Bendinger Jessica-Siedem promieni.pdf

(1608 KB) Pobierz
Bendinger Jessica
Siedem promieni
Dziewczyna naznaczona magicznym darem – tajemniczym i... śmiertelnie niebezpiecznym
dla miłości. Co zrobisz, jeśli zaczniesz widzieć rzeczy, których nikt nie widzi? Dostawać
tajemnicze listy? Czytać w ludzkich myślach?
Co zrobisz, jeśli twój pocałunek ma siłę elektrycznego wstrząsu i... może zabić was oboje?
Co zrobisz, jeśli jesteś kimś więcej, niż ci się wydaje... Życie siedemnastoletniej Beth zmienia
się z dnia na dzień – wraz z pierwszą wizją. To początek odkrywania niezwykłej prawdy o sobie
samej i o swoim przeznaczeniu, dla którego powinna wyrzec się miłości...
Sa rzeczy, których nie możesz nie widzieć. Nie wiem, kiedy zaczęłam je dostrzegać. Kiedy
pojawiły się te maleńkie rozbłyski, które przykuwały moją uwagę i zaburzały ostrość widzenia.
Naprawdę nie mam pojęcia. I to jest wkurzające. Bo można by sądzić, że będziesz pamiętał
moment, kiedy twoje życie nieodwracalnie się zmieniało. A nie pamiętasz. Kiedy twój
wszechświat eksploduje, wcale nie pamiętasz chwili, gdy zapałka po raz pierwszy uderzyła o
draskę. Ani gdy zapalił się lont przy dynamicie. Ja? Przypominam sobie tylko różowe kropki.
Głupie różowe kropki.
Wcześniej widziałam wyłącznie kropkowane linie, nad którymi się podpisywałam:
Elizabeth Ray* Michaels. Dla znajomych Beth. Dla nieznajomych Elizabeth. Jedyne dziecko
rozwiedzionych rodziców. Którzy ze sobą nie rozmawiali ani w ogóle się nie kontaktowali. Jak
twierdziła moja nadopiekuńcza, zapracowana matka, lepsze to niż c ągłe uchylanie przed
ciosami i wrzaskami ojca. Nauczyłam się tego nie kwestionować.
* ray (ang.) - promień. 1
W siedemnastym roku życia byłam mistrzynią w sztuce unikania kłopotów. I jeszcze w
dostawaniu nieprawdopodobnie dobrych stopni. Czyli w dwóch rzeczach. Właśnie one miały się
zmienić szybciej niż głos czternastolatka. I w sto razy dziwniejszy sposób. Ale za bardzo
wybiegam naprzód. Nie pamiętam, czy błyski przed oczami pojawiły się, kiedy mamie w końcu
puściły nerwy, bo wciąż nie pozwalałam obciąć ani uczesać swoich długich włosów. Nie
zrozumcie mnie źle: szczotkowałam je i kochałam. Zapuszczałam, odkąd skończyłam siedem lat.
Popiela-toblond, długie i lśniące - jedyne, co mi się we mnie podobało. Pozwalałam im rosnąć,
bo przeczytałam, że faceci wolą długie włosy. Wiem, wiem, to płytkie i powierzchowne. Ale
włosy były dla mnie czymś w rodzaju pięknej tratwy ratunkowej: trzymałam się ich ze
wszystkich sił. Kiedyś mama spróbowała sztuczki, żebym je ścięła. Dała mi bon do salonu
piękności w Chicago. A gdy go wykorzystałam na manikiur i pedikiur, wściekła się na mnie.
Wtedy rozbłysła czerwona plamka. Jak sygnał alarmu przeciwpożarowego: światełko, które
świeciło się przez kilka sekund. Na jej głowie.
Drugi raz błyski pojawiły się, kiedy Shirl - moja najlepsza przyjaciółka - nie chciała
przyznać, że zgubiła moją ulubioną torbę. Pożyczyła ją i nie oddała. Kropka. W porządku,
kocham swoje rzeczy. Są dla mnie tylko trochę mniej ważne niż włosy. Nie mam zbyt dużo, ale
to, co mam, uwielbiam. Pluszowe zwierzaki, ubrania, książki, buty, torby. Nie jesteśmy bogate,
więc cały swój dobytek traktuję jak skarb i bardzo o niego dbam. Pewnie trochę przesadzam z tą
dumą z posiadania, bo zaczęłam nadawać rzeczom imiona. Ulubioną torbę na-
2
797578650.002.png
zwałam Betty. I co się stało, kiedy Shirl zgubiła Betty i się nie przyznała? Nastąpiła
eksplozja kropek. - Traktujesz swoje rzeczy, jakby były żywymi stworzeniami, Beth. - Wsiadła
na mnie jak zwykle, kiedy nawaliła. - Kto nadaje imiona przedmiotom? Masz na ich punkcie
bzika. To nie zwierzaki. Nie bądź śmieszna. I w ogóle co ty sobie myślisz? Naprawdę uważasz,
że kłamię w sprawie czegoś, co można by spokojnie zastąpić siatką na zakupy?
Moje rzeczy były dla mnie jak zwierzęta. A Betty lubiłam najbardziej. I zniknęła. W
dodatku nie miałam wątpliwości, że Shirl kłamie. Wszystko to jednak przyćmiewał fakt, że całą
Shirl pokrywały różowe kropki: maleńkie, duże jak naleśnik, wielkości dwudziestopięcio-,
pięcio- i jednocentówek oraz zupełnie mikroskopijne. Cała była upstrzona najróżniejszymi
półprzezroczystymi landrynkoworóżowy-mi kropkami. Patrzyłam na nią
i mrugałam tak
intensywnie, że zapytała:
- Co to, zespół Tourette'a się u ciebie ujawnił? I wtedy cała ta kropkowizja rozpłynęła się i
zniknęła. Niestety, zespołu Tourette'a nie stwierdzono. Ani zaburzeń wzroku. Już od tygodni to
przedziwne badziewie dzień w dzień obłaziło ludzi w moim polu widzenia. Bałam się
powiedzieć o tym mamie - miała skłonność do wpadania w histerię z byle powodu. Trzymałam
więc buzię na kłódkę. Odjeżdżałam. Odiiijeżydżałam! I choć wiedziałam, że musi istnieć jakieś
logiczne wyjaśnienie, nie sądziłam, żebym je znalazła na zajęciach z chemii dla
zaawansowanych w tej mojej gównianej szkółce. Nawet jeśli to wcale nie były lekcje, tylko...
tadam!... kurs 9
uniwersytecki w absolutnie gówniastycznym miejscowym college'u! W absolutnie
gówniastycznym New Glen, Illinois! W ciągu roku zaliczyłam materiał z dwóch lat liceum - i to
ze średnią 5,2 - więc nauczyciele zdecydowali: lepiej, żebym chodziła na zajęcia do college'u,
niż znów uczyła się przedmiotów, z których już i tak dostałam piątki. Dlatego ostatni rok w
liceum spędziłam jako egzotyczny towar eksportowy: licealistka z New Glen High School
zdominowała scenę NGCC, znanego również jako Naprawdę Gówniany College dla
Ciemniaków. A tak swoją drogą, trudno o mniej popularną osobę niż dzieciak z liceum, którego
na zajęciach w college'u otacza banda starszych leserów. Czułam się intruzem robiącym coś, o
czym moim kolegom nawet się nie śniło: kończyłam szkołę przed czasem.
To jedyna rzecz, jaką kiedykolwiek udało mi się zrobić z wyprzedzeniem. Późno się
rozwinęłam, późno wystrzeliłam w górę, późno też wypączkował mi biust. Shirl i ja byłyśmy
ostatnimi dziewczynami w liceum, których klatka piersiowa przestała być płaska. Nigdy nie
należałyśmy do najsłodszych ani do najgorętszych, ani do najpopularniejszych, nigdy nie
uchodziłyśmy za największe świruski ani nawet najbardziej wkurzające zołzy. A żeby cokolwiek
dla kogokolwiek gdziekolwiek znaczyć, musisz należeć do jednej z tych grup. No więc my się
nie liczyłyśmy. Dla nikogo. Nigdzie. Ani kiedy się poznałyśmy w podstawówce, ani w
gimnazjum, ani potem w liceum. Właściwie byłyśmy zupełnie niewidzialne.
Tak między nami, Shirl zachowywała się jak królowa sceny dramatycznej - ciągle walczyła
z nieistniejącymi dwoma kilogramami nadwagi albo narzekała na okropną
ę, w
rzeczywistości idealnie gładką. A wszystko 10
po to, żeby pokonać swój największy lęk, który artykułowała regularnie jak w zegarku:
„Stajemy się e k i z em, B ! E , bmy ś , ś
niezapomnianego!" Co zwykle oznaczało jakże podniecający złoty strzał z kawy w lokalnym
797578650.003.png
centrum handlowym. Shirl miała świra na punkcie najfajniejszych dzieciaków. Marzyła, żeby
dostawać zaproszenia na ich imprezy, robić zakupy tam, gdzie one; chciała wiedzieć, gdzie się
kręcą i gdzie pracują. Obserwowała je niczym gwiazdozbiory przez teleskop - znała ich
rozmieszczenie i zachowania i potrafiła przewidzieć ruchy lepiej niż astronom. Różnica między
nami polegała na tym, że Shirl pragnęła stać się częścią ich systemu słonecznego. A ja śniłam o
tym, żeby wydostać się z tego przeklętego uniwersum. I znaleźć się na uniwersytecie.
Shirl orbitowała zwłaszcza wokół jednej planety: Ryana McAllistera - młodszej połówki
zabójczo cudownego i wciąż pakującego się w kłopoty duetu Braci Mac. Olśniewający i
niegrzeczny, atletyczny i niezbyt bystry Ryan oraz jego starszy brat Richie byli w New Glen
legendą. Mieli włosy jak marzenie, oczy jak marzenie i smutną historię rodzinną, która
sprawiała, że wszystko uchodziło im płazem. Nie znałam szczegółów, ale Shirl przysięgała, że
ojciec zostawił ich, uciekając przed mafią, i że miało to coś wspólnego z bronią i długiem
hazardowym. Matka wciąż znikała na terapiach, a chłopcy mieli zapewnione wszędzie swobodne
wejście - przywilej przysługujący odlotowym ciachom z tragiczną przeszłością.
A jak sobie Ryan na to zapracował! Był zaprzysięgłym wrogiem pierścionków czystości w
promieniu stu- 5
kilometrów. Krążyły legendy, że zdeflorowa ł ca ł y bukiet okolicznych dziewic.
Aresztowany w wieku lat czternastu, rok później jeździł nielegalnie starym motocyklem, jako
szesnastolatek został gwiazdą futbolu i koszykówki, wreszcie jako siedemnastolatek upajał się
władzą. Do końca liceum zerwał więcej kwiatuszków niż cała branża ogrodnicza. Ten
nieprzyzwoity fakt zadecydował o równie nieprzyzwoitym przezwisku Ryana. Deflo-rator. Jego
podboje przeszły do legendy, a na szafkach ofiar pojawiały się nieszczęsne publiczne dowody:
dyndające prezerwatywy. Nie muszę mówić, że Shirl chętnie sama ofiarowałaby mu swoją
różyczkę.
- Czuję s ę, jakbym miała kolce - szeptała, chichocząc, za każdym razem, kiedy
wpadałyśmy na Ryana. - Hej, Charlene. - Ryan zawsze przekręcał imię Shirl, ale to jej nie
zniechęcało. - To, co zwiemy różą, pod inną nazwą nie mniej by pachniało - pisnęłam, próbując
uchronić jej wrażliwe ego.
- Wie, że istnieję. Robię postępy! - Ucieszyła się, jakby co najmniej zaprosił ją na randkę. -
Proszę c ę, nie trać dziewictwa z Ryanem McAlli-sterem, on cię zgubi - powiedziałam,
wywracając oczami przede wszystkim ze zmartwienia. - Najpierw musiałby mnie znaleźć -
roześmiała się Shirl. - O ile już ktoś inny nie przywiódł mnie do zguby. Myślisz, że moje
dziewictwo jest w pudełku z rzeczami znalezionymi w gabinecie Pryncypała Tony'ego? Nie
widziałam go jakoś ostatnio... - zażartowała na temat swojego totalnego braku doświadczenia
seksualnego. Ale mimo tej autoironii byłam zmartwiona. Bo tak naprawdę Shirl zrobiłaby
wszystko dla Ryana McAllistera. 12
Niechętnie zgodziłam się zaspokoić jej obsesyjną potrzebę i pokręcić we dwie w pobliżu
Bordens Books w centrum handlowym Glen Valley. Ryan pracował dorywczo w sklepie
sportowym obok i mogłam przynajmniej trochę s ę
pouczyć i napić kawy, kiedy Shirl
zapamiętale wkuwała na pamięć rozkład lotu Ryana.
Nie było ani jednego popularnego dzieciaka, o którym Shirl czegoś by nie wiedziała.
Grenada Cavallo -miejscowa ikona stylu - nigdy dwa razy nie włożyła tej samej rzeczy, a jej
797578650.004.png
luksusowe torby od Louisa Vuittona znajdowały się poza zasięgiem finansowym większości
nastolatków. Shirl bez przerwy próbowała dociec, skąd Grenada je ma.
- Myślisz, że jest mistrzynią sklepowych kradzieży czy specem od wyszukiwania okazji w
necie? - Nie mam pojęcia - odpowiadałam za każdym razem. - To twoja działka, nie moja. -
Chciałam się skupić na teście z fizyki, a ona przeszkadzała mi w opanowaniu mechaniki
newtonowskiej. Shirl zasysała piątą kawę. - Mówiła, że jej bogata ciotka pracuje w Bergdorfie w
Nowym Jorku. - Nie wiedziałam, że bogacze robią w handlu detalicznym. - No właśnie.
Szczęściara - brzęczała Shirl. - Widziałaś nowy tatuaż Jake'a? Na dole pleców? - Walnął sobie
tribala nad tyłkiem? - spytałam z niedowierzaniem. - Co za tandeta! Tragedia! - Nie znosiłam
tatuaży. - Dlaczego po prostu nie przyczepi sobie znaczka „Proszę, pomyśl, że jestem fajny.
Błagam!" A tak swoją drogą, jakim cudem udało ci się zobaczyć plecy Jake'a? 7
- Zdjął koszulkę na wuefie. - I usłyszałaś anielskie pienia? - Shirl lubiła Jake'a. To znaczy,
wszystkich chłopców. - Nie śmiej się ze mnie. Bardzo dużo tracisz - odparła z urazą, jakbym ją
opuściła albo popełniała straszliwy błąd, inwestując w swoją przyszłość. - Teraz, kiedy cię nie
ma, to on będzie przemawiał na zakończenie szkoły. Próbowała mnie wkurzyć, ale nie złapałam
przynęty. - Muszę chodzić na jak najwięcej zajęć w college'u. Będą się liczyły jako punkty w
przyszłym roku. Więc daj mi spokój. - Dopiero po chwili dotarło do mnie, co Shirl powiedziała. -
A odkąd to Jake Gorman jest takim bystrzakiem? - Kosi dobre stopnie po tym, jak zdiagnozowali
u niego ADHD. Bierze adderall i stał się gwiazdą nauki. - Possała słomkę, rozpłaszczyła na
końcu i wydłubała nią sobie coś z zębów. - O niczym nie masz pojęcia! Punkty możesz sobie
wyrobić zawsze. Ale nigdy nie nadrobisz straconego czasu. Jenny Yedgar strasznie tyje. Już nie
mieści się w żadne ubrania, a ja muszę codziennie oglądać jej pęczniejące opony, bo siedzę za
nią na trygonometrii. Niewiarygodnie fascynujące przedstawienie. Normalnie nie można
oderwać wzroku od jej tłustego tyłka. - Jesteś najbardziej współczującą osobą pod słońcem. -
Roześmiałam się. - Jenny Yedgar to suka. A przez tę tuszę stała się jeszcze okropniejsza. Szalona
krowa. Musiałam się trochę pouczyć, więc wytoczyłam ciężkie działo. - Czy to nie Ryan? 14
Skłamałam. Ale tak jak się spodziewałam, Shirl zerwała się z krzesła i z prędkością światła
ruszyła w kierunku fatamorgany. Wzięłam głęboki wdech, żeby się skupić. Kochałam Shirl, ale
nasza przyjaźń była czasami jednostronna. I to Shirl na tym korzystała. Kiedy ruszyła
prześladować Ryana, popłynęły za nią małe, wijące się plamy, które przypominały wysepki
tłuszczu w rosole.
W moich oczach pływają oka! - powiedziałam sama do siebie, próbując usunąć je z pola
widzenia. Nie udało się. Mruganie okazało się niebezpieczne, bo powodowało nagłe eksplozje.
Wymknęłam się wcześnie do domu i położyłam do łóżka. Następnego dnia w Gównianym
College'u dla Ciemniaków wybuchła prawdziwa bomba. O jedenastej trzydzieści trzy na chemii.
Byłam pewna, że wzrok płata mi figle. Bo Richie Mac uśmiechał się do mnie. Richard
McAllister. Ten Richie Mac. Brat Ryana. W całej swojej dziewiętnastoletniej chwale. Oczy
anioła. Ciało boga. Uśmiech śmierci. Pomachał w moją stronę, więc się rozejrzałam. Nikt się nie
poruszył. Spojrzałam na niego jeszcze raz, a on znowu pomachał. Do mnie. Pokiwał głową,
jakby pytał: „A ty mi nie odmachasz?" I kiedy już odzyskałam oddech i podniosłam rękę, stało
się coś dziwnego. Tak jakby kropki przed oczami, które widywałam codziennie, nie były dziwne.
Tym razem jednak coś zrobiły. Zamieniły się w gigantyczne włókna. I te wielgachne nitki
797578650.005.png
zaczęły tworzyć warkocz, który się do mnie zbliżał. Jeżeli widok trzech splatających się w
powietrzu wyimaginowanych pasm nieistniejącej nici jest czymś normalnym, to ja przepraszam.
O tym nie słyszałam na kursie przygotowawczym do matury. Na szczęście
9
nieoczekiwane spotkanie Pięknej z Potwornym Warkoczem szybko zostało przerwane -
wizja rozpłynęła się i zniknęła w jednej chwili. - Myślę, że słowo, którego szukasz, to „cześć" -
powiedział Richie. - Uhm, czyyść. To znaczy cześć - wybąkałam. Zawibrowała moja komórka.
Powitanie Jego Królewskiej Mackności przerwała wiadomość. Od mamy. „Kolacja
0 19.30. Kurczak?" Tak jakby wiedziała, że ciągnie mnie do chłopaka nieodpowiedniego
pod każdym względem, 1 chciała zniweczyć cały mój nieistniejący urok. Zwalczyłam chęć, żeby
odpisać: „Nie psuj mi smaku pierwszego w życiu ciacha", kiedy odezwał się Richie:
- To niegrzeczne odbierać SMS-a w czasie rozmowy... Uśmiechnął się. Shirl by umarła.
Był tak piękny, że mnie zatkało. - Przepraszam... to moja mama... -1 warkocz widmo, dodałam w
myślach. - Też jest taka śliczna jak ty? - zapytał Richie bez śladu ironii. Krew w moich żyłach
zmieniła kierunek i na chwilę zatrzymała się w gardle, zanim zalała policzki i uszy. Nie wiem,
ale czy twoje zęby rzeczywiście błyszczą? -tak brzmiała moja niewypowiedziana odpowiedź.
Bałam się odezwać z tym rumieńcem na twarzy. - Może chciałabyś dołączyć do naszej grupy?
Spotykamy się zwykle po chemii. Zauważyłam dwie dziewczyny kręcące się w pobliżu.
Sprawiały wrażenie nieszczególnie podekscytowanych perspektywą
mojego towarzystwa. -
Jestem Richie - dodał. 10
Nawet głos miał piękny. Jak to możliwe? Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa,
więc mnie ubiegł: - Chcesz, żebym zgadł, jak masz na imię? Uwielbiam takie zabawy -
zażartował. - Beth - wydusiłam w końcu.
- Cześć, Beth. - Ogromną dłonią przywołał obie dziewczyny, a ja zaczęłam się
zastanawiać, jakim cu- dem mógł dłubać w nosie tak olbrzymimi palcami. - To Elenai...? -
Marin, Richie. Mam na imię Marin - prychnęła ta druga, nie Elena. Richie popatrzył na mnie,
jakby mówił: „Przepraszam za nią", i wzruszył ramionami, co chyba znaczyło: „Trudno się
spodziewać, że zapamiętam wszystkie imiona. Jestem na to zbyt łakomym kąskiem". Wskazałam
na telefon.
- Mama na mnie czeka. - No to do zobaczenia następnym razem po zajęciach, tak? -
Mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt. Dla podkreślenia swoich słów oparł się o mój stolik, a jego
niewiarygodnie długie rzęsy zamigotały. Czułam, że nade mną góruje. Zrobił pauzę, zanim
dorzucił: - Beth? Nogi się pode mną ugięły. Mogłabym zmoczyć majtki i nawet tego nie poczuć,
bo jego głos mnie sparaliżował, zahipnotyzował. Chłopak był Macnetyzerem. Ledwo zdołałam
kiwnąć. I proszę, gdzie się znalazłam. W grupie studenckiej Richie'ego Maca. Kiedy Macnoza
przestała działać, nerwowo trzepnęłam się w nogę za to, że poddałam się jego niesławnemu
urokowi. Może jednak Shirl nie była aż taką wariatką? Zanim ruszyłam do domu, musiałam
zabrać coś ze swojej przyszłej Alma Mater. Napisałam SMS-a do 2 - Siedem promieni 17
Shirl, żebyśmy się spotkały w naszym ulubionym miejscu - żeńskiej łazience niedaleko
pokoju nauczycielskiego. Inne dzieciaki nie lubiły jej właśnie z powodu lokalizacji. My
uwielbiałyśmy, bo zawsze była pusta. - Jak to, Richie Mac poprosił cię, żebyś dołączyła do ich
grupy?
797578650.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin