5395.txt

(260 KB) Pobierz
Drielfi

Anna Prus   

PROLOG  
M�oda dziewczyna siedzia�a w oknie i patrzy�a na opadaj�ce li�cie. By�y 
takie kolorowe... Jesie� by�a w pe�ni. Najprawdziwsza z�ota, polska jesie�.  
Nie potrafi�a, mimo urokliwego widoku, sp�dzi� z ust smutku. No tak... Mia� 
zadzwoni�... U�miechn�a si�. Powtarza�a klasyczny przypadek utraconej mi�o�ci 
wakacyjnej. Co mog�a na to poradzi�? By� inny. Mia� pasj�. By� �eglarzem. W jej 
wieku. Kiedy si� rozstali, nawet nie mieli swoich telefon�w. Potem, miesi�c 
p�niej, cudem si� spotkali i wymienili telefony. I na tym si� sko�czy�o. 
A teraz, po tygodniu od spotkania zmusza�a si� do wyrzucenia go z pami�ci. A 
to nie by�o proste. 
Na imi� by�o jej Ania.  
***  
Rozdzia� 1  
Ania wpad�a po szkole do domu i natychmiast zrobi�a sobie herbat� w swoim 
ulubionym bia�ym kubku z serduszkiem. Kiedy tylko woda si� zagotowa�a, wrzuci�a 
torebk� do kubka. Potem pobieg�a do swojego pokoju i przebra�a si�. Ale� dzi� 
by�o zimno! Wsun�a na siebie powyci�gany sweter i drugie skarpetki. Zesz�a do 
kuchni i wypi�a gor�c�, mocn� herbat�. Nap�j rozgrza� j�. Zrodzi�o si� w niej 
postanowienie, kt�re, zwa�aj�c na to, �e by�a wielk� domatork�, zdawa�o si� co 
najmniej dziwne. 
"P�jd� na spacer" - pomy�la�a, cho� by�o 10 stopni i zaczyna�o kropi�. 
Pr�dko za�o�y�a kurtk�, buty i r�kawiczki. Wysz�a zamykaj�c drzwi na klucz.  
Niebo zaci�gn�o si� ciemnymi chmurami, z kt�rych si�pi� leciutki 
kapu�niaczek. Zimny wiatr d�� i przejmowa� do szpiku ko�ci. Drzewa ugina�y si� 
pod jego podmuchami, gubi�c po��k�e li�cie. Mimo to, krajobraz dawa� wra�enie 
dziwnego spokoju i tego, �e co� si� ko�czy i ulatuje. Jak li��.  
Ania pobieg�a nad Wis�� i przechadza�a si� jej brzegiem. �piewa�a sobie pod 
nosem i przypomina�a wydarzenia z obozu �eglarskiego. No tak, wspomnienia zn�w 
o�y�y. �piewa�a coraz g�o�niej i g�o�niej. Sprawia�o jej to wielk� przyjemno�� i 
tylko tu, na odludziu, mog�a �piewa� w spokoju, nie boj�c si� niczyjej krytyki. 
Cho�, przyzna� musia�a, nie by�a wielkim talentem w tej dziedzinie. 
Przesz�a ju� kawa� drogi, kiedy dosz�a do osiedli ogr�dk�w dzia�kowych, co 
oznacza�o, �e najwy�sza pora wraca�. Wszystko by�o opuszczone i smutne. A mo�e 
raczej melancholijne, a nie smutne. Ania cz�sto zastanawia�a si�, dlaczego 
ludzie tu, na terenie zalewowym Wis�y stawiali domy. Dziwne. Czasem nawet na 
wa�, jak nazywano w skr�cie wa� przeciwpowodziowy, wychodzi�y kozy. Kozy! W 
centrum Warszawy! Ludzie uprawiali tu r�wnie� kapust�, marchewk�, jab�ka i 
pomidory. Ale najpi�kniejsze by�y kwiaty. Dzikie, niezadbane r�e, nagietki, 
niecierpki, lwie paszczki i inne kwitn�ce wczesn� jesieni�. 
Ania zauwa�y�a rosn�ce poza ogrodzeniem �adne, delikatne, r�owe, fioletowe 
i ��te kwiatki. Nie zastanawiaj�c si�, zrobi�a z nich bukiet. Nagle a� 
podskoczy�a. W trawie le�a� pi�kny, srebrny diadem. By� chyba upuszczony 
stosunkowo niedawno, bo l�ni� w promieniach zachodz�cego s�o�ca i nie by� ani 
troch� brudny, czy naznaczony z�bem czasu. Podnios�a go zafascynowana.  
- Jaki pi�kny... - oniemia�a z zachwytu, kiedy odkry�a, �e w jednym miejscu 
tkwi� b�yszcz�cy diament. A mo�e kryszta� lub zwyk�a cyrkonia. To nie by�o 
wa�ne. Co najdziwniejsze zdawa� si� emanowa� w�asnym, zielonkawym �wiat�em. Ania 
w�o�y�a go na g�ow� i poczu�a jakie� cudowne ciep�o i spok�j rozp�ywaj�ce si� po 
ca�ym ciele. Nagle us�ysza�a znik�d cichutki, d�wi�czny �piew i dwa s�owa - 
"elli Drielfi". G�os zdawa� si� t�tni� z ziemi, z powietrza, z kwiat�w. Kiedy 
si� odwr�ci�a, nikogo nie zauwa�y�a.  
Deszcz przesta� pada�. Pytania, dziesi�tki pyta� a� rozsadza�y jej g�ow�. 
Jakim cudem ona go znalaz�a? Srebrny diadem w trawie? W�r�d opustosza�ych, 
biednych ogr�dk�w dzia�kowych? Kogo by�o sta� na posiadanie takiego klejnotu? I 
sk�d dochodzi� ten g�os? 
- Elli Drielfi - powiedzia�a. - Jakie to pi�kne. Brzmi jak muzyka. - i 
roze�mia�a si� zupe�nie bez powodu. Troski odesz�y jak no�em uci��. Cho� na 
chwil� zapomnia�a o swoim �eglarzu. 
Spojrza�a na zegarek. No tak. Nie by�o jej ju� p�torej godziny. Czas 
najwy�szy wraca�. Schowa�a diadem troskliwie do wewn�trznej kieszeni kurtki. 
Wola�a, �eby nikt go nie zauwa�y�. Tak na wszelki wypadek. Wcale nie chcia�a go 
straci� ani nikomu oddawa�. Poczu�a ju�, �e jest jej w�asno�ci�. 
Kiedy zobaczy�a szybko gromadz�ce si� czarne chmury domy�li�a si� pr�dko, �e 
idzie burza. 
Dos�ownie w jednej chwili pociemnia�o. Powia�o z tak� si��, �e a� odskoczy�a 
do ty�u. Deszcz lun�� z potworn� si��. Pierwszy grzmot zag�uszy� szum ulewy.  
Ania bieg�a przed siebie, byleby tylko dotrze� do domu. By�o strasznie zimno 
i w og�le nie czu�a ju� d�oni ani palc�w u st�p. 
Wkr�tce zacz�� pada� grad wielko�ci groszku siek�cy w twarz. Nie spos�b by�o 
i��. 
Ania przystan�a na chwil�. Musia�a przykucn��, �eby wiatr jej nie 
przewr�ci�. Tymczasem gradowe kule osi�gn�y rozmiar kurzych jaj. Ka�da kula po 
uderzeniu sprawia�a b�l, jakby kto� cisn�� kamieniem.  
A najgorsze by�o to, �e zupe�nie nie mia�a si� gdzie schowa�. Pochyli�a si�, 
r�kami chroni�c g�ow� i z desperackim wysi�kiem zn�w zacz�a biec. Niewiele 
widzia�a. Po jakim� czasie znalaz�a �cie�k� prowadz�c� do jej osiedla. Pobieg�a 
jeszcze szybciej. Ju� by�a pod domem, ju� wyci�gn�a r�k�, �eby zadzwoni� drzwi, 
kiedy gradowa kula uderzy�a j� w g�ow�. Zatoczy�a si�, przed oczami jej 
pociemnia�o. Nikt nie otwiera�. Z wielkim wysi�kiem wyci�gn�a z kieszeni klucze 
i otworzy�a drzwi. Z ulg� skoczy�a do �rodka i usiad�a na �awce w przedpokoju. 
By�a zupe�nie przemoczona i zzi�bni�ta. Przymkn�a oczy i straci�a przytomno��. 
Po jakich� pi�ciu minutach ockn�a si�. Kiedy przypomnia�a sobie, co si� 
sta�o, wsta�a i posz�a do �azienki. Napu�ci�a do wanny gor�cej wody i zupe�nie 
sko�owacia�a zesz�a do kuchni zaparzy� kolejn� herbat�.  
Trzymaj�c paruj�cy kubek w r�ku wr�ci�a do �azienki. Zrzuci�a z siebie mokre 
ubranie, co nie by�o wcale proste i wesz�a do wanny. Zakr�ci�o jej si� w g�owie 
i zn�w straci�a przytomno��.  
Obudzi�a si�, gdy us�ysza�a dzwonek telefonu. Opatuli�a si� r�cznikiem i 
podesz�a do aparatu. 
- Halo? 
- Cze�� Aniu, to ja. 
- Cze�� mamo. Burza ci� zatrzyma�a? 
- Tak kochanie. Jeste�my z Madzi� u cioci Asi. Jeszcze leje i wali grad, 
wi�c nie wiem, czy nie przenocujemy. Poradzisz sobie kotku? 
- Musz� mamo! Ale wiesz co? 
- Co� si� sta�o? - mama wyczu�a niepok�j w jej g�osie. 
- Nic, tylko dosta�am tym gradem w �eb i straci�am przytomno��. Ale tylko na 
chwil�. 
- Matko boska, Aniu! No... A ja nie mog� do ciebie przyjecha�! Zadzwoni� do 
s�siad�w, �eby si� tob� zaopiekowali i przyjad� jak najszybciej. Jak tylko ten 
grad zel�eje to od razu przyjedziemy. Bo�e! 
- Mamo! Ju� wszystko dobrze! Czuj� si� �wietnie i wszystko jest okey! 
Spokojnie! Nic si� nie martw - roze�mia�a si�. 
- No dobrze. Odgrza�a� sobie zup�? 
- Tak mamo. Papa. 
- No pa. B�d� najszybciej jak si� da. 
- Cze�� - roz��czy�a si�. 
Dopiero teraz Ania poczu�a jaka jest g�odna. Postawi�a zup� na gaz, wy��a i 
rozwiesi�a mokre ubrania, spu�ci�a wod� z wanny i zaparzy�a now� herbat�. Zaraz 
te� zupa by�a gotowa. Zjad�a j� z apetytem. Po�kn�a aspiryn� i postanowi�a 
p�j�� spa�. 
Wtem przypomnia�a sobie o diademie. Posz�a do przedpokoju i z kieszeni 
mokrej kurtki wyj�a l�ni�cy klejnot. By� nieziemsko pi�kny. �wieci� zielonkawym 
�wiat�em. W�o�y�a go na g�ow�. Ca�a senno�� z niej ulecia�a. G�owa te� przesta�a 
j� bole�. Jak na skrzyd�ach polecia�a do swojego pokoju. Zacz�a przymierza� 
sukienki. Wybra�a bia��, prost�, i d�ug�. Przejrza�a si�. 
"Ale� ja pi�knie wygl�dam" - powiedzia�a sobie. A rzeczywi�cie wygl�da�a 
bosko. Rozpu�ci�a d�ugie, pofalowane kasztanowe w�osy, w kt�rych diadem l�ni� 
srebrzy�cie. Zdj�a okulary. Jej niesamowite, lekko sko�ne niebieskie oczy z 
��tymi �rodeczkami b�yszcza�y w podnieceniu. 
- Elli Drielfi! - us�ysza�a za sob� g�os, a w lustrze ujrza�a pi�kn�, smuk�� 
i �niad� kobiet� o szpiczastych ko�cach uszu. U�miecha�a si� do niej przyja�nie, 
a zarazem tajemniczo. 
Ania tak si� przestraszy�a, �e a� podskoczy�a. 
- Nie b�j si�. Jestem Gaija. A ty jeste� Drielfi. To twoje imi�. 
- Mam na imi� Ania. - odpar�a sucho. 
- Eh... - westchn�a przybyszka. Przejd�my mo�e do Kinifijjel�r. P�jdziesz 
ze mn�? 
- Tak. - Ania nabra�a do Gaiji zaufania. Zupe�nie nagle i kompletnie 
irracjonalnie. By� mo�e dlatego, �e Gaija m�wi�a pi�knym j�zykiem, kt�ry 
przypomina� �piew. By� bardzo d�wi�czny, melodyczny i radosny. Od razu go 
pokocha�a i dziwi�a si� sobie, �e go rozumie. A by� mo�e nie. 
- Zamknij oczy. - Ania zamkn�a je i us�ysza�a jaki� szum. Czu�a, �e leci w 
jakiej� dusznej, nieokre�lonej ciemno�ci. Wszystko trwa�o kr�tk� chwilk�. 
- Mo�esz ju� otworzy�. 
To, co zobaczy�a by�o przepi�kne. Na niewielkiej polance, poro�ni�tej 
mi�kk�, pachn�c� traw�, wrzosem i k�pkami jag�d, sta�y dwie drewniane �awki i 
st�. Na stole pali�a si� niebieska, wysoka �wieca, sta�a butelka, dwa kieliszki 
i talerz z owocami. 
Dziwi�a si� sobie, dlaczego si� zgodzi�a p�j�� nie wiadomo gdzie z nie 
wiadomo kim. 
Polana by�a z trzech stron obro�ni�ta gajem brzozowym, natomiast z czwartej 
strony, opada�a stromo tworz�c klif nad spokojnym morzem.  
S�o�ce ju� chyli�o si� ku zachodowi, prze�wiecaj�c przez jesienne li�cie. 
Zaiste by�o pi�knie. 
Gdzie� w oddali s�ycha� by�o radosny �piew i d�wi�k lutni. 
- Usi�d� prosz�. - powiedzia�a Gaija. 
Ania usiad�a na �awce. 
- Jak zapewne si� domy�lasz, jestem elfem. Znajdujemy si� w Kinifijjel�r, 
pi�knym lesie elf�w, po�o�onym na wsch�d od Jeziora D�ugiego. Drielfi, bo tak 
brzmi twoje imi� w naszej mowie, oznacza "Dzieci� Elf�w". Sprowadzi�am ci� tu, 
bo najstarsze przepowiednie m�wi�, �e ten, kto znajdzie Diadem Fitherin, ten 
zazna �ycia Gdzie Indziej. Jeste� Flecistk�. Umiesz gra� na flecie poprzecznym, 
tak? 
- Tak. 
- Ijnefri Fitherin, tak zw� legendy Flecistk� z Wygnania, to te� twoje imi�. 
Ale to...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin