5503.txt

(8 KB) Pobierz
Pawe� Siedlar

Znikaj�cy ��w

Na piaszczystej przestrzeni wznosi� si� budynek, kt�rego 
pi�tra przypomina�y strefy klimatyczne ziemi. Piaski pi�y 
upa�, a s�o�ce sta�o wysoko.
Dziewczyna, kt�ra wybieg�a na pi�tro pustynne, by�a 
bardzo m�oda, tote� zdumia� j� widok ��wiego szkieletu 
zako�czonego �yw� g�ow�, pokryt� pomarszczon� ��wiow� sk�r�. 
Serce ��wia bezsensownie zielone kurczy�o si� i rozpr�a�o 
na piasku miarowym rytmem, gdy� tylko ono, podobnie jak 
g�owa, nie zd��y�o zupe�nie znikn��. Z ca�ej struktury gada 
nie zosta�o wiele, tylko gigantyczna skorupa pi�trzy�a si� 
niby kopu�a pradawnej �wi�tyni pogrzebanej w piaskach d�oni� 
swawolnego olbrzyma.
Dziewczyna podesz�a bli�ej i popatrzy�a w g�r�. Z wysoka 
spogl�da�y na ni� rozumne �lepka zwierz�cia.
- ��wiu - zapyta�a - dlaczego ty jeste� taki?... - 
Zabrak�o jej odpowiedniego s�owa.
- Jestem stary, bardzo stary i g�odny, bardzo g�odny. - 
G�os jego by� zardzewia�y i zgrzytliwy. Pokiwa� g�ow� - I 
bardzo, bardzo g�odny - powt�rzy�.
- Nie wiem, czym �ywi� si� ��wie - odpowiedzia�a 
dziewczyna. - Nie wiem, czy znajd� co� odpowiedniego, ale 
poszukam, poszukam. Poczekaj chwil� na mnie, poczekaj. Zaraz 
przynios� ci co� do jedzenia.
- I tak nigdzie nie mog� st�d odej��. Mog� najwy�ej 
znikn�� ca�kowicie, wi�c spiesz si� - powinien odpowiedzie� 
��w, lecz tylko przymkn�� oczy. Z lubo�ci� ws�uchiwa� si� w 
tchn�ce prostot� i naiwno�ci� s�owa. Podobny do srebrnego 
dzwoneczka g�osik rozczula� go, rozmarza�, budz�c widma 
dawno minionej, bujnej �wietno�ci �wiata, po kt�rym - jak 
s�dzi� - nie zosta�o pr�cz niego ju� nic. Jak�e wiele 
obraz�w i zdarze� o�y�o nagle w mrocznej piwnicy jego 
pami�ci. Dziewczyna odesz�a dawno, a on wci�� nas�uchiwa� z 
przymkni�tymi oczami, cho� w pustce tylko wiatr szele�ci� 
gar�ciami kwarcowych kryszta�k�w.
Powinien by� zatrzyma� j�, wyt�umaczy�, �e nie ta strawa, po 
kt�r� pobieg�a jest mu potrzebna do przetrwania, a w�a�nie 
jej �ywa obecno��, nie�wiadoma w�asnej �wie�o�ci i budz�cego 
si� powabu.
Taaak. Powinien zatrzyma� dziewczyn�, przez moment 
przyku� jej uwag� i powolutku wprowadza� w zawi�o�ci i aspekty 
s�owa "g�odny". Istnieje wiele sposob�w powiedzenia czego�, 
czego wprost powiedzie� nie chcemy, szczeg�lnie, gdy mamy do 
czynienia z dziewczyn� zbyt m�od� lub gdy sami jeste�my 
tylko starym, znikaj�cym ��wiem, pozbawionym nawet 
pretensji. Mamy przecie� do dyspozycji gesty, intonacj�, 
spojrzenia, kt�rymi niekiedy mo�emy wyrazi� bardzo wiele.
��w nie oczekiwa� wi�c ju� niczego, pogr��ony w 
nieub�aganym procesie znikania. Zapewne dlatego nie zauwa�y� 
nawet, �e dziewczyna samym swym zjawieniem si� dokona�a cudu. 
Oto dzi�ki niej poczu�, �e puste, podobne do wyschni�tej 
o�miornicy serce zaczyna bi� �ywiej. Zielonkawa krew zacz�a 
pulsowa� w niewidzialnych �y�ach, zabarwiaj�c je kolorem 
nadziei. Wype�ni�a niewidzialne dot�d wn�trze, uwidacznia�a 
to, co by�o ukryte. Z wszechogarniaj�cego i wszechmocnego 
niebytu zacz�a si� wy�ania� szyja pokryta �uskowat� sk�r�, 
ogon, pazurzaste �apy. ��w powraca� z nico�ci. Jak�e 
niewiele trzeba, by cofn�� czas.
Poczu�em si�, pomy�la�. Poczu�em co�, co nie istnia�o ju� 
od wiek�w i czego nieistnienie mog�o si� tylko utrwala�. 
Poczu�em... siebie. Ja, kt�ry by�em ju� prawie wy��cznie 
�wiadomo�ci�, odczu�em istnienie w�asnego cia�a. Jakie to 
zabawne, dziwne, zapomniane i... mi�e. U�miechn�� si� do 
swoich my�li i otworzy� oczy.
- To by� sen - mrukn�� zniech�cony, widz�c krajobraz 
niezmienny od kilkuset tysi�cy lat. Wszystko si� przy�ni�o. 
Wydmy falowa�y w �arze pi�ropuszami rozwiewanego wiatrem 
piasku, s�o�ce krwawi�o nad horyzontem: bezmy�lne p�omienne 
oko patrz�ce spokojnie na ma�o�� wielkiego domu. Nic si� nie 
zmieni�o.
- Nie ma nikogo pr�cz mnie i nikogo tu by� nie mog�o - 
wmawia� sobie rozumnie. Uzna�, �e ostatnia wizja by�a zbyt 
realna, spr�bowa� wi�c wyperswadowa� sobie �al i t�sknot�, 
pozosta�e po wyimaginowanej przecie� postaci. Nie zauwa�y�, 
�e sny nie �ni� si� same, nie mog�yby wi�c za�ni� si� bez 
niego. Echo s��w dziewczyny jeszcze dr�a�o w powietrzu 
odbijane od �cian domu i od twardej p�aszczyzny bezlitosnego 
nieba, a on ju� zw�tpi� w jej istnienie.
- Je�eli nie istnia�a, dlaczego ja mia�bym istnie�? - 
zastanawia� si� nikn�c, zn�w nikn�c, nikn�c coraz 
intensywniej.
*
Dziewczyna tymczasem nie traci�a czasu. Wspinaj�c si� na 
kolejne pi�tra, znalaz�a wreszcie to, czego szuka�a. Oto 
pyszni�a si� przed ni� bujna kraina wieczy�cie zielonych 
ogrod�w. Po�r�d warzyw i owoc�w odszuka�a rozleg�e pole 
soczystej sa�aty.
- To si� m�j ��w ucieszy - klasn�a w d�onie i zacz�a 
zrywa� puchate, strz�piaste, ociekaj�ce ros� g��wki. Nawet 
nie zauwa�y�a, �e o nieznajomym (przecie� ��w nie by� jej 
znajomym) powiedzia�a "m�j". Jedno ma�e s�owo znaczy czasem 
bardzo wiele. Tym razem by�o tak w�a�nie. I c� z tego, �e w 
swej prostocie nie mog�a s�owa "g�odny" rozumie� inaczej ni� 
j� uczono? I c� z tego, �e nie wiedzia�a o istnieniu innych
rodzj�w g�odu, �e g��d ten, o kt�rym m�wi� ��w, niewiele 
mia� wsp�lnego z sa�at�? Nie mia�o to �adnego znaczenia. 
S�dz�, �e gdyby ��w wygl�da� tylko odrobin� m�odziej, mo�e 
wystarczy�oby, aby sta� si� ca�kowity i kompletny, z pewno�ci� 
od razu wzbudzi�by w niej instynkty i uczucia, kt�rych na 
razie nie wypada�o jej mie�. Zapewne wtedy potrafi�aby 
przeciwstawi� si� jego znikaniu? Zbyt ma�o wiemy o ��wiach, 
by przewidzie� bieg hipotetycznych wydarze�, rozwianych, 
niedoko�czonych sn�w, nigdy nie wyra�onych uczu� i emocji, 
nigdy i w niczyjej �wiadomo�ci nie narodzonych zamiar�w.
Tymczasem wraca�a z nar�czem sa�aty.
- Gdzie jeste�, ��wiu, gdzie jeste�, m�j... lecz s��w 
jej nikt nie s�ucha�: ��wia nie by�o.
Usiad�a na progu i rozp�aka�a si� nie wiedz�c dlaczego. 
Przecie� nic z�ego si� nie sta�o. Tylko ��w znikn��, a mo�e 
nigdy go nie by�o? - Ale on by�, by� z pewno�ci�. Bo po co, 
dla kogo sz�abym po sa�at�. Rozmawia�a z nim nawet - by�o 
jej bardzo smutno, ale i r�wnie b�ogo z powodu smutku. 
Odczuwa�a ten rodzaj rozmarzonego �alu, jaki dopada nas 
czasem po przebudzeniu si� z pi�knego snu, o kt�rym 
wiedzieli�my, �e by� snem, jeszcze w trakcie jego trwania. 
Dziewczyna p�aka�a, p�aka�a i sprawia�o jej to osobliw�, 
nie do�wiadczan� dotychczas przyjemno��. �zy spada�y na 
zbity piach tworz�c b��kitnawe jeziorka, zanim s�o�ce 
zd��y�o je wyzwoli� z mocy grawitacji, zmieniaj�c w ob�oczki 
pary.
Chudy pustynny kr�lik podbieg� w pociesznych podskokach i 
ufnie zanurzy� pyszczek w g�stwinie przyniesionych przez 
dziewczyn� zielonych li�ci. Chrupa� z komiczn� powag�, 
kr�c�c pyszczkiem, a� owo chrupanie zwr�ci�o jej uwag�. 
Przyjrza�a mu si� i delikatnie pog�adzi�a zmierzwion� sier�� 
na ko�cistym grzbiecie. Kr�lik wyda� jej si� znacznie milszy 
i zabawniejszy od nie istniej�cego przecie� ��wia.
- Kr�lik - szepta�a - kr�lik... m�j.
Bardzo chcia�a mie� co� swojego. Odczuwaj�c potrzeb� 
posiadania czego� zale�nego od niej, chcia�a by� te� 
zale�n�, b�d�c jednocze�nie niezb�dnie potrzebn� (dlaczego 
by nie)... kr�likowi? Przesta�a p�aka�. Kr�lik chrupa� 
�ody�ki i listki, poddaj�c si� jej pieszczocie. Ona za� 
g�adzi�a go coraz �mielej, odkrywaj�c w sobie now�, 
przekorn� prawd�, �e ��w i kr�lik s� w�a�ciwie bardzo do 
siebie podobni. Zw�aszcza... w upodobaniu do sa�aty!
Za�mia�a si� g�o�no, zrazu niepewnie, a potem �mia�a si� 
i �mia�a dziwi�c si� swemu smutkowi, dziwi�c zdziwieniu, nie 
pami�taj�c, �e wielokrotnie jeszcze w �yciu b�dzie si� 
dziwi� i smuci� i �mia� za spraw� ��wia, kr�lika czy innego 
zwierza.
Jaszczurki, chrz�szcze i �uki pustynne zastyg�y ze 
zdumienia s�ysz�c przenikaj�cy wszystko d�wi�k, inny ni� 
znane im odg�osy. Zara�liwy, weso�y, swawolny i 
niepowstrzymany.
Zamieniony w pomniczek ciekawo�ci Fenek, zatrzymany wp� 
kroku, zrezygnowa� z za�atwiania swoich pilnych fenkowych 
spraw. Poch�on�a go kontemplacja dziwnego, nie wiadomo co 
nios�cego ha�asu.
Dziewczyna zauwa�y�a Fenka.
- Chod� do nas - zawo�a�a niefrasobliwie. - Chod�, 
podejd�. Sa�aty starczy i dla ciebie!
Jak wiele niedo�wiadczonych dziewcz�t, kojarzy�a 
futrzasto��, kosmato�� (sprawiaj�c� wra�enie mi�kkiej i 
puszystej) z ciep�em i bezbronno�ci�. Fenek wyda� jej si� 
milutki jak pluszowy nied�wiadek czy... kr�lik. A on by� 
wyj�tkowo mi�ym drapie�nikiem.
Lisek pustynny zastanawia� si� marszcz�c nos i omiataj�c 
przestrze� z�otawymi radarami bystrych oczu. Jego wielkie, 
stercz�ce uszy chwyta�y s�owa, kt�rych tre�ci nie rozumia�, 
nie by�o jednak w�tpliwo�ci co do intencji. G�os 
wabi� go i zaprasza�. Zaprasza� na �niadanie!
Fenek prze�kn�� �link� i obna�y� k�y. Od dawna mia� 
ochot� na kr�liki.
*
Za wydm� czai� si� lew o wyj�tkowo wspania�ej grzywie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin