16782.txt

(64 KB) Pobierz
Wiedźmin Zone by Silvan - www.wiedzmin.art.pl[Wersja "do druku"]


            Wybór 2: Zemsta


                    Rozdział pierwszy

                    Ping...ping...ping...ping...ping... Jednostajny głos 
            dochodzący do mojej głowy stawał się coraz głośniejszy. Narastał, 
            pulsował, zmieniał tonację. Ciemność przed oczami zaczęła blednąć. 
            Robiło się coraz jaśniej i jaśniej i w końcu otworzyłem oczy. - 
            Witaj wśród żywych Luter! Jak miło zobaczyć, że znowu wytrzeszczasz 
            ślepia. - Aahherrr - próbowałem coś wyjąkać, jednak nie wychodziło 
            mi to zbyt dobrze.
            - Gdyby cię to interesowało jesteś w szpitalu.
            - Cześć Peint - no w końcu udało mi się coś powiedzieć.
            - Znalazłem cię w kałuży krwi, na dodatek nie tylko twojej. Jako 
            dobry samarytanin zabrałem cię więc do szpitala, gdzie się już tobą 
            zajęli, nie wyglądałeś najlepiej. Dlaczego ty nigdy mi nic nie 
            mówisz jak idziesz trochę poszaleć. - rozglądnąłem się wokół siebie 
            nie zwracając uwagi na dalsze narzekanie, białe ściany, białe 
            prześcieradła, jednostajne ping...ping...ping maszyny stojącej przy 
            moim łóżku, a obok drugie łóżko z taką samą maszynką 
            ping...ping............ping.......piiiiiiiiiiiiiiiiiiii.
            - Wiesz co stary, chyba mam Deja vu, czy ja już tu nie byłem i nie 
            słuchałem tego twojego ględzenia?
            - To pewnie od odniesionych urazów, gdyby nie ja, to nie wiem czy 
            leżałbyś w takim ciepłym pomieszczeniu.
            - Pewnie tak. Jak mnie znalazłeś?
            - Usłyszałem, że szukasz panny Adams, popytałem się trochę tu, 
            trochę tam i dowiedziałem się, co to za osóbka, miałem właśnie cię 
            odwiedzić, tyle, że nie było cię w motelu. Portier tzn. ten miły pan 
            co wydaje klucze i otwiera drzwi co ładniejszym panienkom po 
            krótkich pertraktacjach powiedział mi, że dość szybko wyjechałeś. Po 
            kilku dokładniejszych pytaniach i lekkim przyciśnięciu delikwenta 
            dowiedziałem się paru innych szczegółów. Nawet sobie nie wyobrażasz 
            ile wie taki człowiek, który siedzi cały czas w jednym miejscu i 
            obserwuje. Naprawdę fascynujące. Sam się zdziwiłem jego wiedzą i ...
            - Dosyć! Przestań już gadać!!! Jesteśmy przyjaciółmi, ale nie 
            nadużywaj mojej cierpliwości. Długo już tu jestem?
            - Będzie z 5 dni.
            - Cholera. - zamknąłem oczy - wiesz może kiedy mnie wypuszczą
            - Powinien pan poleżeć jeszcze przynajmniej 3 dni. - usłyszałem 
            jakiś obcy, kobiecy głos, otworzyłem oczy, przede mną stała ubrana 
            na biało pielęgniarka uśmiechająca się serdecznie. - Niestety musimy 
            przenieść pana do Miejskiego Szpitala.
            - Co? Dlaczego? Miejski Szpital to umieralnia. Ktoś miał niezłe 
            poczucie humoru nazywając to "szpitalem", bardziej pasuje do tego 
            kostnica.
            - Niestety nie ma innej rady. - powtórzyła pielęgniarka, nie 
            uśmiechała się już sympatycznie, teraz miała uśmiech w stylu "i tak 
            nie walniesz mnie w mordę frajerze, nie jesteś w stanie!" i ten 
            blask w oczach wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że czasy, w których 
            pielęgniarki były miłymi osóbkami niosącymi pomoc minęły 
            bezpowrotnie. - Pańskie konto jest zablokowane i nie ma pan czym 
            płacić, więc jedynym wyjściem jest przeniesienie pana w inne 
            miejsce. To jest szpital, a nie instytucja charytatywna.
            - Konto zablokowane? Mam rozumieć, że jest puste? To ile mnie 
            kosztowało leżakowanie w tej budzie?
            - Z pana konta pobraliśmy 1100$. 100$ wpisowe i po 200$ za każdy 
            spędzony tu dzień. Jednak nie możemy pobrać następnej kwoty, gdyż 
            bank zablokował konto, co równa się z usunięciem pana z listy 
            naszych pacjentów. - Kurwa, ten uśmiech, jeszcze chwila, a postaram 
            się, by zniknął z jej twarzy na zawsze i wtedy zamienimy się 
            miejscami.
            - Przepraszam - zapytałem grzecznie, starałem się nie okazywać chęci 
            wbicia jej noża w brzuch i pokręcenia nim na wszystkie strony, to 
            zazwyczaj zniechęca ludzi do dalszej rozmowy ze mną, a wprowadzenie 
            tych chęci w życie jeszcze bardziej pogarsza sytuację. - czy bank 
            podał jakąś informację co do zablokowania konta?
            - Nie, nic takiego nie miało miejsca. Zostanie pan przewieziony do 
            drugiego szpitala za dwie godziny.
            - Chwileczkę - wtrącił się Peint - proszę skorzystać z mojego konta, 
            zapłacę za niego.
            - Dobrze. Proszę udać się ze mną do recepcji. - i Peint ruszył 
            raźnym krokiem za panią w białej spódniczce wyszeptawszy "zaraz 
            wracam, nie odchodź" zniknął za drzwiami razem ze swoim 
            sarkastycznym uśmieszkiem. Mogłem się założyć, że już próbuje dobrać 
            się do biednej pielęgniarki i gdy tylko wróci zacznie się chwalić 
            swoim nowym podbojem. Tylko co się kurwa dzieje z moim kontem, 
            wyczerpać się nie mogło, bo nawet po odjęciu tych 1100$ pozostało mi 
            na koncie prawie 1000 dolców, no i przecież miałem dostać 500 000$ 
            za zabicie Kathren Adams. Nie przychodziło mi nic do głowy oprócz 
            kolejnego "kurwa mać". 
            Mike wrócił dopiero po 20 min. Uśmiechnięty jak człowiek, który 
            idzie odebrać miliard w lotka i nie wie, że zaraz przejedzie go 
            ciężarówka. 
            - Hehe, no to wieczór mam już zajęty. Wiesz, że panna Natalia jest 
            tak naprawdę bardzo miłą osóbką.
            - Jezu!!! Cały Michael Peint. Mówiłem ci już, żebyś nie szedł do 
            łóżka z każdą kobietą, którą spotkasz. Jeszcze kiedyś tego 
            pożałujesz.
            - Ale jak na razie jest O.K., więc nie martw się na zapas.
            - Ja się o ciebie nie martwię, tyle, że masz takie znajomości, że 
            szkoda mi będzie, gdy coś ci się stanie. No właśnie, spróbuj się 
            dowiedzieć co jest nie tak z moim kontem.
            - Dobra, zobaczę co da się zrobić, a ty leż tutaj spokojnie i nie 
            narób kłopotów. 
            - Postaram się - powiedziałem lekko się uśmiechając - Aha, wiesz 
            może gdzie jest mój pluszowy miś?
            - Zobacz w szafce. - powiedziawszy to wyszedł. Sięgnąłem do szafki i 
            rzeczywiście leżał tam mój miś. Był już lekko wyliniały i trochę 
            przybrudzony (głównie krwią) no i miał naderwane jedno ucho. Wziąłem 
            go do ręki i podłożyłem pod głowę, trzeba jakoś przeczekać te trzy 
            dni. Spróbowałem zasnąć i chyba mi wyszło, bo już po kilku chwilach 
            jednostajne ping...ping...ping znikło z mojej jaźni i nastała 
            ciemność.

                    Rozdział drugi

                    Zapiąłem rozporek i już zabierałem się za guzik, gdy drzwi 
            się otworzyły. Podniosłem wzrok, w wejściu stał Mike.
            - Cześć, jesteś już gotowy?
            - Noo, tzn. tak, już idę - powiedziałem mocując się z guzikiem, 
            próbowałem go zapiąć, ale gdy już przechodził przez dziurkę w 
            ostatniej chwili z niej wypadał. Chwyciłem go jeszcze raz i 
            spróbowałem ponownie, z tym samym skutkiem. - Kurwa, co jest!
            - Może ci pomóc, hehe.
            - Spierdalaj, lepiej poszukaj moich zabawek, nigdzie nie mogę ich 
            znaleźć.
            - Są w samochodzie, chyba nie myślisz, że odwiózłbym cię do szpitala 
            z takim arsenałem.
            - Jest!!! Uff w końcu się udało, powinienem dostać Nobla. - 
            zarzuciłem marynarkę, poprawiłem białą koszulę i rozprostowałem ręce 
            - Choć zmywamy się, bo już nie mogę tu wytrzymać.
            - Wodzu prowadź. - powiedział z uśmiechem i wyszliśmy. Po drodze do 
            wyjścia zahaczyłem jeszcze o recepcje, gdzie otrzymałem resztę moich 
            rzeczy, zegarek, kartę kredytową itp. Raźnym krokiem ruszyliśmy do 
            drzwi wyjściowych.
            - Aha, mówiłeś coś o samochodzie, to już nie jeździsz autobusami? 
            - Nie, hehe, już nie jeżdżę. Po ostatniej naszej robótce już nie 
            musze, choć znowu zaczyna brakować mi pieniążków - doszliśmy już do 
            wyjścia, drzwi otworzyły się automatycznie, świeże powietrze (no 
            może nie takie świeże, powiedzmy powietrze różniące się od tego, 
            które zażywałem przez ostatni tydzień) wtargnęło do płuc i ... 
            zacząłem kaszleć.
            - Cholera, czy mi się wydaje czy tego smogu robi się coraz więcej. - 
            powiedziałem robiąc kilka kroków do przodu.
            - Hoho, posiedział trochę w szpitalu i już narzeka na domowe 
            pielesze, choć lepiej przywitać się ze swoim motorem i zobaczyć 
            samochód.
            - Już ... ekhem idę - przez chwilę starałem się nie kaszleć, szedłem 
            za Peintem, drapanie w gardle zaczęło jednak narastać - poczekaj 
            chwilę - zdołałem powiedzieć i skuliwszy się trochę zacząłem 
            kaszleć. Pyk...lekki, prawie niesłyszalny dźwięk, trawnik obok 
            chodnika, po spotkaniu z kulą, wybuchnął wyrzucając w przestrzeń 
            kawałki ziemi.
            - Co jest? - rzuciłem się do przodu biegnąc w stronę motoru, patrząc 
            w stronę, z której prawdopodob...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin