14603.txt

(44 KB) Pobierz
Grota ta�cz�cych jeleni
Clifford D. Simak
prze�o�y� Andrzej Leszczy�ski


Kiedy Boyd wspina� si� strom� �cie�k� wiod�c� ku wylotowi jaskini, us�ysza� melodi� wygrywan� na fujarce przez Luisa. Nie musia� ju� wraca� do groty - wszystkie prace zako�czono: szkice, pomiary, fotografie; pe�na dokumentacja zosta�a skompletowana. A by�o tego sporo, nie tylko malowid�a, cho� one stanowi�y najwa�niejsz� cz�� odkrycia. Nadpalone ko�ci drobnych zwierz�t i znakomicie zachowane �lady ogniska, w kt�rym pieczono mi�so; niewielki schowek, wype�niony r�nymi minera�ami, z kt�rych uzyskiwano barwniki s�u��ce nast�pnie do wykonania malowide� - zestaw cennych komponent�w, ukrytych przez prehistorycznego artyst�, kt�ry z nieodgadnionych powod�w nie by� w stanie wykorzysta� ich do ko�ca; szcz�tki ludzkiej d�oni, oderwanej w nadgarstku (z jakiego powodu oderwanej i�dlaczego pozostawionej w jaskini, gdzie zosta�a odnaleziona dopiero po up�ywie trzydziestu tysi�cleci?); lampa umo�liwiaj�ca arty�cie tworzenie rysunk�w, wykonana z bry�y piaskowca, mieszcz�ca w wydr��eniu podk�ad z mchu oraz warstw� t�uszczu, dla kt�rego wa�ek mchu stanowi� knot. Wszystkie te skarby wraz z wieloma innymi mniej znacz�cymi przedmiotami stanowi�y dum� Boyda. Gawarnia okaza�a si� najbardziej warto�ciowym odkryciem w�dziedzinie rysunk�w naskalnych - prawdopodobnie zadecydowa�y o tym r�wnie� nietypowe metody zastosowane do bada� jaskini. Z pewno�ci� tutejsze znaleziska nie by�y tak spektakularne jak te z Lascaux, jednak�e dostarczy�y o wiele wi�cej danych.
Nie musia� ju� wraca� do jaskini, a jednak co� go do niej ci�gn�o. Dr�czy�o go przeczucie, �e w po�piechu i w po�wi�ceniu si� innym pracom co� umkn�o jego uwadze. Poprzednio niezbyt si� nad tym zastanawia�, lecz teraz, kiedy m�g� ju� spokojnie wszystko przemy�le�, nabiera� coraz mocniejszego przekonania, �e przeoczy� co� znacz�cego. T�umaczy� sobie, �e jest to pewnie wytw�r jego wyobra�ni. Chcia� jednak�e stan�� z tym czym� jeszcze raz oko w oko (o ile w og�le odnalezienie �r�d�a niepokoju by�o mo�liwe) i przekona� si� ostatecznie, czy jest to co� namacalnego, czy tylko dr�cz�ce go nieustannie wra�enie.
Wr�ci� wi�c i teraz wspina� si� strom� �cie�k�, mocno zaciskaj�c w d�oni wielk� latarni�, a zawieszony u paska geologiczny m�otek obija� mu nogi. Ws�uchiwa� si� w melodi� wygrywan� przez Luisa, kt�ry z pewno�ci� siedzia� na niewielkim skalnym tarasie, nieco poni�ej wylotu jaskini - w miejscu, kt�re sobie wybra� na samym pocz�tku bada�. Luis obozowa� w rozstawionym na tarasie namiocie bez wzgl�du na pogod�, przygotowywa� posi�ki na turystycznym kocherze i sam wyznaczy� sobie rol� psa wartowniczego, strzeg�cego jaskini przed intruzami. Co prawda niewielu by�o intruz�w, je�li nie liczy� przypadkowych turyst�w, kt�rzy us�yszawszy o prowadzonych pracach zbaczali wiele kilometr�w ze swoich marszrut by obejrze� to miejsce. Mieszka�cy po�o�onej ni�ej doliny nie stanowili �adnego problemu; nikt chyba nie m�g�by po�wi�ca� mniej uwagi temu, co dzieje si� niemal wprost nad jego g�ow�.
Boyd pozna� Luisa ju� wcze�niej. Dziesi�� lat temu zjawi� si� on nie wiadomo sk�d na terenie wykopalisk w w�wozie skalnym jakie� sto kilometr�w st�d i kr�ci� si� tam przez dwa sezony bada�. Rezultaty tamtych prac by�y o wiele mniej znacz�ce, ni� Boyd pocz�tkowo to sobie wyobra�a�, jakkolwiek rzuci�y nieco nowego �wiat�a na kultur� azylsk�, stanowi�c� niewyja�niony kres rozwojowy wielkiej rodziny prehistorycznych kultur zachodniej Europy. Zatrudniony zrazu jako laborant, w kr�tkim czasie Luis sta� si� ulubie�cem geolog�w i coraz cz�ciej powierzano mu odpowiedzialne zadania. W tydzie� po rozpocz�ciu prac w Gawarni zjawi� si� ponownie w obozie naukowc�w.
- Dowiedzia�em si�, �e jeste�cie tutaj - powiedzia� w�wczas. - Czy macie dla mnie jak�� prac�?
Kiedy Boyd min�� ostry zakr�t �cie�ki, ujrza� go - siedz�cego po turecku przed wysmaganym wiatrami namiotem i zawzi�cie dmuchaj�cego w nieod��czn� prymitywn� fujark�.
Na dobr� spraw� nie by�a to nawet fujarka, lecz �wistawka, a prymitywne, pierwotne d�wi�ki, jakie si� z niej wydobywa�y, trudno by�o nazwa� melodi�. Nie mia�o to nic wsp�lnego z muzyk�, cho� Boyd musia� przyzna�, �e w tej materii jest ca�kowitym dyletantem. By�o tego ledwie cztery nuty - czy te� cztery d�wi�ki? Instrument tworzy�a wydr��ona ko��, wyd�u�ona z jednej strony na kszta�t ustnika, z dwoma otworami do regulowania strumienia powietrza.
Kiedy� zagadn�� Luisa na temat fujarki.
- Nigdy nie widzia�em czego� podobnego - rzek�.
- Rzadko si� je spotyka - odpar� Luis. - Jedynie tutaj, w wioskach rozrzuconych po g�rskich dolinach.
Boyd doszed� do ko�ca �cie�ki, przeci�� poro�ni�ty traw� taras i usiad� obok Luisa, kt�ry przesta� gra� i opu�ci� fujark� na kolana.
- My�la�em, �e ju� nie wr�cisz - rzek� Luis. - Reszta grupy wyjecha�a ju� kilka dni temu.
- Chc� po raz ostatni rozejrze� si� tutaj - odpar� Boyd.
- �al ci porzuca� jaskini�?
- Tak. Chyba w�a�nie tak.
U ich st�p rozci�ga�a si� dolina pomalowana w jesienne odcienie br�z�w, ma�a rzeczka b�yszcza�a niczym srebrna wst��ka w promieniach s�o�ca, silnie kontrastuj�c z �yw� czerwieni� dach�w wioski.
- Pi�knie tutaj - odezwa� si� Boyd. - Od czasu do czasu przy�apuj� si� na pr�bie wyobra�enia sobie, jak te� mog�y wygl�da� te okolice w tamtych czasach, kiedy powsta�y malowid�a w jaskini. Prawdopodobnie nie zasz�y wielkie zmiany. G�ry musia�y pozosta� nie zmienione. W dolinie na pewno nie by�o ornych p�l, jedynie naturalne pastwiska. Tu i tam grupy drzew, ale z pewno�ci� nie za wiele. �wietne tereny �owieckie. Wsz�dzie pod dostatkiem trawy dla zwierz�t ro�lino�ernych. Pr�bowa�em nawet wyobrazi� sobie, w kt�rym miejscu mogli obozowa� ludzie. Doszed�em w ko�cu do wniosku, �e chyba tam, gdzie teraz znajduje si� wioska.
Spojrza� na Luisa. Ten nadal siedzia� sztywno, zakrywaj�c d�o�mi fujark� spoczywaj�c� na kolanach. Na jego wargach b��dzi� niewyra�ny u�miech, jak gdyby u�miecha� si� do w�asnych my�li. Ma�y czarny beret siedz�cy r�wniutko na czubku g�owy, okr�g�a, regularna, ogorza�a twarz, kr�tko obci�te czarne w�osy, niebieska koszula rozche�stana pod szyj�. M�ody, silny m�czyzna; na jego twarzy nie by�o ani jednej zmarszczki.
- Kochasz swoj� prac� - stwierdzi� Luis.
- Po�wi�ci�em jej wszystko. Podobnie jak ty, Luis - odpar� Boyd.
- To nie jest moja praca.
- To nie ma wi�kszego znaczenia. W ka�dym razie wykonujesz j� bez zarzutu. Nie chcia�by� p�j�� ze mn�? Rzuciliby�my ostatnie, po�egnalne spojrzenie. 
- Mam pewn� spraw� do za�atwienia we wsi.
- My�la�em, �e ci� ju� nie zastan� - rzek� Boyd. - Kiedy us�ysza�em, jak grasz na fujarce, by�em zaskoczony.
- Wkr�tce odejd� - odpar� Luis. - Jutro albo pojutrze. Nie mam po co tu siedzie�, ale podobnie jak ty, z�y�em si� z tym miejscem. Nie mam dok�d i��, nikt mnie nie potrzebuje. Nic si� nie stanie, je�li zostan� tu jeszcze kilka dni.
- Tak d�ugo, jak tylko zechcesz - powiedzia� Boyd. - To miejsce nale�y do ciebie. Nied�ugo zostanie tu prawdopodobnie postawiona stra�nica, ale odpowiednie w�adze z�pewno�ci� nie b�d� si� z tym spieszy�y.
- Wi�c mo�emy si� ju� nigdy nie zobaczy�? - zapyta� Luis.
- By�em par� dni w Roncesvalles - odpar� Boyd. - To w�a�nie tam Gasko�czycy rozbili tyln� stra� Karola Wielkiego w 778.
- S�ysza�em o tej miejscowo�ci - rzek� Luis.
- Zawsze chcia�em zobaczy� to miejsce, ale nigdy nie mia�em czasu. Ko�ci� wzniesiony przez Karola jest ju� ruin�, lecz m�wiono mi, �e do dzisiaj w wioskowej kaplicy odprawiane s� msze za dusze poleg�ych paladyn�w. Kiedy wr�ci�em stamt�d, nie mog�em oprze� si� pokusie, �eby jeszcze raz zajrze� do jaskini.
- Ciesz� si� z tego - powiedzia� Luis. - Czy mog� by� impertynencki?
- Nigdy nie by�e� impertynentem - odpar� Boyd.
- Czy mo�emy jeszcze raz, zanim odejdziesz, prze�ama� si� chlebem? Dzi� wieczorem, dobrze? Przygotuj� omlet.
Boyd zawaha� si�, t�umi�c w sobie ch�� zaproszenia Luisa na kolacj�.
- B�d� zaszczycony, Luis - odrzek� po chwili. - Przynios� butelk� dobrego wina.

Trzymaj�c latarni� na wysoko�ci oczu, Boyd z wyt�on� uwag� przygl�da� si� skalnej �cianie. A jednak mia� racj�, nie by�a to tylko gra wyobra�ni. Tutaj, w tym szczeg�lnym miejscu, ska�a nie stanowi�a jednolitej p�aszczyzny. Siatka p�kni�� dzieli�a j� na szereg p�l, niemal idealnie imituj�c lit� ska��. Tylko przez przypadek mo�na by�o dostrzec owo sp�kanie. Gdyby nie patrzy� na wprost, r�wnolegle z padaj�cym �wiat�em, nigdy by tego nie zobaczy�. Dziwne, pomy�la�, �e nikt z licznej grupy przez d�u�szy czas prowadz�cej badania w jaskini nie dostrzeg� przedtem tej anomalii. Niewiele przecie� umkn�o uwadze naukowc�w. Mimowolnie wstrzyma� oddech, cho� zaraz sam siebie zgani� za g�upot�. Przecie� te p�kni�cia mog�y w�gruncie rzeczy nie znaczy� nic. Mog�y to by� �lady zwyk�ej erozji pod wp�ywem mrozu. Z�drugiej strony erozyjne p�kni�cia ska�y od mrozu we wn�trzu jaskini by�yby czym� wr�cz niezwyk�ym. Odpi�� m�otek od pasa i prze�o�ywszy latarni� do lewej r�ki wsun�� czubek ostrego ko�ca m�otka w jedn� ze szczelin. Ostrze �atwo zag��bi�o si� w ska��. Delikatnie nacisn�� i szpara poszerzy�a si�. Poci�gn�� mocniej i po chwili dopasowany od�am skalny wysun�� si� ze swego le�a. Od�o�y� m�otek i latarni�, pomocowa� si� nieco z kamieniem i�wkr�tce wyj�� go ze �ciany. Pod nim u�o�one by�y dwa inne, kt�re da�y si� wyj�� r�wnie �atwo jak pierwszy. Szybko namierzy� pozosta�e od�amy i pousuwa� je wszystkie. Ukl�kn�� na dnie jaskini i skierowa� strumie� �wiat�a wprost w ods�oni�ty w�a�nie korytarz.
By� szeroki na tyle, by wczo�ga� si� do �rodka, na chwil� jednak Boyd zawaha� si� przed natychmiastowym jego zbadaniem. Wej�cie bez asekuracji stanowi�o do�� powa�ne ryzyko. Gdyby co� si� sta�o, gdyby utkn�� w jakim� przej�ciu, gdyby od�am skalny osun�� si� i�zablokowa� mu powr�t lub zrani� go, nie mia� praktycznie szans ratunku - a w ka�dym razie nie m�g� si� spodziewa� �adnej skutecznej pomocy w nied�ugim czasie. Luis po powrocie do obozowiska prawdopodobnie czeka�by na niego, a gdyby nie doczeka� si� j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin