Arthur C.Clarke - Cykl-Rama (5) Dom w przestworzach.txt

(372 KB) Pobierz
Gentry Lee

Rama 6 Dom w przestworzach

1
We wn�trzu kosmicznej kapsu�y przez kilka chwil po za-
mkni�ciu drzwi panowa�a nieprzenikniona ciemno��. P�niej 
zapali�o si� dwana�cie ma�ych lamp umieszczonych w pod-
�odze, po dwie wzd�u� ka�dego boku sze�ciok�ta. Pod 
ka�d� z pi�ciu solidnie wygl�daj�cych �cian siedzia�o dwoje 
ludzi, tylko fotel Fernanda ustawiono przy tej samej �cianie, 
w kt�rej znajdowa�y si� drzwi wej�ciowe.
Wszystko zacz�o si� dzia� bardzo szybko. Kilka sekund 
po zapaleniu �wiate� Johann poczu�, jak jakie� ta�my 
opasuj� g�rn� cz�� he�mu, pier� i uda, unieruchamiaj�c go 
w fotelu. W s�uchawkach us�ysza� kilka okrzyk�w strachu, 
ale zag�uszy� je ryk dochodz�cy spod pod�ogi. Zorientowa� 
si�, �e lec� z du�ym przyspieszeniem. Czu� si� tak, jakby 
jaka� nieziemska si�a stara�a si� wy�upi� mu oczy. Zobaczy�, 
�e siedz�ca po przeciwnej stronie siostra Beatrice mocuje 
si� z ta�mami. Po kilku chwilach uwolni�a r�ce i z�o�y�a 
d�onie do modlitwy.
Po up�ywie nieca�ej minuty przeci��enie zn�w wr�ci�o do 
normy. Kiedy ta�my opasuj�ce jego da�o pu�ci�y i schowa�y 
si� w kapsule, fragment �ciany nad g�ow� odsun�� si� na 
bok, ods�aniaj�c wysokie, chocia� w�skie okno. Okaza�o si�, 
�e kapsu�a w kszta�cie pud�a na kapelusze szybuje 
trzydzie�ci kilometr�w nad powierzchni� Marsa i z ka�d� 
chwil� wznosi si� coraz wy�ej. Kopu�y Valhalli nie mo�na 
by�o ju� dojrze�, ale widok szalej�cej piaskowej burzy, kt�ra 
teraz obj�a zasi�giem dwie trzecie planety, zapiera� dech w 
piersiach.
- No c�, Asie - odezwa� si� Yasin, kiedy sta�o si� jasne, 
�e nikt inny nie chce tego zrobi� pierwszy. Wsta� z fotela i 
stan�� obok Johanna, wygl�daj�c przez okno. - Jak s�dzisz, 
dok�d lecimy?
- Nie mam poj�cia - odpar� zapytany.
Spogl�da� na ogromne, wiruj�ce chmury marsja�skiego 
py�u, przes�aniaj�ce w tej chwili niemal ca�� planet�. My�la� 
o Narongu i o tym, jaka walka o przetrwanie czeka wkr�tce 
Valhall�, plac�wk�, kt�rej by� dyrektorem. B�d� co b�d� 
opu�ci�o j� jedena�cioro cz�onk�w dotychczasowej za�ogi.
- Nie martw si�, dadz� sobie rad� - powiedzia� Yasin, 
jakby umia� czyta� w my�lach. - Maj� o jedena�cie g�b mniej 
do wykarmienia... A ten tw�j zast�pca, Narong, te� ma �eb 
nie od parady.
- Bracie Johannie - odezwa�a si� Beatrice, staj�c po jego 
lewej r�ce i patrz�c przez okno. - Zamierzamy si� pomodli�, 
�eby podzi�kowa� Bogu za ratunek. Czy nie chcia�by� 
pomodli� si� razem z nami?
- Do jakiego boga chce si� siostra modli�? - zapyta� Yasin. 
-Do chrze�cija�skiego, do Allacha, czy mo�e do jakiego� 
innego? Siostra Beat�ce odwr�ci�a si� i spojrza�a na Araba.
- Panie al-Kharif - odezwa�a si� do mikrofonu he�mu. -
Jeszcze me zostali�my sobie formalnie przedstawieni. 
Jestem siostra Beatrice z zakonu �wi�tego Micha�a...
- Wiem dobrze, kim siostra jest - przerwa� jej szorstko 
Yasin. - Jest siostra s�awna, a mo�e nies�awna, na ca�ym 
Marsie. Do diab�a, nawet w Alcatraz mieli�my do czynienia z 
par� waszych b�azn�w.
- Panie al-Kharif - ci�gn�a Beatrice, nie zwracaj�c uwagi 
na szyderczy ton odpowiedzi Araba. - Cz�onkowie naszego 
zakonu wierz�, �e istnieje tylko jeden B�g. I to me tylko dla 
wszystkich ludzi, ale dla ca�ego wszech�wiata. Nie ma naj-
mniejszego znaczenia, czy nazywamy go Allachem, Jehow� 
czy jeszcze inaczej. Liczy si� tylko cze��, jak� mu 
oddajemy, oraz mi�o�� i szacunek wzgl�dem bli�nich... Za 
chwil� z��czymy si� w dzi�kczynnej modlitwie, kt�ra ma 
stanowi� wyraz naszej pokory w obliczu oczywistego cudu, 
jaki sta� si� naszym udzia�em. Byliby�my wi�c zachwyceni, 
gdyby zechcia� pan przy��czy� si� i modli� z nami.
Widoczna za oknem tarcza Marsa zmniejsza�a si� z ka�d� 
chwil�. Po raz pierwszy od momentu startu by�o wida� ca�� 
planet�. Jej powierzchni� skrywa�y jednak chmury 
wznoszonego przez burz� py�u, tak �e mo�na by�o zobaczy� 
jedynie okolice bieguna p�nocnego i wierzcho�ek Mount 
Olympus. Ca�� reszt� spowija� gro�ny, rdzawobr�zowy ca�un 
wiruj�cego piasku.
Yasin i Johann nie odrywali oczu od planety widocznej w 
dole, pod kapsu��.
- Dobry Bo�e - us�yszeli nagle s�owa zaczynaj�cej modlit-
w� Beatrice. Odwr�cili si�, by ujrze� pozosta�ych 
dziewi�cioro cz�onk�w grupy, kl�cz�cych ze z�o�onymi 
r�kami na �rodku sze�ciok�tnej pod�ogi.
- Co ty wyprawiasz, Hassanie? - odezwa� si� ostro Yasin. -
Jeste� przecie� muzu�maninem, a nie chrze�cijaninem. 
Kwame kl�cza� mi�dzy siostr� Vivien a siostr� Nub�.
- W tej chwili, Yasinie, ta r�nica nie wydaje mi si� 
szczeg�lnie wa�na - powiedzia� Tanza�czyk. - A teraz, je�eli 
pozwolisz, chcieliby�my kontynuowa� mod�y.
Johann odszed� od okna i ukl�kn�� obok siostry Beatrice, 
kt�ra odwr�ci�a g�ow� i u�miechn�a si� do niego.
- Dobry Bo�e... - zacz�a po raz drugi.
- No dobra, siostro - przerwa� jej Yasin, stanowczo chc�c 
mie� ostatnie s�owo. - Zgodz� si� wzi�� udzia� w waszych 
mod�ach, ale tylko pod jednym warunkiem. Czy nie mo�esz 
w modlitwie wyrecytowa� jakiej� sury z Koranu?
- Oczywi�cie, panie al-Kharif - bez wahania odpar�a siost-
ra Beatrice. - Prawd� m�wi�c, mia�am zamiar od niej 
zacz��.
Gestem zaprosi�a Yasina do zaj�cia jedynego wolnego 
miejsca w kr�gu kl�cz�cych ludzi.
- Czy teraz zechcesz si� do nas przy��czy�? - zapyta�a. 
Yasin nieporadnie ukl�kn��.
- Dobry Bo�e - odezwa�a si� Beatrice. - Chcieliby�my za-
cz�� nasz� modlitw� dzi�kczynn� za Twoj� mi�o�� do nas i 
okazane nam mi�osierdzie od s��w sury ze sto dwunastego 
rozdzia�u Koranu: Przyznajcie, �e On jest Jedynym 
Bogiem...
Ka�de okr��enie oko�omarsja�skiej orbity zajmowa�o im 
oko�o siedemdziesi�ciu minut. Poniewa� rozmiary widocznej
w dole planety nie ulega�y prawie �adnym zmianom, Johann 
doszed� do wniosku, �e ich orbita musi mie� kszta�t zbli�ony 
do ko�owego. W czasie pierwszego okr��enia ka�dy 
pasa�er kapsu�y sp�dzi� chocia� kilka minut przy oknie. 
Johann i Yasin byli jedynymi znaj�cymi si� nie�le na fizyce. 
Na zmian� odpowiadali na pytania dotycz�ce ruchu ich 
kapsu�y, pojawiania si� terminatora pod nimi oraz po�o�enia 
i rozmiar�w obu marsja�skich ksi�yc�w.
Zachowanie si� pud�a na kapelusze by�o bardzo proste. 
Jedyne okno kierowa�o si� zawsze w stron� najbli�szego 
punktu na powierzchni Marsa. W zwi�zku z tym nie mo�na 
by�o przez nie dojrze� �adnych gwiazd, chyba �e tarcza w 
dole stawa�a si� zupe�nie czarna, ale to trwa�o bardzo 
kr�tko. Dopiero w�wczas udawa�o si� dostrzec kilka jasno 
�wiec�cych punkt�w.
Pod koniec pierwszego okr��enia Johann zarz�dzi� 
dok�adne przeszukanie wn�trza ma�ej kapsu�y. Siostra 
Vivien odkry�a spi�arni� pod ruchom� p�yt� w samym 
centrum sze�ciok�tnej pod�ogi, a w niej kilka naczy� z wod� 
i prawie sto nieprzezroczystych pojemnik�w w kszta�cie 
walc�w o mi�kkich �ciankach. Yasina bawi� stan 
niewa�ko�ci, zachowywa� si� jak dziecko, a� przypadkowo 
odkry� drzwi w suficie. Otworzy� je.
- To chyba jaki� schowek - o�wiadczy�. - Widz� pe�no 
p�ek z le��cymi na nich dziwnymi przedmiotami. S� bia�e i 
maj� czerwone oznaczenia... Jest r�wnie� jaka� dziura, 
kt�ra mog�aby doskonale pe�ni� funkcj� toalety, gdyby nie te 
przekl�te kombinezony.
Na pocz�tku trzeciego okr��enia wszyscy stali si� tak nie-
spokojni, �e niemal zapomniano o rozmowach. Podniecenie 
spowodowane startem ust�pi�o, a rado�� poruszania si� we 
wn�trzu pozbawionej d��enia kabiny znikn�a. Przeszukano 
wielokrotnie ka�dy centymetr kwadratowy pomieszczenia.
Johann siedzia� w fotelu, kiedy podesz�a do niego Anna.
- Nie, �ebym si� martwi�a albo co� takiego - powiedzia�a -
ale jak s�dzisz, przez ile czasu te skafandry utrzymaj� nas 
przy �ydu?
- To wszystko s� bardaye, wersja D - odpar� Johann. -Je�li 
wierzy� konstruktorom, mo�na w nich przebywa� do
osiemnastu godzin bez wymiany powietrza... My�l� jednak, 
�e znacznie wcze�niej mo�esz poczu� si� g�odna czy 
zm�czona.
- Czy wzi�li�my jakie� przyrz�dy, kt�re powiedzia�yby nam 
cokolwiek na temat warunk�w panuj�cych w �rodku kap-
su�y? - zapyta�a.
- Niech to diabli, nie - rzek� Johann. - Przyznaj�, �e to 
powa�ne niedopatrzenie z mojej strony. Przez ten po�piech 
nie pomy�leli�my o szczeg�ach. - Ziewn�wszy usadowi� si� 
wygodniej w fotelu. - Nie wiem, jak pozostali - doda� - ale ja 
teraz zamierzam troch� si� zdrzemn��.
- Jak, u licha, m�g�by� zasn��? - zdziwi�a si� Anna. -
Przebywamy we wn�trzu orbituj�cego wok� Marsa 
dziwnego statku, zbudowanego przez obcych, nie mamy 
zielonego poj�-da, co si� za chwil� stanie. Nie zmru�y�abym 
oka, nawet gdyby� da� mi ca�y s�oik tabletek nasennych.
- Mnie to nie przeszkadza - o�wiadczy� Johann. Jeszcze 
raz ziewn�� i u�miechn�� si� do niej. - Je�eli chcesz, mo�esz 
zapyta� tej kobiety, dlaczego - ci�gn��, pokazuj�c na Beat-
rice. - To przez ni� w ci�gu ostatnich dw�ch dni nie spa�em 
d�u�ej ni� pi�� godzin.
Pod koniec drzemki Johanna nawiedza�y dziwne sny. 
Sceny i miejsca z czas�w dzied�stwa miesza�y si� w nich z 
osobami, kt�re pozna�, kiedy by� doros�y. W jednym �nie 
znajdowa� si� w rodzinnym domu, w kuchni, gdzie matka 
przyrz�dza�a w�a�nie obiad. Siostry Beat�ce i Vivien 
rozmawia�y beztrosko z Frau Eberhardt, pomagaj�c jej 
przygotowywa� Kartoffel-salat. Obie by�y ubrane w habity i 
kornety swojego zakonu.
- Jakie mi�e dziewczyny, Johannie - stwierdzi�a jego mat-
ka, odci�gn�wszy go na stron�. - Ale powiedz mi, kt�ra jest
twoj� narzeczon�?
Usi�owa� wyja�ni� matce, �e Beat�ce i Vivien s� zakon-
nicami, kt�re z�o�y�y �luby wstrzemi�liwo�ci. W jego �nie
matka jednak tego nie zrozumia�a.
- Ale s� kobietami, nieprawda�? - pyta�a. - A ich zacho-
wanie wskazuje, �e obu si� bardzo podobasz.
Johann by� sfrustrowany, �e matka nie mo�e poj��, i� 
Beat�ce i Vivien r�ni� si� od innych kobiet. Mia� w�a�nie
krzykn�� na ni� w swoim �nie, kiedy obudzi� si�, poczuwszy 
lekki dotyk d�oni na ramieniu.
Z trudem otworzy� oczy i popatrzy� przez szyb� he�mu. 
Obok niego sta�a siostra Beatrice ubrana w kosmiczny kom-
binezon. Sze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin