Antoni Hram - W szponach szantażu.pdf

(681 KB) Pobierz
4423240 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
4423240.001.png 4423240.002.png
ANTONI HRAM
W szponach szantażu
Współczesna powieść sensacyjna
Wydawnictwo „Tower Press”
Gdańsk 2001
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
ROZDZIAŁ I
KOSZMAR CZY RZECZYWISTOŚĆ
Anita nie mogła zasnąć. Od pół godziny leżała z przymkniętymi powiekami, a mimo to sen
nie przychodził. Czuła, że ma gorączkę. Odrzuciła jedwabną kołdrę, która zsunąwszy się z
łóżka upadła na dywan zaściełający podłogę. Jakiś czas leżała bez ruchu.
Gdzieś z odległych pokoi doleciało dwukrotne uderzenie zegara. – Nie zasnę... – pomy-
ślała, wyciągając po ciemku rękę do lampy stojącej na nocnej szafeczce. Przekręciła taster i
blade, różowe światło zalało przytulną sypialnię. Anita upadła z powrotem na poduszki, z
wzrokiem utkwionym w ozdobny, stylowy sufit.
W różowym świetle wydawała się piękniejszą niż zwykle: złote pukle włosów, rozsypa-
nych w nieładzie, otaczały opaloną na brąz, okrągłą twarzyczkę. Duże, koloru morza oczy,
ujęte od góry ciemnymi klamrami brwi, spiętych nad zgrabnym noskiem, błyszczały w bla-
dym świetle gorączką bezsenności. Delikatna jedwabna tkanina opinała jej ciało od dziewi-
czego, będącego w pełni rozkwitu, biustu, aż po klasycznie skrojoną linię bioder.
Jednak i w tej pozycji, jaką przed chwilą przybrała, nie mogła pozostać na dłużej. Dziś,
może pierwszy raz w życiu, kiedy znalazła się sama w sypialni, trapiły ją bez przerwy kosz-
marne przywidzenia. Jakiś paniczny, nieokreślony bliżej lęk zakradł się do duszy, jakby w
przeczuciu czegoś strasznego, co nieuchronnie musi nastąpić. Na próżno starała się zasnąć i
przykre koszmary rozproszyć w zapomnieniu. Powracały uparcie...
A przecież dzisiaj powinnam być wesołą... – myślała z niejakim żalem, przypominając so-
bie, że kilka zaledwie godzin temu stało się to, o czym dawno marzyła: Stefan oficjalnie
oświadczył się rodzicom o jej rękę. Został przyjęły, co było zresztą z góry do przewidzenia,
gdyż bliższy stosunek, jaki młody inżynier od dłuższego już czasu utrzymywał z Anitą, nie
był nikomu obcym, i państwo Childs dawno byli przygotowani na oświadczyny Ronickiego.
Szczególnie życzliwie został przyjęty przez matkę Anity. Kobieta ta, pochodząc z polskiej
rodziny, osiadłej od wielu lat w Stanach, pomimo iż rękę oddała Amerykaninowi, nie prze-
stała tęsknić do swej dalekiej ojczyzny, którą opuściła w pierwszych latach dzieciństwa. Na
dźwięk ojczystej mowy, którą niestety coraz rzadziej słyszy się w centrum Chicago, łzy wzru-
szenia stawały w oczach matki Anity. Nic więc dziwnego, że kiedy jedynaczka przekroczyła
wiek, który z podlotka czyli dojrzałą pannę, – pani Childs z obawą myślała o tej chwili, kiedy
jeden z bogatych Jankesów sięgnie po rękę Anity.
Tymczasem, zrządzeniem losów – jak w myślach powtarzała pani Childs – wielkie zakłady
przemysłu chemicznego pod firmą: „Childs et Compagne”, przyjęły młodego inżyniera Pola-
ka na jedną z odpowiedzialnych kierowniczych placówek.
Odtąd Ronicki był gościem w domu Childsów. Dobry fachowiec, a przy tem sumienny i
pracowity, potrafił w krótkim czasie zjednać sobie nie tylko uznanie zarządu, lecz jednocze-
śnie ujmował otoczenie taktem i niepoślednią kulturą.
Przede wszystkim jednak młody inżynier opanował serce Anity. Przystojny, wysportowa-
ny, a nade wszystko śmiały mężczyzna był wymarzonym jej typem. I wszystkie te zalety Ste-
fan jednoczył w sobie.
4
Niemal codzienne wycieczki autem w podmiejskie okolice, a wreszcie wakacje, spędzone
razem na Florydzie, pogłębiły uczucie, jakie od pierwszej niemal chwili spotkania żywili na
wzajem do siebie.
I właśnie tam, na Florydzie, w obliczu falującego bezmiarem wód oceanu, padło to pierw-
sze, tłumione w głębinach serca, upojne słowo: kocham...
Odtąd, wpatrzeni w siebie, roili świetlaną przyszłość w dalekiej ojczyźnie, którą dziew-
czyna znała zaledwie z opowiadał swej matki. Zaraz po ślubie, jachtem Anity udadzą się do
Polski, gdzie Stefan obejmie kierownictwo powstającego tam oddziału zakładów Childsa.
I kiedy dziś już Ronicki stał się oficjalnym narzeczonym Anity, zdawało się, że nic już tym
dwojgu ludziom nie zabraknie do szczęścia.
Tymczasem... te od kilku dni trapiące ją koszmary...
Wiedziała, że wystarczy nacisnąć guziczek dzwonka, a zjawi się natychmiast jej oddana
mulatka, śpiąca w sąsiednim pokoju, a wraz z jej wejściem ulecą przywidzenia. Nie chciała
jednak tego czynić, pragnąc wysiłkiem, woli opanować rozedrgane nerwy.
– Będę czytała – postanowiła, sięgając po leżaka na krześle, w połowie otwartą książkę.
W tym celu wychyliła się nieco z łóżka i... nagle przerażenie sparaliżowało jej członki.
Ujrzała wystającą spod łóżka, nadmiernie owłosioną rękę mężczyzny, zaciskającą w po-
tężnej dłoni jakąś białą tkaninę.
I jeżeli na ten widok Anita nie wydała okrzyku bezgranicznej rozpaczy, to jedynie dlatego,
że nie potrafiła w tej chwili zdobyć się na najmniejszy wysiłek. Resztkami mdlejącej świa-
domości, choć niejasno, zdawała sobie sprawę z tego, co może lada chwila nastąpić. Nie ule-
gało już żadnej wątpliwości, że ktoś niepostrzeżenie zakradł się do pokoju i przyczaił pod
łóżkiem.
Groza położenia była najlepszym bodźcem do odprężenia nerwów dziewczyny. Zdawała
sobie już jasno sprawę, że jedynym ratunkiem może być tylko zimna krew i opanowanie. A
przede wszystkim nie wolno jej stracić zmysłów.
I mimo że febryczne dreszcze wstrząsał bez przerwy jej ciałem, umysł począł pracować z
wytężeniem. Przede wszystkim błogosławiła chwilę pierwszej niemocy, dzięki czemu nie
mogła wydać nawet okrzyku. W przeciwnym bowiem razie, jak słusznie przypuszczała, było-
by to hasłem dla ukrytego draba, że zastał odkryty, co w prostej konsekwencji przyśpieszyło-
by wykonanie jego niecnych zamiarów, których, co prawda, nie rozumiała.
Obecnie więc miała do wyboru dwie drogi, choć żadna nie dawała całkowitej pewności.
Albo, zgasiwszy lampę, rzucić się do ucieczki, lub zadzwonić na służbę. To drugie było
wprawdzie łatwiejsze do wykonania, wymagało jednak pewnego wychylenia się z łóżka, by
dosięgnąć wiszący u lampy guziczek, a wówczas drab mógł łatwo ten manewr zauważyć, a
gdyby nawet i nie, to kto wie, czy przed tą ewentualnością nie zabezpieczył się z góry, prze-
cinając biegnące wzdłuż ścian cienkie przewody.
Tę drogę Anita uznała za niebezpieczną. – Raczej pierwsze.. ucieczka... – myślała gorącz-
kowo, wytężając słuch, wrażliwy teraz na bicie własnego serca.
Leżąc tak usłyszała tuż nad głową delikatny szmer, jakby ktoś ręką otarł się o poduszkę.
Wstrzymała oddech, gotując się do ucieczki. Jeszcze raz pełną piersią zaczerpnęła powietrza
i... nagła rezygnacja owładnęła nią niepodzielnie.
Doznała jakiejś dziwnej, a zarazem rozkosznej niemocy. Przed chwilą zaledwie tak uparcie
skupiane myśli poczęły rwać się na strzępy, by utonąć w przesłodkiej ekstazie zapomnienia...
Teraz już nie boi się ani trochę... Nie chce uciekać... Jest jej dobrze... tak niewypowiedzia-
nie dobrze, a wokół jakieś słodkie, odurzające zapachy... Tamto wszystko jedynie było sen-
nym mamidłem...
I Anita dziwi się, że mogła ulec uczuciu lęku, kiedy tuż obok niej stoi jej Stefan ukocha-
ny... Teraz już wie skąd ta upajająca woń kwiatów. To Stefan przyniósł jej ogromny bukiet
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin