawiaiąc się bez zachrony na rosę iadowitą, — Myśliłem o skałach Gwaryany, gdy uciekaiąc znaszey nawy skołataney, na wybrzeże konaiącęgo Mortama zaniosłem, pomimo wściekłości wałów,

             

               

 

 

  

 

             

 

 

ze mną o tup walczących. Tam gdy strzała Indyiska utkwiła w iego łonie, nielękałem się własnemi usty wysięknąć truciznę z iego rany; wszystkie te myśli ogarnęły mnie razem, iak wezbrane fale potoku, i zaledwie nieuniosły wszystkich zemsty zamysłów.

 

XVII.

Serca nie są z kamienia, a kamień się kruszy; serca nie są z żelaza, a żelazo powolne iest ręce co go nagina. A kiedy iak dawniey, Mortam rzekł do mnie, ażebym nieodstępował iego boku w czasie bitwy, wówczas zaledwie widziałem las ruchomy włoczniów, słyszałem zaledwie trąb odgłosy; w niepewności i pomieszaniu pogrążone maiąc serce, zapominałem prawie o toczyć się maiącey walce. —

             

               

 

 

  

 

             

 

 

Wówczas to przypomniałem sobie, ie złudzony próżną obietnicą podzielenia iego grodu i skarbów, wróciłem na brzegi nasze rodzinne. Lecz Pan na Mortamie oddalił się od przyiaciela odważnego, któren z nim razem walczył; próżne uroienia, boiaźni zabobonne zasmuciły lata iego ostatnie; podstępni fanatycy opanowali zbyt łatwą do uwiedzenia ofiarę, potępiając wszystkie czyny, wszystkie myśli duszy niegdyś nazbyt śmiałey. — Zmuszony byłem wówczas innego szukać schronienia gdyż moie samowolne czyny, w zamku iego za zbrodnię uwalano iako siedlisku mądrości. — Błąkałem się iak wywołaniec, niezdolny ani pola uprawiać, ani żyć z pracy rąk własnych: stałem się iak ostrze zadrzewiałey włoczni, zarazem nieużyteczne i zdradliwe. — Kobiety

             

               

 

 

  

 

             

 

 

lękały się moiego śmiałego weyrzenia, spokoyny ziemianin drżał na moy widok, kupiec przestraszony błyskawicą mych oczu, z pośpiechem zamykał swoie szkatuły, skoro uyrzał Bertrama: wszystkie podłe dzieci spoczynku oddalały się od opuszczonego syna woyny.

 

XVIII

Ale nakoniec domowe niezgody hasło wydały, a woienne moie rzemiosło, stało. się rzemiosłem wszystkich stanów. — Przywołany od Mortama, wróciłem prowadzić iego poddanych na boie. — I iakaż moiey gorliwości nagroda? Niemogłem się pobożnością poszczycić, ni świętych umiałem odmawiać pacierzy; tamci wszystkie otrzymali łaski, a ia zniesławiony i pogardzony dostałem tylko w u

             

               

 

 

  

 

             

 

 

dziele wybór szczęśliwy, biedz naprzeciw śmierci.... — Niecierpliwe twoie poruszenia dowodzą mi, że wszystko co opowiadam, dawno tobie wiadome: lecz słuchay mnie z uwagą, honor bowiem powtarzać mi każe, wszystkie okoliczności, które poprzedziły smutny los Mortama.

 

XIX.

Myśli które zwolna z ust się wysuwała, przebiegaią w sercu z szybkością błyskawicy. — Zaledwiem ostrogami spiął mego rumaka,. a iuż się wszystkie moie niepewności ukończyły; nim się szyki naszę zmieszały iuż zapadł wyrok na Mortama. — Nieodstępowałem go w zamieszaniu walki. Zwycięztwo iak dzień wiośniany długo było niestałe aż podobny do wezbranego potoku, któren zgwałtownością tamy rozrywa, Rupert

             

               

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin