14999.txt

(740 KB) Pobierz
Elisabeth Dored
Kochałam Tyberiusza
Tłumaczyła z norweskiego Beata Hłasko
Wydawnictwo Poznańskie Poznań 1989
Tytuł oryginału
JEG ELSKET TIBERIUS
Opracowanie graficzne  PETRUK           .
Słownik informacyjny opracował HENRYK ANDERS
Š Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1989
ISBN-83-210-0832-1
Matce mojej powišcam
I

ATIA, MOJA BABKA ze strony ojca, była piękna, rozpieszczona, a po matce, siostrze Juliusza Cezara, odziedziczyła pychš rodu ju-lijskiego. Wychowała się* w dobrobycie, toteż ojciec'jej, rozglšdajšc się za zięciem, usiłował znaleć człowieka, który zapewniłby córce warunki, do jakich przywykła. Wybór padł na jedynaka najlepszego przyjaciela, na Gajusza Oktawiusza, który wieżo owdowiał.
Kantor Oktawiuszów w Welitrach stanowił wymarzone podwaliny domowego ogniska, tym bardziej że członkowie tego rodu byli szanowanymi i bogatymi obywatelami. Od wielu pokoleń zakładali kantory w prowincjach, dzięki zapobiegliwoci i umiarowi gromadzili majštek, z którym nawet rzymscy finansici musieli się liczyć. Zresztš już w dawnych czasach byli tak zamożni, że zostali przyjęci do stanu rycerskiego.
Atia jednak lekceważyła małżeństwo zapewniajšce dobrobyt, wspominała pradawny szlachetny ród swej matki i marzyła o życiu w rodowisku patrycjuszy. Kiedy mój ojciec i ciotka Oktawia przyszli na wiat, na nich skupiła wszystkie swoje ambicje. Z okazji urodzin ojca bez końca wynajdywała znaki wróżšce mu zwycięstwa, ale trzeba przyznać, że jej fantazja przekroczyła granice prawdopodobieństwa, gdyż w końcu zaczęła utrzymywać, iż zawdzięcza on swoje istnienie nocy przespanej w wištyni Apollina, gdzie bóg nawiedził jš pod postaciš węża; nie mówmy już o tym, jak bardzo to uszczupliło małżeńskie zasługi dziadka.
Dziad ze strony ojca był człowiekiem zdolnym i rozważnym, spokojnie i pewnie wspinał się po szczeblach urzędniczej kariery,
którš zakończył jako namiestnik w Macedonii. Zaledwie osiem lat przeżył w małżeństwie z Atiš, gdy nagle zmarł w Nola, w drodze powrotnej do Rzymu.
"Babka bardzo prędko otrzymała nowš propozycję małżeństwa ze strony konsula Marcjusza Filipa, syna znanego mówcy; była to wietna partia. Zwišzek ów zadowalał obie strony.  Filip był przyjacielem Cycerona, raczej republikaninem niż zwolennikiem pryncypatu, ale ze względu, na Atię usiłował nosić płaszcz na dwóch ramionach. Liczył, że małżonka zrobi to samo, lecz babka moja takich względów nie uznawała. W końcu Filip zaczynał walić pięciš w stół, po czym wywišzywała się awantura, podczas której ojciec mój i ciotka Oktawia popłakiwali, nie miejšc podnieć oczu. Po ustaniu burzy matka zabierała dzieci do siebie, obsypywała je pocałunkami, oblewała łzami i przekarmiała słodyczami. Ojciec, z natury słabego zdrowia, popsuł sobie wskutek tego zęby i trawienie na całe życie. Oboje z ciotkš Oktawiš nabrali też wstrętu do gwałtownych wybuchów uczucia i odznaczali się większym opanowaniem niż przeważnie dzieci.
Babka ubierała dzieci bardzo starannie, ale będšc próżnš przywišzywała większš wagę do elegancji niż do praktycznoci, wobec czego nawet zimš nosiły zupełnie lekkš odzież. Ojciec nabawił się zapalenia pęcherza, ale kiedy zachorował, głos zabrał Filip. Posłano po wyzwoleńca, który uczył się sztuki lekarskiej przy wištyni Eskulapa w Atenach i był wonczas uważany za najbardziej obiecujšcego lekarza. Nazywał się Antoniusz Muza. Za sowitym wynagrodzeniem przeniósł się on do Rzymu jako lekarz domowy Atii.
Muzie wystarczyło jedno spojrzenie do nocnika, żeby stwierdzić, co chłopcu dolega. Oboje z Oktawiš musieli odtšd nosić ciepłe ubrania, a podczas zimna również wełniane owijacze na nogi. Zabroniono im wszelkich słodyczy i korzennych win, ojcu dawano do jedzenia tylko jarzyny i słodkie owoce. Ponadto musiał wypijać potworne iloci wody ródlanej. Atia urzšdzała sceny twierdzšc, że lekarz usiłuje zamordować jej syna, Filip również okazywał sceptycyzm. Uważał jednak, że trzeba dać Muzie szansę wy-,kazania się umiejętnociami, a wkrótce i tak sprawdzš, czy chłopcu się polepszy, czy pogorszy.
Od chwili zastosowania diety ojciec najpierw powoli, potem coraz szybciej wracał do z;drowia. Grek zauważył, że kłopoty z wy-
3
próżńieniem powtarzajš się, ilekroć chłopiec zdenerwuje się kłótniami rodziców, zaproponował więc, aby przenieć go do częci domu przeznaczonej dla mężczyzn i tam chować w towarzystwie innych dzieci. Zaproszono synów sšsiadów; najmłodszy z nich, Marek Agrypa, rówienik mego ojca, został jego najserdeczniejszym przyjacielem.
Wybierajšc towarzyszy dla swego pasierba Oktawiana, Filip kierował się różnymi względami. Przede wszystkim byli to chłopcy dzielni i żywi, a poza tym niskiego pochodzenia, toteż nikt nie pytał ich o polityczne przekonania. Filip wiedział jednak, że wychowali się w domu republikańskim, miał więc nadzieję, że Oktawian, stykajšc się z nimi, uniknie cezariańskich wpływów Atii. Największym kamieniem niezgody w jego pożyciu z Atiš było włanie jej pokrewieństwo z Juliuszem Cezarem.
Z biegiem lat Filipowi coraz trudniej było podtrzymać zaufanie przyjaciół w senacie, nie miał bowiem otwarcie zerwać z Juliuszem Cezarem ani zamknšć przed nim drzwi swego domu, jeli przychodził z wizytš. W takich wypadkach Atia wysilała się ponad miarę, a Cezar, który podbijał serca swoich żołnierzy dzielšc ich trudy, obrabowywał gospodarzy, przyjmujšc ofiarowywane sobie podarunki. Pełen galanterii prawił babce komplementy na temat jej młodego wyglšdu, wykwintnej kuchni i pięknego domu. Ona za promieniała i rzucała mężowi tryumfujšce spojrzenia, co złociło Filipa więcej, niż to było warte. Na szczęcie wizyty te nigdy długo nie trwały.
Pewnegp dnia Juliusz Cezar odwiedził ich w willi pod Bajami. Pożegnania się przecišgały, wita czekała przed domem. Konie były wypoczęte, dobrze nakarmione, klacz Cezara tańczyła z zadowolenia. Marek Agrypa trzymał jš- za uzdę i niecierpliwie spoglšdał ku drzwiom.
Nigdy jeszcze nie przeżył takiego dnia! Czycił konie, smarował siodło Cezara. Od piwniczego wyłudził amforę wina dla masztalerzy, w nagrodę usłyszał, że porzšdny z niego chłopak. Dotychczas widywał niekiedy generałów imperatora, obecnie ujrzał Cezara we własnej osobie.
Włanie Cezar stanšł w drzwiach i badawczym wzrokiem obrzucił czekajšcych, zanim raz jeszcze odwrócił się do gospodarzš z ostatnim słowem pożegnania. Atię pocałował w policzek, klep-
nšł Filipa po ramieniu, przelotnie ucisnšł Oktawiana, po czym pewnym krokiem zszedł po schodach, płynnym ruchem skoczył na siodło i ujšł wodze. Ubrany był tylko w jednš rękawicę, Agry-pa~za*uważył, że druga, zatknięta za pas, spadła pod nogi tańczšcego konia, gdy jedziec odrzucał do tyłu połę płaszcza. Agrypa jak błyskawica rzucił się pod kopyta, podniósł rękawicę i podał imperatorowi. Cezar wzišł jš i z umiechem powiedział:
 Bystry jeste i szybko się decydujesz. Lubię chłopców, którzy nie znajš lęku...
Dotychczas ideałem Marka Agrypy był Aleksander, od tej chwili Macedończyk przybrał rysy Cezara. Obojętne było teraz, co myleli w domu, żadnej roli jaie grało, że brat znajdował się w szeregach republikanów  dla Agrypy istniał tylko Cezar, toteż z całym młodzieńczym zapałem i zachwytem zabrał się do studiowania historii jego wypraw. Myl, że jego przyjaciel, Oktawian, był krewnym wielkiego bohatera, przyczyniała się jeszcze do pogłębienia uczuć przyjani.
W marcu tegoż roku ojciec mój i Agrypa przywdziali męskie togi i zostali wprowadzeni na Forum. Filip najchętniej posyłałby ich na naukę do Cycerona, ale sędziwy mówca wycofał się już i zamieszkał na wsi. Za porednictwem swego przyjaciela, Cilniusa, umiecił więc tymczasem chłopców u znanego adwokata, u którego uczył się także Mecenas, syn Cilniusa. Trzej młodzieńcy wkrótce stali się nierozłšcznymi towarzyszami.
Ojciec robił wyrane postępy, zbierał wiele pochwał za miły spo-, sób bycia oraz inteligencję, a mimo to babka nie byłš zadowolona. Nieustannie bowiem snuła patrycjuszowskie marzenia i prosiła wuja o poparcie dla syna. Juliusz Cezar wprowadził go do kolegium kapłanów przy wištyni Jowisza, którego członkiem sam został po ukończeniu szesnastu lat. Jako pontifex maximus nie miał najmniejszych trudnoci z umieszczeniem krewnego w kolegium, czyli w miejscu najodpowiedniejszym dla młodzieńca, który miał Się uczyć sztuki godnego, zachowania. Ponadto ojciec nawišzywał tam kontakty użyteczne na przyszłoć, gdyż za zasłonami wištyni znacznie częciej pocišgano za sznurki polityki, niżby ktokolwiek przypuszczał.
W każdym razie Juliusz Cezar robił, co mógł, dla Atii, bo z natury był szczodry i lubił uchodzić za dobroczyńcę. Poza tym było
10
mu żal kobiety wydanej za starego jurystę, który" tak wyglšdał, jakby potrzebował poparcia większoci senatu, zanim się z czymkolwiek odezwał. Szczęciem na pociechę miała syna, jak dotychczas niezwykle uzdolnionego chłopca, zupełnie niepodobnego do mężczyzny, który sporód męskich członków rodu był najbliższy jego sercu. Toteż Cezar chętnie widywał go przy sobie jak najeżę-' ciej, w dniach wielkich tryumfów zawsze posyłał po syna Atii.
Ku wielkiemu niezadowoleniu Filipa, a jawnej radoci babki, ojciec znalazł się bezporednio za rydwanem tryumfatora. A co ważniejsze  był również na długiej licie tych, którzy z okazji tej uroczystoci mieli zostać patrycjuszami.
Wydarzenie to miało tak ogromne znaczenie dla babki, że nawet wybaczyła Oktawiuszom i Filipowi fakt, iż byli zwykłymi ludmi. Majšc syna patrycjusza mogła się czuć na Palštynie jak w domu.
Ojciec przyjšł to wyróżnienie o wiele spokojniej niż babka, bo od dawna słyszał o oczekujšcej go wspaniałej przyszłoci, wpbec czego aktualne wydarzenia były dla niego rzeczš normalnš. W owym roku tryumfu miał w duchu znacznie mniej wštpliwoci niż wuj co do tego, kto będzie następcš Juliusza Cezara.
Podczas uroczystoci odszukał go Marek Agrypa. Był przygnębion...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin