1004.txt

(628 KB) Pobierz
      Stefan �eromski
           Wis�a
       Wiatr od morza
        Mi�dzymorze
  Wydawnictwo "Czytelnik"
  Warszawa 1967  
  
  
  
  
  
  
  
  
  
         PWZN
        "Print 6"
        Lublin 1995
  Adaptacja na podstawie
  ksi��ki pod tym samym
  tytu�em wydanej przez
  Wydawnictwo "Czytelnik"
  Warszawa 1967
  
  
  
  Wis�a
  
  
  
  Nowy l�d
  
  
  Suchy wiatr spali� ju� wielkie �niegi. Gor�cy podmuch wyni�s� je w 
przezroczyste niebiosa. P�yn� teraz w widnokr�gach dalekich z�ote zarazem i 
bia�e, �niade i rumiane, puszyste i bujaj�ce jak w�osy czteroletniej 
dziewczynki. Po �nie�nym panowaniu w g��bokich lasach jeszcze si� nie 
wyprostowa�y zesch�e trawy i zmartwia�e byliny. Le�� wygniecione przez 
ucisk zasp, na p�ask rozpostarte po ziemi, oczywiste uprzytomnienie ci�aru 
zlodowacia�ych pok�ad�w. Blask s�o�ca wszystko z martwych wskrzeszaj�cy tu 
i tam na nie przypada - poprzedzierany przez fioletowe cienie �niat�w 
bukowych i pni�w �wierka, jakby �aski pe�ne spojrzenie poprzez palce 
przes�aniaj�ce boskie oczy. Gdziekolwiek wpo�r�d rudych porost�w strumyczek 
wiosenny w nizin� si� przes�cza, tam ��t� smug� rodzina jaskr�w wytryska. 
Spomi�dzy zesch�ych badyl�w l�ni tu i �wdzie przylaszczka podobna do barwy 
kwietniowych niebios. Ledwie dos�yszalny szmer wiosennej wody podnosi� si� 
zdaje, przypomina� i uwydatnia� tajemniczy zapach zi� ledwie rodz�cych si� 
w owej chwili. Jak czarodziejskie m�odo�ci natchnienie, ja�niej� w dalekiej 
puszczy sosnowej brzozy owiane nie roztulonymi listkami. Spojrzenie w ka�d� 
stron� jest odkryciem cudu i zwiastowaniem o nim czuj�cej duszy. Ka�de 
takie powzi�cie pe�n� miar� zapomnienia si� od szcz�cia podnosi do warg 
zeschni�tych, do gard�a �ci�ni�tego od �ez. Na wz�r rozkwitaj�cej 
przylaszczki serce wita si� z niebiosami jak za dzieci�cych dni, jak przed 
straszliw� zim� do�wiadcze�. Polotny wiatr wywiewa z niego i zabiera na 
b�ogos�awione swe skrzyd�a nieprzezwyci�on� noc udr�czenia.
  Daleko, dok�d wzrok nie si�ga, za b��kitnymi mg�ami �ni swe przedwio�nie 
d�uga, szeroka, nieprzemierzona, nieobesz�a, nieogarniona ziemia. Trawi 
sw�j pokarm i nap�j wysysa. Dr�y w wiosennym oparze. Zapad�y si� w jej 
g��boko�� tysi�ce tysi�cy cia� przychodni�w z dalekich stron - zza siedmiu 
g�r, zza dziewi�ciu rzek. Tysi�ce tysi�cy n�g depta�y j� i tratowa�y, 
przemierzy�y jej kr�te, w�skie i mylne dro�yny - brn�y w b�otach, 
zarabia�y si� w piaskach i wi�z�y w glinach - t�uk�y si� i zbija�y o jej 
kamienie, id�c naprz�d i w ty�, wci�� w sin� dal - od zaoranych do 
rozgrodzonych jej granic. Brali j� w posiadanie chciwymi oczami, przezywali 
jej niedol� zel�ywym s�owem, przyw�aszczali sobie jej odwieczn� bied� nigdy 
tutaj nie s�yszanymi nazwami. Setki tysi�cy zwierzy�y jej ostatni sw�j j�k 
i ostatnie mi�osne s�owo, gdy upad�szy nisko le�a�y krzy�em na m�czennicy - 
gdy gruntowa�y najdok�adniejsz�, nieomyln�, w�asn� miar� g��bok� otch�a� 
cierpienia.
  Wch�on�a ich jako swoj� zdobycz wojenn� chciwa z g�odu ziemia niewoli. 
Zapuszczaj� si� teraz wyl�k�e nici m�odocianych korzeni w jej g��bin� i 
pe�nymi �aski zwojami oplataj� tajemnic� straszliw�. Kwiaty wiosenne nie 
znaj�ce nigdy o niczym pami�ci, po to tylko potrzebne, �eby wiekuiste na 
nic nikomu pi�kno kszta�towa� - pi� poczynaj� soki zdrowe i wydycha� wo� 
czarodziejsk� z tajemnicy straszliwej. Jak przez kwiat wiosny, kt�ry 
lito�ci nie zna, �alu nie czuje - p�yn�� poczyna zdrowie duszy poprzez si�y 
cielesne pokolenia nowego. Pot�pione przez nie zostanie, zapomniane, 
wzgardzone, nast�pni�te stop� nieszcz�dn� truch�o zapad�e w ziemi�, gn�j 
podglebny, pr�chnica wo�aj�ca o lemiesz i kilof.
  Przyp�yw i odp�yw oceanu nie jest tak nieprzezwyci�ony, to� jego nie 
jest tak niezgruntowana, jak wielk� by�a otch�a� ha�by i przepa�� 
cierpienia zalewaj�ca t� ziemi�. Bezdenny ci�ar martwego oceanu sto lat ta 
ziemia d�wiga�a na sobie. A� oto anio� straszliwy poruszy� go do dna - 
pocz�� ko�ysa�, rozdziela�, rozk�ada� na ludy wolne, na ludy w sobie samych 
za�lepione, od pychy swej oszala�e. Pchni�te skrzyd�em anielskim poci�gn�y 
g�uche wody na wsch�d - na zach�d. Pozna�y ziemie s�oneczne, l�dy 
szcz�liwe, ci�ar przyp�ywu cierpienia. Zrozumia�y ludy wynios�e m�czarni� 
niewolnicy milcz�cej. W s�o�cu wiosny ods�ania� si� pocz�� wielki, 
zapomniany, nowy l�d.
  Stane nawroty w�d wy��obionymi d���c szlakami jeszcze si� po nim tarzaj�. 
Jeden z nawrot�w wydar� milion m�odzie�c�w kwitn�cych i m��w pot�nych ze 
�rodka miast i si� - pod znakiem odwiecznego tyrana postawi� ich pier� 
przeciw piersi w bratob�jczym boju na ojczystej r�wninie lub wymi�t� w g�ry 
Kaukazu, w doliny Azji, ponad przepa�cie morza. Drugi - bezimiennych trup�w 
polskich setki tysi�cy rozrzuci�, rozmi�t�, rozwl�k� po obliczu ziemi - u 
wr�t fortecy Verdun, kt�ra na swej bramie wyry�a napis r�wnie niez�omny jak 
ona: S'ensevelir sous tes ruines plut�t que se soumettre, na drogach 
Francji, Belgii, Serbii, Rumunii, w b�otach Rygi, w lasach Litwy, w g�rach 
Albanii, w dolinach Macedonii, nad krwaw� rzek� Isonzo, w  przepa�ciach 
Tyrolu i w piaskach Palestyny. Trzeci ze sk��bionych odm�t�w swej burzy, z 
�ona tego trz�sienia ziemi, kt�re w�asn� jego natur� przewr�ci�o na nice, 
wydaje milion zrabowanych dusz, milion serc i milion prawic m�skich, kt�re 
or�a wolno�ci przyciska j� do piersi spalonych t�sknot�. Czwarty z 
najg��bszej, najurodzajniejszej gleby wy�ama� p� miliona pracownik�w, 
a�eby z nich uczyni� sanskryckie dwipada, poci�gowego dwunoga, starogreckie 
andrapodon, bydl� robocze z ludzkimi nogami, rzymskie manicipiun't, czyli 
to, co si� r�k� w jarzmo ima. Inny - pokona� dzieci w ko�yskach, wytraci� 
chorobami podros�e, nauczy� pokolenie odziewa� si� mrozem i deszczem, 
opasywa� g�odem, podpiera� na drogach swej ojczyzny krzywd� i zniewag�.
  Lecz ka�da noc, kt�ra kona, ods�ania coraz dalsze zarysy nowego l�du. 
Ka�dy dzie�, kt�ry si� z nocy rodzi, ukazuje przestrze� coraz dalsz�...
  B�d� pozdrowiona, przenajdro�sza ziemio nasza, kt�r� czcili�my mi�o�ci� 
bezdenn�, gdy� by�a pod otch�aniami w�d niewoli. B�d� pozdrowiona teraz i o 
ka�dej porze mow� nasz� tysi�cletni� i na wieki wiek�w �wi�t�! B�d� 
pozdrowiona w sercu pokolenia, co si� jeszcze morduje i cierpi - oraz w 
sercu przysz�ych, szcz�liwych i radosnych!
  
  ---------------------------
  
  Wis�a I
  
  
  Pocz�cie Wis�y dokonywuje si� w�r�d �wistu-po�wistu wiatr�w po�udnia i 
wiatr�w zachodu, przypadaj�cych na jasne mg�y w kwiecistych tatrza�skich 
dolinach i na wilgotne ob�oki ledwie powsta�e spomi�dzy koron sosnowych w 
szerokiej puszczy Beskidu.
  W �onie chmury czaruj�cej, kt�rej kszta�t nieprzerwanie nowy ju� si� 
nigdy nie powt�rzy, a pi�kno�� jedyna ju� nigdy drugi raz nie przep�ynie w 
niebiosach, staje si� Wis�y istnienie.
  Nadranna rosa wiosny, ciep�y letni deszcz, r�any szron jesieni i szad� 
okrywaj�ca martwymi kolcami bezlistne drzewa, d�ugotrwa�e zimowe ulewy, 
�lepa zawieja i grad wszystko wyniszczaj�cy wci�� odnawiaj� nieprzeliczone 
jej �r�d�a.
  Ze �niegowic klinem wciosanych w szczeliny skalne mi�dzy trzonami 
szczyt�w podniebnych, na kt�rych roztrzaskuje si� w�ciek�y huragan, wyj� 
furie burzy ci�arne w zaspy �niegu i kamienie gradowe - s�cz� si� w �leby 
zawalone mokrymi piargami wysokie wody do staw�w.
  Ze skalnych jezior, zawieszonych jakoby lutnie zawsze nowe pie�ni 
samograj�ce, z kotlin wysiedzianych u podn�a krzesanic przez cielska 
lodowc�w, kt�re odesz�y by�y przed szesnastoma tysi�cami lat w p�nocne 
strony - uciekaj� strumienie wieczy�cie �wawe wy�omami w morenach przez 
milion lat uzgarnianych.
  Z pieczar dr��onych przez kamienne pok�ady wskutek wzdrygnienia bezdennej 
wapiennej skaliny, gdzie czarne powierzchnie jezior podziemnych trwaj� 
nieruchomo w mroku przenigdy nie rozdartym spojrzeniem oczu istoty �yj�cej 
- skradaj� si� wody czarne chodnikami wykapanymi w granicie lub wy�artymi w 
wapieniu do przepa�ci g��bokiej, kt�r� bia�y ich wodospad nape�nia powabem 
niewys�owionym.
  Z �an�w le�nych, sianych wytrwale przez zamierzch�o�� stuleci po garbach 
nieprzebytych wzg�rz �l�ska, z trz�sawisk torfowych, ponad kt�rymi 
najobfitszy m�y deszcz, spo�r�d gnat�w korzennych wieloramiennego buka i 
d�bu-niepo�oma, z po�cieli mch�w otulaj�cych stopy jode� i �wierk�w, z 
zagaja m�odej olszyny, paproci i podbia��w - �ciekowiskiem wykapu ze 
smereku wylewa si� Czarna Wis�a.
  G��bokimi w�wozy, po wielkich z�omach kamieni i k�odach zwalonych drzew, 
na dnie pe�nym grubego �wiru, w cieniu ga��zi i bujnych traw, z hukiem i 
gwa�tem pieni si� Bia�a Wis�a.
  Czarne i bia�e rami�, dwa potoki, spadaj� z wynios�o�ci, aby z��czywszy 
si� toczy� zakolem - zakolem, w g��bokich parowach, w�r�d g�r i las�w, 
wsp�lne wi�la�skie fale.
  Niezliczone dzikie strumienie jak w��kna i nici oplot�y i przepoi�y 
rozleg�y �l�ska kraj, a�eby jego wodne zasoby Wi�le darowa�.
  Sid�a i w�owiska ich si�gaj� do �r�de� Olzy i Ostrawicy w Odrze 
ton�cych, podobnie jak szlak graniczny naszej mowy chwiej�c si� i 
zaplataj�c od przemocy tonie w obcym zalewie.
  Szumne, przezroczyste, zielone i fioletowe strumienie po�udnia wielkich 
Tatr, kt�re na��cz� cudn� opasali wch�ania w siebie Poprad pienisty, 
obfitowody, wierny szlak Spisza - w Wi�le uj�cie znajduj�.
  Le�ny San darowuje p�nocy to, co by Dniestr na po�udnie wyni�s�.
  B��kitny, unicki Bug, bystra podlaska Narew podbieraj� skarb wodny g�rnej 
Prypeci.
  Ss�ce w��kna Wis�y si�gaj� do w�d Odry, do w�d Dniestru, do w�d Dniepru i 
do w�d Niemna.
  Jedne z nich, jako ca�kowite rzeki, wytryskuj� z wapieni�w Pienin, ze 
wzg�rz krakowskich - inne s�cz� si� ze �wirowisk i wywierzysk, 
rozmywaj�cych zbocza p�askowzg�rz i pag�rk�w, albo przeczystymi baniami 
nieprzerwanie pulsuj� k�dy� w r�wninie barwistej ��ki, a�eby p�niej toczy� 
si� przez ni� niedostrzegalnym po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin