Rogers_Shirle_Syn_Fortune'Ăłw_Klub_Fortune'Ăłw_03.pdf

(534 KB) Pobierz
Rogers Shirley - Klan Fortune'ów 03 - Syn Fortune'ów
Shirley Rogers
Syn Fortune'ow
106466225.001.png 106466225.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ty! Ręce precz od mojej żony!
Justin Bond stał na obszernym ganku domu, w którym
jeszcze nie tak dawno mieszkał z Heather. Wszystko aż go-
towało się w nim z wściekłości. Nigdy by się nie spodzie-
wał, że zastanie żonę w ramionach innego mężczyzny.
Wciągnął głęboko powietrze i zacisnął pięści. Przyszedł
ją prosić, by dała ich małżeństwu jeszcze jedną szansę. To,
że zastał ją z innym, odczuł jak zamach na swoje ego.
Przestraszony brutalnym rozkazem, mężczyzna ode-
rwał ręce od Heather i odskoczył do tyłu, potykając się
o własne nogi. W jego lewym oku pojawił się nerwowy
tik. Justin uznał to za pewnego rodzaju zwycięstwo.
- Justin! - wyszeptała Heather. Zaszokowana, przy-
cisnęła ręce do piersi, jakby nie mogła złapać tchu. A mo-
że po prostu była zażenowana, że przyłapano ją w kom-
promitującej sytuacji? Justina to nie obchodziło. Chciał
tylko pozbyć się tego łajdaka z domu.
- Witaj, Heather.
- Co ty tu robisz? - Wodziła spojrzeniem od męża
do tamtego i z powrotem. Jej twarz i szyję pokryły de-
likatne różowe plamy, schodzące aż do dekoltu kremowej
bluzki. -Eee... pamiętasz... Paula... Paula Daileya, mo-
jego kolegę ze szkoły? - Jej głos lekko drżał.
Justin nieznacznie się skłonił. Zaciskając usta, przy-
glądał się swojemu rywalowi. Potrzebował całej siły woli,
by się opanować, nie chwycić drania za kołnierz i nie
wyrzucić go z domu. Cholera! Przecież Heather nadal
jest jego żoną!
- Paul wstąpił, żeby porozmawiać o pewnej... decy-
zji, którą musi podjąć nasz komitet.
Justin rzucił żonie badawcze spojrzenie.
- Decyzja komitetu? - Gardło mu się zacisnęło, gdy
jego wzrok przesunął się na jej towarzysza. - Czy właśnie
to omawiałeś z moją żoną? - spytał ostro. Wsparł ręce
o biodra i z radością zauważył strach na twarzy tamtego.
- My... eee... tak. - Paul Dailey odchrząknął i ner-
wowo zamachał rękami. - Heather, my... eee, porozma-
wiamy jutro, w szkole. - Chwycił teczkę z podłogi
i przycisnął ją do piersi jak tarczę, a potem ostrożnie
podszedł do drzwi, nie spuszczając spojrzenia z grożą-
cego mu mężczyzny.
Justin nie ruszył się, co zmusiło Daileya, by przeciskał
się między nim a futryną. Ale zanim zdołał się wydostać,
Justin zagrodził mu wyjście ręką.
- To moja żona - oświadczył - i nikt oprócz mnie
nie ma do niej żadnych praw. Byłoby mądrze z twojej
strony, gdybyś w przyszłości o tym pamiętał. - Groźba
ta została dodatkowo wzmocniona ostrym tonem. Justin
jeszcze przez sekundę się wahał, czy na tym poprzestać,
ale w końcu zabrał rękę. Usłyszał szybkie kroki, trzaś-
niecie samochodowych drzwiczek i zaraz potem warkot
silnika i pisk opon. Gdyby nie był tak zirytowany, mog-
łoby go to nawet ubawić.
Ale chwilowo przestał myśleć o intruzie, bo oto znów
miał przed sobą kobietę, którą poślubił siedem lat temu,
i serce niemal wyskakiwało mu z piersi. Do diabła, samo
tylko zobaczenie jej po roku przyspieszyło mu puls. Była
nadal tak samo piękna jak tego dnia, kiedy poznał ją na
kampusie stanowego Uniwersytetu Pensylwanii.
Patrząc niepewnie na męża, Heather podeszła bliżej
i zatrzymała się o krok od niego. Oparła się o drzwi, ob-
ciągając na biodrach krótką brązową spódniczkę. Jej ka-
sztanowe włosy otaczały twarz i opadały w lokach na
ramiona. Czarne pantofle na wysokich obcasach przyda-
wały uroku jej i tak bardzo zgrabnym nogom. Justin aż
zesztywniał, przypominając sobie ostatni raz, kiedy ich
dotykał, ostatni raz, gdy byli ze sobą. Tętno przyspieszyło
mu jeszcze bardziej.
Cholera, rok bez seksu to bardzo długo.
Ale dla Heather to też najwyraźniej było za długo.
Czuł, jak ogarnia go wściekłość.
- Byłeś nieuprzejmy - stwierdziła. Głos miała spo-
kojniejszy, zaczęła się już otrząsać z szoku, jakiego do-
znała na jego widok.
- Doprawdy? - Justin wzruszył ramionami. - Ten ło-
buz chciał cię mieć. Musiałem mu wyjaśnić, że nic z tego.
Usłyszał, jak Heather wciąga powietrze. Jej zielone
oczy pociemniały.
- Nie masz prawa wtrącać się do moich spraw. - Pa-
trzyła na niego ze złością, na czole zarysowała jej się
głęboka bruzda.
- Nadal jesteś moją żoną - przypomniał jej. - Naj-
widoczniej zapomniałaś o tym.
- Nie zapomniałam, że nadal jesteśmy małżeństwem,
mimo że przez cały rok ani razu się do mnie nie ode-
zwałeś. - Spojrzała mu prosto w oczy. Mówiła ostrym
tonem, ale w jej oczach zobaczył cierpienie. Po tym, jak
poroniła, Justin odsunął się od niej, i w końcu ją opuścił.
Odrzucając ją, zadał jej ból, który mimo upływu roku
ani trochę nie zelżał.
- Ale teraz tu jestem. - Justin stwierdził oczywisty
fakt. - Mogę wejść?
Heather znieruchomiała. Serce jej waliło, jego wzrok
trzymał ją na uwięzi. Był taki przystojny, że z zachwytu
brakowało jej tchu. Elegancko ubrany w ciemny garnitur
z białą koszulą wyglądał tak, jakby przyszedł tu prosto
z biura. Justin zawsze odznaczał się doskonałą prezencją;
miał w sobie coś, co przyciągało uwagę, gdziekolwiek
się znalazł.
Podniosła wzrok na jego twarz. Starannie ostrzyżone
ciemne włosy były sczesane z twarzy, niebieskie oczy
patrzyły bacznie. Nigdy nie potrafiła dokładnie odgadnąć,
o czym Justin myśli, a teraz taka umiejętność bardzo by
się jej przydała.
Po co on tu przyszedł? Czy to możliwe, że jeszcze
ją kocha? Rumieniąc się na tę głupią myśl, odepchnęła
ją od siebie. Już dawno straciła nadzieję. Poza tym nie
pozwoli, by znów zadał jej ból. Nie zniosłaby tej tortury,
gdyby jeszcze raz miała go stracić.
- Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł -
powiedziała, rzucając przez ramię rozpaczliwe spojrzenie
na bawialnię, by sprawdzić, czy nie zostawiła na wierzchu
rzeczy synka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin